[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogłam zaakceptować tego kontraktu: że każde dzieckoczłowiecze na tej ziemi przychodzi na świat, ściskając w piąstce gwarancjędoskonałego zdrowia i dożycia starości.Utrata jednego życia: niemile widziana.Niemoralna? Nie wiem.Chybazależy od tego, gdzie jesteś i co to była za śmierć.W naszej okolicy, gdziesiedzimy pośród tak olbrzymich zwałów zbędnych protein, że dodajemy je dociastek dla psów i kotów, które odwdzięczają się nam, pilnując naszych pustychkrzeseł; tutaj, gdzie płacimy wróżkom i akrobatom, aby pomogli nam stracić nawadze, tak, tutaj śmierć dziecka z głodu jest niemoralna.Ale sąjeszcze innemiejsca na ziemi.Obawiam się, że widziałam trochę świata.W świecie tym wytrzymałość ludzka jest ograniczona.Historia trzymawszystkie rzeczy w równowadze, łącznie z wielkimi nadziejami i krótkimiżywotami.Kiedy Albert Schweizer szedł do dżungli, błogosław mu Boże, zabrałze sobą środki bakteriobójcze i potężne, zupełnie nowe przekonanie, że nikt niepowinien umierać młodo.Chciał ocalić każde dziecko, sądząc, że Afrykanauczy się wtedy mieć mniej dzieci.Lecz w sytuacji, gdy rodzinywydawały na świat dziewięcioro dzieci w nadziei, że jedno przeżyje, niepotrafią się od tego odzwyczaić.Kultura jest strzałem z procy, w której gumkęnaciągnęła przeszłość.Pociskiem, który poleci, nie będzie planowanie rodziny,lecz mała, twarda głowa dziecka.Przeludnienie doprowadziło do wytrzebienialasów na trzech czwartych powierzchni Afryki, co z kolei zaowocowało suszą,głodem i prawdopodobnym wymarciem wszystkich zwierząt najbardziejukochanych przez dzieci i ogrody zoologiczne.Rywalizacja o zasoby naturalnenasila się, a pączkujące plemiona rwą się do tego, żeby się nawzajem pozabijać.Na każde życie ocalone dzięki szczepieniom lub pomocy żywnościowejprzypada jedno zabrane przez głód i wojnę.Biedna Afryka.%7ładen innykontynent nie doświadczył takiej niewypowiedzianie dziwacznej kombinacjizagranicznego złodziejstwa i zagranicznej dobroczynności.Ze współczucia dlaDiabła i Afryki porzuciłam zawód uzdrowiciela.Zostałam znachorem.Moimkościołem jest Wielki Rów Tektoniczny, która ciągnie się wzdłuż wschodniejgranicy Konga.Nie chodzę do niego.Badam tylko jego kongregację.Oto historia, w którą wierzę: Kiedy Bóg był dzieckiem, Wielki Rów byłkotłem czarownic z najpotrzebniejszymi do życia składnikami i z tego kotławyszli pierwsi ludzie na dwóch nogach.Mając swobodne ręce, wzięli w nienarzędzia i za ich pomocą wycięli sobie z buszu jedzenie, dach nad głową iwyrafinowany podział na dobro i zło.Stworzyli voodoo, najstarszą religięświata.%7łyli w ścisłej symbiozie ze swoim środowiskiem naturalnym iłańcuchem pokarmowym.Oddawali cześć wszystkiemu, co żywe, iwszystkiemu, co martwe, ponieważ v.oodoo traktuje śmierć jako towarzysza, anie wroga ludzi.Szanuje równowagę między utratą i ocaleniem.To właśniepróbował mi kiedyś wytłumaczyć Nelson, kiedy czyściliśmy kurnik z kurzegołajna.Nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że słowo muntu z jednakowąprecyzją odnosi się do osoby żywej i martwej, lecz Nelson tylko wzruszyłramionami.Wszystko, co jest.A zatem Bóg jest wszystkim.Bóg jest wirusem.Lepiej w to wierzyć,kiedyś ktoś się przeziębi.Bóg jest mrówką.W to teżlepiej wierzyć, bo wędrowne mrówki są opętane, zbiorowo, na miarę plagibiblijnej.Maszerują lasem i doliną kolumnami szerokimi na sto metrów idługimi na wiele mil, wyjadając sobie drogę przez Afrykę.Pożerają wszystko,co organiczne, nie ruszają mineralnego.Tego nauczyłyśmy się w Kilandze:zejdz im z drogi i podziękuj Bogu za posprzątany dom.Po kilku dniach czarnabrygada opuści wioskę te mrówki nie potrafią się zatrzymać.Po powrocieznajdujesz swój dom wymieciony z gnijących okruszków, pościel odwszoną,drewno na opał obrane z ekskrementów, kurniki uwolnione od kleszczy.Jeśliprzez pomyłkę zapomniano zabrać jakieś dziecko w kołysce albo lamparta wklatce, zostanie po nim szkielet wyssany ze szpiku, czyściuteńki.Jednak dlatych, którzy gotowi są ustąpić na bok wyższej sile, wszystko jest w porządku.Utrata i ocalenie.Afryka zna tysiąc sposobów na samooczyszczanie.Wędrowne mrówki,wirus Ebola, zespół nabytego braku odporności: są to wszystko miotływymyślone przez naturę, aby dokładnie posprzątać niewielką polanę.%7ładna ztych mioteł nie potrafi samodzielnie przeprawić się przez rzekę.%7ładna niepotrafi przeżyć śmierci swego żywiciela.Pasożyt człowieka, który wytrzebiłbycały rodzaj ludzki, szybko ległby do grobu razem z nami.A zatem drapieżnik iofiara idą w tym wyścigu łeb w łeb.Jako nastolatka, która czytała w bibliotece medycznej książki oafrykańskich pasożytach, byłam zdumiona, jak szeroki jest wachlarz stworzeń,które mogą się zagniezdzić w ludzkim ciele.W tym okresie wciąż jeszczedrżałam na myśl, że Bóg wstawi swe bosonogie lalki obojga płci do raju, wktórym właśnie spuścił ze smyczy słoniowaciznę i mikroby zjadające rogówkęoka.Teraz rozumiem, że Bóg nie kibicuje wyłącznie lalkom obojga płci.My inasze robactwo wyrośliśmy razem z tej samej wilgotnej gleby Wielkiego RowuTektonicznego i na razie nie widać zwycięzcy.Pięć milionów lat to długiepartnerstwo.Ktoś, kto potrafi na chwilę wyjść ze swej ukochanej skóry, abyspojrzeć na mrówkę, człowieka i wirus jako na równie przedsiębiorczestworzenia, będzie podziwiał porozumienie, jakie zawarły ze sobą w Afryce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie mogłam zaakceptować tego kontraktu: że każde dzieckoczłowiecze na tej ziemi przychodzi na świat, ściskając w piąstce gwarancjędoskonałego zdrowia i dożycia starości.Utrata jednego życia: niemile widziana.Niemoralna? Nie wiem.Chybazależy od tego, gdzie jesteś i co to była za śmierć.W naszej okolicy, gdziesiedzimy pośród tak olbrzymich zwałów zbędnych protein, że dodajemy je dociastek dla psów i kotów, które odwdzięczają się nam, pilnując naszych pustychkrzeseł; tutaj, gdzie płacimy wróżkom i akrobatom, aby pomogli nam stracić nawadze, tak, tutaj śmierć dziecka z głodu jest niemoralna.Ale sąjeszcze innemiejsca na ziemi.Obawiam się, że widziałam trochę świata.W świecie tym wytrzymałość ludzka jest ograniczona.Historia trzymawszystkie rzeczy w równowadze, łącznie z wielkimi nadziejami i krótkimiżywotami.Kiedy Albert Schweizer szedł do dżungli, błogosław mu Boże, zabrałze sobą środki bakteriobójcze i potężne, zupełnie nowe przekonanie, że nikt niepowinien umierać młodo.Chciał ocalić każde dziecko, sądząc, że Afrykanauczy się wtedy mieć mniej dzieci.Lecz w sytuacji, gdy rodzinywydawały na świat dziewięcioro dzieci w nadziei, że jedno przeżyje, niepotrafią się od tego odzwyczaić.Kultura jest strzałem z procy, w której gumkęnaciągnęła przeszłość.Pociskiem, który poleci, nie będzie planowanie rodziny,lecz mała, twarda głowa dziecka.Przeludnienie doprowadziło do wytrzebienialasów na trzech czwartych powierzchni Afryki, co z kolei zaowocowało suszą,głodem i prawdopodobnym wymarciem wszystkich zwierząt najbardziejukochanych przez dzieci i ogrody zoologiczne.Rywalizacja o zasoby naturalnenasila się, a pączkujące plemiona rwą się do tego, żeby się nawzajem pozabijać.Na każde życie ocalone dzięki szczepieniom lub pomocy żywnościowejprzypada jedno zabrane przez głód i wojnę.Biedna Afryka.%7ładen innykontynent nie doświadczył takiej niewypowiedzianie dziwacznej kombinacjizagranicznego złodziejstwa i zagranicznej dobroczynności.Ze współczucia dlaDiabła i Afryki porzuciłam zawód uzdrowiciela.Zostałam znachorem.Moimkościołem jest Wielki Rów Tektoniczny, która ciągnie się wzdłuż wschodniejgranicy Konga.Nie chodzę do niego.Badam tylko jego kongregację.Oto historia, w którą wierzę: Kiedy Bóg był dzieckiem, Wielki Rów byłkotłem czarownic z najpotrzebniejszymi do życia składnikami i z tego kotławyszli pierwsi ludzie na dwóch nogach.Mając swobodne ręce, wzięli w nienarzędzia i za ich pomocą wycięli sobie z buszu jedzenie, dach nad głową iwyrafinowany podział na dobro i zło.Stworzyli voodoo, najstarszą religięświata.%7łyli w ścisłej symbiozie ze swoim środowiskiem naturalnym iłańcuchem pokarmowym.Oddawali cześć wszystkiemu, co żywe, iwszystkiemu, co martwe, ponieważ v.oodoo traktuje śmierć jako towarzysza, anie wroga ludzi.Szanuje równowagę między utratą i ocaleniem.To właśniepróbował mi kiedyś wytłumaczyć Nelson, kiedy czyściliśmy kurnik z kurzegołajna.Nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że słowo muntu z jednakowąprecyzją odnosi się do osoby żywej i martwej, lecz Nelson tylko wzruszyłramionami.Wszystko, co jest.A zatem Bóg jest wszystkim.Bóg jest wirusem.Lepiej w to wierzyć,kiedyś ktoś się przeziębi.Bóg jest mrówką.W to teżlepiej wierzyć, bo wędrowne mrówki są opętane, zbiorowo, na miarę plagibiblijnej.Maszerują lasem i doliną kolumnami szerokimi na sto metrów idługimi na wiele mil, wyjadając sobie drogę przez Afrykę.Pożerają wszystko,co organiczne, nie ruszają mineralnego.Tego nauczyłyśmy się w Kilandze:zejdz im z drogi i podziękuj Bogu za posprzątany dom.Po kilku dniach czarnabrygada opuści wioskę te mrówki nie potrafią się zatrzymać.Po powrocieznajdujesz swój dom wymieciony z gnijących okruszków, pościel odwszoną,drewno na opał obrane z ekskrementów, kurniki uwolnione od kleszczy.Jeśliprzez pomyłkę zapomniano zabrać jakieś dziecko w kołysce albo lamparta wklatce, zostanie po nim szkielet wyssany ze szpiku, czyściuteńki.Jednak dlatych, którzy gotowi są ustąpić na bok wyższej sile, wszystko jest w porządku.Utrata i ocalenie.Afryka zna tysiąc sposobów na samooczyszczanie.Wędrowne mrówki,wirus Ebola, zespół nabytego braku odporności: są to wszystko miotływymyślone przez naturę, aby dokładnie posprzątać niewielką polanę.%7ładna ztych mioteł nie potrafi samodzielnie przeprawić się przez rzekę.%7ładna niepotrafi przeżyć śmierci swego żywiciela.Pasożyt człowieka, który wytrzebiłbycały rodzaj ludzki, szybko ległby do grobu razem z nami.A zatem drapieżnik iofiara idą w tym wyścigu łeb w łeb.Jako nastolatka, która czytała w bibliotece medycznej książki oafrykańskich pasożytach, byłam zdumiona, jak szeroki jest wachlarz stworzeń,które mogą się zagniezdzić w ludzkim ciele.W tym okresie wciąż jeszczedrżałam na myśl, że Bóg wstawi swe bosonogie lalki obojga płci do raju, wktórym właśnie spuścił ze smyczy słoniowaciznę i mikroby zjadające rogówkęoka.Teraz rozumiem, że Bóg nie kibicuje wyłącznie lalkom obojga płci.My inasze robactwo wyrośliśmy razem z tej samej wilgotnej gleby Wielkiego RowuTektonicznego i na razie nie widać zwycięzcy.Pięć milionów lat to długiepartnerstwo.Ktoś, kto potrafi na chwilę wyjść ze swej ukochanej skóry, abyspojrzeć na mrówkę, człowieka i wirus jako na równie przedsiębiorczestworzenia, będzie podziwiał porozumienie, jakie zawarły ze sobą w Afryce [ Pobierz całość w formacie PDF ]