[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwie dziewczyny na jej widok zawróciły.Klaun udał, \e jej nie widzi.A tak bardzo chciała zapalić!Podskoczyła, gdy powietrze rozdarł przerazliwy wrzask.Podniosła głowę.W pobli\u cię\arówek Frankie zcałej siły ciągnął Jill za rękę.Wskazywał palcem Daisy i wrzeszczał.Jill wzięła go na ręce i bez jednego słowaodeszła.Daisy zrobiło się niedobrze.Zrozumiała.Cyrk wykluczył ją ze swojej społeczności.Włóczyła się bez celu, a\ doszła do namiotu mena\erii.Uniesiono boczną klapę.Chyba wszystkiezwierzęta były w środku, poza Sinjunem, którego klatka nadal stała w pełnym słońcu.Słysząc jej kroki,postawił uszy i przyglądał się jej z wy\szością.Poprzedniej nocy było zbyt ciemno, by widziała wyrazniejego klatkę, ale teraz przekonała się, \e jest brudna.Digger, jak się dowiedziała, miał dbać równie\ ozwierzęta z mena\erii, ale chyba nie traktował tego obowiązku zbyt powa\nie.spędziliby zeszłą noc razem, ale był tak wściekły, \e nie ufał sobie na tyle, by jej dotknąć.Nie chciał miećz nią nic wspólnego.- Kiedy? - powtórzył ostrzej.Opuściła wzrok na zadrapanie.- W zeszłym roku.Skaleczyłam się na jachcie Biffy'ego Brougenhausa.Bo\e drogi.Jakim cudem poślubiłkobietę, która zna kogoś nazwiskiemBiffy Brougenhaus? Niech ją piekło pochłonie.- Zdezynfekuj to! - warknął.- Masz być gotowa na szóstą, chyba \e hcesz sprzątać tak\ecię\arówkę koni.Odszedł, jeszcze bardziej ponury.Zawsze się szczycił tym, \e jest sprawiedliwy, ale przy niej czuł się jakwredny osiłek.Kolejna kreska na jej koncie.Daisy przetrwała spektakl, zapewne dlatego, ze zmęczenie znieczuliło ją na wstyd publicznego paradowania wskąpym kostiumie.Choć Alex kazał jej wyjść ze słoniami, trzymała się z tyłu, tak \e wyglądała jak jedna zLatających Tolea. Całą wieczność zajęło jej doprowadzenie się do porządku, zwłaszcza \e obolałe ramiona protestowałyprzy najmniejszym ruchu.Umyła włosy, nało\yła świe\y makija\, grubszą warstwą ni\ zwykle, zgodnie zpoleceniem Aleksa.W przerwie między spektaklami zasnęła w przyczepie z kanapką z masłem orzechowymw dłoni.Gdyby jej nie obudził, przespałaby drugi występ.Po przedstawieniu Neeco dogonił ją w tylnych drzwiach, jak cyrkowcy nazywali boczne wejście dowielkiego namiotu.- Pomó\ Diggerowi zapędzić maluchy do cię\arówki.Nic nie wskazywało na to, \e Diggerowi potrzebna jest pomoc, ale nie chciała, by Alex miał kolejnyzarzut pod jej adresem.Zresztą to pewnie nale\y do jej obowiązków.- Chyba nie przydam się na wiele - stwierdziła.- Muszą się do ciebie przyzwyczaić, i tyle.Narzuciła niebieski szlafrok Aleksa, który w pośpiechu zdjęła z haczyka w łazience.Podwinęła rękawy,ale i tak był na nią zdecydowanie za du\y.Za to przynajmniej okrywał ją całą.Słoniątka akurat wychodziły.Niepewnie podeszła do Diggera.- Poradzisz sobie sam, prawda?- Idz koło nich, panienko.Nadal się trochę denerwują w twojej obecności.Z wahaniem zwolniła kroku.Trzymała się kilka metrów za zwierzakami.Bez trudu odnalazła Tatera - był najmniejszy.Pamiętała, jak potraktował ją trąbą, więc obserwowała gobacznie.Biegł truchtem, nadal trzymając Pud-dinga za ogon.Kiedy doszli do ogrodzenia, Digger zaczął jepętać.- Chodz, Barn.Patrz uwa\nie, panienko, \ebyś wiedziała, jak to się robi.Do tego stopnia skoncentrowała się na jego ruchach, \e nie zorientowała się, \e Tater do niej podszedł, a\poczuła na szyi coś wilgotnego.Wrzasnęła i odskoczyła od wyciągniętej trąby.Słonik łypnął na nią z błyskiem w oku i znowu wyciągnął trąbę.Sparali\owana ze strachu, nie ruszała siętylko patrzyła na ruchliwy koniuszek coraz bli\ej swojej szyi.- Do.dobry Tater, do.dobry słonik - wykrztusiła, gdy Tater rozchylił poły jej szlafroka.- Digger - wychrypiała.Podniósł głowę.- Spryskałaś się perfumami?Przełknęła ślinę i potwierdziła ruchem głowy.Koniuszek trąby muskał jej ucho.- Tater szaleje za perfumami.- Co mam teraz zrobić?Digger patrzył na nią tępym wzrokiem.- Z czym?- Z.Ta.Taterem.- Szczerze mówiąc, nie wiem, panienko.A co chcesz zrobić? Szorstki, jakby zardzewiały chichot.- Pewnie chce zemdleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl