[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nocny Zpiewakpostawił wreszcie dziewczynkę na podłodze i wyciągnął z kieszeni duże czarnepióro.Natychmiast porwały je chciwe łapki Różyczki, która schowała się pod stółz nową zabawką i świat przestał dla niej istnieć.Słychać było tylko, jak szczebio-cze do siebie dziecinnym językiem.Myszka był zmuszony po raz drugi powtórzyć swą opowieść na użytek Zpie-waka.Opowiedział też o pracy dla królowej i rozpaczliwym stanie nędzarzy z Ko-dau.Stworzyciel słuchał, jedząc.Od czasu do czasu zadawał jakieś pytanie lubwtrącał komentarz. Więc ten obibok Stalowy nareszcie wziął się do uczciwejroboty.Jego lenistwo dorównywało zdolnościom.Toroj miał okazję przyjrzeć mu się dokładniej.Brązowe włosy, pokrywającetwarz maga, zacierały rysy twarzy.Nie sposób było określić, co kryje się pod tą170 maską.Wrażenie obcości potęgowały skośne jak u wilka oczy, w których odbijałysię płomyki świec. Zapewniam cię, że jednak jestem człowiekiem  Stworzyciel zwrócił sięnagle wprost do królewicza, który wzdrygnął się nerwowo i zawstydził, słyszącodpowiedz na pytanie, które sam sobie zadał w myślach.Nocny Zpiewak wyciągnął do niego rękę. Jak widzisz, nie mam szponów.Ani kłów. Podciągnął górną wargę,prezentując zęby. Ogona też nie mam, ale tu radzę uwierzyć na słowo.Myszka wydał z siebie osobliwy dzwięk, jakby jednocześnie usiłował prze-łknąć coś i kichnąć. Czemu przestałeś się golić?  spytał.Zpiewak wzruszył ramionami. Oszaleć można było.Ciągle się zacinałem, obrzydło mi.I tak już wszyscytu wiedzą, że jestem magiem. I co? I nic.Przywykli.Mam żonę i dziecko.Nie zgadniesz, jak to poprawia czło-wiekowi opinię.A kiedy wyleczyłem tę małą Messil, to już chyba wszyscy mniepokochali. To ona widzi?  ucieszył się Myszka. Prawie.Odróżnia światło od ciemności, ale powinno być coraz lepiej.Krwiak uciskał nerwy.Przydały się te opracowania Burona, które ukradliśmyz wieży.W sumie to była dość prosta operacja, jednak strasznie się bałem, żecoś pójdzie nie tak.Gdyby mała umarła, tubylcy pewnie próbowaliby utopić mniew przerębli.Toroj nadal przyglądał się z ciekawością Nocnemu Zpiewakowi. Czy właśnie dlatego zostałeś i nie pojechałeś ze wszystkimi do Kodau? zapytał królewicz.Mag skinął twierdząco głową. Kiedy człowiek wygląda tak jak ja, nie ma co liczyć na miłe przyjęcie.Zwłaszcza w Northlandzie.Tam nie kocha się magów.Ani zwierzarów. A ty jesteś zwierzarem?  zdumiał się Toroj głupio. Nie, przecież przed chwilą mówiłem. To talent  wtrącił się Myszka. Stara zasada: dostajesz więcej  wię-cej płacisz.Z im większą rodzimy się mocą, tym bardziej nas niszczy.A NocnyZpiewak jest bardzo, bardzo potężny.Lepszy nawet od Stalowego, a widziałeśprzecież, co on potrafi.Toroj był pod wrażeniem.Dowiadywał się oto rzeczy, o jakich dotąd nigdy niesłyszał.Przekazywano mu jakieś ważkie prawdy, osobiste tajemnice. Nie przechwalaj mnie, Myszko.Przecież i ty masz z czego być dumny rzekł Stworzyciel swobodnym tonem, jakby uczestniczył w zwykłej pogawędce,dokładając sobie kaszy do miski. Popatrz na niego  zwrócił się do Toroja,171 jednocześnie machając łyżką w stronę Myszki. Na oko miedziaka niewart, a tonajlepszy Wędrowiec, jaki urodził się w Lengorchii od wieku albo i dwóch.To był dla Toroja dzień ciężkich przeżyć i wielkich niespodzianek.Gdy nade-szła Jagoda, którą zawołał Zpiewak tylko za pomocą myśli, królewicz miał okazjęzapoznać się z jej wyjątkową, stworzoną przez kaprys magii urodą.Wysłuchałskróconej historii dziewczyny ze Smoczego Archipelagu.Zadawał wiele pytań.Niektóre wzbudzały pobłażliwą wesołość, ale na każde otrzymywał odpowiedz.A że padały one zwykle bez namysłu, przypuszczał, że są szczere.W sumie do-wiedział się w krótkim czasie więcej o magach i czarach niż przez całe dotych-czasowe życie.Miał w głowie zamęt.Czuł, że musi sobie w spokoju poukładaći rozważyć wszystko.Nagle ziewnął rozdzierająco, uświadamiając sobie, że wcalenie spali z Myszką tej nocy.I właściwie. Która to może być godzina?  zapytał, nagle zaniepokojony.Po plecachprzebiegł mu tabun mrówek o zimnych nóżkach.Było więcej niż pewne, że od-kryto jego nieobecność i w zamku musiało rozpętać się coś w rodzaju huraganu.Nagłe zniknięcie bez śladu następcy tronu z pewnością postawiło na nogi całąsłużbę.Trzeba było wracać jak najprędzej i, niestety, wysłuchać lawiny wymó-wek od królowej matki.Dobrze przynajmniej, że ta wyprawa była tak owocna.Myszka, zarażony pośpiechem Toroja, wbijał nogi w niedosuszone buty, ner-wowo szukał rękawiczek.%7łegnał się z przyjaciółmi, obiecując niedługo zajrzećponownie.Królewiczowi przeszło przez myśl, że to nawet zabawne  dzieliłaich od stolicy ogromna odległość, a Wędrowiec planował wizytę w Ogorancie taksamo, jak zamierza się odwiedziny u najbliższego sąsiada.Nocny Zpiewak zapo-wiedział, że niedługo zakończą sprawy w Mieście Na Drzewach i będą gotowi,by dołączyć do reszty Drugiego Kręgu.Stalowemu bardzo by się przydała pomocdrugiego Stworzyciela.* * *Powrót był równie błyskawiczny, jak przybycie na ziemię Wiewiórek.Chwilaciemności, głuchej ciszy, zawrót głowy, a potem okropny wstrząs  Toroj spadłtwardo na wyprostowane nogi.Z wysokości zaledwie dłoni, ale to wystarczyło,by doznał wrażenia, jakby uda wbiły mu się do brzucha, a mózg podskoczył i obiłsię o wierzch czaszki.Brrr!Wylądowali pośrodku największego dziedzińca zamkowego.Przechodzącywłaśnie w pobliżu jeden z gwardzistów królewskich stanął jak wryty.Oczy wy-szły mu na wierzch w wyrazie najwyższego zaskoczenia.Toroj przyoblekł twarzw wystudiowany wyraz obojętnej uprzejmości i zwrócił się do żołnierza spokoj-nym tonem kogoś wracającego właśnie z krótkiej przechadzki. Proszę zawiadomić Jej Wysokość królową, że wróciłem i złożę jej wizytętuż po obiedzie.172 Gwardzista odruchowo stanął na baczność, a królewicz minął go jakby nigdynic.Im bliżej było do jego apartamentów, tym bardziej ciążyły Torojowi nogi.Wręcz kleiły się do posadzki.Miał nieodparte wrażenie, z każdym krokiem zmie-niające się coraz bardziej w pewność, że na pokojach czeka go nie tylko zatro-skany Margor.Wyobraznia podsuwała mu kolejne postacie dramatu: zdenerwo-waną królową matkę, guwernera, paskudną bonę królewny, która była czciciel-ką dobrych manier i wyrocznią, jeśli chodzi o etykietę.może zjawi się takżeten okropny lord protektor, który  jako dalszy krewny władcy  miał wglądw wychowanie królewskich potomków.A może nawet sam król.och nie! Torojzastanawiał się, ile nakazów i zakazów złamał od poprzedniego wieczora, i do-szedł do wniosku, że sam siebie obdarłby za to ze skóry [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl