[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ksiądz Wyszoniek powiada, że pokaże się to na nowiu, a do nowiu jeszcze cztery dni. Hej! to nie trzeba ci do Bogdańca.Albo zamrę przedtem, nim stryk nadąży, albo ozdro-wieję. Posłalibyście choć pismo do Bogdańca.Sanderus czysto wszystko wypisze.Będą przy-najmniej o was wiedzieć i bogdaj na mszę dadzą. Daj mi teraz spokój, bom słaby.Jeśli zamrę, wrócisz do Zgorzelic i powiesz, jak co było wtedy dadzą na mszę.A mnie tu pochowają albo w Ciechanowie. Chyba że w Ciechanowie albo w Przasnyszu, bo w boru jeno Kurpie się grzebią, nad któ-rymi wilcy wyją.Słyszałem też od służby, że książę za dwa dni razem ze dworem do Ciecha-nowa, a potem do Warszawa wraca. Przecie mnie tu nie ostawią  odrzekł Zbyszko.Jakoż odgadł, bo księżna tegoż dnia jeszcze udała się do księcia z prośbą, aby pozwolił jejzabawić w puszczańskim dworcu wraz z Danusią, z pannami służebnymi i z księdzem Wy-szońkiem, który przeciwny był prędkiemu przewożeniu Zbyszka do Przasnysza.Pan de Lor-che miał się po dwóch dniach znacznie lepiej i począł wstawać, dowiedziawszy się jednak, że damy zostają, pozostał także, aby towarzyszyć im w drodze powrotnej i w razie napaduSaracenów bronić ich od złej przygody.Skąd się mieli wziąć owi Saraceni  tego pytania nie155 zadawał sobie mężny Lotaryńczyk.Nazywano tak wprawdzie na dalekim Zachodzie Litwi-nów  od nich jednak nie mogło grozić żadne niebezpieczeństwo córce Kiejstuta, rodzonejsiostrze Witolda, a stryjecznej potężnego  króla krakowskiego , Jagiełły.Ale pan de Lorchezbyt długo bawił między Krzyżaki, aby mimo wszystkiego, co na Mazowszu słyszał i ochrzcie Litwy, i o połączeniu dwu koron na głowie jednego władcy, nie miał przypuszczać, żeod Litwinów zawsze wszystkiego złego można się spodziewać.Tak mówili Krzyżacy, a onjeszcze nie całkiem stracił wiarę w ich słowa.Ale tymczasem zaszedł wypadek, który padł cieniem między gości krzyżackich i księciaJanusza.Na dzień przed wyjazdem dworu przybyli bracia Gotfryd i Rotgier, którzy byli zo-stali poprzednio w Ciechanowie, a z nimi przyjechał niejaki pan de Fourcy jako zwiastun nie-pomyślnej dla Krzyżaków nowiny.Oto zdarzało się, że goście zagraniczni bawiący u starostykrzyżackiego w Lubawie, a więc, pan de Fourcy, a dalej pan de Bergow i pan Majneger, obajz rodzin poprzednio już w Zakonie zasłużonych, nasłuchawszy się wieści o Jurandzie ze Spy-chowa nie tylko się ich nie ulękli, ale postanowili wywabić w pole słynnego wojownika, abyprzekonać się, czy rzeczywiście jest tak straszny, za jakiego go głoszą.Starosta sprzeciwiałsię wprawdzie powołując się na pokój między Zakonem a księstwami mazowieckimi, w koń-cu jednak, może w nadziei, iż uwolni się od groznego sąsiada, nie tylko postanowił patrzećprzez szpary na wyprawę, ale i knechtów zbrojnych na nią pozwolił.Rycerze posłali wyzwa-nie Jurandowi, który je skwapliwie przyjął pod warunkiem, że ludzi odprawią, a samotrzeć znim i z dwoma towarzyszami będą się potykali na samej granicy Prus i Spychowa.Gdy jed-nak nie chcieli ani knechtów odprawić, ani z ziem spychowskich ustąpić, napadł na nich,knechtów wytracił, pana Majnegera sam okrutnie kopią przebódł, a pana de Bergow wziął wniewolę i do piwnic spychowskich wtrącił.De Fourcy jeden się ocalił i po trzechdniowymbłąkaniu się po mazowieckich lasach dowiedziawszy się od smolarzy, iż w Ciechanowie ba-wią bracia zakonni, przedarł się do nich, aby razem z nimi zanieść skargę przed majestat księ-cia, prosić o karę i o rozkaz uwolnienia pana de Bergow.Wieści te wnet zmąciły dobre stosunki między księciem i gośćmi, gdyż nie tylko dwajprzybyli bracia, ale i Hugo de Danveld, i Zygfryd de Lwe poczęli natarczywie upominać sięu księcia, aby raz przecie uczynił sprawiedliwość Zakonowi, uwolnił granicę od drapieżnika iryczałtem karę za wszystkie winy wymierzył.Szczególniej Hugo de Danveld mający własnedawne porachunki z Jurandem, których wspomnienie piekło go bólem i wstydem  upominałsię niemal groznie o zemstę. Pójdzie skarga do wielkiego mistrza  mówił  i jeśli sprawiedliwości od waszej książę-cej mości nie uzyskamy, on sam potrafi ją uczynić, choćby za owym zbójem całe Mazowszestanęło.Lecz książę, lubo z natury łagodny, rozgniewał się i rzekł: Jakiejże to sprawiedliwości się domagacie? Gdyby Jurand pierwszy na was nastąpił, wsiepopalił, stada zagarnął i ludzi pobił, pewnie bym go na sąd wezwał i karę mu odmierzył.Alewasi to sami go naszli.Wasz starosta knechtów na wyprawą pozwolił  a cóże Jurand? Jesz-cze wyzwanie przyjął, a tego jeno żądał, by ludzie odeszli.Jakoże mam go za to karać alibona sąd pozywać? Zaczepiliście strasznego męża, którego się wszyscy boją, i dobrowolnieściągnęliście klęskę na wasze głowy  więc czegóż chcecie? Zali mam mu rozkazać, aby sięnie bronił, gdy się wam spodoba go najechać? Nie Zakon go napastował, jego goście, obcy rycerze  odparł Hugo. Za gości Zakon odpowiada, a do tego byli z nimi knechci z lubawskiej załogi. Miałże starosta gości jako na rzez wydać?Na to książę zwrócił się do Zygfryda i rzekł: Patrzcie, w co się sprawiedliwość w waszych uściech obraca i zali wasze wykręty nie ob-rażają Boga?Lecz surowy Zygfryd odrzekł:156  Pan de Bergow musi być z niewoli wypuszczon, albowiem mężowie z jego rodu bywalistarszymi w Zakonie i wielkie Krzyżowi oddali usługi. A śmierć Majnegera musi być pomszczona  dodał Hugo de Danveld [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl