[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może po tej sprawie, pomyślał, biorąc raport i ruszając w stronę drzwi.Może poproszę o tydzieńwolnego i spróbuję to wszystko uporządkować.Wiedział, że to właśnie powinien zrobić.Niemożna już było dłużej tolerować, by sprawy toczyły się, tak jak do tej pory.Ale co mógł zrobić?Przetrwać, coś w nim odpowiedziało.Trwać dzień po dniu, starając się kontrolować sytuację iłagodzić pęknięcia do czasu, aż.Zdjął tunikę z kołka przy drzwiach, założył ją, wyszedł do zewnętrznego biura i wezwał swychludzi.Miał do wykonania zadanie.192ROZDZIAA 7Ziemia Bez DuchówEmily zasunęła za sobą drzwi, zamknęła je na klucz, który dołączyła do pęku wiszącego u jejpasa.Następnie odwróciła się i spojrzała na drzwi po drugiej stronie korytarza. W porządku.a co jest tam?Stary służący obejrzał się, po czym popatrzył na nią i pochylił głowę. Ja.ja nie wiem, pani.Pan raczej nie używał tego skrzydła rezydencji.Nie zachęcano nasdo tego, abyśmy. Rozumiem przerwała mu i minąwszy go, ruszyła w kierunku drzwi. Myślę, że będęmusiała się sama dowiedzieć. Proszę o wybaczenie, pani.Zatrzymała się. Słucham, Richardzie?Podobnie jak poprzednio, to, że zwróciła się do niego po imieniu, wprawiło starego sługę wzakłopotanie. To nic takiego, pani.Po prostu myślę, że nie ma kluczado tych drzwi.Popatrzyła na niego, wyraznie zaintrygowana. Dlaczego? zapytała, ale równocześnie pomyślała: Dlaczego on jest taki niepewny?" i Skąd wie, że nie ma klucza, jeśli nigdy nie zachęcano go, by tu przychodził?" Ten.ten pokój nigdy nie był używany. Nigdy? Wzruszyła ramionami. No cóż, zobaczymy, prawda?Odwróciła się i ponownie ruszyła w stronę drzwi.Kiedy ją dogonił, spojrzała na niego izauważyła, że nagłość i szybkość jej działania zaskoczyły go. Jesteś całkowicie pewny, że nie ma klucza? Skinął głową bez słowa. W takim razie będziemy musieli się włamać, prawda? Co, proszę pani? Popatrzył na nią ze zdumieniem i czymś na kształt lęku w oczach. Jeżeli nie ma klucza.Milczał, ciągle zdumiony i zakłopotany zarazem. No i jak? zapytała, prawie się uśmiechając. Zrobisz to, czy też ja mam to zrobić?Otworzył lekko usta i zamknął je.Tam coś jest, pomyślała.Coś, czego raczej nie chciałby mi pokazywać.Odwróciła się, zrobiła krok do tyłu i kopnęła.Drzwi drgnęły, ale pozostały zamknięte.Kopnęła ponownie.Tym razem drewno otaczające zamek pękło i częściowo ustąpiło.Trzeciekopnięcie załatwiło sprawę.Drzwi otworzyły się wolno.Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, rozbawiona wyrazem zdziwienia widocznym na jegotwarzy.A co było w środku?Zrobiła krok do przodu i zanurzyła się w mroczną stęchliznę pokoju. Zwiatła powiedziała, zwracając się do komputeradomowego.Komputer odpowiedział prawie natychmiast, oświetlając jasno wnętrze.Rozejrzała się wokół.Było to wielkie pomieszczenie rodzaj magazynu.Wzdłuż ścian stałyrzędy skrzyń poustawianych jedna na drugiej.Podeszła do jednej i zauważyła, że jestzapieczętowana.Przyjrzała się drugiej i trzeciej.Wszystkie były zapieczętowane i nietknięte odczasu, gdy zostały tu złożone kiedy? przynajmniej osiemnaście miesięcy wcześniej.Przykucnęła i zaczęła się im przyglądać.Na wszystkich były te same etykiety ozdobne,niebiesko-złote etykiety Domu Aukcyjnego Hythe-MacKay. Co to jest? zapytała, spoglądając na starego sługę,który stał w progu.Uśmiechnął się z wymuszoną uprzejmością. Stary pan. Pieprzyć starego pana! krzyknęła, tracąc wreszcie194195cierpliwość. Nie żyje już od osiemnastu miesięcy, a ty wciąż zachowujesz się, jakby miałwrócić w każdej chwili! A więc nie wróci! Teraz ja jestem tu panią.Skończ więc z tymchrzanieniem zaczynającym się od: Nie wiem" i powiedz mi, co, do diabła, jest w tychskrzyniach!Spuścił wzrok, zaszokowany jej wybuchem, i wbił go w swoje buty. Ja.ja nie wiem, proszę pani.Powiedziano nam, byśmytu nie przychodzili.Pan Lever.no cóż.Westchnęła, czując, że ogarnia ją rozdrażnienie.Czy to zawsze tak będzie? Policzyła dodziesięciu i podniosła się, stając naprzeciw starca. Posłuchaj.przepraszam, że straciłam panowanie nadsobą, ale muszę wiedzieć wszystko.Jak mam prawidłowosporządzić inwentaryzację rezydencji, jeśli nie będę wiedziała,co tu jest?Poruszył nieznacznie głową, jakby przyznawał jej rację. Dobrze.A zatem bądz mi pomocny i przynieś coś, czegomogę użyć do otworzenia tych skrzyń.* * *Michael Lever słuchał właśnie w gabinecie raportu swego osobistego asystenta, Dana Johnsona,kiedy z komsetu dobiegł go głos Mary, jego żony. Michael? Przyjdz natychmiast do zachodniego skrzydła.Muszę cię zobaczyć.Spojrzał na Johnsona i skrzywił się z irytacją. Em.za dziesięć minut zaczyna się narada.Czy to nie może poczekać? Nie.Natychmiast!Komset ucichł.Michael przeczesał ręką włosy i zmarszczył czoło, wyraznie nie wiedząc, cozrobić. Kiedy pani domu wzywa. zaczął Johnson uśmiechając się, po czym dodał: Powiem im, że pana zatrzymano.Kto wie? Może tym starym pierdołom dobrze zrobi, jeśli trochępoczekają. Dan.trochę szacunku! Ale Michael, mówiąc to, także się uśmiechał.Poza tymJohnson mógł mieć raq'ę.Może powinien kazać im trochę poczekać, choćby tylko po to, aby196zrozumieli, kto jest teraz głową Kompanii.Mimo to nie był pewny, czy dobrze robi.To byłoważne posiedzenie rady i musiał na nim uzyskać ich zgodę nawet milczącą na ostatniąserię zmian.Obruszył się na wpół poirytowany, na wpół zaintrygowany wezwaniem żony, po czym wstał,wprawił w ruch lekką konstrukcję podtrzymującą go i ruszył w stronę drzwi.Johnson dotarł donich pierwszy i otworzył je przed nim. Jak się w tym czujesz?Michael popatrzył w dół na ten system pasków i rurek, który podtrzymywał go i pomagał mu wporuszaniu się.Od czasu wypadku miał kilka takich konstrukcji, ale ta ostatnia była najlżejsza iczuł się w niej najlepiej.Była tak dobra, że czasami wręcz zapominał, że miał to na sobie.Lekarze obiecywali mu, że za rok może będzie mógł się obejść nawet i bez tego.Uśmiechnął się. Wspaniale.Ta jest najlepsza ze wszystkich.Nie ocieraskóry, tak jak poprzednia.Johnson pokiwał z zadowoleniem głową i dotknął ramienia Michaela.Przez krótką chwilęzdawał się bardziej przyjacielem niż asystentem. To dobrze.I nie obawiaj się.Przetrzymam ich. Zwietnie. Uśmiechnął się ponownie, zadowolony z tego, że Johnson był przy nim, żemiał tak znakomitego pomocnika. To nie potrwa zbyt długo.Obiecuję.* * *Znalazł ją w zachodnim skrzydle, w pokoju, który od tak dawna, jak tylko sięgał pamięcią, byłzawsze zamknięty.Siedziała na starym drewnianym kufrze, patrząc na coś, co trzymała w rękach.Wokół niej widać było wiele otwartych skrzyń, w których, jak zauważył, były jakieś rzeczypozawijane w najrozmaitsze rodzaje opakowań.Zrobił dwa kroki do środka i zatrzymał się,patrząc wokół siebie. Co tu się dzieje?Spojrzała na niego ze zmarszczonym w zadumie czołem, po czym podniosła ten przedmiot, abymógł go zobaczyć. Co to jest, Michaelu?197Zrobił jeszcze trzy chwiejne kroki w jej stronę, po czym stanął zaskoczony.To była głowa.Ludzka głowa.I na dodatek czarna. Gdzie to, do diabła, znalazłaś?Popatrzyła dokoła siebie. To było tu, w kufrze.Były tam jeszcze inne przedmioty.Książki, ubrania, obrazy i mapy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Może po tej sprawie, pomyślał, biorąc raport i ruszając w stronę drzwi.Może poproszę o tydzieńwolnego i spróbuję to wszystko uporządkować.Wiedział, że to właśnie powinien zrobić.Niemożna już było dłużej tolerować, by sprawy toczyły się, tak jak do tej pory.Ale co mógł zrobić?Przetrwać, coś w nim odpowiedziało.Trwać dzień po dniu, starając się kontrolować sytuację iłagodzić pęknięcia do czasu, aż.Zdjął tunikę z kołka przy drzwiach, założył ją, wyszedł do zewnętrznego biura i wezwał swychludzi.Miał do wykonania zadanie.192ROZDZIAA 7Ziemia Bez DuchówEmily zasunęła za sobą drzwi, zamknęła je na klucz, który dołączyła do pęku wiszącego u jejpasa.Następnie odwróciła się i spojrzała na drzwi po drugiej stronie korytarza. W porządku.a co jest tam?Stary służący obejrzał się, po czym popatrzył na nią i pochylił głowę. Ja.ja nie wiem, pani.Pan raczej nie używał tego skrzydła rezydencji.Nie zachęcano nasdo tego, abyśmy. Rozumiem przerwała mu i minąwszy go, ruszyła w kierunku drzwi. Myślę, że będęmusiała się sama dowiedzieć. Proszę o wybaczenie, pani.Zatrzymała się. Słucham, Richardzie?Podobnie jak poprzednio, to, że zwróciła się do niego po imieniu, wprawiło starego sługę wzakłopotanie. To nic takiego, pani.Po prostu myślę, że nie ma kluczado tych drzwi.Popatrzyła na niego, wyraznie zaintrygowana. Dlaczego? zapytała, ale równocześnie pomyślała: Dlaczego on jest taki niepewny?" i Skąd wie, że nie ma klucza, jeśli nigdy nie zachęcano go, by tu przychodził?" Ten.ten pokój nigdy nie był używany. Nigdy? Wzruszyła ramionami. No cóż, zobaczymy, prawda?Odwróciła się i ponownie ruszyła w stronę drzwi.Kiedy ją dogonił, spojrzała na niego izauważyła, że nagłość i szybkość jej działania zaskoczyły go. Jesteś całkowicie pewny, że nie ma klucza? Skinął głową bez słowa. W takim razie będziemy musieli się włamać, prawda? Co, proszę pani? Popatrzył na nią ze zdumieniem i czymś na kształt lęku w oczach. Jeżeli nie ma klucza.Milczał, ciągle zdumiony i zakłopotany zarazem. No i jak? zapytała, prawie się uśmiechając. Zrobisz to, czy też ja mam to zrobić?Otworzył lekko usta i zamknął je.Tam coś jest, pomyślała.Coś, czego raczej nie chciałby mi pokazywać.Odwróciła się, zrobiła krok do tyłu i kopnęła.Drzwi drgnęły, ale pozostały zamknięte.Kopnęła ponownie.Tym razem drewno otaczające zamek pękło i częściowo ustąpiło.Trzeciekopnięcie załatwiło sprawę.Drzwi otworzyły się wolno.Spojrzała na niego i uśmiechnęła się, rozbawiona wyrazem zdziwienia widocznym na jegotwarzy.A co było w środku?Zrobiła krok do przodu i zanurzyła się w mroczną stęchliznę pokoju. Zwiatła powiedziała, zwracając się do komputeradomowego.Komputer odpowiedział prawie natychmiast, oświetlając jasno wnętrze.Rozejrzała się wokół.Było to wielkie pomieszczenie rodzaj magazynu.Wzdłuż ścian stałyrzędy skrzyń poustawianych jedna na drugiej.Podeszła do jednej i zauważyła, że jestzapieczętowana.Przyjrzała się drugiej i trzeciej.Wszystkie były zapieczętowane i nietknięte odczasu, gdy zostały tu złożone kiedy? przynajmniej osiemnaście miesięcy wcześniej.Przykucnęła i zaczęła się im przyglądać.Na wszystkich były te same etykiety ozdobne,niebiesko-złote etykiety Domu Aukcyjnego Hythe-MacKay. Co to jest? zapytała, spoglądając na starego sługę,który stał w progu.Uśmiechnął się z wymuszoną uprzejmością. Stary pan. Pieprzyć starego pana! krzyknęła, tracąc wreszcie194195cierpliwość. Nie żyje już od osiemnastu miesięcy, a ty wciąż zachowujesz się, jakby miałwrócić w każdej chwili! A więc nie wróci! Teraz ja jestem tu panią.Skończ więc z tymchrzanieniem zaczynającym się od: Nie wiem" i powiedz mi, co, do diabła, jest w tychskrzyniach!Spuścił wzrok, zaszokowany jej wybuchem, i wbił go w swoje buty. Ja.ja nie wiem, proszę pani.Powiedziano nam, byśmytu nie przychodzili.Pan Lever.no cóż.Westchnęła, czując, że ogarnia ją rozdrażnienie.Czy to zawsze tak będzie? Policzyła dodziesięciu i podniosła się, stając naprzeciw starca. Posłuchaj.przepraszam, że straciłam panowanie nadsobą, ale muszę wiedzieć wszystko.Jak mam prawidłowosporządzić inwentaryzację rezydencji, jeśli nie będę wiedziała,co tu jest?Poruszył nieznacznie głową, jakby przyznawał jej rację. Dobrze.A zatem bądz mi pomocny i przynieś coś, czegomogę użyć do otworzenia tych skrzyń.* * *Michael Lever słuchał właśnie w gabinecie raportu swego osobistego asystenta, Dana Johnsona,kiedy z komsetu dobiegł go głos Mary, jego żony. Michael? Przyjdz natychmiast do zachodniego skrzydła.Muszę cię zobaczyć.Spojrzał na Johnsona i skrzywił się z irytacją. Em.za dziesięć minut zaczyna się narada.Czy to nie może poczekać? Nie.Natychmiast!Komset ucichł.Michael przeczesał ręką włosy i zmarszczył czoło, wyraznie nie wiedząc, cozrobić. Kiedy pani domu wzywa. zaczął Johnson uśmiechając się, po czym dodał: Powiem im, że pana zatrzymano.Kto wie? Może tym starym pierdołom dobrze zrobi, jeśli trochępoczekają. Dan.trochę szacunku! Ale Michael, mówiąc to, także się uśmiechał.Poza tymJohnson mógł mieć raq'ę.Może powinien kazać im trochę poczekać, choćby tylko po to, aby196zrozumieli, kto jest teraz głową Kompanii.Mimo to nie był pewny, czy dobrze robi.To byłoważne posiedzenie rady i musiał na nim uzyskać ich zgodę nawet milczącą na ostatniąserię zmian.Obruszył się na wpół poirytowany, na wpół zaintrygowany wezwaniem żony, po czym wstał,wprawił w ruch lekką konstrukcję podtrzymującą go i ruszył w stronę drzwi.Johnson dotarł donich pierwszy i otworzył je przed nim. Jak się w tym czujesz?Michael popatrzył w dół na ten system pasków i rurek, który podtrzymywał go i pomagał mu wporuszaniu się.Od czasu wypadku miał kilka takich konstrukcji, ale ta ostatnia była najlżejsza iczuł się w niej najlepiej.Była tak dobra, że czasami wręcz zapominał, że miał to na sobie.Lekarze obiecywali mu, że za rok może będzie mógł się obejść nawet i bez tego.Uśmiechnął się. Wspaniale.Ta jest najlepsza ze wszystkich.Nie ocieraskóry, tak jak poprzednia.Johnson pokiwał z zadowoleniem głową i dotknął ramienia Michaela.Przez krótką chwilęzdawał się bardziej przyjacielem niż asystentem. To dobrze.I nie obawiaj się.Przetrzymam ich. Zwietnie. Uśmiechnął się ponownie, zadowolony z tego, że Johnson był przy nim, żemiał tak znakomitego pomocnika. To nie potrwa zbyt długo.Obiecuję.* * *Znalazł ją w zachodnim skrzydle, w pokoju, który od tak dawna, jak tylko sięgał pamięcią, byłzawsze zamknięty.Siedziała na starym drewnianym kufrze, patrząc na coś, co trzymała w rękach.Wokół niej widać było wiele otwartych skrzyń, w których, jak zauważył, były jakieś rzeczypozawijane w najrozmaitsze rodzaje opakowań.Zrobił dwa kroki do środka i zatrzymał się,patrząc wokół siebie. Co tu się dzieje?Spojrzała na niego ze zmarszczonym w zadumie czołem, po czym podniosła ten przedmiot, abymógł go zobaczyć. Co to jest, Michaelu?197Zrobił jeszcze trzy chwiejne kroki w jej stronę, po czym stanął zaskoczony.To była głowa.Ludzka głowa.I na dodatek czarna. Gdzie to, do diabła, znalazłaś?Popatrzyła dokoła siebie. To było tu, w kufrze.Były tam jeszcze inne przedmioty.Książki, ubrania, obrazy i mapy [ Pobierz całość w formacie PDF ]