[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Właśnie.Wydaje się, że mogłeś jej zaufać.Zamiast tego zwróciłeś ją przeciwko sobie.- No dobre! Może co do niej też się pomyliłem.- Stworzyłeś niezwykłe urządzenie i nie przyszło ci do głowy, że może się stać potężną bronią.Random zrozumiałto natychmiast.Luke również.Przed katastrofą uratowało cię chyba tylko to, że maszyna uzyskała świadomość i niechciała, by jej rozkazywać.- Musz rację.Zająłem się głównie problemami technicznymi.Nie pomyślałem o możliwych konsekwencjach.Westchnął.- I co z tobą zrobić, Merlinie? Podejmujesz ryzyko, nie wiedząc nawet, że ono istnieje.- Nie zaufałem Vincie - przypomniałem.- Uważam, że mogłeś od niej uzyskać więcej informacji - odparł.- Gdyby tak ci się nie spieszyło, by ratowaćLuke'a, któremu właściwie nic już nie zagrażało.Pod koniec waszej rozmowy ona wyraznie miękła.- Może powinienem cię wezwać.- Zrób to, jeśli znowu ją spotkasz.Zajmę się nią.Spojrzałem na niego.Mówił poważnie.- Wiesz, kim ona jesf?- Dowiem się.- Zakręcił jaskrawopomarańczowym napojem w kielichu.- Ale mam dla ciebie propozycję,elegancką w swej prostocie.Posiadam nowy dom na wsi, na odludziu i ze wszystkimi wygodami.Dlaczego nie miałbyśwrócić ze mną do Dworców, zamiast kluczyć między jednym a drugim niebezpieczeństwem? Przyczaisz się na parę lat,użyjesz życia, nadrobisz opóznienia w lekturze.Dopilnuję, żebyś był dobrze chroniony.Niech minie zagrożenie.Wróciszdo swoich spraw w bardziej sprzyjającym klimacie.Wypisem niewielki łyk ognistego napoju.- Nie - odparłem.- A co z tymi sprawami, o których wspomniałeś?, że wiesz o nich, a ja nie?- Nie będą ważne, jeśli przyjmujesz moją ofertę.- Jeśli nawet miałbym się zgodzić, chcę wiedzieć.- Szkoda czasu - mruknął.- Wysłuchałeś mojej historii.Teraz ja wysłucham twojej.Wzruszył ramionami, oparł się wygodnie i spojrzał w gwiazdy.- Swayvill umiera - oznajmił.- Robi to od lat.- To fakt, ale teraz poczuł się o wiele gorzej.Niektórzy sądzą, że ma to związek ze śmiertelną klątwą Eryka zAmberu.W każdym razie nie sądzę, by pozostało mu wiele czasu.- Zaczynam rozumieć.- Tak, walka o sukcesję nabrała tempa.Ludzie padają na prawo i lewo: trucizny, pojedynki, morderstwa,podejrzane wypadki, wątpliwe samobójstwa.Sporo osób wyjechało nie wiadomo gdzie.A przynajmniej tak można bysądzić.- Rozumiem, ale nie wiem, jaki ma to związek ze mną.- Kiedyś nie miało.- Ale?- Nie wiesz pewnie, że po twoim wyjezdzie Sawall formalnie cię adoptował?- Co?- Tak.Nie znam jego motywów, ale jesteś prawym dziedzicem.Stoisz dalej niż ja, ale wyprzedzasz Jurta i Despila.- Ale i tak jestem bardzo daleko na liście.- To prawda.- przyznał.- Zainteresowania koncentrują się na ogół u szczytu.- Powiedziałeś "na ogół".- Zawsze są wyjątki - odparł.- Musisz zdawać sobie sprawę, że taki okres jest również świetną okazją do spłatystarych długów.Jedna śmierć mniej czy więcej nie zwróci takiej uwagi jak w spokojniejszych czasach.Nawet wstosunkowo wysokich kręgach.Potrząsnąłem głową, patrząc mu w oczy.9 / 65Zelazny Roger - Znak Chaosu - tom 8- W moim przypadku to nie ma sensu - stwierdziłem.Przyglądał mi się długo, aż poczułem niepokój.- Prawda? - spytałem w końcu.- No.pomyśl chwilę.Pomyślałem.I kiedy tylko przyszło mi to do głowy, Mandor przytaknął, jakby znał zawartość mego umysłu.- Jurt - powiedział.- Wkroczył w ten okres z mieszaniną zachwytu i strachu.Bez przerwy opowiadał o ostatnichzabójstwach, o elegancji i łatwości, z jaką ich dokonano.Przyciszony ton, od czasu do czasu nerwowy chichot.Jego strachi żądza, by zwiększyć własne możliwości czynienia szkód, osiągnęły wreszcie granicę i pokonały dawny lęk.- Logrus.- Tak.W końcu spróbował Logrusu i przeszedł.- Pewnie się bardzo ucieszył.Był dumny.Marzył o tym od lat.- A tak - zgodził się Mandor.- I jestem pewien, że przeżywał też całkiem inne emocje.- Poczucie swobody - zgadywałem.- Władzy.- Patrząc na jego ironiczny uśmieszek, musiałem dodać: - I chęćwłączenia się do gry.- Może jest jeszcze dla ciebie nadzieja - pochwalił mnie.- Spróbujesz doprowadzić to rozumowanie do logicznychwniosków?- Dobrze.- Myślałem o lewym uchu Jurta, po moim cięciu odpływającym w obłoku krwawych paciorków.-Uważasz, że to Jurt wysłał Ognistego Anioła.- Najprawdopodobniej - zgodził się.- Co dalej?Pomyślałem o złamanej gałęzi, która przebiła oko Jurta, kiedy walczyliśmy na polanie.- W porządku - stwierdziłem.- Chce mnie zabić.Może jest to element walki o sukcesję, ponieważ trochę gowyprzedzam, może zwykła niechęć albo zemsta.a może jedno i drugie.- To właściwie nie ma znaczenia - zauważył Mandor.- Przynajmniej jeśli idzie o rezultaty.Myślałem jednak o tymwilku ze ściętym uchem, który cię napadł.O ile pamiętam, miał tylko jedno oko.- Tak.- mruknąłem.- Jak Jurt teraz wygląda?- Odrosło mu już prawie pół ucha.Jest nierówne i brzydkie, ale na ogół zakryte włosami.Zregenerował gałkęoczną, ale jeszcze przez nią nie widzi.Zwykle nosi opaskę.- To może tłumaczyć ostatnie wypadki - stwierdziłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Właśnie.Wydaje się, że mogłeś jej zaufać.Zamiast tego zwróciłeś ją przeciwko sobie.- No dobre! Może co do niej też się pomyliłem.- Stworzyłeś niezwykłe urządzenie i nie przyszło ci do głowy, że może się stać potężną bronią.Random zrozumiałto natychmiast.Luke również.Przed katastrofą uratowało cię chyba tylko to, że maszyna uzyskała świadomość i niechciała, by jej rozkazywać.- Musz rację.Zająłem się głównie problemami technicznymi.Nie pomyślałem o możliwych konsekwencjach.Westchnął.- I co z tobą zrobić, Merlinie? Podejmujesz ryzyko, nie wiedząc nawet, że ono istnieje.- Nie zaufałem Vincie - przypomniałem.- Uważam, że mogłeś od niej uzyskać więcej informacji - odparł.- Gdyby tak ci się nie spieszyło, by ratowaćLuke'a, któremu właściwie nic już nie zagrażało.Pod koniec waszej rozmowy ona wyraznie miękła.- Może powinienem cię wezwać.- Zrób to, jeśli znowu ją spotkasz.Zajmę się nią.Spojrzałem na niego.Mówił poważnie.- Wiesz, kim ona jesf?- Dowiem się.- Zakręcił jaskrawopomarańczowym napojem w kielichu.- Ale mam dla ciebie propozycję,elegancką w swej prostocie.Posiadam nowy dom na wsi, na odludziu i ze wszystkimi wygodami.Dlaczego nie miałbyśwrócić ze mną do Dworców, zamiast kluczyć między jednym a drugim niebezpieczeństwem? Przyczaisz się na parę lat,użyjesz życia, nadrobisz opóznienia w lekturze.Dopilnuję, żebyś był dobrze chroniony.Niech minie zagrożenie.Wróciszdo swoich spraw w bardziej sprzyjającym klimacie.Wypisem niewielki łyk ognistego napoju.- Nie - odparłem.- A co z tymi sprawami, o których wspomniałeś?, że wiesz o nich, a ja nie?- Nie będą ważne, jeśli przyjmujesz moją ofertę.- Jeśli nawet miałbym się zgodzić, chcę wiedzieć.- Szkoda czasu - mruknął.- Wysłuchałeś mojej historii.Teraz ja wysłucham twojej.Wzruszył ramionami, oparł się wygodnie i spojrzał w gwiazdy.- Swayvill umiera - oznajmił.- Robi to od lat.- To fakt, ale teraz poczuł się o wiele gorzej.Niektórzy sądzą, że ma to związek ze śmiertelną klątwą Eryka zAmberu.W każdym razie nie sądzę, by pozostało mu wiele czasu.- Zaczynam rozumieć.- Tak, walka o sukcesję nabrała tempa.Ludzie padają na prawo i lewo: trucizny, pojedynki, morderstwa,podejrzane wypadki, wątpliwe samobójstwa.Sporo osób wyjechało nie wiadomo gdzie.A przynajmniej tak można bysądzić.- Rozumiem, ale nie wiem, jaki ma to związek ze mną.- Kiedyś nie miało.- Ale?- Nie wiesz pewnie, że po twoim wyjezdzie Sawall formalnie cię adoptował?- Co?- Tak.Nie znam jego motywów, ale jesteś prawym dziedzicem.Stoisz dalej niż ja, ale wyprzedzasz Jurta i Despila.- Ale i tak jestem bardzo daleko na liście.- To prawda.- przyznał.- Zainteresowania koncentrują się na ogół u szczytu.- Powiedziałeś "na ogół".- Zawsze są wyjątki - odparł.- Musisz zdawać sobie sprawę, że taki okres jest również świetną okazją do spłatystarych długów.Jedna śmierć mniej czy więcej nie zwróci takiej uwagi jak w spokojniejszych czasach.Nawet wstosunkowo wysokich kręgach.Potrząsnąłem głową, patrząc mu w oczy.9 / 65Zelazny Roger - Znak Chaosu - tom 8- W moim przypadku to nie ma sensu - stwierdziłem.Przyglądał mi się długo, aż poczułem niepokój.- Prawda? - spytałem w końcu.- No.pomyśl chwilę.Pomyślałem.I kiedy tylko przyszło mi to do głowy, Mandor przytaknął, jakby znał zawartość mego umysłu.- Jurt - powiedział.- Wkroczył w ten okres z mieszaniną zachwytu i strachu.Bez przerwy opowiadał o ostatnichzabójstwach, o elegancji i łatwości, z jaką ich dokonano.Przyciszony ton, od czasu do czasu nerwowy chichot.Jego strachi żądza, by zwiększyć własne możliwości czynienia szkód, osiągnęły wreszcie granicę i pokonały dawny lęk.- Logrus.- Tak.W końcu spróbował Logrusu i przeszedł.- Pewnie się bardzo ucieszył.Był dumny.Marzył o tym od lat.- A tak - zgodził się Mandor.- I jestem pewien, że przeżywał też całkiem inne emocje.- Poczucie swobody - zgadywałem.- Władzy.- Patrząc na jego ironiczny uśmieszek, musiałem dodać: - I chęćwłączenia się do gry.- Może jest jeszcze dla ciebie nadzieja - pochwalił mnie.- Spróbujesz doprowadzić to rozumowanie do logicznychwniosków?- Dobrze.- Myślałem o lewym uchu Jurta, po moim cięciu odpływającym w obłoku krwawych paciorków.-Uważasz, że to Jurt wysłał Ognistego Anioła.- Najprawdopodobniej - zgodził się.- Co dalej?Pomyślałem o złamanej gałęzi, która przebiła oko Jurta, kiedy walczyliśmy na polanie.- W porządku - stwierdziłem.- Chce mnie zabić.Może jest to element walki o sukcesję, ponieważ trochę gowyprzedzam, może zwykła niechęć albo zemsta.a może jedno i drugie.- To właściwie nie ma znaczenia - zauważył Mandor.- Przynajmniej jeśli idzie o rezultaty.Myślałem jednak o tymwilku ze ściętym uchem, który cię napadł.O ile pamiętam, miał tylko jedno oko.- Tak.- mruknąłem.- Jak Jurt teraz wygląda?- Odrosło mu już prawie pół ucha.Jest nierówne i brzydkie, ale na ogół zakryte włosami.Zregenerował gałkęoczną, ale jeszcze przez nią nie widzi.Zwykle nosi opaskę.- To może tłumaczyć ostatnie wypadki - stwierdziłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]