[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Porozrzucane po podłodze książkiprzypominały martwe ptaki.Nieliczne meble wybebeszono z szuflad, a te ciśnięto na podłogę,żeby ukazać bezmiar bezużytecznych papierów, które przywierają do istnień jak ekskrementy.Komputer wydawał się nienaruszony.Podejrzewał, że wie, czego szukano.Ta figurka musi je wyjątkowo interesować.Bardziej jednak niż prawdziwy powód niezwykłego zainteresowania woskową figurkąintrygowała go przyczyna, dla której damy (o ile rzeczywiście chodziło o nie, a miał niemalpewność, że tak właśnie było) uznały się za zmuszone do przeprowadzenia rewizji.Skorobyły tak wszechwładne, skoro mogły się materializować w powietrzu czy przybierać postaćdziewczynki, dlaczego nie potrafiły odzyskać czegoś, co do nich należało? Dlaczego groziłymu w teatrze i grzebały w śmietniku jego życia?Schylił się i zaczął zbierać książki.Pomyślał, że dobrze by było zadzwonić do Raqueli upewnić się, czy nic jej nie jest.I powinien przekonać Cesara, żeby nie kontynuowałśledztwa.%7łałował, że poprosił go o pomoc.Damy nie żartowały, bez względu na to, czynależały do sekty, czy też nie.Właśnie to udowodniły.Nagle, pod tomem wierszy Paula Celana, spostrzegł utkwione w siebie oczy.Beatriz, spoczywająca pod szkłem, uśmiechała się do niego z jednej z wielu fotografii,jakie oprawił i przechowywał na pawlaczu.Na jej nieoczekiwany widok zapomniał o tym, cosię wydarzyło w teatrze, i o tym, w jakim stanie znajdowało się teraz wszystko, włącznie znim.Podniósł portret, czując, jak pamięć zapala się w jego wnętrzu.Wspomnienia nigdynie giną, co najwyżej pogrążają się w ciemnościach; przed Rulfem ponownie więc wyłoniłysię z nich wilgotne, zielone oczy, łagodne meduzy delikatnych dłoni i śmiech jak arpeggio naczeleście.Te piękne, czarne włosy, to słodkie, zielone spojrzenie.Beatriz patrząca na niego ze swojej wypolerowanej wieczności.Udawał, że o niej zapomniał, ale stary ból wciąż powracał.Co jeszcze może zrobić?Opłakał ją już, wyrzekł się dla niej wszystkiego.Co jeszcze? Przeczuwał, że ból, dużopotężniejszy niż namiętność, wyzbyty jest orgazmu, szczytowania, ostatecznego apogeum, poktórym mogłoby nastąpić odprężenie.%7łycie może się nasycić przyjemnością, lecz zawszepozostanie spragnione bólu.Spojrzał na otwarty pawlacz, wspiął się na krzesło i wsunął portret pomiędzypozostałe zdjęcia.Pragnął upewnić się, czy żadnego nie brakuje, ale jeszcze nie teraz.Znalazłkupioną kiedyś, nietkniętą butelkę whisky.To bardzo uprzejme, dziękuję.Ujął ją w obiedłonie i poczuł chłód szkła.Położył się, nie rozbierając.Nie otworzył butelki, dopóki dłońminie przekazał jej ciepła swojego ciała.Nie wiedział, jak długo dzwonił telefon, zanim podniósł słuchawkę.- Co się z tobą dzieje, do cholery!? Od kilku godzin próbuję się z tobąskontaktować.!Sobota, nabrzmiała słońcem ćwiartującym bezlitośnie jego ból głowy, wlewała się dopokoju.- To nie do wiary, mówię ci.Znalazłem książkę, którą przysłał mi Rauschen, Poeci iich damy.Całą noc spędziłem na czytaniu.Ale nie będę uprzedzał faktów: musisz przyjść.Proszę ich do tego nie mieszać.- Salomonie.?Proszę nie mieszać do tego swoich przyjaciół.- Jestem, Cesarze.- Przyjdziesz czy nie?- Chyba nie będę mógł.Mam.dzisiaj.dużo pracy.Kiedy myślał intensywnie nad jakąś sensowną wymówką, usłyszał w słuchawcepomruki niezadowolenia.- W takim razie my przyjedziemy.Będziemy u ciebie za jakieś.- Poczekaj.Lepiej.Wiedział, że podekscytowanym Cesarem Saucedą jest jeszcze trudniej kierować niżzazwyczaj.Przeraziła go przelotna myśl, że mogliby odkryć stan jego mieszkania.I znałswojego byłego wykładowcę na tyle, żeby mieć pewność, że nawet jeśli powie mu bezogródek, że nie chce się z nim zobaczyć, ten puści mimo uszu jego grubiaństwo i zjawi się naLomontano razem z Susaną, obwieszczając swoją obecność klaksonem.Uznał, że jedyne, comoże zrobić (zwłaszcza w tej chwili, z głową ciężką od kaca po whisky), to udawać, że nicsię nie stało.- Lepiej ja przyjadę.Daj mi godzinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Porozrzucane po podłodze książkiprzypominały martwe ptaki.Nieliczne meble wybebeszono z szuflad, a te ciśnięto na podłogę,żeby ukazać bezmiar bezużytecznych papierów, które przywierają do istnień jak ekskrementy.Komputer wydawał się nienaruszony.Podejrzewał, że wie, czego szukano.Ta figurka musi je wyjątkowo interesować.Bardziej jednak niż prawdziwy powód niezwykłego zainteresowania woskową figurkąintrygowała go przyczyna, dla której damy (o ile rzeczywiście chodziło o nie, a miał niemalpewność, że tak właśnie było) uznały się za zmuszone do przeprowadzenia rewizji.Skorobyły tak wszechwładne, skoro mogły się materializować w powietrzu czy przybierać postaćdziewczynki, dlaczego nie potrafiły odzyskać czegoś, co do nich należało? Dlaczego groziłymu w teatrze i grzebały w śmietniku jego życia?Schylił się i zaczął zbierać książki.Pomyślał, że dobrze by było zadzwonić do Raqueli upewnić się, czy nic jej nie jest.I powinien przekonać Cesara, żeby nie kontynuowałśledztwa.%7łałował, że poprosił go o pomoc.Damy nie żartowały, bez względu na to, czynależały do sekty, czy też nie.Właśnie to udowodniły.Nagle, pod tomem wierszy Paula Celana, spostrzegł utkwione w siebie oczy.Beatriz, spoczywająca pod szkłem, uśmiechała się do niego z jednej z wielu fotografii,jakie oprawił i przechowywał na pawlaczu.Na jej nieoczekiwany widok zapomniał o tym, cosię wydarzyło w teatrze, i o tym, w jakim stanie znajdowało się teraz wszystko, włącznie znim.Podniósł portret, czując, jak pamięć zapala się w jego wnętrzu.Wspomnienia nigdynie giną, co najwyżej pogrążają się w ciemnościach; przed Rulfem ponownie więc wyłoniłysię z nich wilgotne, zielone oczy, łagodne meduzy delikatnych dłoni i śmiech jak arpeggio naczeleście.Te piękne, czarne włosy, to słodkie, zielone spojrzenie.Beatriz patrząca na niego ze swojej wypolerowanej wieczności.Udawał, że o niej zapomniał, ale stary ból wciąż powracał.Co jeszcze może zrobić?Opłakał ją już, wyrzekł się dla niej wszystkiego.Co jeszcze? Przeczuwał, że ból, dużopotężniejszy niż namiętność, wyzbyty jest orgazmu, szczytowania, ostatecznego apogeum, poktórym mogłoby nastąpić odprężenie.%7łycie może się nasycić przyjemnością, lecz zawszepozostanie spragnione bólu.Spojrzał na otwarty pawlacz, wspiął się na krzesło i wsunął portret pomiędzypozostałe zdjęcia.Pragnął upewnić się, czy żadnego nie brakuje, ale jeszcze nie teraz.Znalazłkupioną kiedyś, nietkniętą butelkę whisky.To bardzo uprzejme, dziękuję.Ujął ją w obiedłonie i poczuł chłód szkła.Położył się, nie rozbierając.Nie otworzył butelki, dopóki dłońminie przekazał jej ciepła swojego ciała.Nie wiedział, jak długo dzwonił telefon, zanim podniósł słuchawkę.- Co się z tobą dzieje, do cholery!? Od kilku godzin próbuję się z tobąskontaktować.!Sobota, nabrzmiała słońcem ćwiartującym bezlitośnie jego ból głowy, wlewała się dopokoju.- To nie do wiary, mówię ci.Znalazłem książkę, którą przysłał mi Rauschen, Poeci iich damy.Całą noc spędziłem na czytaniu.Ale nie będę uprzedzał faktów: musisz przyjść.Proszę ich do tego nie mieszać.- Salomonie.?Proszę nie mieszać do tego swoich przyjaciół.- Jestem, Cesarze.- Przyjdziesz czy nie?- Chyba nie będę mógł.Mam.dzisiaj.dużo pracy.Kiedy myślał intensywnie nad jakąś sensowną wymówką, usłyszał w słuchawcepomruki niezadowolenia.- W takim razie my przyjedziemy.Będziemy u ciebie za jakieś.- Poczekaj.Lepiej.Wiedział, że podekscytowanym Cesarem Saucedą jest jeszcze trudniej kierować niżzazwyczaj.Przeraziła go przelotna myśl, że mogliby odkryć stan jego mieszkania.I znałswojego byłego wykładowcę na tyle, żeby mieć pewność, że nawet jeśli powie mu bezogródek, że nie chce się z nim zobaczyć, ten puści mimo uszu jego grubiaństwo i zjawi się naLomontano razem z Susaną, obwieszczając swoją obecność klaksonem.Uznał, że jedyne, comoże zrobić (zwłaszcza w tej chwili, z głową ciężką od kaca po whisky), to udawać, że nicsię nie stało.- Lepiej ja przyjadę.Daj mi godzinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]