[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stevie odpowiedziała mu uśmiechem i zapytała ciepłym głosem:- Czy to była znowu podagra?- Tak - potwierdził Bruce.- Ale na szczęście mój lekarz zapisał mi jakieś nowelekarstwo parę tygodni temu i stał się cud: podziałało.Stevie miała właśnie zapytać go o to lekarstwo, gdy ktoś zapukał do drzwi bibliotekii po chwili wszedł lokaj niosący dwa kieliszki sherry na niewielkiej tacy.Jeden znich podał Stevie.- Dziękuję ci, Alanie - powiedziała Stevie, a kiedy Bruce również wziął kieliszek,wzniosła toast: - Wesołych świąt.I za twoje zdrowie.- Twoje również, Stevie.Ja także życzę ci wesołych świąt, moja droga.- Dziękuję.- Stevie pociągnęła jeszcze jeden łyk i spojrzała na niego ukradkiemprzez szkło kieliszka, stwierdzając, że Bruce wygląda naprawdę bardzo dobrze.Była mile zaskoczona, gdy zjawiła się w domu przy Wilton Crescent przed paromaminutami.Po rozmowie z Gilbertem Drexelem spodziewała się, że przywita ją cośw rodzaju zjawy pośród żywych.A tymczasem Bruce wyglądał zdrowo i był wdobrej kondycji, no i w najmniejszym stopniu nie zdziecinniał.W ogóle nie było ponim widać, że ma osiemdziesiąt dwa lata.Dziwiło ją to147niepomiernie, ponieważ zawsze się jej wydawało, że Bruce nie potrafi się starzeć.Może się po prostu myliła.Ten wysoki, szczupły mężczyzna, o surowych, niemal ascetycznych rysach isrebrnych włosach, był w każdym calu angielskim dżentelmenem.Tego ranka miał na sobie elegancki niebieski garnitur w prążki, staromodną, białąkoszulę i granatowy, jedwabny krawat w białe kropki.Im dłużej Stevie mu sięprzyglądała, tym bardziej była przekonana, że ten człowiek podpisał jakąś nowąumowę na życie.Gdy się wiedzieli ostatnio, zaledwie parę tygodni temu, wydał sięjej przezroczysty i kruchy jak szkło.Bruce jakby czytał w jej myślach, bo powiedział:- Mam nowego lekarza, Stevie i to on zdziałał te cuda.Zwłaszcza nowe lekarstwo,które mi przepisał.Posłał mnie również do dietetyczki, Amerykanki, któraprzygotowała dla mnie specjalną dietę i kazała zażywać mnóstwo witamin.-Brucezakasłał.- Biorę tyle tabletek, że sam jestem zdziwiony, że jeszcze nie grzechoczęprzy chodzeniu - zaśmiał się.- Ale jej metoda daje znakomite rezultaty, nie sądzisz?- Ależ tak.I naprawdę bardzo się cieszę, że cię znajduję w tak dobrej formie.Nagle zadzwonił telefon i Bruce wstał, przeprosił synową, podszedł do biurka ipodniósł słuchawkę.- Tak, Alanie? - Przez chwilę słuchał lokaja, a potem powiedział: - Dobrze, połączją.Gdy tak stał i rozmawiał z kimś, Stevie spojrzała na niego przez chwilę, zanimprzeniosła wzrok na ogień w kominku, myśląc o tych wszystkich latach, którespędzili ze sobą.Znają się trzydzieści jeden lat, od jej szesnastych urodzin; Steviedorastała przecież i dojrzewała razem z nim i Alfredą.Nie zawsze ich stosunki były tak dobre i ciepłe jak teraz.Przez wiele lat panowałamiędzy nimi prawdziwa wojna.W końcu jakoś zaczęli tolerować swojąodmienność, zawarli pokój wiele lat temu i Stevie wybaczyła mu wszystkieniegodzi-wości i okrucieństwa, wszystkie przykrości, które jej sprawił wprzeszłości.Choć w głębi duszy nie zapomniała ani jednego; niektóre na zawszezapadły jej w pamięć i nic tego nie zmieni.Pierwsze lata tej wojny, podczas której nawzajem się ranili, były w tej chwili, naszczęście, jedynie wspomnieniem.Bru-148ce stał się jej dobrym przyjacielem, a ona zaczęła mu ufać, ponieważ przekonała się,że teść zawsze stanie po jej stronie.Ona zaś okazała się godną reprezentantkąJardine'ów, prawdziwym członkiem rodziny, radując tym serce Bruce'a.Brucedarzył ją zaufaniem, zwierzał się jej i polegał na niej.Stevie rozejrzała się dokoła, stwierdzając, że zaprojektowana przez nią przebudowabiblioteki posłużyła temu pomieszczeniu.Nie zlikwidowała wprawdzie boazerii idługich półek na książki, ale kazała zheblować drewno i nadać mu nieco jaśniejszyton, co sprawiło, że pokój wydawał się większy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Stevie odpowiedziała mu uśmiechem i zapytała ciepłym głosem:- Czy to była znowu podagra?- Tak - potwierdził Bruce.- Ale na szczęście mój lekarz zapisał mi jakieś nowelekarstwo parę tygodni temu i stał się cud: podziałało.Stevie miała właśnie zapytać go o to lekarstwo, gdy ktoś zapukał do drzwi bibliotekii po chwili wszedł lokaj niosący dwa kieliszki sherry na niewielkiej tacy.Jeden znich podał Stevie.- Dziękuję ci, Alanie - powiedziała Stevie, a kiedy Bruce również wziął kieliszek,wzniosła toast: - Wesołych świąt.I za twoje zdrowie.- Twoje również, Stevie.Ja także życzę ci wesołych świąt, moja droga.- Dziękuję.- Stevie pociągnęła jeszcze jeden łyk i spojrzała na niego ukradkiemprzez szkło kieliszka, stwierdzając, że Bruce wygląda naprawdę bardzo dobrze.Była mile zaskoczona, gdy zjawiła się w domu przy Wilton Crescent przed paromaminutami.Po rozmowie z Gilbertem Drexelem spodziewała się, że przywita ją cośw rodzaju zjawy pośród żywych.A tymczasem Bruce wyglądał zdrowo i był wdobrej kondycji, no i w najmniejszym stopniu nie zdziecinniał.W ogóle nie było ponim widać, że ma osiemdziesiąt dwa lata.Dziwiło ją to147niepomiernie, ponieważ zawsze się jej wydawało, że Bruce nie potrafi się starzeć.Może się po prostu myliła.Ten wysoki, szczupły mężczyzna, o surowych, niemal ascetycznych rysach isrebrnych włosach, był w każdym calu angielskim dżentelmenem.Tego ranka miał na sobie elegancki niebieski garnitur w prążki, staromodną, białąkoszulę i granatowy, jedwabny krawat w białe kropki.Im dłużej Stevie mu sięprzyglądała, tym bardziej była przekonana, że ten człowiek podpisał jakąś nowąumowę na życie.Gdy się wiedzieli ostatnio, zaledwie parę tygodni temu, wydał sięjej przezroczysty i kruchy jak szkło.Bruce jakby czytał w jej myślach, bo powiedział:- Mam nowego lekarza, Stevie i to on zdziałał te cuda.Zwłaszcza nowe lekarstwo,które mi przepisał.Posłał mnie również do dietetyczki, Amerykanki, któraprzygotowała dla mnie specjalną dietę i kazała zażywać mnóstwo witamin.-Brucezakasłał.- Biorę tyle tabletek, że sam jestem zdziwiony, że jeszcze nie grzechoczęprzy chodzeniu - zaśmiał się.- Ale jej metoda daje znakomite rezultaty, nie sądzisz?- Ależ tak.I naprawdę bardzo się cieszę, że cię znajduję w tak dobrej formie.Nagle zadzwonił telefon i Bruce wstał, przeprosił synową, podszedł do biurka ipodniósł słuchawkę.- Tak, Alanie? - Przez chwilę słuchał lokaja, a potem powiedział: - Dobrze, połączją.Gdy tak stał i rozmawiał z kimś, Stevie spojrzała na niego przez chwilę, zanimprzeniosła wzrok na ogień w kominku, myśląc o tych wszystkich latach, którespędzili ze sobą.Znają się trzydzieści jeden lat, od jej szesnastych urodzin; Steviedorastała przecież i dojrzewała razem z nim i Alfredą.Nie zawsze ich stosunki były tak dobre i ciepłe jak teraz.Przez wiele lat panowałamiędzy nimi prawdziwa wojna.W końcu jakoś zaczęli tolerować swojąodmienność, zawarli pokój wiele lat temu i Stevie wybaczyła mu wszystkieniegodzi-wości i okrucieństwa, wszystkie przykrości, które jej sprawił wprzeszłości.Choć w głębi duszy nie zapomniała ani jednego; niektóre na zawszezapadły jej w pamięć i nic tego nie zmieni.Pierwsze lata tej wojny, podczas której nawzajem się ranili, były w tej chwili, naszczęście, jedynie wspomnieniem.Bru-148ce stał się jej dobrym przyjacielem, a ona zaczęła mu ufać, ponieważ przekonała się,że teść zawsze stanie po jej stronie.Ona zaś okazała się godną reprezentantkąJardine'ów, prawdziwym członkiem rodziny, radując tym serce Bruce'a.Brucedarzył ją zaufaniem, zwierzał się jej i polegał na niej.Stevie rozejrzała się dokoła, stwierdzając, że zaprojektowana przez nią przebudowabiblioteki posłużyła temu pomieszczeniu.Nie zlikwidowała wprawdzie boazerii idługich półek na książki, ale kazała zheblować drewno i nadać mu nieco jaśniejszyton, co sprawiło, że pokój wydawał się większy [ Pobierz całość w formacie PDF ]