[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jack powiedział, że niedługo będzie, co równie dobrze mogłooznaczać piętnaście minut, jak i pięć sekund.- Chcesz, żebym z tobąpojechał?- Nie dzisiaj.- Wreszcie zdobyłam się na przepraszający uśmiech, aMilo zapadł się w kanapę.- Innym razem, obiecuję.Ale nie dzisiaj, okej?- Okej, okej, idz już.- Sorry.Pogadamy pózniej.Powinnam powiedzieć coś jeszcze, ale dzisiaj nie byłam w stanienawet zaczekać na windę.Wcisnęłam guzik przywołujący, ale kiedydrzwi nie otworzyły się od razu, zbiegłam schodami.Choć spieszyłam się jak dzika, Jack już na mnie czekał.Przyjechałjeepem.Wskoczyłam do auta i utkwiłam w Jacku pytające spojrzenie.- Co się stało? - zapytałam, kiedy ruszyliśmy.- Też się cieszę, że cię widzę - odparł Jack.- Jack!- Sorry.- Zerknął na mnie przelotnie.- No dobra.po tym jak wasodwiozłem, Peter zniknął.- Co znaczy zniknął? - Moje serce gwałtownie przyspieszyło i czułambolesny ucisk w żołądku.Jack jęknął.- Jack! Dokąd on poszedł?Dlaczego? To przeze mnie?- Musisz się uspokoić - westchnął.- Właśnie dlatego nie chciałemmówić o tym przez telefon.- Spojrzał na mnie błagalnie.- Proszę,uspokój się.- Uspokoję się, jeśli powiesz mi, co się dzieje! - odparłam.- Nie wiemy, gdzie jest.- Nie spuszczał oczu z drogi, jakby się bał, żemój widok go zdekoncentruje.Tak mocno ściskał kierownicę, że ażzbielały mu kostki.-Ezra ma pewne podejrzenia, bo.- Urwał i potarłskroń.- Zniknął, bo.Nie chcę, żebyś mnie zle zrozumiała; choć pewnietak będzie.Jak zawsze.Gdybym powiedział: Hej, ładnie dziśwyglądasz", ty byś odpowiedziała: A co, zwykle nie wyglądam ładnie?"- Jack, proszę, skup się.- Miałam ochotę wrzasnąć na niego, żeby siępospieszył.- Tak.- Zerknął na mnie, ale nie zrozumiałam, o co mu chodzi.- Tak.Peter zniknął z twojego powodu.Z powodu tego, co się wydarzyło, toznaczy prawie się wczoraj wydarzyło.Ale nie chodzi o to, że zrobiłaś cośzłego czy że z tobą jest coś nie tak.Peter ma swoje jazdy.Sam nie wiem.Według mnie zachowuje się jak dupek, ale Ezra mówi.- Urwał,prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że choć nie powiedział nickonkretnego, to prawie się zdradził.Moje oczy były pełne łez.Nieważne, co Jack mówił.Peter zniknąłprzeze mnie.Przez to, co zrobiłam lub czego nie zrobiłam.Byłamzdruzgotana.Pragnęłam go, jak nikogo innego, a mimo to odstraszyłamgo.- Co się wczoraj stało? To znaczy, prawie stało? -zapytałam cicho.- Cóż.- Jack zaśmiał się głucho, jeszcze mocniej zaciskając dłonie nakierownicy.- A jak myślisz?- Nie wiem.Szczerze, nie za bardzo pamiętam.Kiedy próbuję o tymmyśleć, przypominam sobie tylko, że byłam w jego pokoju i czułam toniesamowite przyciąganie.i niesamowite pragnienie.Usiłowałam się skupić, ale nagle poczułam się zamroczona.Pamiętałam oczy Petera, jego uśmiech i to, że pragnęłam go tak bardzo,że aż bolało.Serce waliło mi jak oszalałe i brakło mi tchu.- Przestań, Alice - jęknął Jack.Na jego twarzy malowała się udręka.Jego niebieskie oczy stały sięniemal przezroczyste i krył się w nich głód.Podobnie patrzył na mniePeter zeszłej nocy.- Co mam przestać? - wyszeptałam.Odwrócił wzrok.Już miałam go przycisnąć, gdy jeep wpadł w poślizg.- Cholera.- Jack ścisnął mocniej kierownicę, próbując odzyskaćkontrolę nad samochodem, ale czułam, że auto zaczęło się niebezpiecznieprzechylać.Zobaczyłam dziki wzrok Jacka i nim zrozumiałam, co się dzieje,rzucił się do mnie, przyciskając mocno do siebie.Zamknęłam oczy,wtulając twarz w jego klatkę piersiową, podczas gdy on owinął się wokółmnie.Poczułam, że się przemieszczaliśmy.Zimny wiatr rozwiewał mojewłosy, gdzieś w oddali słyszałam huk miażdżonego metalu i brzęktłuczonego szkła.Dzwięki te docierały do mnie wytłumione przez głośnebicie mojego serca.W końcu Jack trochę rozluznił uścisk i uniosłam głowę, by na niegospojrzeć.Był zmartwiony i przestraszony, ale w jego oczach nadal czaiłsię głód [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jack powiedział, że niedługo będzie, co równie dobrze mogłooznaczać piętnaście minut, jak i pięć sekund.- Chcesz, żebym z tobąpojechał?- Nie dzisiaj.- Wreszcie zdobyłam się na przepraszający uśmiech, aMilo zapadł się w kanapę.- Innym razem, obiecuję.Ale nie dzisiaj, okej?- Okej, okej, idz już.- Sorry.Pogadamy pózniej.Powinnam powiedzieć coś jeszcze, ale dzisiaj nie byłam w stanienawet zaczekać na windę.Wcisnęłam guzik przywołujący, ale kiedydrzwi nie otworzyły się od razu, zbiegłam schodami.Choć spieszyłam się jak dzika, Jack już na mnie czekał.Przyjechałjeepem.Wskoczyłam do auta i utkwiłam w Jacku pytające spojrzenie.- Co się stało? - zapytałam, kiedy ruszyliśmy.- Też się cieszę, że cię widzę - odparł Jack.- Jack!- Sorry.- Zerknął na mnie przelotnie.- No dobra.po tym jak wasodwiozłem, Peter zniknął.- Co znaczy zniknął? - Moje serce gwałtownie przyspieszyło i czułambolesny ucisk w żołądku.Jack jęknął.- Jack! Dokąd on poszedł?Dlaczego? To przeze mnie?- Musisz się uspokoić - westchnął.- Właśnie dlatego nie chciałemmówić o tym przez telefon.- Spojrzał na mnie błagalnie.- Proszę,uspokój się.- Uspokoję się, jeśli powiesz mi, co się dzieje! - odparłam.- Nie wiemy, gdzie jest.- Nie spuszczał oczu z drogi, jakby się bał, żemój widok go zdekoncentruje.Tak mocno ściskał kierownicę, że ażzbielały mu kostki.-Ezra ma pewne podejrzenia, bo.- Urwał i potarłskroń.- Zniknął, bo.Nie chcę, żebyś mnie zle zrozumiała; choć pewnietak będzie.Jak zawsze.Gdybym powiedział: Hej, ładnie dziśwyglądasz", ty byś odpowiedziała: A co, zwykle nie wyglądam ładnie?"- Jack, proszę, skup się.- Miałam ochotę wrzasnąć na niego, żeby siępospieszył.- Tak.- Zerknął na mnie, ale nie zrozumiałam, o co mu chodzi.- Tak.Peter zniknął z twojego powodu.Z powodu tego, co się wydarzyło, toznaczy prawie się wczoraj wydarzyło.Ale nie chodzi o to, że zrobiłaś cośzłego czy że z tobą jest coś nie tak.Peter ma swoje jazdy.Sam nie wiem.Według mnie zachowuje się jak dupek, ale Ezra mówi.- Urwał,prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że choć nie powiedział nickonkretnego, to prawie się zdradził.Moje oczy były pełne łez.Nieważne, co Jack mówił.Peter zniknąłprzeze mnie.Przez to, co zrobiłam lub czego nie zrobiłam.Byłamzdruzgotana.Pragnęłam go, jak nikogo innego, a mimo to odstraszyłamgo.- Co się wczoraj stało? To znaczy, prawie stało? -zapytałam cicho.- Cóż.- Jack zaśmiał się głucho, jeszcze mocniej zaciskając dłonie nakierownicy.- A jak myślisz?- Nie wiem.Szczerze, nie za bardzo pamiętam.Kiedy próbuję o tymmyśleć, przypominam sobie tylko, że byłam w jego pokoju i czułam toniesamowite przyciąganie.i niesamowite pragnienie.Usiłowałam się skupić, ale nagle poczułam się zamroczona.Pamiętałam oczy Petera, jego uśmiech i to, że pragnęłam go tak bardzo,że aż bolało.Serce waliło mi jak oszalałe i brakło mi tchu.- Przestań, Alice - jęknął Jack.Na jego twarzy malowała się udręka.Jego niebieskie oczy stały sięniemal przezroczyste i krył się w nich głód.Podobnie patrzył na mniePeter zeszłej nocy.- Co mam przestać? - wyszeptałam.Odwrócił wzrok.Już miałam go przycisnąć, gdy jeep wpadł w poślizg.- Cholera.- Jack ścisnął mocniej kierownicę, próbując odzyskaćkontrolę nad samochodem, ale czułam, że auto zaczęło się niebezpiecznieprzechylać.Zobaczyłam dziki wzrok Jacka i nim zrozumiałam, co się dzieje,rzucił się do mnie, przyciskając mocno do siebie.Zamknęłam oczy,wtulając twarz w jego klatkę piersiową, podczas gdy on owinął się wokółmnie.Poczułam, że się przemieszczaliśmy.Zimny wiatr rozwiewał mojewłosy, gdzieś w oddali słyszałam huk miażdżonego metalu i brzęktłuczonego szkła.Dzwięki te docierały do mnie wytłumione przez głośnebicie mojego serca.W końcu Jack trochę rozluznił uścisk i uniosłam głowę, by na niegospojrzeć.Był zmartwiony i przestraszony, ale w jego oczach nadal czaiłsię głód [ Pobierz całość w formacie PDF ]