[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pojazd sapnął i turkocząc, wytoczył się z opustoszałego placu.Laura obserwowała z przerażeniem, jaktylne światła autobusu stają się coraz mniejsze i mniejsze, aż w końcu znikły w ciemnościach.- No i czy to nie wstyd? - zauważył jeden z chłopców za jejplecami.- Odjechali i zostawili cię samą, artystko.Laurę ogarnęła panika.Spojrzała z przestrachem na Jamesa.- Proszę.- Oczy napełniły jej się łzami.- Pokaż nam, jak wysoko podnosisz nogi, panienko.- Mó-wiący te słowa klepnął ją w pośladek.Odwróciła się gwałtownie.- Przestań! Ani się waż dotknąć mnie znowu! Spochmurniał.- Nie podoba mi się twoja zarozumiałość, złotko! Z jakiegopowodu tak drzesz nosa do góry, można wiedzieć?- Jest zdenerwowana, ponieważ zapomniała pałeczki.Myślę,że będę musiał dać jej inną laseczkę do kręcenia.Cała banda wybuchnęła gromkim śmiechem.Ten, który topowiedział, zsiadł z motocykla.- Przekonajmy się, czy potrafisz łatwo nawiązywać przyjaźnie.- Szybko postąpił naprzód i złapał ją za ramiona.- Nie!53Laura krzyknęła przenikliwie i zaczęła się bronić.Udało jej się uderzyć napastnika w szczękę zaciśniętymi pięściami.Rozwścieczony, zaklął siarczyście i zdwoił wysiłki, by jąobezwładnić.Przyjaciele pośpieszyli koledze na pomoc, kiedysię okazało, że z Laurą nie pójdzie mu tak łatwo.Walczyłazaciekle, jednocześnie wzywając pomocy.- Puśćcie ją!Spokojnie wypowiedziane polecenie sparaliżowało napast-ników.Chłopcy od niej odstąpili, oprócz jednego, któryrozgniatał wargami usta Laury, brutalnie ściskając jej po-śladek.- Kazałem ci ją puścić! - Tym razem rozkaz brzmiał jużdobitniej.Niedoszły amant podniósł głowę i obejrzał się naswego wodza.- Dlaczego?- Ponieważ tak ci każę!- Do diabła! Ona tylko udaje.Specjalnie robi hecę, dla pokazu.Ona tego chce!- Nie mam zwyczaju powtarzać dwa razy.Motocyklistajeszcze się opierał, ale zdrowy rozsądek wziąłgórę, i ustąpił.Nieraz obserwował Padena w bójce i wiedział, jak James potrafi bić.Nie miał ochoty narażać się na jegociosy.Napastnik opuścił ręce.James ujął Laurę za przegub ipociągnął do przodu tak mocno, że kości chrupnęły jej w szyi.- Siadaj! - rozkazał zwięźle, wskazując tylne siedzenie moto-cykla.Pośpiesznie wspięła się na siodełko.Wstrząsnęła się, do-tknąwszy nagimi udami zimnego skórzanego obicia.Odetchnęła głęboko.Z ulgą poczuła na wargach zimnepowietrze.Zatarło smak piwa, jaki zostawił na jej ustachpocałunek natrętnego adoratora.- Oddajcie jej kurtkę! - rozkazał James.Jeden z kumpliposłusznie przyniósł okrycie.54James czekał cierpliwie, aż Laura się ubierze, i rzucił swej bandzie krótkie „później".Zapuścił silnik.Motocykl wyrwałsię z parkingu jak narowisty koń i pomknął na ulicę.Jak im się udało nie wywrócić, kiedy brali zakręt, Laura nie miałapojęcia.Prawdę mówiąc, podczas tej szalonej jazdy niewiele docho-dziło do jej świadomości, prócz obawy, że nie zdoła się utrzy-mać na siodełku.James musiał widocznie myśleć o tymsamym, ponieważ odwrócił głowę i wykrzyknął:- Obejmij mnie ramionami!Wiedziała, że jest to najlepsza rada, więc chociaż niechętnie, objęła go w talii i przylgnęła do jego pleców.Pod skórzanąkurtką czuła ciepło męskiego ciała.Ciała, które budziło w niej lęk.Nigdy przedtem nie była fizycznie tak blisko chłopaka.Tylko że to nie był chłopak.To już był mężczyzna.- Gdzie się odbywa ta zabawa?- Zmieniłam zdanie, nie chcę tam iść! - odkrzyknęła.- Zawieźmnie prosto do domu.Nie pytał o drogę.Wiedział, że mieszka przy Indigo Place 22.Szybkość, z jaką pędzili, nie przyczyniała się do jej uspoko-jenia.Wspomnienie dopiero co przeżytej grozy wycisnęło z jej oczu łzy.Popłynęły strumieniem po policzkach, dodatkowoziębiąc twarz smaganą podmuchami lodowatego wiatru.Szukając ochrony przed listopadowym zimnem, ukryła twarzw kołnierzu czarnej kurtki Padena.Pachniał wodą kolonskąOld Spice i wyprawioną skórą.Jego włosy muskały ją potwarzy.Przemknęli przez ulice miasteczka i wjechali na gorzej utrzymane wiejskie drogi.Kiedy motocykl zacząłpodskakiwać na wybojach, Laura mocniej przylgnęła doJamesa, bezwiednie ściskając udami jego uda.Wiedziała, w którym momencie skręcił w stronę Indigo Place,ale dopiero wtedy podniosła głowę, kiedy wjechał w krętądojazdową alejkę, prowadzącą pod dom numer dwadzieścia55dwa.Jej rodzice umówili się po meczu z przyjaciółmi w prze-konaniu, że ich córka na balu orkiestry dobrze się bawi i nic złego jej nie grozi.Motocykl się zatrzymał, ale Laura nie od razu z niego zeszła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Pojazd sapnął i turkocząc, wytoczył się z opustoszałego placu.Laura obserwowała z przerażeniem, jaktylne światła autobusu stają się coraz mniejsze i mniejsze, aż w końcu znikły w ciemnościach.- No i czy to nie wstyd? - zauważył jeden z chłopców za jejplecami.- Odjechali i zostawili cię samą, artystko.Laurę ogarnęła panika.Spojrzała z przestrachem na Jamesa.- Proszę.- Oczy napełniły jej się łzami.- Pokaż nam, jak wysoko podnosisz nogi, panienko.- Mó-wiący te słowa klepnął ją w pośladek.Odwróciła się gwałtownie.- Przestań! Ani się waż dotknąć mnie znowu! Spochmurniał.- Nie podoba mi się twoja zarozumiałość, złotko! Z jakiegopowodu tak drzesz nosa do góry, można wiedzieć?- Jest zdenerwowana, ponieważ zapomniała pałeczki.Myślę,że będę musiał dać jej inną laseczkę do kręcenia.Cała banda wybuchnęła gromkim śmiechem.Ten, który topowiedział, zsiadł z motocykla.- Przekonajmy się, czy potrafisz łatwo nawiązywać przyjaźnie.- Szybko postąpił naprzód i złapał ją za ramiona.- Nie!53Laura krzyknęła przenikliwie i zaczęła się bronić.Udało jej się uderzyć napastnika w szczękę zaciśniętymi pięściami.Rozwścieczony, zaklął siarczyście i zdwoił wysiłki, by jąobezwładnić.Przyjaciele pośpieszyli koledze na pomoc, kiedysię okazało, że z Laurą nie pójdzie mu tak łatwo.Walczyłazaciekle, jednocześnie wzywając pomocy.- Puśćcie ją!Spokojnie wypowiedziane polecenie sparaliżowało napast-ników.Chłopcy od niej odstąpili, oprócz jednego, któryrozgniatał wargami usta Laury, brutalnie ściskając jej po-śladek.- Kazałem ci ją puścić! - Tym razem rozkaz brzmiał jużdobitniej.Niedoszły amant podniósł głowę i obejrzał się naswego wodza.- Dlaczego?- Ponieważ tak ci każę!- Do diabła! Ona tylko udaje.Specjalnie robi hecę, dla pokazu.Ona tego chce!- Nie mam zwyczaju powtarzać dwa razy.Motocyklistajeszcze się opierał, ale zdrowy rozsądek wziąłgórę, i ustąpił.Nieraz obserwował Padena w bójce i wiedział, jak James potrafi bić.Nie miał ochoty narażać się na jegociosy.Napastnik opuścił ręce.James ujął Laurę za przegub ipociągnął do przodu tak mocno, że kości chrupnęły jej w szyi.- Siadaj! - rozkazał zwięźle, wskazując tylne siedzenie moto-cykla.Pośpiesznie wspięła się na siodełko.Wstrząsnęła się, do-tknąwszy nagimi udami zimnego skórzanego obicia.Odetchnęła głęboko.Z ulgą poczuła na wargach zimnepowietrze.Zatarło smak piwa, jaki zostawił na jej ustachpocałunek natrętnego adoratora.- Oddajcie jej kurtkę! - rozkazał James.Jeden z kumpliposłusznie przyniósł okrycie.54James czekał cierpliwie, aż Laura się ubierze, i rzucił swej bandzie krótkie „później".Zapuścił silnik.Motocykl wyrwałsię z parkingu jak narowisty koń i pomknął na ulicę.Jak im się udało nie wywrócić, kiedy brali zakręt, Laura nie miałapojęcia.Prawdę mówiąc, podczas tej szalonej jazdy niewiele docho-dziło do jej świadomości, prócz obawy, że nie zdoła się utrzy-mać na siodełku.James musiał widocznie myśleć o tymsamym, ponieważ odwrócił głowę i wykrzyknął:- Obejmij mnie ramionami!Wiedziała, że jest to najlepsza rada, więc chociaż niechętnie, objęła go w talii i przylgnęła do jego pleców.Pod skórzanąkurtką czuła ciepło męskiego ciała.Ciała, które budziło w niej lęk.Nigdy przedtem nie była fizycznie tak blisko chłopaka.Tylko że to nie był chłopak.To już był mężczyzna.- Gdzie się odbywa ta zabawa?- Zmieniłam zdanie, nie chcę tam iść! - odkrzyknęła.- Zawieźmnie prosto do domu.Nie pytał o drogę.Wiedział, że mieszka przy Indigo Place 22.Szybkość, z jaką pędzili, nie przyczyniała się do jej uspoko-jenia.Wspomnienie dopiero co przeżytej grozy wycisnęło z jej oczu łzy.Popłynęły strumieniem po policzkach, dodatkowoziębiąc twarz smaganą podmuchami lodowatego wiatru.Szukając ochrony przed listopadowym zimnem, ukryła twarzw kołnierzu czarnej kurtki Padena.Pachniał wodą kolonskąOld Spice i wyprawioną skórą.Jego włosy muskały ją potwarzy.Przemknęli przez ulice miasteczka i wjechali na gorzej utrzymane wiejskie drogi.Kiedy motocykl zacząłpodskakiwać na wybojach, Laura mocniej przylgnęła doJamesa, bezwiednie ściskając udami jego uda.Wiedziała, w którym momencie skręcił w stronę Indigo Place,ale dopiero wtedy podniosła głowę, kiedy wjechał w krętądojazdową alejkę, prowadzącą pod dom numer dwadzieścia55dwa.Jej rodzice umówili się po meczu z przyjaciółmi w prze-konaniu, że ich córka na balu orkiestry dobrze się bawi i nic złego jej nie grozi.Motocykl się zatrzymał, ale Laura nie od razu z niego zeszła [ Pobierz całość w formacie PDF ]