[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie znajàcym swojego rodowodu, a˝ tak nieuczuciowym.– Mo˝e chcesz si´ przekonaç, ˝e nie jesteÊ tym, który nie pami´ta?– Z jakiej racji.Zrozumia∏em, Anastazjo, nie odpowiadaj.Niech ka˝dy pomyÊli sam.– Dobrze – powiedzia∏a i, patrzàc na mnie wnikliwie, zamilk∏a.Te˝ jakiÊ czas milcza∏em, b´dàc pod wra˝eniem namalowanego obrazu, potem zapyta∏em:– Dlaczego w∏aÊnie to s∏owo powiedzia∏aÊ dla przyk∏adu?– ˚eby pokazaç, jak obrazy stojàce za nim w realnym Êwiecie nied∏ugo przemienià si´ w rzeczywistoÊç.Ty-siàce strun gitar wibrujà teraz pod palcami dzisiejszych bardów.Kiedy wymarzy∏am wszystko tam, w tajdze, oni jako pierwsi to odczuli, ich Dusze.Wpierw w jednej zapali∏ si´ falujàcy p∏omieƒ i drgn´∏a cieniutka struna gitary, potem podchwyci∏y to i odezwa∏y si´ dusze nast´pnych.Nied∏ugo wielu ich us∏yszy.Oni, Bardowie, pomogà zobaczyç nowà zorz´, zorz´ pobudzenia Dusz ludzkich.Ty us∏yszysz ich pieÊni, nowe pieÊni powstajà-cej zorzy.25OSTRY ZAKR¢TPo trzech dobach pobytu u Anastazji wróci∏em na statek i kilka dni nie by∏em w stanie zajàç siśprawami firmy.Nie mog∏em ani podjàç decyzji o dalszej marszrucie statku, ani odpowiadaç na radiogramy z Nowosybirska.Tymczasem pracownicy i cz´Êciowo za∏oga, zauwa˝ywszy zlekcewa˝enie przeze mnie wielu spraw, zaczĺi podkradaç.Niektórzy z tych szabrowników trafili na policj´, innych zatrzymali ochroniarze, spisano protoko∏y, ale nawet w te skomplikowane sytuacje nie chcia∏o mi si´ do koƒca wnikaç.Trudno teraz powiedzieç, dlaczego obcowanie z Anastazjà mia∏o na mnie taki wp∏yw.KiedyÊ przedstawiciele ró˝nych wyznaƒ sk∏adali mi wizyty, podczas których opowiadali, ˝e pragnà czyniç dobro dla spo∏eczeƒstwa, i zawsze te wizyty koƒczy∏y si´ proÊbà o pieniàdze.Niekiedy dawa∏em, za bardzo nie wnikajàc w temat ich spraw, ˝eby tylko odczepili sióde mnie.Po co by-∏o wnikaç, skoro rozmowa zawsze si´ koƒczy∏a proÊbà o finansowe wsparcie?Anastazja, w odró˝nieniu od tych “religijnych” ludzi, nie prosi∏a o datek.W ogóle nie mog∏em sobie wyobraziç, co jej mo˝na daç! Na pierwszy rzut oka wydaje si´, ˝e nie ma nic, ale potem dostrzega si´, ˝e posiada wszystko.Wreszcie siźdecydowa∏em, da∏em rozkaz za∏odze, ˝eby skierowaç statek prosto do Nowosybirska, a sam, zamknàwszy si´ w kajucie, rozmyÊla∏em.Zajmowanie si´ biznesem przez ponad dziesi´ç lat i kierowanie zespo∏em ludzi wiele mnie nauczy∏o.Sukcesy i pora˝ki wykszta∏ci∏y we mnie zdolnoÊç do poszukiwania i odnajdywania rozwiàzaƒ ró˝nych trudnych sytuacji.Jednak tym razem sytuacja by∏a gorsza ni˝ kiedykolwiek.JednoczeÊnie spad∏y na mnie wszystkie mo˝-liwe problemy.Upadek firmy wydawa∏ sińieunikniony.KtoÊ “˝yczliwy” puÊci∏ w firmie pog∏oski, rozrastajàce si´ jak grzyby po deszczu: “CoÊ z nim nie tak.Straci∏ zdolnoÊç podejmowania efektywnych decyzji”, czyli “ratuj si´ kto mo˝e”.No i ratowali si´.Kiedy wróci∏em, zobaczy∏em w ca∏ej gamie kolorów, jak si´ to odbywa∏o.Nawet krewni przy∏o˝yli do tego r´k´, k∏adàc firm´.“Na pewno wszystko pójdzie z dymem” – t∏umaczyli swoje zachowanie.Tylko niewielka grupa starych pracowników bezskutecznie próbowa∏a przeciwstawiç sińadciàgajàcemu bankructwu.Ale oni te˝ siźaniepokoili moim stanem psychicznym, gdy po moim powrocie zobaczyli literatur´, którà czyta∏em.Absolutnie trzeêwo oceni∏em powsta∏à sytuacj´.By∏o jasne jak s∏oƒce, ˝e nie uda si´ pokonaç problemu z obecnym zespo∏em.Nawet ci, którzy kiedyÊ jedli mi z r´ki, b´dà mieli wàtpliwoÊci co do ka˝dej podj´tej przeze mnie decyzji.Ch´tnie opowiedzia∏bym komuÊ o Anastazji, ale to nie by∏o mo˝liwe, nie zrozumieliby.Móg∏bym trafiç do domu wariatów.Ju˝ w rodzinie po cichu mówili o leczeniu.Otoczenie czeka∏o na nowe biz-nesplany, konstruktywne i efektywne.Moja nowa pasja by∏a oceniana jak szaleƒstwo, za∏amanie psychiczne.Naprawdźaczà∏em du˝o myÊleç o ˝yciu.“Co jest grane? – myÊla∏em.– Zrobisz jakàÊ operacj´ handlowà, zarobisz na tym, a satysfakcji nie ma ˝adnej.Od razu chcia∏bym wi´kszych sukcesów.I tak to si´ dzieje w przeciàgu dziesićiu lat.Gdzie jest gwaran-cja, ˝e ta gonitwa nie b´dzie trwa∏a do koƒca ˝ycia, a satysfakcji nadal nie b´dzie? Jednemu brakuje par´ gro-szy na flaszkí si´ martwi, miliarderowi brakuje miliarda – te˝ si´ martwi.Mo˝e nie wszystko polega na iloÊci posiadanych pieni´dzy?”KiedyÊ rankiem odwiedzili mnie w firmie dwaj starzy koledzy przedsi´biorcy, szefowie wielkich handlowych firm.Zaczà∏em z nimi rozmawiaç o zjednoczeniu przedsi´biorców z czystymi pomys∏ami, o celu naszej dzia-∏alnoÊci.Chcia∏em siź kimÊ podzieliç swoimi pomys∏ami.Oni podtrzymywali rozmow´, czasami siźe mnà zgadzali, wtedy pomyÊla∏em: chyba wszystko zrozumieli od razu, skoro tyle czasu poÊwićili rozmowie.Potem kierowca mi wyt∏umaczy∏: – Oni przyszli do pana na zle-cenie tych, którzy si´ troszczà o pana zdrowie, chcieli si´ dowiedzieç, o czym pan myÊli? Co pana mćzy?Jednym s∏owem, czy jest pan normalny, czy nie.Czy wzywaç lekarzy, czy te˝ poczekaç, a˝ samo przejdzie.– A ty co mnie sàdzisz?On milcza∏ jakiÊ czas, a˝ w koƒcu cicho powiedzia∏:– Dziesi´ç lat skutecznie pan dzia∏a∏.W mieÊcie mówili, ˝e jest pan szcz´Êciarzem, a teraz w firmie wszyscy si´ bojà, ˝e zostanà bez pensji.W tym momencie zrozumia∏em, jak daleko posz∏a troska o mnie.– Zawracamy – powiedzia∏em do kierowcy.Wróci∏em do firmy.Zwo∏a∏em nadzwyczajnà narad´.Wytypowa∏em kierowników poszczególnych dzia∏ów.Da∏em im pe∏nà swobod´ dzia∏ania w czasie mojej nieobecnoÊci, kaza∏em kierowcy przyjechaç po mnie wcze-26Ênie rano, aby zawióz∏ mnie na lotnisko.Tam wrćzy∏ mi ciep∏y pakunek.– Co to jest? – zapyta∏em.– Dro˝d˝ówki.– Z litoÊci dla mnie, szaleƒca, przynios∏eÊ ciasto?– To moja ma∏˝onka, panie W∏adimirze.Nie posz∏a spaç, ca∏à noc si´ krzàta∏a.Nigdy nie piek∏a, jest jeszcze zbyt m∏oda, ale tym razem zabra∏a si´ do tego.Nalega∏a, ˝ebym je panu odda∏.Zawin´∏a je w rćznik, jeszcze sà ciep∏e.Powiedzia∏a: “Nieszybko wróci.JeÊli w ogóle wróci”.˚egnam pana.– No to dzi´kuj´ tobie.Za kilka dni zwolni∏ siź firmy.KTO OKRELA KIERUNEK?W fotelu samolotu przymknà∏em oczy.Kurs samolotu jest zawsze ÊciÊle okreÊlony.Ten leci do Moskwy.Kurs mojego dalszego ˝ycia dopiero okreÊl´, ale myÊla∏em bardziej o przedsi´biorcach.Obecnie wi´kszoÊç ludzi nadal odbiera przedsi´biorców koniecznie jako handlowców, którzy zgromadzili pierwotny kapita∏ w nie-uczciwy sposób i teraz mno˝à go na rachunek spo∏eczeƒstwa.OczywiÊcie, tak jak wÊród ró˝nych warstw naszego spo∏eczeƒstwa sà ró˝ni ludzie, tak sà ró˝ni ludzie wÊród przedsi´biorców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl