[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może ma rację, pomyślała Clary.Może teraz lepiej nie rozmyślać za dużo o śmierci i umieraniu.Kiedy wychodzili z cmentarza, odwracała wzrok od nagrobków.Znajdowali się prawie przy żelaznejbramie w drugim końcu nekropolii, gdy dostrzegła mniejsze od innych mauzoleum, które wyrastałojak biały grzyb w cieniu liściastego dębu.Nazwisko wyryte nad drzwiami rzuciło się jej w oczy, jakbyzostało napisane światłem.Fairchild.- Clary.Luke sięgnął po jej rękę, ale ona już ruszyła w stronę grobu.Z westchnieniem podążył za nią wcień drzewa, gdzie Clary stanęła niczym urzeczona i zaczęła czytać nazwiska dziadkówi pradziadków, których nigdy nie znała.Aloysius Fairchild.Adele Fairchild, B.Nightshade.Granville Fairchild.A pod nimi: Jocelyn Morgenstern, B.Fairchild.Przebiegł przez nią zimny dreszcz.Widok nazwiska matki był jak powrót do nawiedzających jączasem koszmarów - że jest na pogrzebie i nikt jej nie mówi, co się stało ani jak zmarła Jocelyn.- Ale przecież ona żyje - powiedziała, patrząc na Luke'a.-Ona nie.- Clave o tym nie wiedziało - przerwał jej Luke.Clary gwałtownie wciągnęła powietrze.Już nie widziała Luke'a ani nie słyszała jego głosu.Przednią wznosiło się poszarpane górskie zbocze, czarne nagrobki sterczały z ziemi jak obnażone kości.Najednym z nich były wyryte nierówne litery: Clarissa Morgenstern, ur.1991, zm.2007.Pod nimiwidniał prymitywny, dziecięcy rysunek czaszki z pustymi oczodołami.Clary z krzykiem odskoczyłado tyłu.Luke chwycił ją za ramiona.- Clary, co się stało? O co chodzi? Pokazała ręką.-Tam.spójrz.Obraz zniknął.Przed nią ciągnęła się trawa, zielona i przystrzyżona, oraz równe rzędy białychmauzoleów.Przeniosła wzrok na Luke'a.- Widziałam własny grób - powiedziała.- Było na nim napisane, że umrę w tym roku.- Zadrżała.Luke spochmurniał.- To woda z jeziora.Zaczynasz mieć halucynacje.Chodzmy.Zostało nam niewiele czasu.Jace poprowadził Simona schodami na górę, a potem krótkim korytarzem z drzwiami po obustronach.Zatrzymał się przed jednymi i otworzył je z ponurą miną.- Wchodz - powiedział, wpychając Simona do środka.Okazało się, że jest to biblioteka z rzędamipółek, długimi kanapami i fotelami.- Tutaj będziemy mieli trochę prywatności.Urwał raptownie, kiedy z jednego z foteli poderwała się jakaś postać.Był to mały chłopiec okasztanowych włosach, w okularach.Miał drobną, poważną twarz, w ręce trzymał książkę.Simon natyle znał czytelnicze zwyczaje Clary, żeby z daleka rozpoznać tomik mangi.Jace zmarszczył brwi.- Przepraszam, Max.Potrzebujemy tego pokoju.Rozmowa dorosłych.- Izzy i Alec wygonili mnie z salonu, żeby przeprowadzić rozmowę dorosłych - poskarżył się Mac.- Gdzie mam teraz iść?Jace wzruszył ramionami.- Do swojego pokoju? - Wskazał kciukiem na drzwi.- Czas wypełnić obowiązek wobec kraju,dzieciaku.Zmykaj.Obrażony Max przemaszerował obok nich z książką przyciśniętą do piersi.Simonowi zrobiło sięgo żal.Chłopiec miał przechlapane.Był na tyle duży, że ciekawiło go, co się dzieje, ale na tyle mały,że zawsze odprawiano go do dziecięcego pokoju.Przechodząc obok, Max miał lekko wystraszone,podejrzliwe spojrzenie.To jest wampir, mówiły jego oczy.- Chodz.Jace zamknął drzwi na klucz i pociągnął Simona w głąb biblioteki.W pomieszczeniu zrobiło sięciemno nawet jak dla wampira.Pachniało kurzem.Jace przeciął pokój i rozsunął zasłony.Wysokieokno panoramiczne wychodziło na kanał.Zaledwiekilka stóp niżej, pod kamiennymi balustradami ozdobionymi zwietrzałym wzorem z runów igwiazd, chlupotała woda.Jace z posępną miną odwrócił się do Simona.- Jaki, do diabła, masz problem, wampirze?- Ja mam problem? Przecież to ty wyciągnąłeś mnie z salonu za włosy.- Bo zamierzałeś im powiedzieć, że Clary wcale nie zrezygnowała z wizyty w Idrisie.Wiesz, co bysię wtedy stało? Skontaktowaliby się z nią i zorganizowali jej przybycie.A ja już ci mówiłem, że dotego nie może dojść.Simon pokręcił głową.- Nie rozumiem - powiedział.- Czasami zachowujesz się, jakby zależało ci na Clary, a potem tak,jakby.Jace wbił w niego wzrok.W powietrzu tańczyły drobinki kurzu, tworząc między nimi migotliwąkurtynę.-Jak?- Flirtowałeś z Alinę.Nie wyglądało na to, że zależy ci tylko na Clary.- Nie twoja sprawa - odburknął Jace.- Poza tym, Clary jest moją siostrą.Dobrze wiesz.- Byłem również na dworze faerie - przypomniał Simon.-Pamiętam, co powiedziała królowa. Dziewczynę uwolni tylko pocałunek, którego ona najbardziej pragnie".- Nie wątpię, że pamiętasz.Wryło ci się to w umysł, prawda, wampirze?Simon wydał dziwny dzwięk z głębi gardła.Nawet nie wiedział, że jest do takiego zdolny.-O, nie, nie zmierzam się kłócić - oświadczył.- Nie walczę z tobą o Clary.To niedorzeczne.- Więc dlaczego zacząłeś mówić takie rzeczy?- Dlatego.Jeśli chcesz, żebym okłamał twoich przyjaciół Nocnych Aowców, jeśli chcesz, żebymtwierdził, że Clary sama nie chciała tu przyjechać, jeśli mam udawać, że nic nie wiem o jej mocy ani otym, co ona naprawdę potrafi, musisz coś dla mnie zrobić.- Dobrze - zgodził się Jace. Czego chcesz?Simon milczał przez chwilę, patrząc na rząd kamiennych domów stojących wzdłuż roziskrzonegokanału.Ponad ich dachami widział lśniące szczyty demonicznych wież.- Zrób wszystko, co trzeba, żeby przekonać Clary, że nic do niej nie czujesz.I nie mów mi, żejesteś jej bratem.Już to wiem.Zostaw ją w spokoju, skoro wiesz, że to, co jest między wami, nie maprzyszłości.Nie mówię tak dlatego, że chcę ją dla siebie.Mówię to, bo jestem jej przyjacielem i niechcę, żeby cierpiała.Jace przez dłuższą chwilę patrzył na swoje dłonie i nic nie odpowiadał.Były to chude ręce opalcach i kostkach pokrytych zgrubieniami i cienkimi białymi bliznami po starych Znakach.Były todłonie żołnierza, a nie nastolatka.-Już to zrobiłem rzekł w końcu Jace.- Powiedziałem jej, że chcę jedynie być jej bratem.- Aha. Simon spodziewał się oporu i kłótni, a nie tego, że Jace tak łatwo się podda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Może ma rację, pomyślała Clary.Może teraz lepiej nie rozmyślać za dużo o śmierci i umieraniu.Kiedy wychodzili z cmentarza, odwracała wzrok od nagrobków.Znajdowali się prawie przy żelaznejbramie w drugim końcu nekropolii, gdy dostrzegła mniejsze od innych mauzoleum, które wyrastałojak biały grzyb w cieniu liściastego dębu.Nazwisko wyryte nad drzwiami rzuciło się jej w oczy, jakbyzostało napisane światłem.Fairchild.- Clary.Luke sięgnął po jej rękę, ale ona już ruszyła w stronę grobu.Z westchnieniem podążył za nią wcień drzewa, gdzie Clary stanęła niczym urzeczona i zaczęła czytać nazwiska dziadkówi pradziadków, których nigdy nie znała.Aloysius Fairchild.Adele Fairchild, B.Nightshade.Granville Fairchild.A pod nimi: Jocelyn Morgenstern, B.Fairchild.Przebiegł przez nią zimny dreszcz.Widok nazwiska matki był jak powrót do nawiedzających jączasem koszmarów - że jest na pogrzebie i nikt jej nie mówi, co się stało ani jak zmarła Jocelyn.- Ale przecież ona żyje - powiedziała, patrząc na Luke'a.-Ona nie.- Clave o tym nie wiedziało - przerwał jej Luke.Clary gwałtownie wciągnęła powietrze.Już nie widziała Luke'a ani nie słyszała jego głosu.Przednią wznosiło się poszarpane górskie zbocze, czarne nagrobki sterczały z ziemi jak obnażone kości.Najednym z nich były wyryte nierówne litery: Clarissa Morgenstern, ur.1991, zm.2007.Pod nimiwidniał prymitywny, dziecięcy rysunek czaszki z pustymi oczodołami.Clary z krzykiem odskoczyłado tyłu.Luke chwycił ją za ramiona.- Clary, co się stało? O co chodzi? Pokazała ręką.-Tam.spójrz.Obraz zniknął.Przed nią ciągnęła się trawa, zielona i przystrzyżona, oraz równe rzędy białychmauzoleów.Przeniosła wzrok na Luke'a.- Widziałam własny grób - powiedziała.- Było na nim napisane, że umrę w tym roku.- Zadrżała.Luke spochmurniał.- To woda z jeziora.Zaczynasz mieć halucynacje.Chodzmy.Zostało nam niewiele czasu.Jace poprowadził Simona schodami na górę, a potem krótkim korytarzem z drzwiami po obustronach.Zatrzymał się przed jednymi i otworzył je z ponurą miną.- Wchodz - powiedział, wpychając Simona do środka.Okazało się, że jest to biblioteka z rzędamipółek, długimi kanapami i fotelami.- Tutaj będziemy mieli trochę prywatności.Urwał raptownie, kiedy z jednego z foteli poderwała się jakaś postać.Był to mały chłopiec okasztanowych włosach, w okularach.Miał drobną, poważną twarz, w ręce trzymał książkę.Simon natyle znał czytelnicze zwyczaje Clary, żeby z daleka rozpoznać tomik mangi.Jace zmarszczył brwi.- Przepraszam, Max.Potrzebujemy tego pokoju.Rozmowa dorosłych.- Izzy i Alec wygonili mnie z salonu, żeby przeprowadzić rozmowę dorosłych - poskarżył się Mac.- Gdzie mam teraz iść?Jace wzruszył ramionami.- Do swojego pokoju? - Wskazał kciukiem na drzwi.- Czas wypełnić obowiązek wobec kraju,dzieciaku.Zmykaj.Obrażony Max przemaszerował obok nich z książką przyciśniętą do piersi.Simonowi zrobiło sięgo żal.Chłopiec miał przechlapane.Był na tyle duży, że ciekawiło go, co się dzieje, ale na tyle mały,że zawsze odprawiano go do dziecięcego pokoju.Przechodząc obok, Max miał lekko wystraszone,podejrzliwe spojrzenie.To jest wampir, mówiły jego oczy.- Chodz.Jace zamknął drzwi na klucz i pociągnął Simona w głąb biblioteki.W pomieszczeniu zrobiło sięciemno nawet jak dla wampira.Pachniało kurzem.Jace przeciął pokój i rozsunął zasłony.Wysokieokno panoramiczne wychodziło na kanał.Zaledwiekilka stóp niżej, pod kamiennymi balustradami ozdobionymi zwietrzałym wzorem z runów igwiazd, chlupotała woda.Jace z posępną miną odwrócił się do Simona.- Jaki, do diabła, masz problem, wampirze?- Ja mam problem? Przecież to ty wyciągnąłeś mnie z salonu za włosy.- Bo zamierzałeś im powiedzieć, że Clary wcale nie zrezygnowała z wizyty w Idrisie.Wiesz, co bysię wtedy stało? Skontaktowaliby się z nią i zorganizowali jej przybycie.A ja już ci mówiłem, że dotego nie może dojść.Simon pokręcił głową.- Nie rozumiem - powiedział.- Czasami zachowujesz się, jakby zależało ci na Clary, a potem tak,jakby.Jace wbił w niego wzrok.W powietrzu tańczyły drobinki kurzu, tworząc między nimi migotliwąkurtynę.-Jak?- Flirtowałeś z Alinę.Nie wyglądało na to, że zależy ci tylko na Clary.- Nie twoja sprawa - odburknął Jace.- Poza tym, Clary jest moją siostrą.Dobrze wiesz.- Byłem również na dworze faerie - przypomniał Simon.-Pamiętam, co powiedziała królowa. Dziewczynę uwolni tylko pocałunek, którego ona najbardziej pragnie".- Nie wątpię, że pamiętasz.Wryło ci się to w umysł, prawda, wampirze?Simon wydał dziwny dzwięk z głębi gardła.Nawet nie wiedział, że jest do takiego zdolny.-O, nie, nie zmierzam się kłócić - oświadczył.- Nie walczę z tobą o Clary.To niedorzeczne.- Więc dlaczego zacząłeś mówić takie rzeczy?- Dlatego.Jeśli chcesz, żebym okłamał twoich przyjaciół Nocnych Aowców, jeśli chcesz, żebymtwierdził, że Clary sama nie chciała tu przyjechać, jeśli mam udawać, że nic nie wiem o jej mocy ani otym, co ona naprawdę potrafi, musisz coś dla mnie zrobić.- Dobrze - zgodził się Jace. Czego chcesz?Simon milczał przez chwilę, patrząc na rząd kamiennych domów stojących wzdłuż roziskrzonegokanału.Ponad ich dachami widział lśniące szczyty demonicznych wież.- Zrób wszystko, co trzeba, żeby przekonać Clary, że nic do niej nie czujesz.I nie mów mi, żejesteś jej bratem.Już to wiem.Zostaw ją w spokoju, skoro wiesz, że to, co jest między wami, nie maprzyszłości.Nie mówię tak dlatego, że chcę ją dla siebie.Mówię to, bo jestem jej przyjacielem i niechcę, żeby cierpiała.Jace przez dłuższą chwilę patrzył na swoje dłonie i nic nie odpowiadał.Były to chude ręce opalcach i kostkach pokrytych zgrubieniami i cienkimi białymi bliznami po starych Znakach.Były todłonie żołnierza, a nie nastolatka.-Już to zrobiłem rzekł w końcu Jace.- Powiedziałem jej, że chcę jedynie być jej bratem.- Aha. Simon spodziewał się oporu i kłótni, a nie tego, że Jace tak łatwo się podda [ Pobierz całość w formacie PDF ]