[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było wyjścia.- Muszę służyć swemu krajowi.- wymamrotał.Bayaz roześmiał się.- Krajowi można służyć inaczej, mój chłopcze, niż jako trup na stosie zwłok,gdzieś na dalekiej i zimnej Północy.Wyruszamy jutro.- Jutro? Ale moje rzeczy.- Nie martw się, kapitanie - przerwał mu stary człowiek, po czym odsunął sięod stołu i poklepał Jezala po ramieniu.- Wszystko jest załatwione.Twoje bagażezniesiono ze statku, nim odbił od brzegu.Masz dzisiejszy wieczór na to, by zabraćkilka niezbędnych rzeczy, ale uprzedzam, że będziemy wędrować bez zbytniegoobciążenia.Nie zapomnij zabrać pary porządnych butów.%7ładnych mundurów,niestety, gdyż mogłyby przyciągnąć niepożądaną uwagę tam, dokąd się wybieramy.- Nie, oczywiście - odparł Jezal żałośnie.- A dokąd się wybieramy.jeśli wolnospytać?- Na kraniec świata, mój chłopcze, na kraniec świata! - Oczy Bayaza błysnęły.-I z powrotem, oczywiście.mam nadzieję.Krwawy-dziewięćedno można było powiedzieć o Logenie Dziewięciopalcym, a mianowicie to, żebył szczęśliwy.Wreszcie wyjeżdżali.Pomijając niejasne wzmianki o StarymJ Imperium i krańcu świata, nie miał pojęcia, dokąd się wybierają, i nieobchodziło go to zbytnio.Wszędzie, byle z dala od tego przeklętego miejsca.Im szybciej, tym lepiej.Ostatni człowiek z ich grupy najwyrazniej nie podzielał jego doskonałegonastroju.Luthar, dumny młody człowiek spod bramy.Ten, który wygrał grę na mieczedzięki oszustwu Bayaza.Ledwie wypowiedział dwa słowa od chwili, gdy się zjawił.Stałtylko przy oknie, sztywny jakby kij połknął, z twarzą kamienną i kredowo białą.Logen podszedł do niego.Jeśli człowiek zamierza z kimś podróżować i byćmoże walczyć u jego boku, to najlepiej wpierw porozmawiać i pośmiać się, jeśli tomożliwe.W ten sposób można zyskać zrozumienie, a potem zaufanie.Zaufanie jesttym, co łączy każdą grupę, a tam, w dziczy, może to oznaczać różnicę między życiem aśmiercią.Zdobycie takiego zaufania wymaga czasu i wysiłku.Logen uznał, że najlepiejzacząć od razu, poza tym był w doskonałym nastroju, stanął więc obok Luthara ispojrzał na park, starając się znalezć jakiś wspólny grunt, na którym udałoby sięzasiać ziarno niezbyt prawdopodobnej przyjazni.- Pięknie tu.- Wcale nie uważał, by tak było, ale nic innego nie przyszło mu dogłowy.Luthar odwrócił się od okna i obrzucił Logena niezbyt grzecznym spojrzeniem.- Co ty o tym wiesz?- Wydaje mi się, że myśli jednego człowieka są warte tyle, ile myśli drugiego.- Hm! - parsknął zimno młody człowiek.- Przypuszczam, że pod tym względemsię różnimy.Logen odetchnął głęboko.Zaufanie musiało jeszcze poczekać.Zostawił Lutharasamemu sobie i dla odmiany spróbował z Quaiem, ale uczeń nie rokował wielkichnadziei: siedział zgrabiony na krześle i spoglądał obojętnie.Logen usiadł obok niego.- Nie cieszysz się, że wracasz do domu?- Dom - wymamrotał młodzieniec drewnianym głosem.- Tak, Stare Imperium.czy gdziekolwiek.- Nie wiesz, jak tam jest.- Mógłbyś mi powiedzieć - podsunął Logen, mając nadzieję usłyszeć coś opełnych spokoju dolinach, miastach, rzekach i innych rzeczach.- Krew.Leje się tam krew, nie obowiązują żadne prawa, a życie jest tanie jakgarść ziemi.Krew, bezprawie.Brzmiało to nieprzyjemnie znajomo.- Nie ma tam jakiegoś imperatora czy kogoś podobnego?- Jest ich wielu, bezustannie toczą między sobą wojny, zawierają sojusze, któretrwają tydzień, dzień albo godzinę, nim któryś się zdecyduje dzgnąć drugiego w plecy.Kiedy upada jeden imperator, pojawia się inny, potem jeszcze inny, a tymczasemludzie pozbawieni nadziei i odarci z wszelkiej własności żywią się padliną i grabią naobrzeżach.Miasta podupadają, wielkie dzieła przeszłości zamieniają się w ruinę,zasiewów nikt nie zbiera i ludzie głodują.Rozlew krwi i zdrada, od setek lat.Waśniesięgają tak głęboko, są tak splątane, że tylko nieliczni potrafią się zorientować, ktonienawidzi kogo, a nikt nie wie dlaczego.Powody przestały mieć jakiekolwiekznaczenie.Logen podjął ostatnią próbę.- Nigdy nie wiadomo.Może się tam polepszyło.- Dlaczego? - wymamrotał uczeń.- Dlaczego?Logen zastanawiał się nad odpowiedzią, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie.Był to Bayaz, który rozejrzał się ze zmarszczonym czołem po pokoju.- Gdzie jest Maljinn?Quai przełknął niepewnie.- Wyszła.- Widzę, że wyszła! Mówiłem ci chyba, żebyś ją tu zatrzymał!- Nie powiedziałaś mi, jak mam to zrobić - mruknął uczeń.Jego mistrzzignorował te słowa.- Co się stało z tą przeklęta kobietą? Musimy wyruszyć, nim wybije południe!Znam ją ledwie trzy dni, a już przyprawia mnie o rozpacz! - Zacisnął zęby i wziąłgłęboki oddech.- Znajdz ją, Logenie, dobrze? Znajdz ja i sprowadz tu.- A jeśli nie będzie chciała wrócić?- Nie wiem, chwyć ją i przynieś! Możesz ją kopać przez całą drogę, jeśli o mniechodzi.Aatwo powiedzieć, ale Logenowi nie podobało się to za bardzo.Jeśli jednaktrzeba było to zrobić, nim mogli wyruszyć w drogę, to najlepiej było zabrać się do tegood razu.Westchnął, wstał z krzesła i ruszył do drzwi.* * *Logen przycisnął się do ściany skąpanej w mroku, obserwując uważnie. Dodiabła - wyszeptał.%7łe też musiało się to stać właśnie teraz, kiedy mieli wyruszyć wdrogę.Ferro stała dwadzieścia kroków dalej, wyprostowana, z grozniejszym niżzwykle grymasem na ciemnej twarzy.Otaczali ją trzej ludzie.Zamaskowani, wczarnych szatach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie było wyjścia.- Muszę służyć swemu krajowi.- wymamrotał.Bayaz roześmiał się.- Krajowi można służyć inaczej, mój chłopcze, niż jako trup na stosie zwłok,gdzieś na dalekiej i zimnej Północy.Wyruszamy jutro.- Jutro? Ale moje rzeczy.- Nie martw się, kapitanie - przerwał mu stary człowiek, po czym odsunął sięod stołu i poklepał Jezala po ramieniu.- Wszystko jest załatwione.Twoje bagażezniesiono ze statku, nim odbił od brzegu.Masz dzisiejszy wieczór na to, by zabraćkilka niezbędnych rzeczy, ale uprzedzam, że będziemy wędrować bez zbytniegoobciążenia.Nie zapomnij zabrać pary porządnych butów.%7ładnych mundurów,niestety, gdyż mogłyby przyciągnąć niepożądaną uwagę tam, dokąd się wybieramy.- Nie, oczywiście - odparł Jezal żałośnie.- A dokąd się wybieramy.jeśli wolnospytać?- Na kraniec świata, mój chłopcze, na kraniec świata! - Oczy Bayaza błysnęły.-I z powrotem, oczywiście.mam nadzieję.Krwawy-dziewięćedno można było powiedzieć o Logenie Dziewięciopalcym, a mianowicie to, żebył szczęśliwy.Wreszcie wyjeżdżali.Pomijając niejasne wzmianki o StarymJ Imperium i krańcu świata, nie miał pojęcia, dokąd się wybierają, i nieobchodziło go to zbytnio.Wszędzie, byle z dala od tego przeklętego miejsca.Im szybciej, tym lepiej.Ostatni człowiek z ich grupy najwyrazniej nie podzielał jego doskonałegonastroju.Luthar, dumny młody człowiek spod bramy.Ten, który wygrał grę na mieczedzięki oszustwu Bayaza.Ledwie wypowiedział dwa słowa od chwili, gdy się zjawił.Stałtylko przy oknie, sztywny jakby kij połknął, z twarzą kamienną i kredowo białą.Logen podszedł do niego.Jeśli człowiek zamierza z kimś podróżować i byćmoże walczyć u jego boku, to najlepiej wpierw porozmawiać i pośmiać się, jeśli tomożliwe.W ten sposób można zyskać zrozumienie, a potem zaufanie.Zaufanie jesttym, co łączy każdą grupę, a tam, w dziczy, może to oznaczać różnicę między życiem aśmiercią.Zdobycie takiego zaufania wymaga czasu i wysiłku.Logen uznał, że najlepiejzacząć od razu, poza tym był w doskonałym nastroju, stanął więc obok Luthara ispojrzał na park, starając się znalezć jakiś wspólny grunt, na którym udałoby sięzasiać ziarno niezbyt prawdopodobnej przyjazni.- Pięknie tu.- Wcale nie uważał, by tak było, ale nic innego nie przyszło mu dogłowy.Luthar odwrócił się od okna i obrzucił Logena niezbyt grzecznym spojrzeniem.- Co ty o tym wiesz?- Wydaje mi się, że myśli jednego człowieka są warte tyle, ile myśli drugiego.- Hm! - parsknął zimno młody człowiek.- Przypuszczam, że pod tym względemsię różnimy.Logen odetchnął głęboko.Zaufanie musiało jeszcze poczekać.Zostawił Lutharasamemu sobie i dla odmiany spróbował z Quaiem, ale uczeń nie rokował wielkichnadziei: siedział zgrabiony na krześle i spoglądał obojętnie.Logen usiadł obok niego.- Nie cieszysz się, że wracasz do domu?- Dom - wymamrotał młodzieniec drewnianym głosem.- Tak, Stare Imperium.czy gdziekolwiek.- Nie wiesz, jak tam jest.- Mógłbyś mi powiedzieć - podsunął Logen, mając nadzieję usłyszeć coś opełnych spokoju dolinach, miastach, rzekach i innych rzeczach.- Krew.Leje się tam krew, nie obowiązują żadne prawa, a życie jest tanie jakgarść ziemi.Krew, bezprawie.Brzmiało to nieprzyjemnie znajomo.- Nie ma tam jakiegoś imperatora czy kogoś podobnego?- Jest ich wielu, bezustannie toczą między sobą wojny, zawierają sojusze, któretrwają tydzień, dzień albo godzinę, nim któryś się zdecyduje dzgnąć drugiego w plecy.Kiedy upada jeden imperator, pojawia się inny, potem jeszcze inny, a tymczasemludzie pozbawieni nadziei i odarci z wszelkiej własności żywią się padliną i grabią naobrzeżach.Miasta podupadają, wielkie dzieła przeszłości zamieniają się w ruinę,zasiewów nikt nie zbiera i ludzie głodują.Rozlew krwi i zdrada, od setek lat.Waśniesięgają tak głęboko, są tak splątane, że tylko nieliczni potrafią się zorientować, ktonienawidzi kogo, a nikt nie wie dlaczego.Powody przestały mieć jakiekolwiekznaczenie.Logen podjął ostatnią próbę.- Nigdy nie wiadomo.Może się tam polepszyło.- Dlaczego? - wymamrotał uczeń.- Dlaczego?Logen zastanawiał się nad odpowiedzią, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie.Był to Bayaz, który rozejrzał się ze zmarszczonym czołem po pokoju.- Gdzie jest Maljinn?Quai przełknął niepewnie.- Wyszła.- Widzę, że wyszła! Mówiłem ci chyba, żebyś ją tu zatrzymał!- Nie powiedziałaś mi, jak mam to zrobić - mruknął uczeń.Jego mistrzzignorował te słowa.- Co się stało z tą przeklęta kobietą? Musimy wyruszyć, nim wybije południe!Znam ją ledwie trzy dni, a już przyprawia mnie o rozpacz! - Zacisnął zęby i wziąłgłęboki oddech.- Znajdz ją, Logenie, dobrze? Znajdz ja i sprowadz tu.- A jeśli nie będzie chciała wrócić?- Nie wiem, chwyć ją i przynieś! Możesz ją kopać przez całą drogę, jeśli o mniechodzi.Aatwo powiedzieć, ale Logenowi nie podobało się to za bardzo.Jeśli jednaktrzeba było to zrobić, nim mogli wyruszyć w drogę, to najlepiej było zabrać się do tegood razu.Westchnął, wstał z krzesła i ruszył do drzwi.* * *Logen przycisnął się do ściany skąpanej w mroku, obserwując uważnie. Dodiabła - wyszeptał.%7łe też musiało się to stać właśnie teraz, kiedy mieli wyruszyć wdrogę.Ferro stała dwadzieścia kroków dalej, wyprostowana, z grozniejszym niżzwykle grymasem na ciemnej twarzy.Otaczali ją trzej ludzie.Zamaskowani, wczarnych szatach [ Pobierz całość w formacie PDF ]