[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W cytadeli nie ma nikogo prócz niej, jej brata ilorda.Uważaj, pani, na zbrojnych, to dzikusy.Ja przy stole siadam obok myśliwych.To dobrzyludzie.Jest ich tylko dwóch.W jej zamku jest wiele dziwnych rzeczy, których nie ujrzysz, pani,nigdzie indziej.Nie okazuj strachu, bo to jest tu największym przestępstwem.Tu nie toleruje sięsłabości.Wkrótce słowa Alaina potwierdziły się.Pod ścianą Belle zobaczyła dwóch uwięzionychnagich mężczyzn.Ich ciała pokrywały krwawe pasy. Co oni tu robią?  zapytała Izabela. To kara za jakąś błahostkę  odparł Alain. Jest tu w zwyczaju, że każdy może ich bić, kiedy tak wiszą.Zwykle biją ich pijani żołnierze.Ale ona nie pozwala zabijać.Uwalnia ich,kiedy ledwie żyją, i każe od razu wracać do pracy.Alain powiódł ich do stołu i przedstawił Paulowi i Simonowi, dwóm myśliwym.Podczaswieczerzy Izabela nie mówiła wiele.Spoglądała na stół na podwyższeniu.Siedziała tam pani tegozamku z dwoma towarzyszami.Jeden z nich, bardzo wysoki, wyglądał na jej brata.Byłnajprzystojniejszym mężczyzną, jakiego Belle widziała w życiu.Usiadł po prawicy swojejsiostry.Po lewej jej stronie zasiadł zaś Hugh Fauconier.Zmienił się bardzo.Izabela ledwie gorozpoznała.Miał długie włosy związane z tyłu.Dawne, poważne spojrzenie wydało jej się terazbardzo surowe.Nie uśmiechał się.Co się z nim stało?  myślała Belle. Zaczarowała go ta piękna kobieta siedząca obokniego? Rozumiesz teraz?  szepnął Alain.Izabela skinęła głową. Miłość między mężem a żoną, Alainie, jest silniejsza niż wszystkie zaklęcia.Ja naprawdęw to wierzę  rzekła, ale jakoś straciła apetyt i posmutniała.Po chwili podszedł do nich mistrz Jean. Lind, Lang  zawołał  chodzcie ze mną.Ona chce was poznać.Czekali przez chwilę, aż ich nowa pani da im znak, by podeszli.Rządca przedstawił ich głośno: To Lind i Lang, miłościwa pani.Uczniowie Alaina.Przyjąłem ich na służbę.Będą, jeślipozwolisz, twoimi nowymi sokolnikami. Lind i Lang  powtórzyła słodkim głosem Vivienne. Hugh, jak sądzisz, nadają się? Jeśli Alain za nich ręczy, to na pewno się nadają  odparł wyniośle Hugh. On zna karę zanieposłuszeństwo i kłamstwo. Jego głos brzmiał dziwnie szorstko.Wstał, podszedł do jednego z nagich mężczyzn przywiązanych pod ścianą, wziął batzakończony kamienną kulką i zdzielił bezbronnego człowieka kilkakrotnie, nie zwracając żadnejuwagi na jego krzyki.Lord roześmiał się tylko, rzucił bat na podłogę i podszedł do sokolników. Dostaniecie jadło i nocleg, a w zamian będziecie służyli bez sprzeciwu.Jeśli nie,skończycie jak ci dwaj głupcy.Rozumiecie? Tak, milordzie  odparli.Hugh wrócił na miejsce obok pani zamku. Wyglądają na dobrych chłopców  zauważyła Vivienne. Możecie już odejść.Izabela cofnęła się, wstrząśnięta tym, co zobaczyła i usłyszała.Jak to możliwe, że on jej nierozpoznał.Jak mogły go zmylić ciemne włosy i chłopięcy wygląd? Poczuła mdłości.Czyżbyniemądrze robiła wierząc, że miłość pokona zaklęcie czarownicy? Chodz  szepnął do niej Lind  odpocznijmy, braciszku.Mieliśmy dziś ciężki dzień.Wyszli z sali.Belle poczuła na plecach czyjś wzrok.Nie mogąc powstrzymać ciekawości,odwróciła się.Przyglądał jej się drugi mężczyzna towarzyszący Vivienne d Brctagne.  Kim jest człowiek, który tak się nam przygląda?  zapytała Alaina. To jej brat, Guy d Bretagne. Cały czas na mnie patrzy.Dlaczego zamek nie należy do niego? Jest chyba starszy odsiostry.Alain potrząsnął głową. Nie wiem.Zamek należał do matki.Zawsze należał do jakiejś kobiety.To dziedzictwoczarowników i czarownic.Nie patrz na niego, pani.To straszny człowiek.Brał już do łoża młodekobiety i chłopców.Chyba nic chcesz mu się przypodobać. Nie  odparła. Nie chcę. Rozdział 13Alain najpierw był zaskoczony, a potem dumny z umiejętności swojej pani w dziedziniesokolnictwa. Dobrze ją wyszkoliłeś  pochwalił Linda. Dla niej zostaną mniejsze sokoły.Jest równiedobra w trenowaniu ptaków, co my. Ma talent i podejście do zwierząt.To lord Hugh ją wszystkiego nauczył.Co się z nim stało,Alainie?  zapytał nagle Lind. To już nie ten sam człowiek, co dawniej. Kiedy przybyliśmy do zamku Ryszarda de Manneville  zaczął Alain  wszystko było jakzwykle.Nasz pan spokojnie znosił porywczy charakter sir Ryszarda.Był uprzejmy dla jegosłodkiej żony.Pewnego dnia jednak wsypano coś do wina lorda, a potem, gdy zasnął, wtrąconogo do lochu.Nas zresztą też.Przed uwięzieniem lorda Hugha Luc de Sai uderzył go mocno wgłowę.Kiedy nasz pan się obudził, rozzłościł się sam na siebie za to, że zaufał sir Ryszardowi.Wzywał strażnika, ale przyszedł tylko Luc de Sai i uderzył go jeszcze raz.Potem nasz pan już niebył taki sam.Nic nie pamiętał.Nie mógł mówić.Potem przyjechała ona.Była piękna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl