[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Buntaro odzyskał mowę, ledwie ostrze spoczęło na swoim miejscu.- Od dzisiaj Ryuichi Koda jest drugim lewym Gońcem klanu Ota! - obwieścił ztriumfem widowni, która wręcz oszalała.- Ale czym zasłużyłem na tak cenny dai-sho? - zapytałem, gdy wiwaty i śpiewynieco ucichły.- Zabiłeś poprzedniego właściciela - odparł spokojnie.* * *Isu nie docenił w pełni tego daru.Patrzył obojętnie, jak ćwiczę w piwnicy kolejnepozycje, bloki i cięcia.Ostatnio zrobił się naprawdę osowiały.Nie dziwiłem mu sięspecjalnie.Trzy miesiące bezczynności zaowocowały odleżynami, których jednak nie mógłczuć, automed szpikował go środkami znieczulającymi i wzmacniającymi przy każdej okazji.To raczej bezruch i osamotnienie zrobiły swoje.A może poczucie beznadziejności.- Nie martw się - powiedziałem do niego, kończąc trening - to już nie potrwa długo,najwyżej dwa tygodnie.Jutro mam pierwszą partię po przerwie, a potem wielki finał.Będziesz wolny.- Raczej martwy - mruknął cicho, ale usłyszałem.- Zmierć też jest formą wolności.- Naciąłem lekko skórę na jego ręce przedschowaniem miecza; chyba nawet tego nie poczuł.- Wolności.- powtórzył i zamknął oczy.Odwróciłem się, by wyjść, ale ciche westchnienie sprawiło, że spojrzałem razjeszcze na leżącego więznia.- Obiecałeś, że powiesz.- wyszeptał.- Słucham?- Obiecałeś, że powiesz mi, dlaczego.- Przecież powiedziałem, już pierwszego dnia.- Nic nie pamiętam.- W jego oczach pojawiły się łzy.- Nic nie pamiętam, a nie chcęodejść, nie wiedząc nawet za co umieram.Podszedłem do leżanki, ostry zapach środków dezynfekcyjnych mieszał się zprzerazliwym smrodem gnijącego w ranach ciała.- Powiem ci jeszcze raz.Jak przyjdzie czas.- Obiecujesz?Skinąłem głową.- Tak.Masz moje słowo.Zamknął oczy, a mechaniczny lekarz natychmiast przystąpił do kolejnych czynnościreanimacyjnych.Spojrzałem na zegarek.Dochodziła osiemnasta, zostało zaledwie półgodziny na umycie się i ubranie.Dzisiaj miałem kolejny wielki dzień, pan Ota zaprosił mnie ikilku kluczowych zawodników na kolację.To naprawdę wielkie wyróżnienie.Jednakże isytuacja była wyjątkowa.Po ostatniej partii mój zmiennik na pozycji lewoskrzydłowegoGońca zginął w zamachu bombowym.Zwiętował poprzednie zwycięstwo w domu schadzek.Miał pecha, wybrał nie ten dom, co trzeba.Chociaż, z drugiej strony, cokolwiek by wybrałtego dnia, i tak by zginął.Nie mogłem dopuścić do sytuacji, w której ktoś inny wystąpiłby wfinale.* * *Pan Ota dbał o swoich najlepszych zawodników, o czym mogłem się dzisiaj dobitnieprzekonać.Zaproszenie otworzyło przede mną drzwi najdroższego klubu nocnego w Asakusa.Z dala od zgiełku centrów turystycznych i rozrywkowych, opodal ruin świątyni mieścił sięniepozorny jednopiętrowy dom, ukryty w głębi stylizowanego ogrodu.Limuzyna zatrzymała się w wąskiej uliczce, z której przez wysokie na cztery metrytorii wszedłem w alejkę prowadzącą wzdłuż stawu na łukowaty mostek.Dopiero przed nimzauważyłem ochroniarzy.Chociaż już się zmierzchało, nadal mieli na oczach lekkoopalizujące okulary filtracyjne.Obszukali mnie sprawnie, bez nachalności, i odebrali kartonikz zaproszeniem.Przywołany z głębi ogrodu kelner zaprowadził mnie do wnętrza domu.- Spózniłeś się, Koda! - powitał mnie radosny okrzyk.Przy długim stole zobaczyłemsiódemkę moich towarzyszy.- Całe czterdzieści sekund!Jak na Szachownicy, tak i tutaj, po bokach siedzieli masywni Fukuyama i Kanjiro,nasze Wieże.Nieco bliżej centrum - Kiokai i jego brat blizniak Amaru, najlepsi jezdzcyklanu.Obok Amaru było wolne miejsce, moje miejsce.Pokłoniłem się zawodnikom ispocząłem obok pani Sakura, jedynej córki pana Ota, która miała być naszą Królową podczasfinału.Yamada-san etatowo robił za Króla, a Bezuchy" Kano zasiadał po jego lewicy.- Za najlepszy zespół Ligi! - Najstarszy wiekiem i rangą podniósł czarkę sake.Wychyliliśmy pierwszą miarkę duszkiem, gorący alkohol miło rozgrzewał wnętrzności.- Za zwycięstwo! - podjęła toast pani Sakura.- Za zwycięstwo! - Wszyscy wierzyliśmy, że wygramy.Ledwie odstawiłem czarkę, wniesiono cztery dziewczęta i ułożono je na stole.Spojrzałem na seniora, mierzył wzrokiem wszystkie, wreszcie, gdy z aprobatą skinął głową,rozpoczęła się uczta.Byłem głodny, sięgnąłem na brzuch leżącej przede mną szczupłejnastolatki i wybrałem okazały kawałek marynowanego mięsa, owinięty w liście wodorostów iprażone płatki chryzantem.Po chwili wahania dodałem do tego odrobinę pasty imbirowej,jaką wysmarowano pierś dziewczyny.Gdy zbierałem palcem lepką, wilgotną papkę,poczułem jak brązowy sutek sztywnieje.Rzuciłem szybkie spojrzenie na jej twarz, ale niedostrzegłem żadnego ruchu, mimo młodego wieku była doskonale wyszkolona.Zresztą, w takrenomowanym klubie nie mogło być miejsca dla amatorek.Jedzenie było godne ceny, jaką musiał zapłacić nasz mentor.Z tego, co wcześniejmówił Amaru, na tydzień przed finałem najlepszą ósemkę zawsze zapraszano na kolację i nocw Ustroniu pani Kiko".To był zaledwie wstęp do przyszłych zaszczytów, jakie czekały nazwycięzców Ligi.Wzorem starożytnej Hellady, mistrzowie zyskiwali na okres jednegomiesiąca księżycowego status nietykalności.Mogli wejść wszędzie i zrobić wszystko,popełnić najpotworniejszą zbrodnię, jeżeli oczywiście nie godziła w klasę średnią lub wyższą,korporacje, Imperium i Cesarza.Dzisiaj przy tym stole słyszałem, jakie plany mieli moikompani na ów miesiąc bezkarności.Przeważnie chodziło o korzystanie bez umiaru z miejscpodobnych do tego, w którym właśnie świętowaliśmy.Wszystkich jednakże zaskoczył Kano,oznajmiając, że jego marzeniem jest zabicie na wizji Buntaro Yubbei.Specjalnie mu się niedziwiłem, z powodu odrażającego kalectwa rzadko pojawiał się nawet na wspólnychzdjęciach dla gazet, a do studiów holo praktycznie miał zakaz wstępu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Buntaro odzyskał mowę, ledwie ostrze spoczęło na swoim miejscu.- Od dzisiaj Ryuichi Koda jest drugim lewym Gońcem klanu Ota! - obwieścił ztriumfem widowni, która wręcz oszalała.- Ale czym zasłużyłem na tak cenny dai-sho? - zapytałem, gdy wiwaty i śpiewynieco ucichły.- Zabiłeś poprzedniego właściciela - odparł spokojnie.* * *Isu nie docenił w pełni tego daru.Patrzył obojętnie, jak ćwiczę w piwnicy kolejnepozycje, bloki i cięcia.Ostatnio zrobił się naprawdę osowiały.Nie dziwiłem mu sięspecjalnie.Trzy miesiące bezczynności zaowocowały odleżynami, których jednak nie mógłczuć, automed szpikował go środkami znieczulającymi i wzmacniającymi przy każdej okazji.To raczej bezruch i osamotnienie zrobiły swoje.A może poczucie beznadziejności.- Nie martw się - powiedziałem do niego, kończąc trening - to już nie potrwa długo,najwyżej dwa tygodnie.Jutro mam pierwszą partię po przerwie, a potem wielki finał.Będziesz wolny.- Raczej martwy - mruknął cicho, ale usłyszałem.- Zmierć też jest formą wolności.- Naciąłem lekko skórę na jego ręce przedschowaniem miecza; chyba nawet tego nie poczuł.- Wolności.- powtórzył i zamknął oczy.Odwróciłem się, by wyjść, ale ciche westchnienie sprawiło, że spojrzałem razjeszcze na leżącego więznia.- Obiecałeś, że powiesz.- wyszeptał.- Słucham?- Obiecałeś, że powiesz mi, dlaczego.- Przecież powiedziałem, już pierwszego dnia.- Nic nie pamiętam.- W jego oczach pojawiły się łzy.- Nic nie pamiętam, a nie chcęodejść, nie wiedząc nawet za co umieram.Podszedłem do leżanki, ostry zapach środków dezynfekcyjnych mieszał się zprzerazliwym smrodem gnijącego w ranach ciała.- Powiem ci jeszcze raz.Jak przyjdzie czas.- Obiecujesz?Skinąłem głową.- Tak.Masz moje słowo.Zamknął oczy, a mechaniczny lekarz natychmiast przystąpił do kolejnych czynnościreanimacyjnych.Spojrzałem na zegarek.Dochodziła osiemnasta, zostało zaledwie półgodziny na umycie się i ubranie.Dzisiaj miałem kolejny wielki dzień, pan Ota zaprosił mnie ikilku kluczowych zawodników na kolację.To naprawdę wielkie wyróżnienie.Jednakże isytuacja była wyjątkowa.Po ostatniej partii mój zmiennik na pozycji lewoskrzydłowegoGońca zginął w zamachu bombowym.Zwiętował poprzednie zwycięstwo w domu schadzek.Miał pecha, wybrał nie ten dom, co trzeba.Chociaż, z drugiej strony, cokolwiek by wybrałtego dnia, i tak by zginął.Nie mogłem dopuścić do sytuacji, w której ktoś inny wystąpiłby wfinale.* * *Pan Ota dbał o swoich najlepszych zawodników, o czym mogłem się dzisiaj dobitnieprzekonać.Zaproszenie otworzyło przede mną drzwi najdroższego klubu nocnego w Asakusa.Z dala od zgiełku centrów turystycznych i rozrywkowych, opodal ruin świątyni mieścił sięniepozorny jednopiętrowy dom, ukryty w głębi stylizowanego ogrodu.Limuzyna zatrzymała się w wąskiej uliczce, z której przez wysokie na cztery metrytorii wszedłem w alejkę prowadzącą wzdłuż stawu na łukowaty mostek.Dopiero przed nimzauważyłem ochroniarzy.Chociaż już się zmierzchało, nadal mieli na oczach lekkoopalizujące okulary filtracyjne.Obszukali mnie sprawnie, bez nachalności, i odebrali kartonikz zaproszeniem.Przywołany z głębi ogrodu kelner zaprowadził mnie do wnętrza domu.- Spózniłeś się, Koda! - powitał mnie radosny okrzyk.Przy długim stole zobaczyłemsiódemkę moich towarzyszy.- Całe czterdzieści sekund!Jak na Szachownicy, tak i tutaj, po bokach siedzieli masywni Fukuyama i Kanjiro,nasze Wieże.Nieco bliżej centrum - Kiokai i jego brat blizniak Amaru, najlepsi jezdzcyklanu.Obok Amaru było wolne miejsce, moje miejsce.Pokłoniłem się zawodnikom ispocząłem obok pani Sakura, jedynej córki pana Ota, która miała być naszą Królową podczasfinału.Yamada-san etatowo robił za Króla, a Bezuchy" Kano zasiadał po jego lewicy.- Za najlepszy zespół Ligi! - Najstarszy wiekiem i rangą podniósł czarkę sake.Wychyliliśmy pierwszą miarkę duszkiem, gorący alkohol miło rozgrzewał wnętrzności.- Za zwycięstwo! - podjęła toast pani Sakura.- Za zwycięstwo! - Wszyscy wierzyliśmy, że wygramy.Ledwie odstawiłem czarkę, wniesiono cztery dziewczęta i ułożono je na stole.Spojrzałem na seniora, mierzył wzrokiem wszystkie, wreszcie, gdy z aprobatą skinął głową,rozpoczęła się uczta.Byłem głodny, sięgnąłem na brzuch leżącej przede mną szczupłejnastolatki i wybrałem okazały kawałek marynowanego mięsa, owinięty w liście wodorostów iprażone płatki chryzantem.Po chwili wahania dodałem do tego odrobinę pasty imbirowej,jaką wysmarowano pierś dziewczyny.Gdy zbierałem palcem lepką, wilgotną papkę,poczułem jak brązowy sutek sztywnieje.Rzuciłem szybkie spojrzenie na jej twarz, ale niedostrzegłem żadnego ruchu, mimo młodego wieku była doskonale wyszkolona.Zresztą, w takrenomowanym klubie nie mogło być miejsca dla amatorek.Jedzenie było godne ceny, jaką musiał zapłacić nasz mentor.Z tego, co wcześniejmówił Amaru, na tydzień przed finałem najlepszą ósemkę zawsze zapraszano na kolację i nocw Ustroniu pani Kiko".To był zaledwie wstęp do przyszłych zaszczytów, jakie czekały nazwycięzców Ligi.Wzorem starożytnej Hellady, mistrzowie zyskiwali na okres jednegomiesiąca księżycowego status nietykalności.Mogli wejść wszędzie i zrobić wszystko,popełnić najpotworniejszą zbrodnię, jeżeli oczywiście nie godziła w klasę średnią lub wyższą,korporacje, Imperium i Cesarza.Dzisiaj przy tym stole słyszałem, jakie plany mieli moikompani na ów miesiąc bezkarności.Przeważnie chodziło o korzystanie bez umiaru z miejscpodobnych do tego, w którym właśnie świętowaliśmy.Wszystkich jednakże zaskoczył Kano,oznajmiając, że jego marzeniem jest zabicie na wizji Buntaro Yubbei.Specjalnie mu się niedziwiłem, z powodu odrażającego kalectwa rzadko pojawiał się nawet na wspólnychzdjęciach dla gazet, a do studiów holo praktycznie miał zakaz wstępu [ Pobierz całość w formacie PDF ]