[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musi go szybko znalezć! Wpakowała namiot na grzbiet Zawodnika, ale zatrzymałaprzy sobie śpiwory.Kto wie, jaka będzie pogoda? Wzięła też bukłak na wodę.Potem wyjęłaplacek żywności podróżnej i usiadła na skale.Nie była głodna, ale wiedziała, że potrzeba jej sił,jeśli ma wytropić ślad i znalezć Jondalara.Martwiła ją nie tylko nieobecność mężczyzny, ale i brak Wilka.Nie mogła iść szukaćJondalara, dopóki nie znajdzie Wilka.Był czymś więcej niż tylko zwierzęcym towarzyszem,którego kochała; mógł się okazać niezbędny przy tropieniu śladów.Miała nadzieję, że pojawisię przed nocą, zastanawiała się, czy nie powinna się po niego cofnąć.Ale jeśli poluje? Możesię z nim minąć.Mimo ogarniającego nią zniecierpliwienia uznała, że najlepiej jest czekać.Próbowała zastanowić się, co może zrobić, ale nie umiała nawet wyobrazić sobiemożliwych sposobów działania.Sam akt zranienia kogoś i zabrania go był jej tak obcy, żetrudno jej było myśleć o czymkolwiek poza tym.Wydawało się to czymś tak bezsensownym inielogicznym.Z zamyślenia wyrwało ją skomlenie, a potem szczeknięcie.Odwróciła się i zobaczyłabiegnącego ku niej Wilka, najwyrazniej uszczęśliwionego jej widokiem.Poczuła ogromnąulgę.- Wilk! - krzyknęła z radością.- Jesteś już, i to znacznie wcześniej niż wczoraj.Lepiejsię czujesz? - Po wylewnym przywitaniu zbadała go i z zadowoleniem potwierdziła swojąpoprzednią diagnozę: był potłuczony, ale żadna kość nie została złamana, i był w znacznielepszym stanie niż poprzedniego dnia.Postanowiła ruszyć natychmiast, żeby znalezć trop, pókijest jasno.Przywiązała postronek Zawodnika do rzemienia, który przytrzymywał jezdzieckąpłachtę na Whinney, i dosiadła kobyły.Zawołała Wilka, żeby szedł za nią, i ruszyła w kierunkuwytropionych śladów.Dojechała do miejsca, gdzie znalazła odciski stóp Jondalara i innychludzi, jego miotacz i plamę krwi, teraz tylko brązowawe zabarwienie gruntu.Zsiadła, żebyjeszcze raz zbadać okolicę.- Musimy znalezć Jondalara, Wilk - powiedziała.Zwierzę patrzyło na nią pytająco.Przysiadła wygodnie w kucki i przypatrywała się odciskom stóp, starając sięzorientować, ilu było tu ludzi, jak również zapamiętać kształty i wielkość odcisków.Wilkczekał, siedząc na zadzie i patrząc na nią.Wyczuwał coś niezwykłego i ważnego.Wreszciewskazała na plamę krwi.- Ktoś zranił Jondalara i zabrał go.Musimy go znalezć.-Wilk powąchał krew, zamachałogonem i warknął.- To jest odcisk Jondalara - tłumaczyła, wskazując na wyrazny, duży odciskpomiędzy wieloma mniejszymi.Wilk powęszył w miejscu, które wskazała, a potem spojrzał nanią, jakby czekając na dalsze instrukcje.- Oni go zabrali - wyjaśniła, pokazując odciski innychludzi.Nagle wstała i podeszła do Zawodnika.Z pakunku na grzbiecie konia wyjęła miotaczJondalara i uklękła, żeby Wilk mógł go powąchać.- Musimy znalezć Jondalara, Wilk! Ktoś goporwał i musimy go uwolnić!7Jondalar powoli wracał do przytomności, ale na wszelki wypadek leżał bez ruchu,starając się zrozumieć, co się stało, ponieważ z pewnością wydarzyło się coś niedobrego.Popierwsze, łomotało mu w głowie.Uchylił odrobinę powieki.Zwiatło było przyćmione, alewystarczało, by zobaczyć zimną, twardo ubitą ziemię, na której leżał.Czuł, że coś zaschniętegooblepia mu skroń, ale kiedy próbował sięgnąć i sprawdzić, co to jest, odkrył, że ręce mazwiązane za plecami.Również stopy miał spętane razem.Przetoczył się na bok i rozejrzał.Znajdował się wewnątrz niedużej, okrągłej budowli, zrobionej ze skór rozpiętych na drew-nianej ramie.Zrozumiał, że stała ona wewnątrz jakiegoś większego pomieszczenia.Nie byłodzwięków wiatru, przeciągów ani łopotania skór, jakie byłyby na zewnątrz, a zimno, jakie czuł,nie było dotkliwe.Nagle zdał sobie sprawę z tego, że nie ma na sobie swojej futrzanej kurty.Próbował usiąść i poczuł gwałtowne zawroty głowy.Pulsowanie w głowieumiejscowiło się jako ostry ból powyżej lewej skroni, nad wyschniętą substancją, która oklejałamu twarz.Znieruchomiał, kiedy usłyszał zbliżające się głosy.Dwie kobiety rozmawiały w nieznanym mu języku, choć zdawało mu się, że kilka słów nieco przypomina mamutoi.- Hej tam, nie śpię! - zawołał w języku Aowców Mamutów.- Czy ktoś może przyjść i mnie rozwiązać? Te powrozy nie są konieczne.To zpewnością jakieś nieporozumienie.Nie mam żadnych złych zamiarów.- Głosy ucichły namoment, po chwili na nowo podjęły rozmowę, ale nikt mu nie odpowiedział ani nie przyszedł.Jondalar leżał twarzą do ziemi i próbował zrozumieć, skąd się tu wziął i co takiego mógłzrobić, by ktoś czuł się zmuszony go związać.Ludzi pętano wyłącznie wtedy, kiedyzachowywali się w szalony sposób lub starali się kogoś zranić.Pamiętał ścianę ognia - i konie,które pędziły na skraj przepaści.Prawdopodobnie ludzie polowali na te konie i on znalazł siępośrodku.Potem przypomniał sobie, że widział Aylę na Zawodniku, którego nie mogłaopanować.Zaczął się zastanawiać, w jaki sposób ogier, którego zostawił przywiązanego dokrzaka, znalazł się pośrodku pędzącgo w popłochu stada.Jondalar niemal wpadł wtedy w panikę, pełen strachu, że koń podda się stadnemuinstynktowi i popędzi za innymi w przepaść, zabierając ze sobą Aylę.Pamiętał, że biegł ku nimz oszczepem gotowym do rzutu.Przy całej swojej miłości do ciemnobrązowego ogiera byłbygo zabił i nie dopuścił, by zabrał Aylę w przepaść.To była ostatnia rzecz, jaką pamiętał, pozaniejasnym wspomnieniem silnego bólu, zanim ciemność pochłonęła wszystko.Ktoś musiał mnie czymś uderzyć - pomyślał.To było silne uderzenie, bo zupełnie niepamiętam drogi tutaj, a głowa mnie nadal boli.Czy myśleli, że im zmarnowałem polowanie?Kiedy pierwszy raz spotkał Jerena i jego myśliwych, sytuacja była podobna.Razem zThonolanem przypadkowo rozpędzili stado koni, które myśliwi zaganiali do pułapki.Jerenjednak, gdy tylko przeszła mu złość, zrozumiał, że nie zrobili tego umyślnie, i zaprzyjaznili się.Chyba nie zepsułem polowania tym ludziom?Znowu spróbował usiąść.Przewrócił się na bok, podciągnął kolana i starał się podnieśćdo siedzącej pozycji.Musiał próbować kilka razy i głowa boleśnie pulsowała mu z wysiłku, alewreszcie mu się udało.Siedział z zamkniętymi oczyma i miał nadzieję, że ból wkrótce sięzmniejszy.W miarę jednak, jak ból opadał, wzrastał niepokój o Aylę i zwierzęta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Musi go szybko znalezć! Wpakowała namiot na grzbiet Zawodnika, ale zatrzymałaprzy sobie śpiwory.Kto wie, jaka będzie pogoda? Wzięła też bukłak na wodę.Potem wyjęłaplacek żywności podróżnej i usiadła na skale.Nie była głodna, ale wiedziała, że potrzeba jej sił,jeśli ma wytropić ślad i znalezć Jondalara.Martwiła ją nie tylko nieobecność mężczyzny, ale i brak Wilka.Nie mogła iść szukaćJondalara, dopóki nie znajdzie Wilka.Był czymś więcej niż tylko zwierzęcym towarzyszem,którego kochała; mógł się okazać niezbędny przy tropieniu śladów.Miała nadzieję, że pojawisię przed nocą, zastanawiała się, czy nie powinna się po niego cofnąć.Ale jeśli poluje? Możesię z nim minąć.Mimo ogarniającego nią zniecierpliwienia uznała, że najlepiej jest czekać.Próbowała zastanowić się, co może zrobić, ale nie umiała nawet wyobrazić sobiemożliwych sposobów działania.Sam akt zranienia kogoś i zabrania go był jej tak obcy, żetrudno jej było myśleć o czymkolwiek poza tym.Wydawało się to czymś tak bezsensownym inielogicznym.Z zamyślenia wyrwało ją skomlenie, a potem szczeknięcie.Odwróciła się i zobaczyłabiegnącego ku niej Wilka, najwyrazniej uszczęśliwionego jej widokiem.Poczuła ogromnąulgę.- Wilk! - krzyknęła z radością.- Jesteś już, i to znacznie wcześniej niż wczoraj.Lepiejsię czujesz? - Po wylewnym przywitaniu zbadała go i z zadowoleniem potwierdziła swojąpoprzednią diagnozę: był potłuczony, ale żadna kość nie została złamana, i był w znacznielepszym stanie niż poprzedniego dnia.Postanowiła ruszyć natychmiast, żeby znalezć trop, pókijest jasno.Przywiązała postronek Zawodnika do rzemienia, który przytrzymywał jezdzieckąpłachtę na Whinney, i dosiadła kobyły.Zawołała Wilka, żeby szedł za nią, i ruszyła w kierunkuwytropionych śladów.Dojechała do miejsca, gdzie znalazła odciski stóp Jondalara i innychludzi, jego miotacz i plamę krwi, teraz tylko brązowawe zabarwienie gruntu.Zsiadła, żebyjeszcze raz zbadać okolicę.- Musimy znalezć Jondalara, Wilk - powiedziała.Zwierzę patrzyło na nią pytająco.Przysiadła wygodnie w kucki i przypatrywała się odciskom stóp, starając sięzorientować, ilu było tu ludzi, jak również zapamiętać kształty i wielkość odcisków.Wilkczekał, siedząc na zadzie i patrząc na nią.Wyczuwał coś niezwykłego i ważnego.Wreszciewskazała na plamę krwi.- Ktoś zranił Jondalara i zabrał go.Musimy go znalezć.-Wilk powąchał krew, zamachałogonem i warknął.- To jest odcisk Jondalara - tłumaczyła, wskazując na wyrazny, duży odciskpomiędzy wieloma mniejszymi.Wilk powęszył w miejscu, które wskazała, a potem spojrzał nanią, jakby czekając na dalsze instrukcje.- Oni go zabrali - wyjaśniła, pokazując odciski innychludzi.Nagle wstała i podeszła do Zawodnika.Z pakunku na grzbiecie konia wyjęła miotaczJondalara i uklękła, żeby Wilk mógł go powąchać.- Musimy znalezć Jondalara, Wilk! Ktoś goporwał i musimy go uwolnić!7Jondalar powoli wracał do przytomności, ale na wszelki wypadek leżał bez ruchu,starając się zrozumieć, co się stało, ponieważ z pewnością wydarzyło się coś niedobrego.Popierwsze, łomotało mu w głowie.Uchylił odrobinę powieki.Zwiatło było przyćmione, alewystarczało, by zobaczyć zimną, twardo ubitą ziemię, na której leżał.Czuł, że coś zaschniętegooblepia mu skroń, ale kiedy próbował sięgnąć i sprawdzić, co to jest, odkrył, że ręce mazwiązane za plecami.Również stopy miał spętane razem.Przetoczył się na bok i rozejrzał.Znajdował się wewnątrz niedużej, okrągłej budowli, zrobionej ze skór rozpiętych na drew-nianej ramie.Zrozumiał, że stała ona wewnątrz jakiegoś większego pomieszczenia.Nie byłodzwięków wiatru, przeciągów ani łopotania skór, jakie byłyby na zewnątrz, a zimno, jakie czuł,nie było dotkliwe.Nagle zdał sobie sprawę z tego, że nie ma na sobie swojej futrzanej kurty.Próbował usiąść i poczuł gwałtowne zawroty głowy.Pulsowanie w głowieumiejscowiło się jako ostry ból powyżej lewej skroni, nad wyschniętą substancją, która oklejałamu twarz.Znieruchomiał, kiedy usłyszał zbliżające się głosy.Dwie kobiety rozmawiały w nieznanym mu języku, choć zdawało mu się, że kilka słów nieco przypomina mamutoi.- Hej tam, nie śpię! - zawołał w języku Aowców Mamutów.- Czy ktoś może przyjść i mnie rozwiązać? Te powrozy nie są konieczne.To zpewnością jakieś nieporozumienie.Nie mam żadnych złych zamiarów.- Głosy ucichły namoment, po chwili na nowo podjęły rozmowę, ale nikt mu nie odpowiedział ani nie przyszedł.Jondalar leżał twarzą do ziemi i próbował zrozumieć, skąd się tu wziął i co takiego mógłzrobić, by ktoś czuł się zmuszony go związać.Ludzi pętano wyłącznie wtedy, kiedyzachowywali się w szalony sposób lub starali się kogoś zranić.Pamiętał ścianę ognia - i konie,które pędziły na skraj przepaści.Prawdopodobnie ludzie polowali na te konie i on znalazł siępośrodku.Potem przypomniał sobie, że widział Aylę na Zawodniku, którego nie mogłaopanować.Zaczął się zastanawiać, w jaki sposób ogier, którego zostawił przywiązanego dokrzaka, znalazł się pośrodku pędzącgo w popłochu stada.Jondalar niemal wpadł wtedy w panikę, pełen strachu, że koń podda się stadnemuinstynktowi i popędzi za innymi w przepaść, zabierając ze sobą Aylę.Pamiętał, że biegł ku nimz oszczepem gotowym do rzutu.Przy całej swojej miłości do ciemnobrązowego ogiera byłbygo zabił i nie dopuścił, by zabrał Aylę w przepaść.To była ostatnia rzecz, jaką pamiętał, pozaniejasnym wspomnieniem silnego bólu, zanim ciemność pochłonęła wszystko.Ktoś musiał mnie czymś uderzyć - pomyślał.To było silne uderzenie, bo zupełnie niepamiętam drogi tutaj, a głowa mnie nadal boli.Czy myśleli, że im zmarnowałem polowanie?Kiedy pierwszy raz spotkał Jerena i jego myśliwych, sytuacja była podobna.Razem zThonolanem przypadkowo rozpędzili stado koni, które myśliwi zaganiali do pułapki.Jerenjednak, gdy tylko przeszła mu złość, zrozumiał, że nie zrobili tego umyślnie, i zaprzyjaznili się.Chyba nie zepsułem polowania tym ludziom?Znowu spróbował usiąść.Przewrócił się na bok, podciągnął kolana i starał się podnieśćdo siedzącej pozycji.Musiał próbować kilka razy i głowa boleśnie pulsowała mu z wysiłku, alewreszcie mu się udało.Siedział z zamkniętymi oczyma i miał nadzieję, że ból wkrótce sięzmniejszy.W miarę jednak, jak ból opadał, wzrastał niepokój o Aylę i zwierzęta [ Pobierz całość w formacie PDF ]