[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To było.jakiś czas temu.Garcia przeżegnał się.- Nigdy nie spodziewałem się, że tak może się stać.- Przejdz się ze mną.- powiedział szorstko Sylvester.Minęli róg i Detektyw zatrzymał się przed zaciemnionym sklepem zpamiątkami.Przyszła kolej na zadawanie pytań sierżantowi. - Garcia, poradzisz sobie z tym?Mężczyzna zamyślił się, po czym skinął słabo.- Okej, więc wyjaśnię ci coś.Są dwa rodzaje Aniołów na świecie.PrawdziwiNieśmiertelni i urodzeni Nieśmiertelni.Prawdziwi są, jak nazwa sugeruje, naprawdęNieśmiertelni.Urodzeni Nieśmiertelni stają się śmiertelni, gdy usunie się im skrzydła,tym samym moce.Jest to robione przez Archaniołów, na zlecenie Rady.- Sylvesterspojrzał w oczy Garcia.- Ostatnimi czasy nie słyszałem, by Theodore Godson ominąłjakieś ocalenie.Nie ma już nawet rangi Stróża: zszedł z tego stanowiska kilka lat temupo tym, jak został mianowany na Archanioła.Sądząc po jego ostatnich wyskokach zkobietami i piciem, plamił imię Archaniołów.Jakoś tak to było.- Skinął na bulwar.-Ale nie tak brutalnie.Rada jest bardziej.Cywilizowana.To byłoby niemożliwe dozrobienia.Mogą to zrobić jedynie najpotężniejsi Aniołowie.- Inny Anioł?- Tylko Anioł może zabić innego Anioła.- powiedział Sylvester.- Musimyszukać wyjątkowo silnego, potężnego Nieśmiertelnego.Powiadom Archaniołów iwezcie namiary na ich ludzi.Starajcie się dowiedzieć czy Godson miał jakiś wrogówwśród grubych ryb.- Ma eksżonę.Jest wciąż na portalach plotkarskich.- Przyprowadzcie ją.Sprawdzcie czy ma kogoś.- zaczął Detektyw.-Potrzebujemy natychmiastowych patoli dla Aniołów dzisiaj.Musimy z nimiporozmawiać.- Nie będą chcieli.- zadrwił Garcia.- Wiem, że nie byłeś wdrożony do sprawprzez jakiś czas, więc pozwól, że powiem ci, że Anioły udają, że nie istniejemy.Toznaczy myślą, że są ponad prawem.- Cóż, dzisiaj nie.- odpowiedział stanowczo Sylvester.Garcia skinął głową i poszedł do swojego cruisera, szukając w nimkrótkofalówki.Detektyw w tym czasie cofnął się do zaciemnionej Alei Aniołów ispojrzał w dal na pusty bulwar. Cała ta sprawa wydawała się być nierealna.Garcia miał racje bojąc się.Sylvesterz trudem przypominał sobie ostatni raz, gdy Anioł stał się śmiertelnikiem.To byłodawno, dawno temu.A jeżeli to się znów dzieje.Garcia wrócił i słychać było trzeszczenie w jego krótkofalówce, które niczymecho roznosiło się nocnym powietrzem.- Detektywie, mamy szczęście, że są dzisiaj wszyscy w jednym miejscu.Jestwielka impreza.- Impreza? - spytał Sylvester.- Z jakiej okazji?Garcia uśmiechnął się.- Nie masz córki, prawda? Wstępna impreza przedPrzemianą Jacksona Godspeed'a.- Detektyw skądś znał tą osobę.Krótkofalówka Garcii ponownie zaskrzeczała i przybliżył ją blisko do ucha.- Wszyscy się podpisali.Chociaż, poczekaj, wszyscy prócz jednego.Ktośzobaczył go jak odchodzi szybko nie rozmawiając z nikim.Nikt nie wie gdzieposzedł.Sylvester uniósł brew.- Dobrze, znajdzcie go i zacznijcie przypytywać inneAnioły na imprezie.Zacznijcie pukać do drzwi Aniołów ze wzgórz.- powiedziałDetektyw.- Jako ktoś, kto opuścił imprezę szybko, związany z tą osobą - cóż,Aniołem - to szczególnie interesujące.Zanim zadecydujemy coś innego, rozważmy gojako potencjalnie niebezpiecznego.Garcia przerwał i zerknął na Sylvestra.- Nie uwierzysz kto to.- powiedział.Detektyw spojrzał na sierżanta.- Kto? Rozdział 8Ferrari Jacks'a sunęło przez noc w Los Angeles, którego światła migotały wokółniego.Jechał w stronę zachodu bez celu.Czuł się coraz bardziej realny, wolny pokażdej przebytej mili od miejsca imprezy.Czy to uczucie będzie go ścigać przez całejego życie?Musi się do niego przyzwyczaić.Jest Jacksonem Godspeedem.Nie mógł sięprzenieść gdzieś i stać się anonimowy.I przypomniał sobie, że nie chce tego.Nie mógł się doczekać ratowania ludzi odkąd był małym chłopcem.Po dziesięciu minutach jego telefon, podłączony pod Bluetooth samochodu,zadzwonił.Jacks sprawdził identyfikator rozmówcy.To Mark.- To nie potrwał długo.- mruknął, zanim odebrał.- Witaj, Mark.Niedługobędę w domu.Nie czułem się dobrze, więc zdecydowałem.- Teraz to nie jest ważne.- powiedział Mark, przerywając mu.- Gdzie jesteś? -spytał natarczywie.- Gdzieś w Mieście Aniołów.Dlaczego pytasz?- Zjedz z drogi.Jacks wyprostował się w fotelu, zaalarmowany.- Co?- Coś się stało.Wyjaśnię ci pózniej.Teraz musisz zjechać z drogi, jechać gdzieśpoza nią i zaszyć się.- W jego głosie brzmiała prawie panika.- Upewnij się, że niktnie wie, że jesteś Aniołem.Nie rozmawiaj z policją.Zrób wszystko tak, jak mówię,dobrze?- Czy z mamą wszystko w porządku? Chloe? Co.- Nie zadawaj więcej pytań.- warknął Mark.- Wszystko z nimi dobrze.Topoważne, synu.Rób to, co ci każę.Kiedy będziesz gdzieś bezpieczny, zadzwoń do mnie i spotkamy się tam.- mówiąc to rozłączył się.Puls Jacks'a przyspieszył.Nigdy nie słyszał tak zdenerwowanego Marka.Co siędzieje? Skręcił ostro w lewo i zygzakiem jezdził po ulicach Miasta Aniołów, którychnie kojarzył, ze skromnymi domami i małymi, zaniedbanymi trawnikami.Skręcającostro w prawo, Jacks zwolnił i rozejrzał się, próbując odzyskać orientację.Nigdy wcześniej nie był w tej części miasta.Zobaczył jedynie jeden świecącyznak po lewej, Jadłodajnię Kevina.Jego serce szybko biło, gdy podjechał pod nią, namałą działkę.Zaparkował, zdjął swoją marynarkę i wziął ciemną bluzę z tylnegosiedzenia.Spojrzał na jadłodajnie ponownie przez przednią szybę.Miejsce wydawało się być opuszczone.Zastanawiał się czy to wszystko przezVivian.Nie, stwierdził, to brzmiało bardziej poważnie niż to.Zrobił dokładnie to, co kazał mu Mark.Wysiadł i naciągnął kaptur na głowę izamknął drzwi, ruszając w kierunku frontowych drzwi jadłodajni.Maddy myła podłogę mopem, gdy drzwi zostały otworzone i ktoś, kogo nigdywcześniej nie widziała, wszedł do jadłodajni.Było już zamknięte i zdała sobie sprawę,z żalem, że zapomniała wyłączyć neon ,Otwarte' na oknie.W drzwiach stał chłopak.Maddy stwierdziła, że wygląda na osiemnaście,dziewiętnaście lat.Był dziwnie ubrany, w spodnie od garnituru i bluzę, której kapturmiał zarzucony na głowę.Proste, brązowe włosy opadały mu na oczy.Maddy podniosła mopa i włożyłago do wiadra.Wyglądał tak, jakby brakowało mu tchu i był zdezorientowany,niepewny siebie nawet.Po chwili, co Maddy zgadła zanim to zrobił, odwrócił się bywyjść.- Hej.- zawołała za nim.Odwrócił się.- Mogę ci w czymś pomóc?- Em, tak.- odpowiedział.- Stół dla jednej osoby, proszę? Nie jest za pózno?Maddy spojrzała na prawie pustą jadłodajnię.Została jedynie para stałychbywalców, którzy kończyli jeść i mieli zaraz płacić.Przez jego ton wiedziała, że możemu powiedzieć, że jest zamknięte, a on zaakceptowałby to i odszedł. Mimo to była sama sobie wina, że nie wyłączyła neonu.- Nie, oczywiście, że nie.Tędy.Wyciągnęła menu zza lady i poprowadziła go do boksu przy oknie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl