[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo że mięśnie drżały mu z wysiłku,68Anulaouslaandcsrozpierała go energia.Zacisnąwszy pięści, krążył po pokoju.Starał sięopróżnić umysł z wszelkich myśli, ale nie potrafił.Coś w tym wszystkim się nie zgadza.Jeśli jest fizycznieniedoskonałym produktem eksperymentu, to skąd się biorą te innewspomnienia? Wspomnienie beztroskiej zabawy na plaży, innychdzieci, śmiechu, poczucia przynależności, ciepła? Jak to się ma doponurego życia, które opisywała mu Agnes?No i Brooke.Czy umiałby rozpoznać i docenić serdeczność orazżyczliwość, jaką mu okazywała, gdyby nigdy nie zaznał podobnychuczuć?Może to wszystko było iluzją, rozpaczliwą próbą podjętą przezsztucznie wyhodowany twór natury, który koniecznie chce znalezć wsobie cokolwiek ludzkiego? Ale dlaczego od tylu lat tkwi Wmarazmie, dlaczego wcześniej nie poszukiwał prawdy?Gnębiły go różne wątpliwości.Nie pamiętał pierwszych latswojego życia, ale nie pamiętał również pózniejszych, kiedy znalazłsię pod opieką Koalicji.Dlaczego? Może Brooke miała rację, mówiąco tym, że ludzie starają się wymazać z pamięci nieprzyjemnewspomnienia.Może specjalnie zapomniał o złych rzeczach, jakie miałna sumieniu?Wrócił do ławy z ciężarami.Dorzucił do sztangi kolejne trzykilo i znów przystąpił do ćwiczeń.Zmachał się, ale nie poczuł ulgi aniodprężenia.Nic dziwnego.yródło jego niepokoju tkwi w psychice,nie w ciele.69Anulaouslaandcs- Przepraszam.- Ciszę zakłócił głos Olivera.Gideon odłożyłsztangę i pochylony, oparł dłonie o kolana, usiłując złapać oddech.- O co chodzi?- Mam dobrą wiadomość.Zlokalizowaliśmy Van Gogha iwysłaliśmy naszych trzech najlepszych ludzi, żeby go dla ciebiezdobyli.A Renoir został odkażony i czeka razem z twoją kolacją wkomorze powietrznej.Zaczęło się, pomyślał Gideon.Spełnili obietnicę; teraz będąoczekiwali, że i on dotrzyma słowa.- Zwietnie.- A jak się posuwa twoja praca?Gideon uniósł głowę i przez opadające na czoło wilgotnekosmyki popatrzył w róg lustra, gdzie zamontowana była kamera.- Zwietnie.- To dobrze, cieszę się - rzekł Oliver.- Nasz informator w FBItwierdzi, że Ingram wciąż przebywa w Portland.Gideon nie zareagował.Czuł ogromny respekt dla człowieka,który od kilku miesięcy ścigał go w cyberprzestrzeni.Niemal deptałmu po piętach.Jeszcze nikomu nie udało się podejść go tak blisko.Jake Ingram udowodnił, że jest groznym i godnym podziwuprzeciwnikiem.Koalicjanci mają rację, że się go obawiają.On, Gideon, też powinien mieć się na baczności.Jak mu słuszniewytknęła Agnes, gdyby go schwytano i postawiono przed sądem, niedożyłby do końca procesu.- Myślę, że prezenty sprawią ci radość.70Anulaouslaandcs- Prezenty?Tak.Oprócz obrazu Renoira zdobyliśmy książki,- o któreprosiłeś.Książki? Ach, tak.Przypuszczalnie chodzi o Conan Doyle'a.Poprosił o nie dla kaprysu, ale oczywiście bardzo chętnie je przeczyta.Z ciekawości i żeby mieć o czym rozmawiać podczas następnegospotkania z Brooke.Wziął głęboki oddech, po czym wolno wypuścił powietrze.Brooke.Tak, na pewno się z nią spotka.Jeszcze nie zamierzał siępoddawać.Przecież dobre wspomnienia, które czasem go nawiedzają,muszą o czymś świadczyć.Owszem, miał silny instynktsamozachowawczy, ale istniało w nim także ogromne pragnienieodkrycia prawdy.Nawet gdyby w dążeniu do prawdy miał zginąć, totrudno; gotów był podjąć ryzyko.Już od pewnego czasu wiedział, że musi coś zmienić; że niemoże dłużej żyć tak jak dotąd.- Sprawią, Oliverze.Nie mam wątpliwości.- Cieszę się.- Mam jeszcze jedną prośbę.- Tak?- Proszę mi dziś już więcej nie zakłócać spokoju.- Dobrze.Chyba żeby wydarzyło się coś.- Jeśli mam ułożyć plan kolejnej kradzieży, muszę się porządniewysypiać.Mój umysł, kiedy jest zmęczony, nie pracuje nanajwyższych obrotach.71Anulaouslaandcs- Wiem, już nam o tym mówiłeś.Ale.- %7ładnych ale.Jeżeli ktokolwiek przerwie mi odpoczynek,zrywam naszą umowę.Odwróciwszy się plecami do lustra, skierował się w stronę salikąpielowej.Dręczyła go niepewność, czy słusznie postąpił, upierającsię przy swoim.Wszelkie pragnienia raczej należy trzymać wtajemnicy przed członkami Koalicji.Z" drugiej strony nie możeryzykować, że jego nocne wypady do miasteczka wyjdą na jaw.Zwłaszcza kiedy Ingram jest coraz bliżej.Jeżeli teraz nie odkryjeprawdy o sobie, może już nigdy nie będzie miał ku temu okazji.- Zepsuło się radio? Co to, do cholery, za rzępolenie? Brookezacisnęła zęby, modląc się o cierpliwość.Trzej mężczyzni, którzy przyszli jakieś czterdzieści minut temu,opróżnili już talerze, czyli niedługo opuszczą lokal.Przynajmniejmiała taką nadzieję.- Adagio" Albinoniego - odparła, zerkając na leżące na barzeopakowanie po płycie CD.- Lalcia, ten twój Albinos, czy jak mu tam, przyprawia mnie oskręt kiszek! - ryknął najgłośniejszy z grupy.- A ciebie nie? -Zadowolony z siebie dzgnął łokciem w żebro siedzącego obokkumpla.- Chryste, Rudy, uważaj! To boli.Rudy ponownie go dzgnął.- Boli? Ty, Jeff, nawet nie wiesz, co to jest prawdziwy ból.Kiedy robiłem jako drwal i potężny świerk zwalił mi się na nogę.72Anulaouslaandcs- Już pięć razy nam o tym opowiadałeś, stary.-Trzeci mężczyznapoderwał się od stołu.- Jeśli mam tego słuchać po raz szósty, to chcępiwa.Chodzmy do Wagonwheel.Brooke błagała w duchu pozostałych dwóch, aby posłuchalisugestii kolegi, zapłacili i wyszli.Tawerna Wagonwheel należała donajpopularniejszych w miasteczku.Choć sądząc po zapachu, jaki czućbyło od trójki gości, dzisiejszego wieczoru panowie zaliczyli już kilkabarów.Rudy, potężnie zbudowany mężczyzna o kilkudniowymzaroście, obejrzał się przez ramię i posłał Brooke obleśny uśmiech.- Hej, lalcia, bądz miła.Daj nam coś do picia.- Przykro mi - odrzekła Brooke.- Już mówiłam, nie podajemy tualkoholu.Mężczyzna wstał, wsunął kciuki w szlufki spodni i chwiejnymkrokiem ruszył w stronę bufetu.- Na pewno masz tam schowaną jakąś butelkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Mimo że mięśnie drżały mu z wysiłku,68Anulaouslaandcsrozpierała go energia.Zacisnąwszy pięści, krążył po pokoju.Starał sięopróżnić umysł z wszelkich myśli, ale nie potrafił.Coś w tym wszystkim się nie zgadza.Jeśli jest fizycznieniedoskonałym produktem eksperymentu, to skąd się biorą te innewspomnienia? Wspomnienie beztroskiej zabawy na plaży, innychdzieci, śmiechu, poczucia przynależności, ciepła? Jak to się ma doponurego życia, które opisywała mu Agnes?No i Brooke.Czy umiałby rozpoznać i docenić serdeczność orazżyczliwość, jaką mu okazywała, gdyby nigdy nie zaznał podobnychuczuć?Może to wszystko było iluzją, rozpaczliwą próbą podjętą przezsztucznie wyhodowany twór natury, który koniecznie chce znalezć wsobie cokolwiek ludzkiego? Ale dlaczego od tylu lat tkwi Wmarazmie, dlaczego wcześniej nie poszukiwał prawdy?Gnębiły go różne wątpliwości.Nie pamiętał pierwszych latswojego życia, ale nie pamiętał również pózniejszych, kiedy znalazłsię pod opieką Koalicji.Dlaczego? Może Brooke miała rację, mówiąco tym, że ludzie starają się wymazać z pamięci nieprzyjemnewspomnienia.Może specjalnie zapomniał o złych rzeczach, jakie miałna sumieniu?Wrócił do ławy z ciężarami.Dorzucił do sztangi kolejne trzykilo i znów przystąpił do ćwiczeń.Zmachał się, ale nie poczuł ulgi aniodprężenia.Nic dziwnego.yródło jego niepokoju tkwi w psychice,nie w ciele.69Anulaouslaandcs- Przepraszam.- Ciszę zakłócił głos Olivera.Gideon odłożyłsztangę i pochylony, oparł dłonie o kolana, usiłując złapać oddech.- O co chodzi?- Mam dobrą wiadomość.Zlokalizowaliśmy Van Gogha iwysłaliśmy naszych trzech najlepszych ludzi, żeby go dla ciebiezdobyli.A Renoir został odkażony i czeka razem z twoją kolacją wkomorze powietrznej.Zaczęło się, pomyślał Gideon.Spełnili obietnicę; teraz będąoczekiwali, że i on dotrzyma słowa.- Zwietnie.- A jak się posuwa twoja praca?Gideon uniósł głowę i przez opadające na czoło wilgotnekosmyki popatrzył w róg lustra, gdzie zamontowana była kamera.- Zwietnie.- To dobrze, cieszę się - rzekł Oliver.- Nasz informator w FBItwierdzi, że Ingram wciąż przebywa w Portland.Gideon nie zareagował.Czuł ogromny respekt dla człowieka,który od kilku miesięcy ścigał go w cyberprzestrzeni.Niemal deptałmu po piętach.Jeszcze nikomu nie udało się podejść go tak blisko.Jake Ingram udowodnił, że jest groznym i godnym podziwuprzeciwnikiem.Koalicjanci mają rację, że się go obawiają.On, Gideon, też powinien mieć się na baczności.Jak mu słuszniewytknęła Agnes, gdyby go schwytano i postawiono przed sądem, niedożyłby do końca procesu.- Myślę, że prezenty sprawią ci radość.70Anulaouslaandcs- Prezenty?Tak.Oprócz obrazu Renoira zdobyliśmy książki,- o któreprosiłeś.Książki? Ach, tak.Przypuszczalnie chodzi o Conan Doyle'a.Poprosił o nie dla kaprysu, ale oczywiście bardzo chętnie je przeczyta.Z ciekawości i żeby mieć o czym rozmawiać podczas następnegospotkania z Brooke.Wziął głęboki oddech, po czym wolno wypuścił powietrze.Brooke.Tak, na pewno się z nią spotka.Jeszcze nie zamierzał siępoddawać.Przecież dobre wspomnienia, które czasem go nawiedzają,muszą o czymś świadczyć.Owszem, miał silny instynktsamozachowawczy, ale istniało w nim także ogromne pragnienieodkrycia prawdy.Nawet gdyby w dążeniu do prawdy miał zginąć, totrudno; gotów był podjąć ryzyko.Już od pewnego czasu wiedział, że musi coś zmienić; że niemoże dłużej żyć tak jak dotąd.- Sprawią, Oliverze.Nie mam wątpliwości.- Cieszę się.- Mam jeszcze jedną prośbę.- Tak?- Proszę mi dziś już więcej nie zakłócać spokoju.- Dobrze.Chyba żeby wydarzyło się coś.- Jeśli mam ułożyć plan kolejnej kradzieży, muszę się porządniewysypiać.Mój umysł, kiedy jest zmęczony, nie pracuje nanajwyższych obrotach.71Anulaouslaandcs- Wiem, już nam o tym mówiłeś.Ale.- %7ładnych ale.Jeżeli ktokolwiek przerwie mi odpoczynek,zrywam naszą umowę.Odwróciwszy się plecami do lustra, skierował się w stronę salikąpielowej.Dręczyła go niepewność, czy słusznie postąpił, upierającsię przy swoim.Wszelkie pragnienia raczej należy trzymać wtajemnicy przed członkami Koalicji.Z" drugiej strony nie możeryzykować, że jego nocne wypady do miasteczka wyjdą na jaw.Zwłaszcza kiedy Ingram jest coraz bliżej.Jeżeli teraz nie odkryjeprawdy o sobie, może już nigdy nie będzie miał ku temu okazji.- Zepsuło się radio? Co to, do cholery, za rzępolenie? Brookezacisnęła zęby, modląc się o cierpliwość.Trzej mężczyzni, którzy przyszli jakieś czterdzieści minut temu,opróżnili już talerze, czyli niedługo opuszczą lokal.Przynajmniejmiała taką nadzieję.- Adagio" Albinoniego - odparła, zerkając na leżące na barzeopakowanie po płycie CD.- Lalcia, ten twój Albinos, czy jak mu tam, przyprawia mnie oskręt kiszek! - ryknął najgłośniejszy z grupy.- A ciebie nie? -Zadowolony z siebie dzgnął łokciem w żebro siedzącego obokkumpla.- Chryste, Rudy, uważaj! To boli.Rudy ponownie go dzgnął.- Boli? Ty, Jeff, nawet nie wiesz, co to jest prawdziwy ból.Kiedy robiłem jako drwal i potężny świerk zwalił mi się na nogę.72Anulaouslaandcs- Już pięć razy nam o tym opowiadałeś, stary.-Trzeci mężczyznapoderwał się od stołu.- Jeśli mam tego słuchać po raz szósty, to chcępiwa.Chodzmy do Wagonwheel.Brooke błagała w duchu pozostałych dwóch, aby posłuchalisugestii kolegi, zapłacili i wyszli.Tawerna Wagonwheel należała donajpopularniejszych w miasteczku.Choć sądząc po zapachu, jaki czućbyło od trójki gości, dzisiejszego wieczoru panowie zaliczyli już kilkabarów.Rudy, potężnie zbudowany mężczyzna o kilkudniowymzaroście, obejrzał się przez ramię i posłał Brooke obleśny uśmiech.- Hej, lalcia, bądz miła.Daj nam coś do picia.- Przykro mi - odrzekła Brooke.- Już mówiłam, nie podajemy tualkoholu.Mężczyzna wstał, wsunął kciuki w szlufki spodni i chwiejnymkrokiem ruszył w stronę bufetu.- Na pewno masz tam schowaną jakąś butelkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]