[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanowiciedobraną parę.- Tak myślisz?- Absolutnie.Brenda lekko wzruszyła ramionami.- Czas najlepiej pokaże, kto miał rację.Na razie trwająromantyczne i zwariowane święta w Vermont.gdzie trudnoodróżnić fantazję od rzeczywistości.Casey westchnęła ciężko.89RS- Znam kogoś, kto jest innego zdania.- Matoki?Casey zacisnęła powieki i skinęła głową.- Nie martw się.John przeprowadził z nim długą i serdecznąrozmowę.Słyszałam nawet śmiech Toho.Casey zerwała się z łóżka, zapominając o bólu głowy.- Zmiech?- To chyba dobry omen?Casey w pośpiechu nakładała ubranie.- Nikt nie będzie się ze mnie wyśmiewał.Poczuła nagły przypływ przerażenia.A jeśli John powiedział muprawdę?- Pójdę przekazać im, że zjawisz się na kolacji - mruknęłaBrenda.- Niech będzie.- Casey spojrzała w lustro i stwierdziła, że jejwygląd dorównuje samopoczuciu.Gdy kilka chwil pózniej schodziła po schodach, miała wrażenie,że jej żołądek zamienił się w wirówkę, do której ktoś wrzucił paręmokrych tenisówek.Co gorsza, nim zdążyła wejść do salonu, wholu pojawił się Toho Matoki.Casey otworzyła usta, lecz nie miała pojęcia, co powiedzieć.Matoki złożył jej ceremonialny ukłon.- Casey, chciałbym z tobą chwilę porozmawiać.Na osobności.Kobieta spojrzała bezradnie na poważną twarz Japończyka.Toho odwrócił się i wszedł do gabinetu.Spójrz prawdzie w oczy.Wszystko skończone, pomyślała Casey.John ją wydał.Może to najlepsze wyjście -próbowała siępocieszyć.Weszła do gabinetu.Matoki stał w pobliżu kominka.Ciemnymioczami wpatrywał się w kobietę.- Chciałam wyjaśnić.- zaczęła Casey, lecz Japończyk uciszyłją ruchem dłoni.- John już wszystko wyjaśnił.90RS- Ale muszę to zrobić sama.Przynajmniej tyle jestem wamwinna.Tobie, twojej żonie.Wszystkim.- yle wyglądasz, Casey.Usiądz.Mówił tak władczym tonem, że Casey bez wahania spełniła jegopolecenie.Chciała coś powiedzieć, ale ponownie jej przerwał.- Wszystko rozumiem.Nie musisz zagłębiać się w szczegóły.Nie chciałbym wprawiać cię w zakłopotanie.- Wstyd mi - odezwała się nieswoim głosem.Czuła odrętwieniecałego ciała.Matoki podszedł bliżej.- Może trudno ci będzie w to uwierzyć, ale w swoim czasieborykałem się z podobnymi problemami.I tak jak ty próbujesz,sam pokonałem swą słabość.- Słabość?- Mieszanie alkoholu i leków.Rozmowa stawała się coraz dziwniejsza.Toho uśmiechnął sięwspółczująco.- Naprawdę, zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu -zapewniała go Casey.- Nie przepadam za alkoholem.Kieliszekwina, najwyżej dwa.i nigdy z rana.Podobnie z lekami.Janigdy.- Wiem.John mi to wyjaśnił.A jeśli chodzi o pozostałe sprawymiędzy wami, cóż.zdarza się.Nawet najlepszym.- John wyjawił ci.wszystko?Toho ujął jej rękę.- Był bardzo dyskretny.Powiedział jednak wystarczająco wiele,abym mógł sobie wyrobić określony pogląd na sytuację.- I.nie gniewasz się na mnie? Lekko uścisnął jej dłoń.- W najmniejszym stopniu.Podziwiam cię, Casey.Podziwiamcię za to, że nie pozwalasz, aby tobą manipulowano.Casey nie wierzyła własnym uszom.Matoki znal prawdę i mimoto chciał jej przebaczyć? Rozumiał? Współczuł?.Czyżby nadaljeszcze spała?Poklepał ją po ramieniu.91RS- Nie bierz sobie tego tak do serca.Są chwile, w którychuginamy się niczym drzewo pod naporem wiatru.Najważniejszejest wówczas, aby pień nie pękł.Wiatr ucichnie, a drzewo będzierosło dalej.Casey patrzyła szeroko rozwartymi oczami.Otworzyła usta.Toho uśmiechnął się.Tak, uśmiechnął.Grozny wyraz jegotwarzy gdzieś zniknął.Casey poczuła łzy spływające jej popoliczkach.- Nie wiem, co powiedzieć - zamruczała spuszczając wzrok.-Przysięgam, że w rzeczywistości jestem zupełnie inna.Nigdy.poprostu.Chciałam, żeby wszystko poszło dobrze.Miałam.wspaniały plan.To znaczy.odnośnie do hoteli.- Znam po części twój plan.Casey drgnęła.- Naprawdę?- John wspomniał mi kilka słów na ten temat.Casey mocno zacisnęła powieki.John.Czuła się.zdradzona irozgniewana.Nie miał prawa postąpić w ten sposób! Ale gniewminął tak szybko, jak się pojawił.Przecież Matoki okazałwspaniałomyślność.A więc koniec z udawaniem.Wszystko mogłowrócić do normy.- Muszę przyznać, że John mi zaimponował - ciągnął Toho.-Jest bystry, inteligentny i pełen twórczego zapału.Lubię sposób,w jaki wyraża swe myśli.Co w żaden sposób nie umniejszawartości twojej propozycji.Wprost przeciwnie.Jego spojrzenie nacałość zagadnienia znakomicie współgra z twoimi pomysłami.Casey ponownie zgubiła wątek.- Mojej propozycji?- Tak.Co prawda, John przedstawił mi tylko ogólny zarys, ale itak zabrzmiało to interesująco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Stanowiciedobraną parę.- Tak myślisz?- Absolutnie.Brenda lekko wzruszyła ramionami.- Czas najlepiej pokaże, kto miał rację.Na razie trwająromantyczne i zwariowane święta w Vermont.gdzie trudnoodróżnić fantazję od rzeczywistości.Casey westchnęła ciężko.89RS- Znam kogoś, kto jest innego zdania.- Matoki?Casey zacisnęła powieki i skinęła głową.- Nie martw się.John przeprowadził z nim długą i serdecznąrozmowę.Słyszałam nawet śmiech Toho.Casey zerwała się z łóżka, zapominając o bólu głowy.- Zmiech?- To chyba dobry omen?Casey w pośpiechu nakładała ubranie.- Nikt nie będzie się ze mnie wyśmiewał.Poczuła nagły przypływ przerażenia.A jeśli John powiedział muprawdę?- Pójdę przekazać im, że zjawisz się na kolacji - mruknęłaBrenda.- Niech będzie.- Casey spojrzała w lustro i stwierdziła, że jejwygląd dorównuje samopoczuciu.Gdy kilka chwil pózniej schodziła po schodach, miała wrażenie,że jej żołądek zamienił się w wirówkę, do której ktoś wrzucił paręmokrych tenisówek.Co gorsza, nim zdążyła wejść do salonu, wholu pojawił się Toho Matoki.Casey otworzyła usta, lecz nie miała pojęcia, co powiedzieć.Matoki złożył jej ceremonialny ukłon.- Casey, chciałbym z tobą chwilę porozmawiać.Na osobności.Kobieta spojrzała bezradnie na poważną twarz Japończyka.Toho odwrócił się i wszedł do gabinetu.Spójrz prawdzie w oczy.Wszystko skończone, pomyślała Casey.John ją wydał.Może to najlepsze wyjście -próbowała siępocieszyć.Weszła do gabinetu.Matoki stał w pobliżu kominka.Ciemnymioczami wpatrywał się w kobietę.- Chciałam wyjaśnić.- zaczęła Casey, lecz Japończyk uciszyłją ruchem dłoni.- John już wszystko wyjaśnił.90RS- Ale muszę to zrobić sama.Przynajmniej tyle jestem wamwinna.Tobie, twojej żonie.Wszystkim.- yle wyglądasz, Casey.Usiądz.Mówił tak władczym tonem, że Casey bez wahania spełniła jegopolecenie.Chciała coś powiedzieć, ale ponownie jej przerwał.- Wszystko rozumiem.Nie musisz zagłębiać się w szczegóły.Nie chciałbym wprawiać cię w zakłopotanie.- Wstyd mi - odezwała się nieswoim głosem.Czuła odrętwieniecałego ciała.Matoki podszedł bliżej.- Może trudno ci będzie w to uwierzyć, ale w swoim czasieborykałem się z podobnymi problemami.I tak jak ty próbujesz,sam pokonałem swą słabość.- Słabość?- Mieszanie alkoholu i leków.Rozmowa stawała się coraz dziwniejsza.Toho uśmiechnął sięwspółczująco.- Naprawdę, zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu -zapewniała go Casey.- Nie przepadam za alkoholem.Kieliszekwina, najwyżej dwa.i nigdy z rana.Podobnie z lekami.Janigdy.- Wiem.John mi to wyjaśnił.A jeśli chodzi o pozostałe sprawymiędzy wami, cóż.zdarza się.Nawet najlepszym.- John wyjawił ci.wszystko?Toho ujął jej rękę.- Był bardzo dyskretny.Powiedział jednak wystarczająco wiele,abym mógł sobie wyrobić określony pogląd na sytuację.- I.nie gniewasz się na mnie? Lekko uścisnął jej dłoń.- W najmniejszym stopniu.Podziwiam cię, Casey.Podziwiamcię za to, że nie pozwalasz, aby tobą manipulowano.Casey nie wierzyła własnym uszom.Matoki znal prawdę i mimoto chciał jej przebaczyć? Rozumiał? Współczuł?.Czyżby nadaljeszcze spała?Poklepał ją po ramieniu.91RS- Nie bierz sobie tego tak do serca.Są chwile, w którychuginamy się niczym drzewo pod naporem wiatru.Najważniejszejest wówczas, aby pień nie pękł.Wiatr ucichnie, a drzewo będzierosło dalej.Casey patrzyła szeroko rozwartymi oczami.Otworzyła usta.Toho uśmiechnął się.Tak, uśmiechnął.Grozny wyraz jegotwarzy gdzieś zniknął.Casey poczuła łzy spływające jej popoliczkach.- Nie wiem, co powiedzieć - zamruczała spuszczając wzrok.-Przysięgam, że w rzeczywistości jestem zupełnie inna.Nigdy.poprostu.Chciałam, żeby wszystko poszło dobrze.Miałam.wspaniały plan.To znaczy.odnośnie do hoteli.- Znam po części twój plan.Casey drgnęła.- Naprawdę?- John wspomniał mi kilka słów na ten temat.Casey mocno zacisnęła powieki.John.Czuła się.zdradzona irozgniewana.Nie miał prawa postąpić w ten sposób! Ale gniewminął tak szybko, jak się pojawił.Przecież Matoki okazałwspaniałomyślność.A więc koniec z udawaniem.Wszystko mogłowrócić do normy.- Muszę przyznać, że John mi zaimponował - ciągnął Toho.-Jest bystry, inteligentny i pełen twórczego zapału.Lubię sposób,w jaki wyraża swe myśli.Co w żaden sposób nie umniejszawartości twojej propozycji.Wprost przeciwnie.Jego spojrzenie nacałość zagadnienia znakomicie współgra z twoimi pomysłami.Casey ponownie zgubiła wątek.- Mojej propozycji?- Tak.Co prawda, John przedstawił mi tylko ogólny zarys, ale itak zabrzmiało to interesująco [ Pobierz całość w formacie PDF ]