[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słowa Richarda przypomniały jej listy, które pisał.Tak.Teraz gopoznawała.To był ten sam mężczyzna, który napisał te wszystkiecudowne listy.Jak to się stało, że nie rozpoznała go wcześniej? Amoże wina leży po jej stronie? Pozwoliła, by przykre wspomnienia46RS rzuciły cień na ich spotkanie. Opowiedz mi o swoim małżeństwie" - prosił Richard i pewnie,gdyby to było w liście, opowiedziałaby mu.Na papierze wszystkowydawało się łatwiejsze, dużo prostsze.Zaniepokojona torem, jakimzdążały jej myśli, gwałtownie poderwała się od stołu, zbierając pustetalerze i wkładając je do zlewu.- Czy zastanawiałeś się, dlaczego Eleanor namówiła nas na tękorespondencję? - spytała cicho.- To proste.Chciała, żebyśmy zaczęli wszystko jeszcze raz.Odnowa.Ayżki wysunęły się z jej drżących rąk i z głośnym brzękiemstuknęły o metalowe dno zlewozmywaka.Serce waliło jej jakoszalałe.A więc to tak!Kiedy siostra Richarda prosiła ją, by odpisała na listy jej brata, Lizpodejrzewała, że Neli chce w ten sposób ratować rozpadający sięzwiązek dwojga bliskich jej ludzi.Spytała ją nawet o to, aleprzyjaciółka przysięgała, że nic podobnego, że wcale nie.No, ioczywiście, nie mogła przecież wiedzieć o tym spotkaniu.- A ty.? Też chciałeś zacząć wszystko od nowa?- Nie sądzę.Richard wstał od stołu.Podszedł do stojącej przy zlewie Liz,- Wiesz, Elizabeth, ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego nam niewyszło -powiedział cicho, delikatnie ujmując ją pod brodę iodwracając ku sobie jej niechętną twarz.- Co ci jest? Zbladłaś.Czy toznowu głowa?Liz przytaknęła w milczeniu.Za nic nie przyznałaby się, że to jegobliskość tak na nią podziałała.- Wiesz co, przejdzmy do salonu - zaproponował.- Odpocznieszsobie, a ja tymczasem przygotuję kawę.Chyba że i to uznasz za atakna twoją niezależność - zażartował.Liz zdobyła się na blady uśmiech.Sama nie wiedziała, co się z niądzieje.Nie potrafiła już dłużej udawać wrogości, ale sympatia, którądo niego czuła, napełniała ją jeszcze większym strachem.- Myślę, że skorzystam z zaproszenia - wydusiła.Richard47RS potakująco kiwnął głową.- Cieszę się, że zmądrzałaś.Usiądz więc sobie, a ja zajmę się kawą.Jak to dobrze, że wyszedł, odetchnęła z ulgą Liz.Potrzebowałaczasu, by zebrać myśli i przygotować jakiś plan postępowania.Wiedziała, że nie wolno jej się poddać, że powinna raz jeszczewszystko dokładnie przemyśleć.Przygotowanie kawy zajęło mumniej czasu, niż zakładała.Wszedł do salonu, trzymając w oburękach kubeczki z aromatycznym napojem.Jeden postawił na małymstoliku obok kanapy, ha której siedziała Liz, drugi zaś zatrzymał dlasiebie.Wolno przechadzał się po pokoju, przyglądając się wiszącymna ścianach fotografiom.- Czy to ta biografia, nad którą teraz pracujesz? - spytał,zatrzymując się przy zawalonym papierami i słownikami biureczku.- Jak ci idzie?- Przebrnęłam już przez jedną trzecią - Liz była głębokowdzięczna za zmianę tematu.-Jeszcze jakieś dwa tygodnie ipowinnam skończyć.- Neli załatwiła ci to zlecenie, prawda? Liz przytaknęła.- Większą część zleceń, jakie dostaję, załatwia mi Eleanor.To byłzresztą jej pomysł, żebym zaczęła tłumaczyć na własną rękę.Tak było.Choć Liz od dawna marzyła, by wyrwać się z biura itłumaczyć coś więcej aniżeli tylko urzędową korespondencję ifaktury, dopiero Nell namówiła ją, by porzuciła nudną rutynę ispróbowała robić coś innego.- Myślałem o tym, wiesz - ciągnął Richard.- Nie jestem pewny, czyto takie dobre posunięcie.Miałaś stałą pracę, za którą co miesiącdostawałaś jakieś pieniądze.Teraz jesteś zdana wyłącznie na siebie.Trochę to ryzykowne.Liz obojętnie wzruszyła ramionami.- No cóż - zamyśliła się - miałam już serdecznie dosyć tamtejpracy, a nie mogłam pozwolić sobie na to, żeby wcale nie pracować.Kiedy Nell zaproponowała, żebym przetłumaczyła dla niej paręrzeczy, wydawało mi się to idealnym rozwiązaniem.- A dlaczego właściwie odeszłaś z biura? Liz zawahała się.48RS - Hm, chyba znudziła mi się tamta praca - skłamała.Za nic nieprzyznałaby się, że zrezygnowała z pracy dlatego, że wszyscy wbiurze wiedzieli jak bardzo kochała swego męża.Miała jużserdecznie dosyć współczujących spojrzeń i znaczącychuśmieszków.A najgorsze było to, że wszystkie jej koleżanki głośnozastanawiały się, co mogło spowodować ten kryzys.- Przez dwa lata robiłam to samo i po prostu chciałam jakiejśodmiany.- I nie żałujesz tej decyzji?- Nie, skądże! - kłamała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl