[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I zaraz następne:Centralny Komitet Zjednoczeniowych Związków Zawodowych proklamował na jutro strajkgeneralny. Towarzyszu, złóżcie cycerem odezwę KC partii do mas robotniczych.Znowu klekocą klawisze:Towarzysze! Burżuazyjny rząd francuski , pod dyktando angielskich kapitalistów&U wejścia do drukarni rozległ się gwar głosów, tupot nóg i szczęk karabinów.Na schodach,prowadzących w dół, zaroiło się od granatowych ludzi.Policja.Pod wieczór na mury domów wystąpiły czerwone plamy plakatów: odezwa KomitetuCentralnego Kompartii do robotników i żołnierzy.Około siódmej na bulwarach wszystkich miast Europy ukazały się nowe dodatkinadzwyczajne, przynoszące sensacyjną wiadomość.Samolot angielski, w drodze z Londynu do Lionu, zabłądziwszy w gęstej mgle nad LaManche em i zmyliwszy kierunek, nieoczekiwanie znalazł się nad Paryżem i, cudem uchodzącprzed obstrzałem, zdołał, mimo złamanego skrzydła, wylądować szczęśliwie poza obrębemkordonu.To, co lotnik angielski zobaczył i opowiadał, było tak niewiarygodne, tak fantastyczne, żenawet nie odznaczająca się zbytnimi skrupułami prasa bulwarawa podawała jego relacje z dużąrezerwą.Pragnąc stwierdzić, gdzie się znajduje, pilot leciał na wysokości zaledwie stu metrów nadziemią.Gdy się zorientował, że jest nad Paryżem, było już za pózno; ciekawość przemogła wnim obawę.Leciał od strony Lasku Bulońskiego.Dzięki południowemu wiatrowi, który rozwiał nadmiastem mgłę, mógł wszystko widzieć, jak na dłoni.Paryż, który odsłonił się jego oczom, niebył bynajmniej spalony.Gmachy, pałace i posągi wszystko na pozór stało na swoim miejscu,a jednak wszędzie dawała się zauważyć bijąca w oczy zmiana.Pierwszą rzeczą, która uderzyłalotnika, była nieprzeliczona ilość wznoszących się nad miastem olbrzymich masztów radiostacji.Powietrze we wszystkich kierunkach przecinały rozpięte w nieskończoność druty anten.Minąwszy Auk Triumfalny, pilot leciał dalej, wzdłuż alei Pól Elizejskich.To, co ujrzał tutaj,przekraczała już wszelkie granice prawdopodobieństwa.Gdzie niegdyś niezmierzoną taflą wyślizganego asfaltu rozpościerał się plac Zgody, odMadeleine do Izby Deputowanych i od Pól Elizejskich do Tuilleryj, pod lekkim podmuchempołudniowego wietrzyka falował teraz łan dojrzałego zboża.Zboże to żęły właśnie motoroweżniwiarki, prowadzone przez barczystych ogorzałych ludzi w białych koszulach.Mężczyzni ikobiety, w takich samych lekkich ubraniach żniwiarzy, zwinnie podawali gotowe snopy naoczekujące auta ciężarowe.Gdzieniegdzie, na skraju ścierniska, odpoczywające kobiety karmiłypiersią niemowlęta.Dostrzegłszy nadlatujący aeroplan, żniwiarze przerwali pracę, zadzierając do góry głowy iwymachując we wzburzeniu rękoma.Przelatując dalej nad parkiem Tuilleryjskim, pilot zauważył w nim kolonię, złożoną z parutysięcy bawiących się dzieci, w jednakowych ubrankach, fartuszkach i maleńkich, czerwonychczapeczkach, przypominającą pole makowe o miedzę z polem pszenicznym.Gdzie dawniej rozciągał się Ogród Luksemburski, bielał teraz w słońcu grzędami kalafiorów,szachownicą kolorowych działek, ogromny ogród warzywny.Lotnik tak był zaskoczony tym, co ujrzał, że rezygnując z dalszych obserwacyj przeciąłmiasto na ukos, chcąc czym prędzej podzielić się swym odkryciem z władzami.Nad Sekwaną, w miejscu, gdzie karkołomnym skokiem przesadza ją w powietrzu mostmetropolitenu, ujrzał biegnący po wiadukcie pociąg, złożony z wagonów towarowych,naładowanych jakimś materiałem.Ludzi na ulicach nie było widać prawie zupełnie, jedynie napolach i w ogrodach, wydłużające się jednak ku niebu wąską smugą dymu kominy fabryczneświadczyły o tym, że tętni tu powszechna natężona praca.Przelatując nad południowymi przedmieściami, pilot stał się przedmiotem zaciętegoobstrzału, co zmusiło go do wzbicia się na znaczną wysokość.Jedynie dzięki zręcznymewolucjom udało mu się ujść bez znaczniejszego szwanku.Lotnik utrzymywał, że Paryż otaczają poważne fortyfikacje, i przysięgał, że dostrzega nabastionach dalekonośne działa.Nieprawdopobną opowieść pilota radio rozniosło tegoż dnia po całej kuli ziemskiej.Przed nadejściem wieczora w całej Francji sensacją dnia byli już tajemniczy ludzie,zbierający zboże na placu Zgody i płodzący cale falangi dzieci.We wszystkich kabaretach Lionuśpiewano o nich frywolne piosenki.VIWypadki dnia następnego potoczyły się już z prawdziwie zawrotną szybkością.O godzinie dziesiątej rano w Lionie ukazał się dekret o powszechnej mobilizacji.Pomimostanu wojennego i zakazu zbiegowisk, ulice pęczniały wzburzonym tłumem, wylewającym się wpochody z wrogimi okrzykami przeciwko wojnie.Zorganizowana na poczekaniu patriotycznamilicja faszystowska starała się dopomóc policji utrzymać miasta w ryzach posłuszeństwa.Spędzani stadami rezerwiści przecinali ulice ze śpiewem Międzynarodówki.Trzy pancerniki,stacjonowane w Tulonie, wypłynęły na morze pod czerwonymi banderami.W miastach panowałferment i rozruch.Pułk, który otrzymał rozkaz wymarszu, zabarykadował się w koszarach,wywieszając z okien czerwone chustki.O godzinie dwunastej w południe dzienniki przyniosły wiadomość o odpłynięciu eskadrangielskich w kierunku Leningradu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.I zaraz następne:Centralny Komitet Zjednoczeniowych Związków Zawodowych proklamował na jutro strajkgeneralny. Towarzyszu, złóżcie cycerem odezwę KC partii do mas robotniczych.Znowu klekocą klawisze:Towarzysze! Burżuazyjny rząd francuski , pod dyktando angielskich kapitalistów&U wejścia do drukarni rozległ się gwar głosów, tupot nóg i szczęk karabinów.Na schodach,prowadzących w dół, zaroiło się od granatowych ludzi.Policja.Pod wieczór na mury domów wystąpiły czerwone plamy plakatów: odezwa KomitetuCentralnego Kompartii do robotników i żołnierzy.Około siódmej na bulwarach wszystkich miast Europy ukazały się nowe dodatkinadzwyczajne, przynoszące sensacyjną wiadomość.Samolot angielski, w drodze z Londynu do Lionu, zabłądziwszy w gęstej mgle nad LaManche em i zmyliwszy kierunek, nieoczekiwanie znalazł się nad Paryżem i, cudem uchodzącprzed obstrzałem, zdołał, mimo złamanego skrzydła, wylądować szczęśliwie poza obrębemkordonu.To, co lotnik angielski zobaczył i opowiadał, było tak niewiarygodne, tak fantastyczne, żenawet nie odznaczająca się zbytnimi skrupułami prasa bulwarawa podawała jego relacje z dużąrezerwą.Pragnąc stwierdzić, gdzie się znajduje, pilot leciał na wysokości zaledwie stu metrów nadziemią.Gdy się zorientował, że jest nad Paryżem, było już za pózno; ciekawość przemogła wnim obawę.Leciał od strony Lasku Bulońskiego.Dzięki południowemu wiatrowi, który rozwiał nadmiastem mgłę, mógł wszystko widzieć, jak na dłoni.Paryż, który odsłonił się jego oczom, niebył bynajmniej spalony.Gmachy, pałace i posągi wszystko na pozór stało na swoim miejscu,a jednak wszędzie dawała się zauważyć bijąca w oczy zmiana.Pierwszą rzeczą, która uderzyłalotnika, była nieprzeliczona ilość wznoszących się nad miastem olbrzymich masztów radiostacji.Powietrze we wszystkich kierunkach przecinały rozpięte w nieskończoność druty anten.Minąwszy Auk Triumfalny, pilot leciał dalej, wzdłuż alei Pól Elizejskich.To, co ujrzał tutaj,przekraczała już wszelkie granice prawdopodobieństwa.Gdzie niegdyś niezmierzoną taflą wyślizganego asfaltu rozpościerał się plac Zgody, odMadeleine do Izby Deputowanych i od Pól Elizejskich do Tuilleryj, pod lekkim podmuchempołudniowego wietrzyka falował teraz łan dojrzałego zboża.Zboże to żęły właśnie motoroweżniwiarki, prowadzone przez barczystych ogorzałych ludzi w białych koszulach.Mężczyzni ikobiety, w takich samych lekkich ubraniach żniwiarzy, zwinnie podawali gotowe snopy naoczekujące auta ciężarowe.Gdzieniegdzie, na skraju ścierniska, odpoczywające kobiety karmiłypiersią niemowlęta.Dostrzegłszy nadlatujący aeroplan, żniwiarze przerwali pracę, zadzierając do góry głowy iwymachując we wzburzeniu rękoma.Przelatując dalej nad parkiem Tuilleryjskim, pilot zauważył w nim kolonię, złożoną z parutysięcy bawiących się dzieci, w jednakowych ubrankach, fartuszkach i maleńkich, czerwonychczapeczkach, przypominającą pole makowe o miedzę z polem pszenicznym.Gdzie dawniej rozciągał się Ogród Luksemburski, bielał teraz w słońcu grzędami kalafiorów,szachownicą kolorowych działek, ogromny ogród warzywny.Lotnik tak był zaskoczony tym, co ujrzał, że rezygnując z dalszych obserwacyj przeciąłmiasto na ukos, chcąc czym prędzej podzielić się swym odkryciem z władzami.Nad Sekwaną, w miejscu, gdzie karkołomnym skokiem przesadza ją w powietrzu mostmetropolitenu, ujrzał biegnący po wiadukcie pociąg, złożony z wagonów towarowych,naładowanych jakimś materiałem.Ludzi na ulicach nie było widać prawie zupełnie, jedynie napolach i w ogrodach, wydłużające się jednak ku niebu wąską smugą dymu kominy fabryczneświadczyły o tym, że tętni tu powszechna natężona praca.Przelatując nad południowymi przedmieściami, pilot stał się przedmiotem zaciętegoobstrzału, co zmusiło go do wzbicia się na znaczną wysokość.Jedynie dzięki zręcznymewolucjom udało mu się ujść bez znaczniejszego szwanku.Lotnik utrzymywał, że Paryż otaczają poważne fortyfikacje, i przysięgał, że dostrzega nabastionach dalekonośne działa.Nieprawdopobną opowieść pilota radio rozniosło tegoż dnia po całej kuli ziemskiej.Przed nadejściem wieczora w całej Francji sensacją dnia byli już tajemniczy ludzie,zbierający zboże na placu Zgody i płodzący cale falangi dzieci.We wszystkich kabaretach Lionuśpiewano o nich frywolne piosenki.VIWypadki dnia następnego potoczyły się już z prawdziwie zawrotną szybkością.O godzinie dziesiątej rano w Lionie ukazał się dekret o powszechnej mobilizacji.Pomimostanu wojennego i zakazu zbiegowisk, ulice pęczniały wzburzonym tłumem, wylewającym się wpochody z wrogimi okrzykami przeciwko wojnie.Zorganizowana na poczekaniu patriotycznamilicja faszystowska starała się dopomóc policji utrzymać miasta w ryzach posłuszeństwa.Spędzani stadami rezerwiści przecinali ulice ze śpiewem Międzynarodówki.Trzy pancerniki,stacjonowane w Tulonie, wypłynęły na morze pod czerwonymi banderami.W miastach panowałferment i rozruch.Pułk, który otrzymał rozkaz wymarszu, zabarykadował się w koszarach,wywieszając z okien czerwone chustki.O godzinie dwunastej w południe dzienniki przyniosły wiadomość o odpłynięciu eskadrangielskich w kierunku Leningradu [ Pobierz całość w formacie PDF ]