[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko w porządku, nie przejmuj się.Dotknął mojej ręki.- Jest cudownie - stwierdził.- Wszystko jest inne niż kiedykolwiek przedtem. - Co łyknąłeś? - zapytałem.- Cudownie.- Co zażyłeś? - naciskałem.- Wiesz, że nie używam narkotyków - odpowiedział w końcu.- To dlaczego jesteś w takim stanie? Coś zle ci poszło na dnie, co?- Odczep się.Nie przerywaj mi.Tak powinno być, zawsze.To świństwo, którewziąłeś.spowodowało całą aferę.- Wiem - odpowiedziałem.- Przykro mi.Zepsułem wszystko.Nie powinienem był.- Powiedziałeś.wyśpiewałeś wszystko.- Wiem, wybacz.Rozpoczął długi, przerywany monolog.Wszystko zaczęło układać mi się w całość.Zależało mi, by dowiedzieć się jak najwięcej, zanim Barthelme wróci i przyspieszydekompresję.Obawiałem się, że Paul mógłby przyjść w pewnym momencie do siebie.On i Mikę dostarczali diamenty; nie dowiedziałem się tylko, skąd je brali.Mikę musiał wygadać się z czymś w  Chickcharny" będąc pod wpływem narkotyków.Myers z pewnością zainteresował się tym tak bardzo, że zamiast specjalności zakładuRóżowego Raju, zaaplikował Mike'owi coś innego.Dowiedział się, czego chciał, i już widziałw wyobrazni mnóstwo dolarów.Nie docenił jednak Paula.Gdy zażądał pieniędzy w zamianza milczenie, Paul wpadł na pomysł z szalonym delfinem i namówił Rudiego, aby dał mupieniądze pod wodą.Obaj zajęli się Rudim, gdy dotarł tam.Jeden trzymał go, a drugirozprawił się z nim za pomocą szczęki delfina.Nie było tylko dla mnie jasne, czy Mikęwalcząc z Rudim, odniósł rany i Paul zdecydował, że musi się go pozbyć w ten sam sposób,by zatrzeć ślady, czy też planował to od początku i zaskoczył Mike'a po zabiciu Rudiego.Zmamrotania Paula dowiedziałem się poza tym, że Paul ma romans z Lindą Cashel.Tak wyglądała historia.Najwidoczniej zabicie Mike'a było dla Paula większymwstrząsem, niż przypuszczał.Przypomniałem sobie, że często omyłkowo zwracał się do mnie Mikę"Barthelme wrócił, zanim udało mi się dowiedzieć czegoś więcej, zwłaszcza o zródlediamentów, i zapytał o stan Paula.- Bredzi - odpowiedziałem.- Zaraz obniżę ciśnienie.To może mu pomóc.Wracamy do stacji, czekają już na nas.Gdy przybyliśmy na miejsce, pomogłem Paulowi zejść na ziemię i usiąść wprzygotowanym dla niego wózku na kółkach.Oprócz Cashelów, Deemsa i Carterazauważyłem młodego lekarza.Zbadał od razu Paula; osłuchał jego serce, zmierzył puls, ciśnienie krwi, poświecił mu w oczy i kilkakrotnie kazał dotknąć palcem czubka nosa.Potemdał znak, że można wiezć chorego.Barthelme pchał wózek, a lekarz szedł obok i rozmawiał znim.Potem wrócił i wypytywał mnie dokładnie o wszystko, co się wydarzyło.Powiedziałem mu, pomijając oczywiście to, co udało mi się z Paula wyciągnąć.Lekarz podziękował mi i chciał wracać do szpitala.Dogoniłem go.- Co z Paulem?- Narkoza azotowa - odparł.- Mam na myśli między innymi jego reakcję na dekompresję.- Musiałbym najpierw przeprowadzić szczegółowe badania.Ludzie różnie sięzachowują.- Nie będzie komplikacji?- Zrobię mu jeszcze w szpitalu, ale sądzę, że nie ma obaw.Potrzebna mi będziekomora dekompresyjna.- Do czego?- Po prostu środek ostrożności.Powinien zostać na noc w szpitalu pod czyjąś opieką.Chciałbym, żeby komora była sprawna, by w razie nawrotu można go było poddać jeszcze razdekompresji.- Rozumiem.Dogoniliśmy Barthelme'a przy wejściu.Inni byli tam również.- Komorę mamy wewnątrz, a ja będę siedział przy nim - poinformował lekarzaBarthelme.Wszyscy zgłosili swą gotowość do czuwania w nocy przy Paulu.Ustalono kolejność:najpierw Barthelme, potem Frank, a na końcu Andy.Każdy z nich dobrze sobie radził zkomorą.Frank zaraz potem podszedł do mnie.- Na nic więcej się tu teraz nie przydamy.Może pójdziemy na ten obiad? -zaproponował.Odruchowo spojrzałem na zegarek.- Zjemy o siódmej zamiast o wpół do siódmej - dodał.- To dobrze, będę miał czas wziąć prysznic i przebrać się.- W porządku.Przyjdz jak najszybciej, będzie czas na drinka.- Chętnie bym się czegoś napił.Do zobaczenia.Wróciłem do siebie i doprowadziłem się do porządku.Nie było i tym razem żadnegoliściku, a diamenty leżały na miejscu.Uczesałem się i wyszedłem. Gdy przechodziłem koło szpitala, ujrzałem lekarza.Widząc mnie zatrzymał się iuśmiechnął.- Sądzę, że z pańskim przyjacielem będzie wszystko w porządku.- To dobrze, właśnie o to chciałem zapytać.- A jak pan się czuje?- W porządku, całkiem niezle.- Nie miał pan żadnych objawów?- %7ładnych.- Zwietnie.Gdyby wystąpiły, wie pan, gdzie się udać?- Oczywiście.- No, to będę się już zbierał.- Do zobaczenia.Skierował się do niewielkiego helikoptera, który stał obok głównego laboratorium.Ruszyłem do Franka.Frank wyszedł mi na spotkanie.- Co powiedział lekarz?- %7łe z Paulem wszystko OK.- Wejdz i powiedz, czego chcesz się napić.Otworzył drzwi.Weszliśmy.- Może być bourbon - powiedziałem.- Bez dodatków?- Tylko z lodem.- Dobrze.Linda jest w pokoju i nakrywa do stołu.Zakrzątnął się i zrobił dwa drinki.Czekałem, kiedy zacznie mówić o diamentach,korzystając z tego, że jesteśmy sami, ale nie poruszał na razie tego tematu.Podał mi drinka.- Opowiedz mi o tym, co się zdarzyło.- Chętnie.Frank ciągle zadawał pytania, usiłując uwydatnić każdą nieumiejętność i potknięciePaula.Nie wydawało się, żeby Linda mogła utrzymać swój romans w tajemnicy w takniewielkim środowisku.Co o tym myślał Frank, jak się czuł, ile wiedział? Jaka była jego rolaw tym trójkącie.Napięcie między nim a Linda było niemal namacalne.On kierował rozmowęwciąż na te same tory, a ona starała się zmienić temat [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl