[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałeś, że po południu wyjdzie.ze mną!- Nonsens.- Agent zachował spokój, ignorując siłę stawianych mu za-rzutów.- Pykał fajkę w zamyśleniu, a Dawid wpatrywał się w niegogniewnie.- A więc przyjęła cię już u siebie w mieszkaniu.Nie traci czasu.Czy nie przyszło ci na myśl, że sama mogła przewrócić mieszkanie do górynogami, żeby upozorować włamanie?- Po co, u diabła, miałaby to robić? Wykręcasz się, Abernathy.Czegoszukałeś? Czemu prześladujesz tę dziewczynę?Agent nie odpowiedział, patrząc na Dawida ze swej grzędy na biurku,pykając fajkę.Dym zaczynał irytować Dawida niemal w równym stopniu,co nieznośna osobowość tego człowieka.- Abernathy, nie chodzisz po ziemi.Ty i te twoje melodramatycznegierki szpiegowskie.Czyżbyśmy teraz szpiegowali Izraelczyków? Czyżbynagle stali się wrogami?Abernathy potraktował pytanie poważnie.- W tej robocie nigdy nic nie wiadomo.- Wstał z biurka i wypróżniłfajkę, dla podkreślenia swych słów stukając nią kilkakrotnie o ceramicznąpopielniczkę.- Równie dobrze mógłbyś zapytać, czemu Izraelczycy szpie-gują nas.- Przerwał, dając Dawidowi czas na zrozumienie sensu słów.-Pozwól, że zadam ci pytanie: jak daleko zaszły sprawy miedzy tobą a tądziewczyną? Czy już cię uwiodła?Dawid nie był już w stanie znieść impertynencji Abernathy'ego.- Wynocha! Wynocha z mojego biura! I trzymaj swój brudny nos z dalaod moich spraw.Nie pozwolę, żebyś węszył za moimi plecami.Nie maszdo tego prawa.- Ruszył groznie w stronę niższego mężczyzny.Abernathy wycofał się pośpiesznie, ale w drzwiach stanął.- Przeciwnie, mam takie prawo, większe, niż ci się wydaje.Pewnegodnia zrozumiesz, co się tu dzieje.Tymczasem próbuję cię tylko chronić,może uratować twoją karierę.Jeśli tylko zgodzisz się z nami współpraco-wać, pomożesz nam dowiedzieć się od tej Zadik, co.- Wynocha! - Ruszył w jego kierunku, a agent szybko zniknął, zamyka-jąc za sobą drzwi.Dawid stał nie odrywając od nich wzroku, zaciskając iotwierając pięści, a wściekłość paliła mu gardło jak witriol.Ten człowiekbył godnym pogardy kłamcą.Musiał być.Daniela nie oszukiwała.Wiedziałto, czuł każdą cząstką swego ciała.Nigdy by nie uwierzył, że jest w niejcokolwiek fałszywego czy podstępnego.Uwiodła.Właśnie to słowo tak bardzo rozsierdziło Dawida.To, co sięwydarzyło między nim a Danielą, było piękne i naturalne.Nic sztucznegoczy zaprogramowanego.Jeśli w jakimkolwiek stopniu można mówić ouwiedzeniu, stało się akurat odwrotnie: to on uwodził.Jednak kiedy wrócił myślami do zdarzenia w jej mieszkaniu, poczułlekkie ukłucie wątpliwości.Pozorne włamanie było niewątpliwie wygodne,przełamywało lody, dawało jej powód, by poprosić Dawida o pozostanie.Ijej opór przed powiadomieniem policji.Czy możliwe, żeby wszystko za-aranżowała, tak jak to sugerował Abernathy? Nie.Nie mógł w to uwierzyć.Szczera, otwarta, bezpośrednia Daniela, jaką odkrył dzisiejszego popołu-dnia, nie uciekłaby się do takiego podstępu.Jednak, przy całej pogardzie dla Abernathy'ego, było w nim coś szcze-rego, co wykluczało możliwość podstępu.Coś innego, jakaś żarliwość,której Dawid nie potrafił sprecyzować.Wreszcie pojął.Akcent brytyjski.Zniknął całkowicie.Abernathy roz-mawiał z nim czystym, nieskażonym amerykańskim.4.siergiej Brastow widział do-tąd Saddama Husseina tylko raz, i to nie z bliska.Znał jednak dobrze histo-rię życia irackiego prezydenta i jego drogę do władzy.Hussein kierowałzamachem stanu dokonanym w roku 1968 przez partię Baas, który obaliłrząd Arifa i wyniósł Ahmeda Hassana al Bakra na stanowisko prezydenta.Nazwano ten przewrót bezkrwawym, ponieważ obalonemu szefowipaństwa i jego ludziom oszczędzono tradycyjnych egzekucji.Jednak zalicznymi zabójstwami, które utorowały drogę do zamachu stanu, stał Sad-dam Hussein, były generał, który objął fotel prezydencki w roku 1981,kiedy al Bakr ustąpił ze względu na zły stan zdrowia. Republika Iraku,podczas wprowadzania w życie konstytucji, znajdowała się wciąż w fazieprzejściowej.Prezydentów nie wybierano; rządzili oni na mocy dekretów.Brastow stwierdził, że wygląd irackiego dyktatora jest nie mniej onie-śmielający niż jego reputacja.O głowę wyższy od Rosjanina, Hussein miałna sobie zielony mundur wojskowy, a koszulę rozpiętą na grubej, byczejszyi.Krzaczaste czarne brwi marszczyły się ponad ponurą linią ust okolo-nych gęstymi, czarnymi wąsami, opadającymi nieco w kącikach.Prezydentnie wyciągnął ręki na powitanie i Brastow czuł się przez chwilę niezręcz-nie.Potem strzelił obcasami, złożył mały pokłon i wyrzekł po arabsku kilkasłów stosownych, jak sądził, do okazji.- O - powiedział prezydent, a czarne brwi podskoczyły na moment nadskośnymi szarymi oczami - mówi pan w naszym języku.To dobry znak.-Spojrzał znacząco na ministra obrony i swego osobistego doradcę, po czymwskazał trzy krzesła stojące wokół masywnego biurka z polerowanegodrewna tekowego, za którym sam usiadł.W charakterystyczny dla siebiesposób natychmiast przeszedł do rzeczy.- Towarzyszu Brastow, ci dwaj dżentelmeni przedstawili mi już pokrót-ce pańską propozycję.Powiem panu o swojej pierwszej reakcji.Pańskasugestia, abyśmy celowo zniszczyli jeden z najdroższych i najskuteczniej-szych samolotów, należący do naszego bliskiego islamskiego sąsiada, jestpo prostu niedorzeczna! Wysoce ryzykowne i niebezpieczne przedsięwzię-cie, mogące skończyć się naszą klęską, gdyby tajemnica wyszła na jawalbo gdyby operacja w pewien sposób się nie powiodła.Rosjaninowi zrzedła mina; był świadom kropelek potu zbierających musię na czole.Zimne, skośne oczy świdrowały go badawczo.- Jednak po dalszej analizie - ciągnął Hussein - przewidywane nadzwy-czajne rezultaty nakazują zastanowić się nad tym niedorzecznym planem.Twarz Brastowa pojaśniała.Może jednak była jakaś nadzieja.- Jest kilka pytań, na które, mam nadzieję, potrafi mi pan odpowiedzieć- ciągnął prezydent powoli w języku arabskim, wolnym od dialektu, abyRosjanin wszystko zrozumiał.- Po pierwsze, przypuszczam, że pańskapropozycja została uzgodniona z pana przełożonymi w Moskwie i spotkałasię z ich aprobatą?Brastow przytaknął żarliwie, a Hussein ciągnął, prawie nie robiąc prze-rwy.- Czy istnieje niebezpieczeństwo ujawnienia sprawy z tej strony?- Absolutnie żadnego - pośpiesznie zapewnił Rosjanin.- Plan zostałrozpatrzony wyłącznie na najwyższych szczeblach i jest otoczony najści-ślejszą tajemnicą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wiedziałeś, że po południu wyjdzie.ze mną!- Nonsens.- Agent zachował spokój, ignorując siłę stawianych mu za-rzutów.- Pykał fajkę w zamyśleniu, a Dawid wpatrywał się w niegogniewnie.- A więc przyjęła cię już u siebie w mieszkaniu.Nie traci czasu.Czy nie przyszło ci na myśl, że sama mogła przewrócić mieszkanie do górynogami, żeby upozorować włamanie?- Po co, u diabła, miałaby to robić? Wykręcasz się, Abernathy.Czegoszukałeś? Czemu prześladujesz tę dziewczynę?Agent nie odpowiedział, patrząc na Dawida ze swej grzędy na biurku,pykając fajkę.Dym zaczynał irytować Dawida niemal w równym stopniu,co nieznośna osobowość tego człowieka.- Abernathy, nie chodzisz po ziemi.Ty i te twoje melodramatycznegierki szpiegowskie.Czyżbyśmy teraz szpiegowali Izraelczyków? Czyżbynagle stali się wrogami?Abernathy potraktował pytanie poważnie.- W tej robocie nigdy nic nie wiadomo.- Wstał z biurka i wypróżniłfajkę, dla podkreślenia swych słów stukając nią kilkakrotnie o ceramicznąpopielniczkę.- Równie dobrze mógłbyś zapytać, czemu Izraelczycy szpie-gują nas.- Przerwał, dając Dawidowi czas na zrozumienie sensu słów.-Pozwól, że zadam ci pytanie: jak daleko zaszły sprawy miedzy tobą a tądziewczyną? Czy już cię uwiodła?Dawid nie był już w stanie znieść impertynencji Abernathy'ego.- Wynocha! Wynocha z mojego biura! I trzymaj swój brudny nos z dalaod moich spraw.Nie pozwolę, żebyś węszył za moimi plecami.Nie maszdo tego prawa.- Ruszył groznie w stronę niższego mężczyzny.Abernathy wycofał się pośpiesznie, ale w drzwiach stanął.- Przeciwnie, mam takie prawo, większe, niż ci się wydaje.Pewnegodnia zrozumiesz, co się tu dzieje.Tymczasem próbuję cię tylko chronić,może uratować twoją karierę.Jeśli tylko zgodzisz się z nami współpraco-wać, pomożesz nam dowiedzieć się od tej Zadik, co.- Wynocha! - Ruszył w jego kierunku, a agent szybko zniknął, zamyka-jąc za sobą drzwi.Dawid stał nie odrywając od nich wzroku, zaciskając iotwierając pięści, a wściekłość paliła mu gardło jak witriol.Ten człowiekbył godnym pogardy kłamcą.Musiał być.Daniela nie oszukiwała.Wiedziałto, czuł każdą cząstką swego ciała.Nigdy by nie uwierzył, że jest w niejcokolwiek fałszywego czy podstępnego.Uwiodła.Właśnie to słowo tak bardzo rozsierdziło Dawida.To, co sięwydarzyło między nim a Danielą, było piękne i naturalne.Nic sztucznegoczy zaprogramowanego.Jeśli w jakimkolwiek stopniu można mówić ouwiedzeniu, stało się akurat odwrotnie: to on uwodził.Jednak kiedy wrócił myślami do zdarzenia w jej mieszkaniu, poczułlekkie ukłucie wątpliwości.Pozorne włamanie było niewątpliwie wygodne,przełamywało lody, dawało jej powód, by poprosić Dawida o pozostanie.Ijej opór przed powiadomieniem policji.Czy możliwe, żeby wszystko za-aranżowała, tak jak to sugerował Abernathy? Nie.Nie mógł w to uwierzyć.Szczera, otwarta, bezpośrednia Daniela, jaką odkrył dzisiejszego popołu-dnia, nie uciekłaby się do takiego podstępu.Jednak, przy całej pogardzie dla Abernathy'ego, było w nim coś szcze-rego, co wykluczało możliwość podstępu.Coś innego, jakaś żarliwość,której Dawid nie potrafił sprecyzować.Wreszcie pojął.Akcent brytyjski.Zniknął całkowicie.Abernathy roz-mawiał z nim czystym, nieskażonym amerykańskim.4.siergiej Brastow widział do-tąd Saddama Husseina tylko raz, i to nie z bliska.Znał jednak dobrze histo-rię życia irackiego prezydenta i jego drogę do władzy.Hussein kierowałzamachem stanu dokonanym w roku 1968 przez partię Baas, który obaliłrząd Arifa i wyniósł Ahmeda Hassana al Bakra na stanowisko prezydenta.Nazwano ten przewrót bezkrwawym, ponieważ obalonemu szefowipaństwa i jego ludziom oszczędzono tradycyjnych egzekucji.Jednak zalicznymi zabójstwami, które utorowały drogę do zamachu stanu, stał Sad-dam Hussein, były generał, który objął fotel prezydencki w roku 1981,kiedy al Bakr ustąpił ze względu na zły stan zdrowia. Republika Iraku,podczas wprowadzania w życie konstytucji, znajdowała się wciąż w fazieprzejściowej.Prezydentów nie wybierano; rządzili oni na mocy dekretów.Brastow stwierdził, że wygląd irackiego dyktatora jest nie mniej onie-śmielający niż jego reputacja.O głowę wyższy od Rosjanina, Hussein miałna sobie zielony mundur wojskowy, a koszulę rozpiętą na grubej, byczejszyi.Krzaczaste czarne brwi marszczyły się ponad ponurą linią ust okolo-nych gęstymi, czarnymi wąsami, opadającymi nieco w kącikach.Prezydentnie wyciągnął ręki na powitanie i Brastow czuł się przez chwilę niezręcz-nie.Potem strzelił obcasami, złożył mały pokłon i wyrzekł po arabsku kilkasłów stosownych, jak sądził, do okazji.- O - powiedział prezydent, a czarne brwi podskoczyły na moment nadskośnymi szarymi oczami - mówi pan w naszym języku.To dobry znak.-Spojrzał znacząco na ministra obrony i swego osobistego doradcę, po czymwskazał trzy krzesła stojące wokół masywnego biurka z polerowanegodrewna tekowego, za którym sam usiadł.W charakterystyczny dla siebiesposób natychmiast przeszedł do rzeczy.- Towarzyszu Brastow, ci dwaj dżentelmeni przedstawili mi już pokrót-ce pańską propozycję.Powiem panu o swojej pierwszej reakcji.Pańskasugestia, abyśmy celowo zniszczyli jeden z najdroższych i najskuteczniej-szych samolotów, należący do naszego bliskiego islamskiego sąsiada, jestpo prostu niedorzeczna! Wysoce ryzykowne i niebezpieczne przedsięwzię-cie, mogące skończyć się naszą klęską, gdyby tajemnica wyszła na jawalbo gdyby operacja w pewien sposób się nie powiodła.Rosjaninowi zrzedła mina; był świadom kropelek potu zbierających musię na czole.Zimne, skośne oczy świdrowały go badawczo.- Jednak po dalszej analizie - ciągnął Hussein - przewidywane nadzwy-czajne rezultaty nakazują zastanowić się nad tym niedorzecznym planem.Twarz Brastowa pojaśniała.Może jednak była jakaś nadzieja.- Jest kilka pytań, na które, mam nadzieję, potrafi mi pan odpowiedzieć- ciągnął prezydent powoli w języku arabskim, wolnym od dialektu, abyRosjanin wszystko zrozumiał.- Po pierwsze, przypuszczam, że pańskapropozycja została uzgodniona z pana przełożonymi w Moskwie i spotkałasię z ich aprobatą?Brastow przytaknął żarliwie, a Hussein ciągnął, prawie nie robiąc prze-rwy.- Czy istnieje niebezpieczeństwo ujawnienia sprawy z tej strony?- Absolutnie żadnego - pośpiesznie zapewnił Rosjanin.- Plan zostałrozpatrzony wyłącznie na najwyższych szczeblach i jest otoczony najści-ślejszą tajemnicą [ Pobierz całość w formacie PDF ]