[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słuchaj, przepraszam, że poruszyłem tę sprawę.- Johnny skłamałby równie dobrze jak papież.jak papież.no, wiesz co.Walt ryknął śmiechem i w tym momencie Sara omal nie cisnęła w niego swą filiżanką kawy.Zamiast rzucać, schowała ręce pod stół i ścisnęła je mocno.Denny zagruchał do ojca i również sięroześmiał.- Złotko, nie mam nic przeciwko niemu i nie mam nic przeciwko temu, co robi.Tak naprawdę, toszanuję go za to.Jeśli taki tłusty, stary, zaśniedziały konserwatysta jak Fisher w ciągu piętnastu lat wIzbie Reprezentantów ze zbankrutowanego adwokata zmienił się w milionera, to ten gość ma wszelkieprawo nachapać się, ile może, udając nawiedzonego.- Johnny nie kłamie.- Głos Sary pozbawiony był jakiegokolwiek wyrazu.- To trick dla prostaczków, którzy czytają szmatławe tygodniki i należą do UniwersyteckiegoKlubu Książki - stwierdził pogodnie Walt.- Chociaż muszę przyznać, że odrobina jego zdolnościcholernie by mi się przydała przy wyborze sędziów przysięgłych w tym upiornym procesie Timmonsa.- Johnny Smith nie kłamie - powtórzyła Sara i usłyszała jego słowa: ześlizgnęła ci się z palca.Pakowałaś jego maszynkę do golenia do jednej z tych małych kieszonek i po prostu się ześlizgnęła.idz na strych i sprawdz".Ale nie powiedziała tego Waltowi.Nie wiedział, że odwiedziła Johnny'ego.Nie ma nic złego w odwiedzinach, stwierdził niepewnie jakiś głos w jej głowie.Nie, ale jak zareagowałby Walt, gdyby się dowiedział, że wyrzuciła ślubną obrączkę do toalety.Mógłby nie zrozumieć tego nagłego przypływu strachu, który ją ogarnął i skłonił do takiegozachowania - strachu, który zauważyła w twarzach w gazecie i - do pewnego stopnia - w twarzysamego Johnny'ego.Nie, Walt mógł tego wcale nie zrozumieć.W końcu wyrzucenie obrączki dotoalety pełne jest jakiegoś wulgarnego symbolizmu.- W porządku.Nie kłamie.Ale ja w dalszym ciągu nie wierzę.Sara przerwała mu:- Popatrz na tych ludzi stojących za nim, Walt.Spójrz na ich twarze.O n i wierzą.Walt przyjrzał się im niedbale.- Jasne.Tak samo dzieciak wierzy magikowi - jak długo trwa sztuczka.- Myślisz, że ten gość, ten Dussault, był -jak to się mówi -podstawiony? Piszą tu przecież, że on iJohnny nigdy się nie spotkali.- Tylko w ten sposób sztuczka mogła się udać, Saro - tłumaczył jej cierpliwie.- Iluzjonista nic niezyska, jeśli wyciągnie królika z klatki z królikami.Musi go wyciągnąć z kapelusza.Albo JohnnySmith coś wiedział, albo wyciągnął cholernie trafne wnioski z tego, jak ten Dussault zachowywał sięna sali.Ale powtarzam, szanuję go za to.Ma przed sobą długą drogę.Jeśli zarobi na tym dolca, tochwała mu.W tej chwili Sara nienawidziła go i pogardzała nim; pogardzała tym dobrym człowiekiem, zaktórego wyszła za maż.Pod pokrywką jego dobroci, stałości, łagodnego humoru, czaiło się płynącewyraznie z samej głębi duszy przekonanie, że każdy człowiek marzy o wielkim numerze i chowa wzanadrzu jakąś niespodziankę.Tego ranka mógł nazwać Harrisona Fishera zaśniedziałymkonserwatystą", zaś wczoraj wieczorem śmiał się do łez z jego dowcipów o Gregu Stillsonie,zabawnym burmistrzu jakiejś Pipidówki, najwyrazniej na tyle szalonym, by kandydować jakoniezależny w przyszłorocznych wyborach.Nie, w świecie Waltera Hazletta nikt nie miał parapsycho-logicznych zdolności, nie było w nimbohaterów, panowała miłościwie doktryna - należy zmieniać system od wewnątrz".Walt był dobrymczłowiekiem, był stały, kochał ją i dziecko, lecz nagle dusza Sary krzyknęła o Johnny'ego i te pięćwspólnych lat, z których ich okradziono.O całe wspólne życie.O dziecko z nieco ciemniejszymiwłosami.- Lepiej ruszaj w drogę, kochany - powiedziała spokojnie.- Zwiążą ci tego twojego Timmonsa ibędzie ci łyso.98- Jasne.- Walter uśmiechnął się.Mowa skończona, rozprawa odroczona.- Nie gniewasz się?- Nie.Przecież wiedział, gdzie jest obrączka.Wiedział.Walt pocałował ją, prawą ręką obejmując lekko jej szyję.Na śniadanie jadł zawsze to samo,całował ją zawsze w ten sam sposób, a pewnego dnia pojadą do Waszyngtonu i na świecie nie maludzi ze zdolnościami parapsychicznymi.W pięć minut pózniej już go nie było.Wyjechał ich małym czerwonym pinto z Pond Street, jakzwykle przed odjazdem naciskając krótko klakson.Została sama z Dennym, który właśnie robiłwszystko, by się udusić podczas próby zejścia z krzesełka.- yle to sobie wykombinowałeś, bracie.- Sara wyjęła tacę, zabezpieczającą krzesełko.- Blub! - Denny'emu to wszystko najwyrazniej się nie spodobało.Speedy Tomato, ich kot, wszedł do kuchni, poruszając się wdzięcznym krokiem młodegołobuziaka.Denny złapał go, wydając ciche cmoknięcia.Speedy położył uszy po sobie, sprawiałwrażenie zrezygnowanego.Sara uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła sprzątać ze stołu.Inercja.Ciało w stanie spoczynkupozostaje w stanie spoczynku.Co tu mówić o tajemnicach Walta - ona też niejedno ukrywała.Niemiała zamiaru zrobić nic więcej, oprócz posłania Johnny'emu kartki na Boże Narodzenie.Tonajlepsze, najbezpieczniejsze rozwiązanie, ponieważ ciało wprawione w ruch będzie się poruszać.Tutaj żyje się jej niezle.Przetrwała Dana, przetrwała Johnny'ego (odebrano go jej takniesprawiedliwie, lecz tyle rzeczy na tym świecie jest niesprawiedliwych), przepłynęła przez własne,osobiste odmęty na spokojną wodę i na niej pozostanie.Ta słoneczna kuchnia wcale nie jest taka zła.Lepiej zapomnieć o jarmarkach, kołach fortuny i o twarzy Johnny'ego Smitha.Napełniając zlew wodą, włączyła radio.Właśnie zaczął się dziennik i pierwsza usłyszanawiadomość sprawiła, że zamarła ze świeżo zmytym talerzem w ręku i nieruchomymi, zaskoczonymioczami wbitymi w podwóreczko za domem.Matka John-ny'ego dostała wylewu, kiedy oglądała wtelewizji konferencję prasową syna.Zmarła rano, niespełna godzinę temu.Sara wytarła ręce, wyłączyła radio, wyrwała kota z objęć Denny'ego.Zaniosła syna do dużegopokoju i wsadziła go do kojca.Denny zaprotestował przerazliwie głośnym krzykiem przeciw temuupokorzeniu, na co nie zwróciła najmniejszej uwagi.Podeszła do telefonu i zadzwoniła do szpitala.Obsługujący centralę mężczyzna powiedział jej, najwyrazniej znudzony powtarzaniem w kółko tejsamej informacji, że John Smith opuścił szpital wczoraj, krótko przed północą.Sara odwiesiła słuchawkę.Usiadła.Zamknięty w kojcu Denny wciąż krzyczał.Do kuchennegozlewu lała się woda.Po dłuższej chwili wstała, poszła do kuchni i zakręciła kran.Rozdział 14lFacet z Inside View zjawił się 16 pazdziernika niedługo po tym, jak Johnny wrócił z pocztą.Dom jego ojca stał dość daleko od drogi - żwirowy podjazd miał prawie pół kilometra i ciągnąłsię wśród dziko rosnących na porębie młodych świerków i sosen.Johnny codziennie przemierzał gotam i z powrotem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Słuchaj, przepraszam, że poruszyłem tę sprawę.- Johnny skłamałby równie dobrze jak papież.jak papież.no, wiesz co.Walt ryknął śmiechem i w tym momencie Sara omal nie cisnęła w niego swą filiżanką kawy.Zamiast rzucać, schowała ręce pod stół i ścisnęła je mocno.Denny zagruchał do ojca i również sięroześmiał.- Złotko, nie mam nic przeciwko niemu i nie mam nic przeciwko temu, co robi.Tak naprawdę, toszanuję go za to.Jeśli taki tłusty, stary, zaśniedziały konserwatysta jak Fisher w ciągu piętnastu lat wIzbie Reprezentantów ze zbankrutowanego adwokata zmienił się w milionera, to ten gość ma wszelkieprawo nachapać się, ile może, udając nawiedzonego.- Johnny nie kłamie.- Głos Sary pozbawiony był jakiegokolwiek wyrazu.- To trick dla prostaczków, którzy czytają szmatławe tygodniki i należą do UniwersyteckiegoKlubu Książki - stwierdził pogodnie Walt.- Chociaż muszę przyznać, że odrobina jego zdolnościcholernie by mi się przydała przy wyborze sędziów przysięgłych w tym upiornym procesie Timmonsa.- Johnny Smith nie kłamie - powtórzyła Sara i usłyszała jego słowa: ześlizgnęła ci się z palca.Pakowałaś jego maszynkę do golenia do jednej z tych małych kieszonek i po prostu się ześlizgnęła.idz na strych i sprawdz".Ale nie powiedziała tego Waltowi.Nie wiedział, że odwiedziła Johnny'ego.Nie ma nic złego w odwiedzinach, stwierdził niepewnie jakiś głos w jej głowie.Nie, ale jak zareagowałby Walt, gdyby się dowiedział, że wyrzuciła ślubną obrączkę do toalety.Mógłby nie zrozumieć tego nagłego przypływu strachu, który ją ogarnął i skłonił do takiegozachowania - strachu, który zauważyła w twarzach w gazecie i - do pewnego stopnia - w twarzysamego Johnny'ego.Nie, Walt mógł tego wcale nie zrozumieć.W końcu wyrzucenie obrączki dotoalety pełne jest jakiegoś wulgarnego symbolizmu.- W porządku.Nie kłamie.Ale ja w dalszym ciągu nie wierzę.Sara przerwała mu:- Popatrz na tych ludzi stojących za nim, Walt.Spójrz na ich twarze.O n i wierzą.Walt przyjrzał się im niedbale.- Jasne.Tak samo dzieciak wierzy magikowi - jak długo trwa sztuczka.- Myślisz, że ten gość, ten Dussault, był -jak to się mówi -podstawiony? Piszą tu przecież, że on iJohnny nigdy się nie spotkali.- Tylko w ten sposób sztuczka mogła się udać, Saro - tłumaczył jej cierpliwie.- Iluzjonista nic niezyska, jeśli wyciągnie królika z klatki z królikami.Musi go wyciągnąć z kapelusza.Albo JohnnySmith coś wiedział, albo wyciągnął cholernie trafne wnioski z tego, jak ten Dussault zachowywał sięna sali.Ale powtarzam, szanuję go za to.Ma przed sobą długą drogę.Jeśli zarobi na tym dolca, tochwała mu.W tej chwili Sara nienawidziła go i pogardzała nim; pogardzała tym dobrym człowiekiem, zaktórego wyszła za maż.Pod pokrywką jego dobroci, stałości, łagodnego humoru, czaiło się płynącewyraznie z samej głębi duszy przekonanie, że każdy człowiek marzy o wielkim numerze i chowa wzanadrzu jakąś niespodziankę.Tego ranka mógł nazwać Harrisona Fishera zaśniedziałymkonserwatystą", zaś wczoraj wieczorem śmiał się do łez z jego dowcipów o Gregu Stillsonie,zabawnym burmistrzu jakiejś Pipidówki, najwyrazniej na tyle szalonym, by kandydować jakoniezależny w przyszłorocznych wyborach.Nie, w świecie Waltera Hazletta nikt nie miał parapsycho-logicznych zdolności, nie było w nimbohaterów, panowała miłościwie doktryna - należy zmieniać system od wewnątrz".Walt był dobrymczłowiekiem, był stały, kochał ją i dziecko, lecz nagle dusza Sary krzyknęła o Johnny'ego i te pięćwspólnych lat, z których ich okradziono.O całe wspólne życie.O dziecko z nieco ciemniejszymiwłosami.- Lepiej ruszaj w drogę, kochany - powiedziała spokojnie.- Zwiążą ci tego twojego Timmonsa ibędzie ci łyso.98- Jasne.- Walter uśmiechnął się.Mowa skończona, rozprawa odroczona.- Nie gniewasz się?- Nie.Przecież wiedział, gdzie jest obrączka.Wiedział.Walt pocałował ją, prawą ręką obejmując lekko jej szyję.Na śniadanie jadł zawsze to samo,całował ją zawsze w ten sam sposób, a pewnego dnia pojadą do Waszyngtonu i na świecie nie maludzi ze zdolnościami parapsychicznymi.W pięć minut pózniej już go nie było.Wyjechał ich małym czerwonym pinto z Pond Street, jakzwykle przed odjazdem naciskając krótko klakson.Została sama z Dennym, który właśnie robiłwszystko, by się udusić podczas próby zejścia z krzesełka.- yle to sobie wykombinowałeś, bracie.- Sara wyjęła tacę, zabezpieczającą krzesełko.- Blub! - Denny'emu to wszystko najwyrazniej się nie spodobało.Speedy Tomato, ich kot, wszedł do kuchni, poruszając się wdzięcznym krokiem młodegołobuziaka.Denny złapał go, wydając ciche cmoknięcia.Speedy położył uszy po sobie, sprawiałwrażenie zrezygnowanego.Sara uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła sprzątać ze stołu.Inercja.Ciało w stanie spoczynkupozostaje w stanie spoczynku.Co tu mówić o tajemnicach Walta - ona też niejedno ukrywała.Niemiała zamiaru zrobić nic więcej, oprócz posłania Johnny'emu kartki na Boże Narodzenie.Tonajlepsze, najbezpieczniejsze rozwiązanie, ponieważ ciało wprawione w ruch będzie się poruszać.Tutaj żyje się jej niezle.Przetrwała Dana, przetrwała Johnny'ego (odebrano go jej takniesprawiedliwie, lecz tyle rzeczy na tym świecie jest niesprawiedliwych), przepłynęła przez własne,osobiste odmęty na spokojną wodę i na niej pozostanie.Ta słoneczna kuchnia wcale nie jest taka zła.Lepiej zapomnieć o jarmarkach, kołach fortuny i o twarzy Johnny'ego Smitha.Napełniając zlew wodą, włączyła radio.Właśnie zaczął się dziennik i pierwsza usłyszanawiadomość sprawiła, że zamarła ze świeżo zmytym talerzem w ręku i nieruchomymi, zaskoczonymioczami wbitymi w podwóreczko za domem.Matka John-ny'ego dostała wylewu, kiedy oglądała wtelewizji konferencję prasową syna.Zmarła rano, niespełna godzinę temu.Sara wytarła ręce, wyłączyła radio, wyrwała kota z objęć Denny'ego.Zaniosła syna do dużegopokoju i wsadziła go do kojca.Denny zaprotestował przerazliwie głośnym krzykiem przeciw temuupokorzeniu, na co nie zwróciła najmniejszej uwagi.Podeszła do telefonu i zadzwoniła do szpitala.Obsługujący centralę mężczyzna powiedział jej, najwyrazniej znudzony powtarzaniem w kółko tejsamej informacji, że John Smith opuścił szpital wczoraj, krótko przed północą.Sara odwiesiła słuchawkę.Usiadła.Zamknięty w kojcu Denny wciąż krzyczał.Do kuchennegozlewu lała się woda.Po dłuższej chwili wstała, poszła do kuchni i zakręciła kran.Rozdział 14lFacet z Inside View zjawił się 16 pazdziernika niedługo po tym, jak Johnny wrócił z pocztą.Dom jego ojca stał dość daleko od drogi - żwirowy podjazd miał prawie pół kilometra i ciągnąłsię wśród dziko rosnących na porębie młodych świerków i sosen.Johnny codziennie przemierzał gotam i z powrotem [ Pobierz całość w formacie PDF ]