[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszedł zatem bramą ogrodową i ruszył żwirową alejką, ciągnącą się między zachodnią ścianą manteionu a szpalerem rachitycznych drzew figowych, skręcił w lewo między altanę obrośniętą winoroślami oraz rabaty, na których maytere Marmur hodowała zioła, po czym wbiegł po popękanych schodach plebani, pokonując po dwa stopnie naraz.W kuchni klatkę z ptakiem postawił na rozchwierutanym, drewnianym stole i zaczął energicznie pompować wodę.Gdy strumień stał się już przejrzysty i zimny, napełnił kubek i postawił naczynie obok klatki w taki sposób, by kruk mógł do niego sięgnąć.Wtedy też usłyszał kroki wchodzących do manteionu uczniów.Przeciągnął mokrą ręką po włosach i ruszył w ich stronę, by przeprowadzić popołudniowy apel.Na tyłach manteionu znajdowały się niewielkie drzwi, zawsze otwarte, by zapewnić pomieszczeniu odpowiednią cyrkulacje powietrza.Jedwab minął próg, wszedł po krótkich schodach o wytartych nogami wielu pokoleń augurów stopniach i znalazł się w mrocznym sanktuarium, tuż za świętym oknem.Wciąż rozmyślając o rynku i posępnym, czarnym ptaku, pozostawionym w kuchni na plebani, poszukiwał w myślach jakiegoś istotnego tematu, który mógłby poruszyć w rozmowie z siedemdziesięcioma trzema uczniami w wieku od ośmiu do szesnastu lat.Sprawdził napięcie i zerknął na urządzenia rejestrujące prace świętego okna.Nic nie wskazywały.Czy kiedykolwiek pojawił się w nim Pah Wielki? Czy pojawił się w nim jakiś inny bóg? Paterę Płetwa zapewniał, że Pah Wielki mu się objawił, gratulował, dodawał otuchy i nalegał, by przygotować się na chwilę (mającą nadejść niebawem, jak zapewnił), gdy przestanie istnieć cały whorl.Czyżby bóg odszedł na dobre?Wydawało się to niemożliwe.Sprawdzając złącza załamanym pod kątem prostym ramieniem krzyża próżniowego, który nosił na piersiach, Jedwab przez chwilę modlił się o wiarę.Następnie, przekraczając ostrożnie wijący się meandrycznie główny kabel, którego izolacji od dawna już nie można było ufać, wziął głęboki wdech, wyszedł zza okna i zajął miejsce w poobijanej ambonie, gdzie zawsze podczas popołudniowych apeli siadywał patere Płetwa.Gdzie śpi teraz Płetwa, dobrotliwy starzec, pełen wiary stary sługa cierpiący na bezsenność, leciwy augur, który przysypiał czasami – ale tylko czasami – podczas wspólnych posiłków? Stary człowiek, który zarówno gromił, jak i kochał wysokiego, młodego akolitę, przysłanego do manteionu jako jego następcę po tylu latach służby, po tylu wlokących się ospale dekadach.Młody patere Jedwab pokochał swego poprzednika tak, jak kochać można tylko własną matkę.Gdzie przebywa teraz stary patere Płetwa? Gdzie śpi; a jeśli śpi, to czy przynajmniej ma spokojny sen? A może się budzi co chwila, tak jak dawniej, gdy spoczywał na swym długim, skrzypiącym łożu ustawionym w sypialni przylegającej do izby Jedwabia? Może modli się o północy i po pomocy w porze rozjaśnienia, kiedy nikną krainy niebios, może wciąż modli się, gdy w Vironie wygaszają ogniska, latarnie i wieloramienne kandelabry, modli się, gdy mieszkańcy miasta odwracają twarze do pojawiającego się ponownie słońca? Modli się, gdy nastaje pora cieni zwykłego dnia, kiedy poranek pała swą chwałą, a pejzaże nocy w ciszy znikają jeden za drugim.Czy śpiąc obok bogów, stary patere Płetwa nie budzi się, by przypomnieć o ich powinnościach?Wzmocniony na duchu wiarą patere Płetwy, stojąc obok lśniącej, szarej pustki świętego okna, Jedwab przez chwilę obserwował uczniów.Wiedział, że wielu z nich jest ubogich, i południowy posiłek, które sześć matek przygotowało w kuchni palestry, stanowi dla nich jedyny posiłek w ciągu dnia.Ale byli czyści i schludni, a pod bacznym okiem maytere Róży, maytere Marmur i maytere Mięty zachowywali się bardzo poprawnie.Z nowym rokiem, zgodnie ze zwyczajem wprowadzonym przez patere Płetwę, odebrał starszych chłopców maytere Mięcie i przekazał ich maytere Róży.Teraz jednak, gdy przebiegał wzrokiem po zgromadzonych uczniach, uznał tę decyzję za nierozsądną.Starsi chłopcy okazywali nieśmiałej i bojaźliwej z natury maytere Miecie szacunek i posłuszeństwo, odnosząc się do niej wręcz po rycersku.Jeśli nie, wymuszali to na nich prowodyrzy, tacy jak Róg.Natomiast egzekwującej nieugięcie od swych wychowanków posłuszeństwo maytere Róży chłopcy, prawie młodzi mężczyźni, którzy niedługo (bardzo niedługo) mieli wziąć na swe barki obowiązki ojców rodziny, nie darzyli szczególnym respektem.Jedwab odwrócił wzrok od uczniów i skierował spojrzenie na wizerunki Paha oraz jego żony Echidny; Paha o dwóch twarzach i z błyskawicami w rękach oraz Echidny z wężami.To wystarczyło.Młodzież ucichła w pełnym szacunku oczekiwaniu.Z głębi manteionu oczy maytere Marmur rzucały spod kornetu fioletowe lśnienia.Maytere Marmur uważała, że ilekroć Jedwab przemawia z ambony, zawsze robi z siebie głupca.– Podczas dzisiejszego apelu nie złożymy ofiary, choć powinniśmy.– Uśmiechnął się, czując, iż zwrócił na siebie zainteresowanie dzieci.– Jedenastu z was zaczęło w rym miesiącu pierwszy rok nauki.Mimo to wszyscy wiecie, że rzadko kiedy mamy ofiarę do złożenia podczas codziennego apelu… Zapewne jesteście ciekawi, dlaczego właśnie dziś o tym wspominam.Otóż dlatego, że dzisiejszy dzień jest szczególny.Będzie ofiara, tu, w tym manteionie, ale później, gdy już rozejdziecie się do domów.Jestem pewien, że pamiętacie jagnięta.Połowa dzieci skinęła głowami.– Jak wiecie, kupowałem je za pieniądze, które zaoszczędziłem podczas nauki w scholi – pieniądze te przysyłała mi matka – oraz za pensję wypłacaną mi przez Kapitułę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl