[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podszedł do tego miejsca i spróbował poruszyć metalową konstrukcję,ale była zabezpieczona i nawet nie drgnęła.Zatrzymał się mniej więcej w miejscu,gdzie stał ojciec Urbizu, kiedy został trafiony w głowę.Dziesięć kilogramów stiukuspadające z wysokości około dziesięciu metrów musiało być śmiercionośne.Wprzejściu na rusztowaniu było miejsce, z którego tynk ten mógł też zostać zrzucony,ale policyjny raport negował taką możliwość.To oraz sprawa miejskiego architekta,który potknął się na dachu – tym razem przy świadkach, pomyślał Quart z ulgą – wobu śmiertelnych wypadkach możliwość interwencji ludzkiej została odrzucona, aodpowiedzialność spadła, jak utrzymywali Nieszpory i ksiądz Ferro, na gniew Boży.Albo na Przeznaczenie, co w ocenie Quarta było dobrym wytłumaczeniem kaprysówokrutnego zegarmistrza Kosmosu, który budził się chyba każdego ranka skory dożartów.Albo na pecha bóstw rabelaisowskich, zaspanych i niezgrabnych, niczymbogowie opisani przez Heinego, którym kromka chleba przy śniadaniu spada zawszena ziemię stroną posmarowaną masłem.Na tym etapie śledztwa Quart znalazł aż nadto motywów działania Nieszporów.Jego wiadomości odwoływały się do sprawiedliwości i zdrowego rozsądku Rzymu;były domaganiem się praw dla starego księdza, który wydawał ostatnią bitwę wzapomnianym zakątku szachownicy.Miał jednak nieco racji ksiądz Oscar – Nieszporypomylił się, wysyłając te wiadomości.Ani Rzym nie potrafił ich zrozumieć, aniarcybiskup Spada nie wysłał odpowiedniej osoby.Świat i idee, do których odwoływałsię pirat informatyczny, przestały istnieć dawno temu.To tak, jakby po wojnienuklearnej, która całkowicie zniszczyła Ziemię, satelity wystrzelone w kosmos nadalsłały swoje niepotrzebne już sygnały na martwą planetę, wiernie i cicho krążąc gdzieśw górze, w samotności nieskończonych przestrzeni.Quart zrobił kilka kroków do tyłu, przebiegł wzrokiem konstrukcję rusztowania izniszczone witraże w oknach lewego muru kościoła.Następnie odwrócił się wkierunku nawy – za nim stała Gris Marsala i przyglądała mu się.Kiedy burmistrz miasta inaugurował wystawę Sztuka religijna baroku w Sewilli,brawa wypełniły sale fundacji kulturalnej Banku Kartuskiego.Następnie około tuzinakelnerów w białych marynarkach roznosiło tace z napojami i kanapkami, podczas gdygoście podziwiali arcydzieła, które przez dwadzieścia dni miały być wystawione wbudynku przy Arenalu.Stojąc między Chrystusem dobrej śmierci Juana de Meny,udostępnionym przez uniwersytet i Świętym Leandrem Murilla, pochodzącym zgłównej zakrystii katedry, Pencho Gavira pozdrawiał panów i całował dłonie pań,uśmiechając się na lewo i prawo.Ubrany był w nieskazitelny garnitur w kolorzemarengo, a przedziałek wybrylantynowanych włosów był równie idealny, jak bielmankietów i kołnierzyka jego koszuli.– Bardzo dobrze mówiłeś, burmistrzu.Manolo Almanzor, burmistrz Sewilli, wymienił z bankierem serdeczne klepnięciapo plecach.Był to mężczyzna wąsaty i grubawy, o uczciwej twarzy, dzięki której zyskałpopularność i dwukrotne zwycięstwo w wyborach; choć skandal związany znieprawidłowościami w podpisywanych przez miasto kontraktach, nagłe tajemniczewzbogacenie się szwagra i oskarżenie o wykorzystywanie seksualne, złożone przez trzyspośród jego czterech sekretarek w magistracie, spowodowały, że na blisko miesiącprzed wyborami lokalnymi był już jedną nogą na bruku.– Dzięki, Pencho.To było moje ostatnie publiczne wystąpienie.Bankier uśmiechnął się pocieszająco.– Jeszcze nadejdą lepsze czasy.Burmistrz pokiwał głową z powątpiewaniem i smutkiem.W każdym razie Gaviramiał mu osłodzić pożegnanie z polityką.W zamian za przekwalifikowanie przez radęmiejską gruntu, na którym stoi kościół Matki Boskiej Płaczącej, dopuszczenie dopodpisania wstępnego kontraktu sprzedaży i wycofanie wszelkich zastrzeżeń wobecprojektu urbanistycznego w dzielnicy Santa Cruz, Almanzor miał uzyskaćautomatyczne anulowanie pewnego hojnego kredytu, za który nabył właśnieluksusową posiadłość w najlepszej i najdroższej dzielnicy Sewilli.Ze spokojempokerzysty dyrektor naczelny Banku Kartuskiego wyjaśnił mu całą sytuację w krótkichsłowach przed paroma dniami podczas kolacji w restauracji Becerra: żałoba wluksusie mniej boli.Obok przeszedł kelner z tacą, i Gavira wziął kieliszek zimnego jerezu i zwilżającwargi winem, rozejrzał się dookoła.Obok kobiet w sukniach koktajlowych i mężczyznw ciemnych garniturach, pod krawatem – Gavira określał na zaproszeniach strójwymagany na wszelkie oficjalne imprezy organizowane przez Bank Kartuski –przeciwny front, czyli strona kościelna, również była obecna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl