[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było tu miej sca na nie pew ność.Po zby łam się wszel kich za ha mo wań i po ru sza łamsię na nim, krzy cząc jego imię jak li ta nię. Wy star czy. Usiadł i ob ró cił mnie jed nym płyn nym ru chem.Fa cet miał siłę& Jego ostry toni po waż na mina spra wi ły, że za czę łam się za sta na wiać, czy zro bi łam coś nie tak. Ko niec z za ba wą.Chcę cię pie przyć.Och.Prze su nął moje nogi, ukła da jąc je tak, że były cał ko wi cie otwar te na ko lej ny ruch, po czymwszedł we mnie, przy kry wa jąc mnie swo im cia łem.Od dech ugrzązł mi w gar dle. Kur wa, Emmy, je steś ide al na.Jego oczy były ciem ne, usta otwar te, od dech przy spie szo ny.Ten fa cet, któ ry za wsze się kon tro lo wał, wła śnie za tra cał się w po żą da niu.We mnie.Wy gię łam ple cy, gdy za czę ła ogar niaćmnie roz kosz.Za wsze gdy by łam z kimś no wym, za sta na wia łam się nad kil ko ma rze cza mi: jak dłu go wy trzy ma, czy ostrze że mnie, za nim doj dzie, czy bę dzie gło śny, czy cał kiem mil czą cy.Z Be nemnie mu sia łam zga dy wać. Ta cia sna cip ka spra wi, że szyb ko doj dę&Zwol nił ru chy, wcho dząc i wy cho dząc ze mnie po wo li.Po chwi li wsa dził mię dzy nas dłońi kciu kiem moc no na ci snął łech tacz kę.Krzyk nę łam głoś no, po ru sza jąc bio dra mi.Uwiel bia łam to, że wie dział, kie dy zwol nić, że bym mo gła na pa wać się uczu ciem, któ re z każ dą mi nu tą ro sło.Ota cza łam go cia sno, gdy roz kosz eks plo do wa ła we wnątrz mnie. Bennn&  wy dy sza łam.Wy cią gnął dłoń i zwol nił rytm, wy ci ska jąc ze mnie reszt ki dru gie go or ga zmu.Kie dy za mil kłam, on przy spie szył, wcho dząc we mnie moc no i szyb ko.Wtu lił twarz w mojąszy ję, ca łu jąc mnie de li kat nie, gdy w koń cu do szedł. Emmy&Jego głos tuż przy mo jej skó rze cał ko wi cie mnie roz bro ił.Za ko chi wa łam się w nim.Mógłmnie po siąść, wy ko rzy stać dla swo jej przy jem no ści, a ja i tak mia ła bym to gdzieś.Ta myśl wy wo ła ła we mnie pa ni kę.Co ja naj lep sze go ro bi łam? To nie by łam ja.Na gle wy szłam z cie płe go ko ko nu jego cia ła. Ben, nie mo że my tego ro bić& Fio na mnie w koń cu zwol ni&Zmarsz czył brwi. To nie Fio ny spra wa, kogo pie przę. To do brze, bo ona mnie na praw dę nie na wi dzi, a ja nie chcia ła bym, żeby co kol wiek za szko dzi ło two jej ka rie rze.Uśmiech nął się do mnie, jak bym była ma łym dziec kiem.  Po ra dzę so bie z Fio ną.Ro bi ło się nie bez piecz nie.Mu sia łam stąd wyjść. Po win nam już iść.Wy sko czy łam z łóż ka i za czę łam zbie rać swo je rze czy.Usiadł, a na jego twa rzy po ja wi ło sięzdzi wie nie.Jego usta były te raz lek ko ró żo we i opuch nię te, a od dech miał przy spie szo ny.Nieczu łam się zbyt do brze, zo sta wia jąc go w ta kim sta nie.Pra wie było mi go żal.Ze mną zresz tąnie było le piej.Moje ser ce wa li ło jak osza la łe, a ja czu łam się za mro czo na nie al ko ho lem, a nim.Odu rzał mnie swo ją obec no ścią.I naj wi docz niej nie było mię dzy nami nic poza fi zycz no ścią.Za ło ży łam majt ki. Okej.Na wet nie pró bo wał mnie za trzy mać.Nie by łam pew na, co to zna czy, ale po czu łam za wód.Wło ży łam su kien kę i za ło ży łam wło sy za uszy.Ben wstał z łóż ka i od pro wa dził mnie do drzwi. Emmy&Od wró ci łam się w jego stro nę.Był po waż ny. Czy wszyst ko okej? Tak.Wi dzi my się rano.Masz być o ósmej trzy dzie ści  wy mam ro ta łam, wciąż sła ba i roz trzę sio na po ero tycz nej se sji.Wo kół jego zmy sło wych ust po ja wił się gry mas. Wiem, Gun nar mi już prze ka zał. No to do bra noc  rzu ci łam i ru szy łam ko ry ta rzem, sta ra jąc się za po mnieć wy raz jego twa rzy.Nie wy glą dał na za wie dzio ne go.Kie dy do tar łam do po ko ju, moje ser ce i gło wa to czy ły woj nę z cia łem.Ono do kład nie wie dzia ło, cze go chce  Bena.Gło wa tym cza sem uwa ża ła, że po win nam na kre ślić nie prze kra czal ną li nięmię dzy pra cą a ży ciem pry wat nym.Ser ce wa li ło jak osza la łe na samą myśl o nim.Było zle.Cho dzi łam po po ko ju, a nogi mia łam jak z waty.Nie było szans, że bym za snę ła po tym bzy ka niu.Wciąż by łam lek ko wsta wio na.Po trze bo wa łam El lie.Ona bę dzie wie dzia ła, co ro bić.Od kąd tu przy je cha łam, nie roz ma wia łam z nią.Wciąż nie od pi sa łam na jej e-ma ile, więc te raz przy szedł czas na po in for mo wa nie jej o wszyst kim.Po czu łam się win na, gdy so bie przy po mnia łam, że po wy lą do wa niu na wet do niej nie za dzwo ni łam, ale mia łam na dzie ję, że po mo żemi po sprzą tać ten cały ba ła gan.El lie ni g dy nie mia ła pro ble mów z fa ce ta mi.Jej uro da była eg zo tycz na, ema no wa ła wy star cza ją cym sek sa pi lem, by zwró cić na sie bie uwa gę każ de go męż czy zny.Ja w re la cjach dam sko-mę skich czu łam się jak ryba wy cią gnię ta z wody, zwłasz cza je ślicho dzi ło o ta kich fa ce tów jak Ben.Mo dli łam się, by była w sta nie mi coś do ra dzić.Je śli mia łamprze trwać ko lej ne trzy mie sią ce, po trze bo wa łam jej po mo cy.W No wym Jor ku było już po łu dnie.El lie była pew nie w pra cy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl