[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Julian obserwował olbrzymie stado szpaków, tysiąceptaków nerwowo latających w tę i z powrotem pomiędzy dwiema kępami drzew oogołoconych z liści konarach.W tym samym czasie czerpał przyjemność zpierwszego tego dnia zaciągnięcia się papierosem.Palenie było takie przyjemne,idealnie harmonizowało fizycznie, mentalnie, a nawet duchowo.Lecz Julian nie byłgłupi, zdawał sobie sprawę z zagrożenia dla zdrowia, jakie niosło ze sobą palenie.Kiedyś na ćwiczeniach z biologii przeprowadził nawet eksperyment z hodowaniemwywołanych nikotyną guzów na kręgosłupie białej myszki i w związku z tymograniczał się do trzech dunhillów international dziennie: jednego po przebudzeniu,drugiego po obiedzie, a trzeciego, gdy tylko miał na niego ochotę, zwykle gdy był wdoskonałym nastroju, choć czasami wręcz przeciwnie.Julian zatrzymał nikotynową kulę na języku, pozwalając, by dym chłonął wilgoć, niewypuszczał go, trzymał wciąż zamknięty w kuli, przesuwając teraz w stronę gardła,aż wreszcie mocno zaczerpnął powietrza i pozwolił, aby dym leniwie poszukał drogiucieczki, kierując się przez usta i nos.Tantryczne palenie.Przez woal zabarwionegona niebiesko własnego tworu dostrzegł, jak szpaki wzbiły się niczym jeden mąż zkorony jednego z drzew należącego do najdalej położonej na zachód kępy.Ptakiskierowały się na wschód, wszystkie skręcając pod identycznym kątem okołoczterdziestu pięciu stopni.Było coś niezaprzeczalnie faszystowskiego w ichjednolitych ruchach i jednolitym, czarnym ubarwieniu.Ta myśl również byłaprzyjemna, blisko kojarzyła się z dymem w sposób trudny do zdefiniowania, choćJulian miał pewność, że z czasem będzie w stanie precyzyjnie określić, na czym toskojarzenie polega.Już teraz wiedział, że miało coś wspólnego z zupełnym brakiemwulgarności w naturze.Telefon wciąż dzwonił czy może dzwonił po raz kolejny.Julian podniósł słuchawkę.Kobiecy głos.Paulette, Pauline, Paula, coś w tym rodzaju.* Zadomowiłeś się już? * zapytała.A, tak, kobieta z biura.Przypomniał sobie dwie poziome bruzdy, niezbyt głębokie *jak na razie niezbyt głębokie * u podstawy jej szyi i tanią błyskotkę na łańcuszku,pozłacaną głowę psa nieokreślonej rasy, nic poza tym.Julian rozejrzał się po swojej spartańskiej kwaterze.* Tak, dziękuję.* Był niezwykleuprzejmy.* Udało ci się zwiedzić miasto?* Niestety, jeszcze nie * odparł Julian.* Na pewno ci się spodoba * rzekła kobieta.* Tak, jak wszystkim.Ja osobiściepochodzę z Indianapolis.Czy to była ta kobieta, której odbicie dostrzegł w szybie wejściowych drzwi, gdywychodził, a która wpatrywała się w niego z zainteresowaniem, czy może była to tadruga, jej szefowa, która go zatrudniła? Julian nie wspomniał, skąd osobiściepochodził, tylko dalej obserwował szpaki w ich metronomicznym locie.W tymmomencie słońce przebiło się przez niewielką szparę w chmurach, sprawiając, żestado zalśniło niczym odziana w pancerze armia.Zaciągnął się papierosem po razkolejny, głębiej niż poprzednio, i bezgłośnie wypuścił dym w słuchawkę.* Cóż, powód, dla którego dzwonię * odezwała się Paulette, Pauline, Paula * chociażwiem, że powiadamiam cię o tym dość pózno, zwłaszcza że mamy dziś sobotę, jesttaki, że jedna z naszych pracownic zachorowała i zastanawiam się, czy nie mógłbyśjej zastąpić, tylko dziś.Nie miał tego w planach.Nie żeby miał jakieś plany: nie potrzebował ich.Zawszebył dobry w organizowaniu sobie czasu.Zniadanie, długi spacer, być może czytanie.Z drugiej strony, zawsze pojawiał się problem pieniędzy.Jego nastrój * pełen relaks ipozytywne nastawienie do świata * zaczął się odrobinę pogarszać.* Margie powiedziała, że zrezygnujemy z prowizji, możesz zachować pełną stawkę.* Co by to miało być?* Kurs przygotowawczy do SAT, wstępna ocena.Powinieneś mieć wszystkiemateriały.Są w zielonej, plastikowej.* Z pewnością je mam.* A więc zgoda?Zgoda.Nagle poczuł niesamowicie silną pokusę, by naśladować jej głos.Jednak nadsobą zapanował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Julian obserwował olbrzymie stado szpaków, tysiąceptaków nerwowo latających w tę i z powrotem pomiędzy dwiema kępami drzew oogołoconych z liści konarach.W tym samym czasie czerpał przyjemność zpierwszego tego dnia zaciągnięcia się papierosem.Palenie było takie przyjemne,idealnie harmonizowało fizycznie, mentalnie, a nawet duchowo.Lecz Julian nie byłgłupi, zdawał sobie sprawę z zagrożenia dla zdrowia, jakie niosło ze sobą palenie.Kiedyś na ćwiczeniach z biologii przeprowadził nawet eksperyment z hodowaniemwywołanych nikotyną guzów na kręgosłupie białej myszki i w związku z tymograniczał się do trzech dunhillów international dziennie: jednego po przebudzeniu,drugiego po obiedzie, a trzeciego, gdy tylko miał na niego ochotę, zwykle gdy był wdoskonałym nastroju, choć czasami wręcz przeciwnie.Julian zatrzymał nikotynową kulę na języku, pozwalając, by dym chłonął wilgoć, niewypuszczał go, trzymał wciąż zamknięty w kuli, przesuwając teraz w stronę gardła,aż wreszcie mocno zaczerpnął powietrza i pozwolił, aby dym leniwie poszukał drogiucieczki, kierując się przez usta i nos.Tantryczne palenie.Przez woal zabarwionegona niebiesko własnego tworu dostrzegł, jak szpaki wzbiły się niczym jeden mąż zkorony jednego z drzew należącego do najdalej położonej na zachód kępy.Ptakiskierowały się na wschód, wszystkie skręcając pod identycznym kątem okołoczterdziestu pięciu stopni.Było coś niezaprzeczalnie faszystowskiego w ichjednolitych ruchach i jednolitym, czarnym ubarwieniu.Ta myśl również byłaprzyjemna, blisko kojarzyła się z dymem w sposób trudny do zdefiniowania, choćJulian miał pewność, że z czasem będzie w stanie precyzyjnie określić, na czym toskojarzenie polega.Już teraz wiedział, że miało coś wspólnego z zupełnym brakiemwulgarności w naturze.Telefon wciąż dzwonił czy może dzwonił po raz kolejny.Julian podniósł słuchawkę.Kobiecy głos.Paulette, Pauline, Paula, coś w tym rodzaju.* Zadomowiłeś się już? * zapytała.A, tak, kobieta z biura.Przypomniał sobie dwie poziome bruzdy, niezbyt głębokie *jak na razie niezbyt głębokie * u podstawy jej szyi i tanią błyskotkę na łańcuszku,pozłacaną głowę psa nieokreślonej rasy, nic poza tym.Julian rozejrzał się po swojej spartańskiej kwaterze.* Tak, dziękuję.* Był niezwykleuprzejmy.* Udało ci się zwiedzić miasto?* Niestety, jeszcze nie * odparł Julian.* Na pewno ci się spodoba * rzekła kobieta.* Tak, jak wszystkim.Ja osobiściepochodzę z Indianapolis.Czy to była ta kobieta, której odbicie dostrzegł w szybie wejściowych drzwi, gdywychodził, a która wpatrywała się w niego z zainteresowaniem, czy może była to tadruga, jej szefowa, która go zatrudniła? Julian nie wspomniał, skąd osobiściepochodził, tylko dalej obserwował szpaki w ich metronomicznym locie.W tymmomencie słońce przebiło się przez niewielką szparę w chmurach, sprawiając, żestado zalśniło niczym odziana w pancerze armia.Zaciągnął się papierosem po razkolejny, głębiej niż poprzednio, i bezgłośnie wypuścił dym w słuchawkę.* Cóż, powód, dla którego dzwonię * odezwała się Paulette, Pauline, Paula * chociażwiem, że powiadamiam cię o tym dość pózno, zwłaszcza że mamy dziś sobotę, jesttaki, że jedna z naszych pracownic zachorowała i zastanawiam się, czy nie mógłbyśjej zastąpić, tylko dziś.Nie miał tego w planach.Nie żeby miał jakieś plany: nie potrzebował ich.Zawszebył dobry w organizowaniu sobie czasu.Zniadanie, długi spacer, być może czytanie.Z drugiej strony, zawsze pojawiał się problem pieniędzy.Jego nastrój * pełen relaks ipozytywne nastawienie do świata * zaczął się odrobinę pogarszać.* Margie powiedziała, że zrezygnujemy z prowizji, możesz zachować pełną stawkę.* Co by to miało być?* Kurs przygotowawczy do SAT, wstępna ocena.Powinieneś mieć wszystkiemateriały.Są w zielonej, plastikowej.* Z pewnością je mam.* A więc zgoda?Zgoda.Nagle poczuł niesamowicie silną pokusę, by naśladować jej głos.Jednak nadsobą zapanował [ Pobierz całość w formacie PDF ]