[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rosemary opuściła wykład z historii.- Zamiast na wykład, poszła do fryzjera - plotkowała Deirdre, ruchliwa,hałaśliwa dziewczyna, która zawsze wiedziała wszystko o wszystkich.-Widocznie wybiera się na ten wielki bal dziś wieczorem.Najpierwwszyscy spotykają się na drinka u Foleyów.Wyobrażasz sobie? W domuJacka Foleya!- Wiem - powiedziała Benny, zatopiona w myślach.- Też się tamwybieram.- Coo?- Tak - potwierdziła Benny przykrą dla Deirdre niespodziankę.- No, no, no.- To nie jest bal, na który chłopcy zapraszają dziewczyny.Każdy sampłaci za wstęp.- Benny była gotowa zrobić wiele, żeby popsuć choćtrochę opinię uwodzicielki, jaką cieszyła się Rosemary.- Rozumiem, ale fakt jest faktem.O Boże - westchnęła Deirdre,obrzucając Benny od stóp do głów taksującym wzrokiem.- Bardzo się cieszę na te tańce - powiedziała Benny, na przekór grobowejminie, której nie mogła się pozbyć.Do wszystkich wcześniejszych kompleksów i obaw dołączył się strach,że rodzice zjawią się w salonie Foleyów, skrępowani i sztywni, a przedewszystkim śmiertelnie przerażeni widokiem całych hektarów jejniesamowitego dekoltu.Nie było wykluczone, że każą jej wyjść zprzyjęcia i przebrać się.Na samą myśl o tym Benny robiło się to zimno, togorąco.- Myślę, że zawdzięczasz tę okazję przyjazni z Nan Mahoń - zarzuciławędkę Deirdre.- Co mówisz?- %7łe to dzięki niej dostajesz różne zaproszenia.To chyba świetnie miećtaką rozrywaną przyjaciółkę - paplała Deirdre, wpatrując się w Bennysprytnymi świńskimi oczkami.Benny przyjrzała się jej z niesmakiem.- Tak.Tylko takich przyjaciół sobie dobieram.Za pózno, przypomniała sobie przestrogę Matki Franciszki, by wrozmowie nie posługiwać się sarkazmem.- Jasne.W ten sposób można daleko zajść - powiedziała Deirdre,poważnie kiwając głową.Dzień ciągnął się jak spaghetti.Spotkały się z Ewą na dworcu w DunLaoghaire, żeby pojechać pociągiem o piątej.Był tłok, bo o tej porzewracała do domu większość urzędników.Na niektórych stacjachwsiadały całe grupy dzieci w szkolnych mundurkach.Ewa i Bennytrącały się łokciami w niemym porozumieniu - należały przecież doinnego świata, świata balów, zabaw, wieczorowych sukien i wytwornychludzi.Kit poczęstowała je kanapkami.- Nie mogę, jestem zbyt podniecona - odmówiła Ewa.- A ja się odchudzam.Nie chcę ulegać byle pokusie -powiedziała Benny.Kit była jednak nieubłagana.Nie zamierzała pozwolić im się głodzić,żeby przypadkiem nie zemdlały na tańcach.Tłumaczyła, że proces trawienia i przerabiania jedzenia na tłuszcz trwa inie zakończy się przed dzisiejszym wieczorem.Nie było obawy, żeBenny nie zmieści się w sukienkę.Poza tym Kit przypomniaładziewczętom, że zabrania swoim lokatorom korzystania z łazienki pozaniezbędnymi potrzebami.Dodała zresztą zaraz, że zakaz jest zbędny, bonikt z własnej woli i tak nie spędza tam zbyt wiele czasu.Kanapki i kawa na tacy znalazły się w pokoju dziewcząt.Kit bardzodobrze rozumiała ich potrzebę pochichotania i wzajemnego wspieraniasię na duchu przed taką okazją.Oświadczyła, że sama zajmie się kolacją, bo Ewa i tak nie ma do niczegogłowy.Przyjaciółki pozapinały sobie nawzajem suwaki i haftki, po czymustawiły lampę przed lustrem pod najlepszym kątem do zrobieniamakijażu.Poza tuszem i cieniami zużyły mnóstwo szminki i pudru,głównie na dekolt Benny, który okazał się dużo bielszy niż szyja iramiona.- Nie martw się, pewnie u każdej kobiety tak jest.Po prostu nie byłookazji tego sprawdzić.Dłoń Benny instynktownie podniosła się do rowka między piersiami.- Nie rób tego.Pamiętaj, co mówiła Cłodagh.Wygląda, jakbyś celowochciała zwrócić uwagę na to miejsce.- Aatwo jej mówić.Szczególnie, że sama się tak dziwnie ubiera.- Uspokój się.Możesz być jej tylko wdzięczna za fason, który ci wybrała.- Naprawdę, Ewo? A może zbiorowym wysiłkiem zrobiłyśmy ze mnieidiotkę?Benny była tak nieszczęśliwa i zdenerwowana, że Ewie zrobiło się jej żal.- Daj spokój.Wszystkie mamy tremę.Mnie się wydaje, że wyglądam jakjakaś sroka lub kawka, choć w rzeczywistości pewnie wcale tak nie jest.- Oczywiście, że nie.Wyglądasz wspaniale.Chyba sama to widzisz.Spójrz w lustro, na Boga.Jesteś taka subtelna,eteryczna i tak ci dobrze w tych kolorach.- Benny aż się jąkała zprzejęcia, próbując pocieszyć swą malutką przyjaciółkę.- No więc chyba ty też musisz widzieć siebie.Zobacz, jak fantastyczniewyglądasz.Co ci się nie podoba? Co ci przeszkadza?- Moje cycki!- Błagam, przestań!- Boję się, co ludzie pomyślą.- Pomyślą, że wyglądasz jak gwiazda filmowa.- Nie chodzi mi o facetów, tylko o ludzi w ogóle.- O jakich ludzi?- O tych, co przyjdą na drinka.Pomyślą, że jestem łatwa.- Nie bądz głupia.Z dołu odezwała się Kit.-Mogę do was przyjść? Za dziesięć minut przyjeżdża pan Hayes, żebywas podrzucić na miejsce.- Chodz i przekonaj tę idiotkę, żeby się nie wygłupiała.Kit weszła iusiadła na łóżku.Przyjrzała się dziewczętom z podziwem.- Benny martwi się o dekolt - wyjaśniła Ewa.- Nie ma o co.Niech się inne martwią.Spuchną z zazdrości - oświadczyłaKit tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Ale przecież.- Nie jesteśmy w Knockglen.A twoich starych tu nie będzie.- Ewaurwała nagle.- Co się stało?- Nic - powiedziała szybko Benny z podejrzanie błyszczącymi oczami.Ewa i Kit wymieniły spojrzenia.- Czy mogę skorzystać z telefonu, pani Hegarty?- Jasne, złotko.Zwłaszcza że jest na monety.Benny porwała torebkę izbiegła po schodach.- Co ją ugryzło?- Nie mam pojęcia - powiedziała Ewa.- Ale to ma związek z Knockglen.Założę się, że właśnie dzwoni do domu.- Cześć, Patsy.Mówi Benny.- Dzwonisz z balu?- Właśnie się wybieram.Jest mama albo tata?- Wyszli.- Co ty mówisz?- Mówię, że wyszli.Około szóstej.- Dokąd poszli?- Nie mówili.- Patsy, musieli ci powiedzieć.Zawsze to robią.- Ale teraz nie powiedzieli.A po co ci oni?- Słuchaj, czy się jakoś specjalnie ubrali?- O co ci chodzi?- Patsy, błagam, powiedz mi, w co byli ubrani?- Benny, daj mi spokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Rosemary opuściła wykład z historii.- Zamiast na wykład, poszła do fryzjera - plotkowała Deirdre, ruchliwa,hałaśliwa dziewczyna, która zawsze wiedziała wszystko o wszystkich.-Widocznie wybiera się na ten wielki bal dziś wieczorem.Najpierwwszyscy spotykają się na drinka u Foleyów.Wyobrażasz sobie? W domuJacka Foleya!- Wiem - powiedziała Benny, zatopiona w myślach.- Też się tamwybieram.- Coo?- Tak - potwierdziła Benny przykrą dla Deirdre niespodziankę.- No, no, no.- To nie jest bal, na który chłopcy zapraszają dziewczyny.Każdy sampłaci za wstęp.- Benny była gotowa zrobić wiele, żeby popsuć choćtrochę opinię uwodzicielki, jaką cieszyła się Rosemary.- Rozumiem, ale fakt jest faktem.O Boże - westchnęła Deirdre,obrzucając Benny od stóp do głów taksującym wzrokiem.- Bardzo się cieszę na te tańce - powiedziała Benny, na przekór grobowejminie, której nie mogła się pozbyć.Do wszystkich wcześniejszych kompleksów i obaw dołączył się strach,że rodzice zjawią się w salonie Foleyów, skrępowani i sztywni, a przedewszystkim śmiertelnie przerażeni widokiem całych hektarów jejniesamowitego dekoltu.Nie było wykluczone, że każą jej wyjść zprzyjęcia i przebrać się.Na samą myśl o tym Benny robiło się to zimno, togorąco.- Myślę, że zawdzięczasz tę okazję przyjazni z Nan Mahoń - zarzuciławędkę Deirdre.- Co mówisz?- %7łe to dzięki niej dostajesz różne zaproszenia.To chyba świetnie miećtaką rozrywaną przyjaciółkę - paplała Deirdre, wpatrując się w Bennysprytnymi świńskimi oczkami.Benny przyjrzała się jej z niesmakiem.- Tak.Tylko takich przyjaciół sobie dobieram.Za pózno, przypomniała sobie przestrogę Matki Franciszki, by wrozmowie nie posługiwać się sarkazmem.- Jasne.W ten sposób można daleko zajść - powiedziała Deirdre,poważnie kiwając głową.Dzień ciągnął się jak spaghetti.Spotkały się z Ewą na dworcu w DunLaoghaire, żeby pojechać pociągiem o piątej.Był tłok, bo o tej porzewracała do domu większość urzędników.Na niektórych stacjachwsiadały całe grupy dzieci w szkolnych mundurkach.Ewa i Bennytrącały się łokciami w niemym porozumieniu - należały przecież doinnego świata, świata balów, zabaw, wieczorowych sukien i wytwornychludzi.Kit poczęstowała je kanapkami.- Nie mogę, jestem zbyt podniecona - odmówiła Ewa.- A ja się odchudzam.Nie chcę ulegać byle pokusie -powiedziała Benny.Kit była jednak nieubłagana.Nie zamierzała pozwolić im się głodzić,żeby przypadkiem nie zemdlały na tańcach.Tłumaczyła, że proces trawienia i przerabiania jedzenia na tłuszcz trwa inie zakończy się przed dzisiejszym wieczorem.Nie było obawy, żeBenny nie zmieści się w sukienkę.Poza tym Kit przypomniaładziewczętom, że zabrania swoim lokatorom korzystania z łazienki pozaniezbędnymi potrzebami.Dodała zresztą zaraz, że zakaz jest zbędny, bonikt z własnej woli i tak nie spędza tam zbyt wiele czasu.Kanapki i kawa na tacy znalazły się w pokoju dziewcząt.Kit bardzodobrze rozumiała ich potrzebę pochichotania i wzajemnego wspieraniasię na duchu przed taką okazją.Oświadczyła, że sama zajmie się kolacją, bo Ewa i tak nie ma do niczegogłowy.Przyjaciółki pozapinały sobie nawzajem suwaki i haftki, po czymustawiły lampę przed lustrem pod najlepszym kątem do zrobieniamakijażu.Poza tuszem i cieniami zużyły mnóstwo szminki i pudru,głównie na dekolt Benny, który okazał się dużo bielszy niż szyja iramiona.- Nie martw się, pewnie u każdej kobiety tak jest.Po prostu nie byłookazji tego sprawdzić.Dłoń Benny instynktownie podniosła się do rowka między piersiami.- Nie rób tego.Pamiętaj, co mówiła Cłodagh.Wygląda, jakbyś celowochciała zwrócić uwagę na to miejsce.- Aatwo jej mówić.Szczególnie, że sama się tak dziwnie ubiera.- Uspokój się.Możesz być jej tylko wdzięczna za fason, który ci wybrała.- Naprawdę, Ewo? A może zbiorowym wysiłkiem zrobiłyśmy ze mnieidiotkę?Benny była tak nieszczęśliwa i zdenerwowana, że Ewie zrobiło się jej żal.- Daj spokój.Wszystkie mamy tremę.Mnie się wydaje, że wyglądam jakjakaś sroka lub kawka, choć w rzeczywistości pewnie wcale tak nie jest.- Oczywiście, że nie.Wyglądasz wspaniale.Chyba sama to widzisz.Spójrz w lustro, na Boga.Jesteś taka subtelna,eteryczna i tak ci dobrze w tych kolorach.- Benny aż się jąkała zprzejęcia, próbując pocieszyć swą malutką przyjaciółkę.- No więc chyba ty też musisz widzieć siebie.Zobacz, jak fantastyczniewyglądasz.Co ci się nie podoba? Co ci przeszkadza?- Moje cycki!- Błagam, przestań!- Boję się, co ludzie pomyślą.- Pomyślą, że wyglądasz jak gwiazda filmowa.- Nie chodzi mi o facetów, tylko o ludzi w ogóle.- O jakich ludzi?- O tych, co przyjdą na drinka.Pomyślą, że jestem łatwa.- Nie bądz głupia.Z dołu odezwała się Kit.-Mogę do was przyjść? Za dziesięć minut przyjeżdża pan Hayes, żebywas podrzucić na miejsce.- Chodz i przekonaj tę idiotkę, żeby się nie wygłupiała.Kit weszła iusiadła na łóżku.Przyjrzała się dziewczętom z podziwem.- Benny martwi się o dekolt - wyjaśniła Ewa.- Nie ma o co.Niech się inne martwią.Spuchną z zazdrości - oświadczyłaKit tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Ale przecież.- Nie jesteśmy w Knockglen.A twoich starych tu nie będzie.- Ewaurwała nagle.- Co się stało?- Nic - powiedziała szybko Benny z podejrzanie błyszczącymi oczami.Ewa i Kit wymieniły spojrzenia.- Czy mogę skorzystać z telefonu, pani Hegarty?- Jasne, złotko.Zwłaszcza że jest na monety.Benny porwała torebkę izbiegła po schodach.- Co ją ugryzło?- Nie mam pojęcia - powiedziała Ewa.- Ale to ma związek z Knockglen.Założę się, że właśnie dzwoni do domu.- Cześć, Patsy.Mówi Benny.- Dzwonisz z balu?- Właśnie się wybieram.Jest mama albo tata?- Wyszli.- Co ty mówisz?- Mówię, że wyszli.Około szóstej.- Dokąd poszli?- Nie mówili.- Patsy, musieli ci powiedzieć.Zawsze to robią.- Ale teraz nie powiedzieli.A po co ci oni?- Słuchaj, czy się jakoś specjalnie ubrali?- O co ci chodzi?- Patsy, błagam, powiedz mi, w co byli ubrani?- Benny, daj mi spokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]