[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jacht wciąż tkwił w tej samej pozycji, bokiem do kolejnej wielkiej fali.Dobrnął do koła sterowego i wznowił wysiłki, by obrócić jacht, który prawie niereagował.Potężna fala dopadła skosem rufy i lewej burty.Aabędz niemal legł, maszt znalazłsię w pozycji poziomej.Wtórna wielka fala przesłoniła niebo, aby dokończyć dziełazniszczenia.W ostatniej chwili Aabędz ześliznął się na boku i umknął zagładzie.Hardin,zaskoczony i bezradny wobec szaleńczego pędu, czekał zrezygnowany na wchłonięcie dziobai jachtu przez wodę.Po raz ostatni.Mimo to Aabędz zdołał jeszcze umknąć, by następniewziąć falę łagodnie pod siebie i pozwolić się przenieść.Ustawił wreszcie łódz rufą do rozpędzonego morza.Spływający wodną stromiznąjacht zarył się w otchłań aż po luk kabiny.Dociskany tonami wody, z trudem wydobył się ztoni.Hardin zerknął za siebie i zmartwiał: doganiał ich kolejny wał, a tuż za nim pędziłrozczochrany grzywacz - fenomen natury - dwakroć wyższy od największej zdotychczasowych fal.Aabędz pędził, ciągnąc za sobą trały jak porwaną uprząż i desperacko unosił rufę przedfalami, kierując dziób ku podnóżom stromych morskich stoków.Nagle zaczął jakbywślizgiwać się w wodę, prując głębiej falę, której rozcięte skrzydła usiłowały połączyć sięnad pokładem jachtu.Hardin usiłował sterem wyhamować nurkowanie, ale nie doceniłszybkości, z jaką jacht pędził, i przerażony zbliżającym się grzywaczem popełnił błądprzesterowania i niemal położył łódz.Dziób się wynurzył, ślizgiem na burtę jacht popędziłdalej, natychmiast uniesiony przez falę, która pod nim przebiegła.Nim Hardin zdołał sięzorientować w sytuacji, dostrzegł kątem oka cień gigantycznego grzywacza.Aabędz jakby zrozumiał czającą się śmiertelną grozbę i usiłował podnieść rufę przedpędzącym potworem, który wyniósł jachcik tak wysoko, że przez chwilę Hardin widziałrozszalałe morze aż po horyzont.Tym bardziej stromy i bardziej szybki był ześlizg.Za sobą, niemal tuż nad głową, zobaczył, że fala poczyna się łamać.To już musiał byćkoniec - za chwilę przewrócony masztem do dołu jacht będzie wciśnięty w morze.Nylonoweliny trałowe były napięte, jakby wiązały Aabędzia do dna oceanu, lecz zbyt słabo, byzmniejszyć śmiertelne przyśpieszenie.Nagle Hardin pojął, jakim jachtem jest Aabędz: fale jedna po drugiej pędziły go zolbrzymią szybkością, ale ilekroć biły w rufę pod kątem, kładł się, dziób wynurzał z wody iześlizgiwał się na boku.Hardin ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że jacht leżący na boku byłtym bezpieczniejszy, im szybciej ześlizgiwał się z fali, ponieważ pózniej i z mniejszą siłą falaprzemykała pod jachtem.Obrócił kołem sterowym, kładąc jacht.Serce biło mu mocno.Zablokował ster, gdydziób wychynął z wody.Z kieszeni sztormówki wygrzebał składany nóż, rozłożyłpiętnastocentymetrowe ostrze i ciachnął po linach trałowych.Nie było to łatwe.Musiałpiłować żyła po żyle, by wreszcie uwolnić się od ich wstrzymującej mocy.Aabędz wyrwał się do przodu, wspiął na falę, która go dogoniła.Wskazówkaszybkościomierza oparła się o ogranicznik.Statek legł na boku i jak deska surfowa pędził nazboczu fali coraz wyżej przez nią unoszony.Zakipiała grzywa, kokpit wypełnił się wodą, alepo chwili jacht zupełnie bezpiecznie ześlizgiwał się po plecach grzywacza.Dopiero teraz Hardin zrozumiał jacht i mógł z nim nareszcie współistnieć i mieć nadnim kontrolę.Nie skrępowany przez trały, Aabędz reagował szybko na dyspozycje steru.Hardin potrafił sprawnie pilotować, przeprowadzając jacht pod lekkim kątem przez waływodne.Pozwalał raczej morzu wyznaczać kurs, któremu się nie opierał, stając się nie tylepanem sytuacji, ile wartościowym partnerem.Ożywienie Hardina zaczęło przygasać po sześciu godzinach, gdy mimo znacznierozjaśnionego nieba fale i wiatr nie osłabły.Wały wodne, ani na jotę mniejsze niż poprzednio,z monotonną regularnością łamały się nad pokładem, który na szczęście był szczelny i miałdobry system drenażu kokpitu.Z tej strony nic nie groziło, natomiast Hardin był brutalnieschłostany i osmagany falami.Przemoczony do suchej nitki, zziębnięty, u kresu sił.Miałpoważne trudności z utrzymaniem steru.Początkowo myślał, że system zaciął się, dopiero popewnym czasie uświadomił sobie, iż to słabość w rękach.Tak długie wystawienie na zimnogroziło po prostu śmiercią.Czym prędzej powinien rozgrzać się, zmienić ubranie na suche,coś zjeść.Myśli zaczęły mu się błąkać i plątać.Nieświadomy wypuścił z rąk ster i niemalżedoszło do dramatu, gdy jacht stanął całkowicie bokiem do wiatru.Hardin zasnął i obudziło gouderzenie szprychą steru po twarzy.Uświadomił sobie, że musi zejść do kabiny, nim straciprzytomność w kokpicie.Wystawił najmniejszy, jaki miał, wimpel autopilota i wyznaczył kurs poddwudziestodwustopniowym kątem do fali.Puściwszy ster, czekał na efekt.Czy autopilotpotrafi w podobny sposób dać sobie radę z wysoką falą?Aabędz zgrabnie ześliznął się z kilku kolejnych stromizn i wyglądało na to, że systemzda egzamin pod warunkiem, że morze pozostanie takie, jakie jest, i że wały wodnenadchodzić będą z podobną regularnością.Istniało oczywiście ryzyko, iż sytuacja ulegniezmianie, ale nie miał wyboru ze względu na stan, w jakim się znajdował.Poczekał na spokojniejszą chwilę, otworzył pokrywę luku, zszedł szybko na dół izasunął za sobą klapę.Z ostatnich dwóch stopni właściwie spadł i rozłożył się na podłodze,momentalnie tonąc w rozkosznej pustce.Było mroczno i zimno, ale nie smagała bryza, niebyło wiatru.Kadłub tłumił huk morza.Zamknął oczy.Nie wolno mu jednak tracić szansy! Z wysiłkiem oderwał się od ogarniającego go snu.Nie wstając z podłogi, zaczął ściągać z siebie przesiąknięte ubranie.Sztormówkę, sweter,podkoszulek.Spodnie, kalesony, skarpetki.Wciąż leżąc oparty plecami o trapik, sięgnął poręcznik - znalazł jeszcze jeden suchy w szufladzie pod stołem nawigacyjnym - i mocno tarłzziębnięte ciało.Potem osuszył włosy i twarz i dopiero wówczas wstał.Włożył suche spodnie i sweter golf, skarpetki i domowe pantofle.Najmniej mokrąsztormówkę powiesił koło trapiku na wypadek, gdyby nagle musiał wyjść na pokład.Adżaratu jeszcze spała; pasy, którymi przywiązał ją do koi, wciąż trzymały, ręka w łubkuznajdowała się we właściwej pozycji.Poprawił tylko koce, którymi była przykryta, i przezrozchybotaną kabinę poszedł do kambuza, gdzie zagotował wodę i do dużego kubka wsypałzawartość trzech porcji suszu na zupę.Zalał susz gotującą wodą i zostawiwszy kuchenkęzapaloną, by ogrzać kabinę, usiadł na kanapce naprzeciwko Adżaratu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jacht wciąż tkwił w tej samej pozycji, bokiem do kolejnej wielkiej fali.Dobrnął do koła sterowego i wznowił wysiłki, by obrócić jacht, który prawie niereagował.Potężna fala dopadła skosem rufy i lewej burty.Aabędz niemal legł, maszt znalazłsię w pozycji poziomej.Wtórna wielka fala przesłoniła niebo, aby dokończyć dziełazniszczenia.W ostatniej chwili Aabędz ześliznął się na boku i umknął zagładzie.Hardin,zaskoczony i bezradny wobec szaleńczego pędu, czekał zrezygnowany na wchłonięcie dziobai jachtu przez wodę.Po raz ostatni.Mimo to Aabędz zdołał jeszcze umknąć, by następniewziąć falę łagodnie pod siebie i pozwolić się przenieść.Ustawił wreszcie łódz rufą do rozpędzonego morza.Spływający wodną stromiznąjacht zarył się w otchłań aż po luk kabiny.Dociskany tonami wody, z trudem wydobył się ztoni.Hardin zerknął za siebie i zmartwiał: doganiał ich kolejny wał, a tuż za nim pędziłrozczochrany grzywacz - fenomen natury - dwakroć wyższy od największej zdotychczasowych fal.Aabędz pędził, ciągnąc za sobą trały jak porwaną uprząż i desperacko unosił rufę przedfalami, kierując dziób ku podnóżom stromych morskich stoków.Nagle zaczął jakbywślizgiwać się w wodę, prując głębiej falę, której rozcięte skrzydła usiłowały połączyć sięnad pokładem jachtu.Hardin usiłował sterem wyhamować nurkowanie, ale nie doceniłszybkości, z jaką jacht pędził, i przerażony zbliżającym się grzywaczem popełnił błądprzesterowania i niemal położył łódz.Dziób się wynurzył, ślizgiem na burtę jacht popędziłdalej, natychmiast uniesiony przez falę, która pod nim przebiegła.Nim Hardin zdołał sięzorientować w sytuacji, dostrzegł kątem oka cień gigantycznego grzywacza.Aabędz jakby zrozumiał czającą się śmiertelną grozbę i usiłował podnieść rufę przedpędzącym potworem, który wyniósł jachcik tak wysoko, że przez chwilę Hardin widziałrozszalałe morze aż po horyzont.Tym bardziej stromy i bardziej szybki był ześlizg.Za sobą, niemal tuż nad głową, zobaczył, że fala poczyna się łamać.To już musiał byćkoniec - za chwilę przewrócony masztem do dołu jacht będzie wciśnięty w morze.Nylonoweliny trałowe były napięte, jakby wiązały Aabędzia do dna oceanu, lecz zbyt słabo, byzmniejszyć śmiertelne przyśpieszenie.Nagle Hardin pojął, jakim jachtem jest Aabędz: fale jedna po drugiej pędziły go zolbrzymią szybkością, ale ilekroć biły w rufę pod kątem, kładł się, dziób wynurzał z wody iześlizgiwał się na boku.Hardin ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że jacht leżący na boku byłtym bezpieczniejszy, im szybciej ześlizgiwał się z fali, ponieważ pózniej i z mniejszą siłą falaprzemykała pod jachtem.Obrócił kołem sterowym, kładąc jacht.Serce biło mu mocno.Zablokował ster, gdydziób wychynął z wody.Z kieszeni sztormówki wygrzebał składany nóż, rozłożyłpiętnastocentymetrowe ostrze i ciachnął po linach trałowych.Nie było to łatwe.Musiałpiłować żyła po żyle, by wreszcie uwolnić się od ich wstrzymującej mocy.Aabędz wyrwał się do przodu, wspiął na falę, która go dogoniła.Wskazówkaszybkościomierza oparła się o ogranicznik.Statek legł na boku i jak deska surfowa pędził nazboczu fali coraz wyżej przez nią unoszony.Zakipiała grzywa, kokpit wypełnił się wodą, alepo chwili jacht zupełnie bezpiecznie ześlizgiwał się po plecach grzywacza.Dopiero teraz Hardin zrozumiał jacht i mógł z nim nareszcie współistnieć i mieć nadnim kontrolę.Nie skrępowany przez trały, Aabędz reagował szybko na dyspozycje steru.Hardin potrafił sprawnie pilotować, przeprowadzając jacht pod lekkim kątem przez waływodne.Pozwalał raczej morzu wyznaczać kurs, któremu się nie opierał, stając się nie tylepanem sytuacji, ile wartościowym partnerem.Ożywienie Hardina zaczęło przygasać po sześciu godzinach, gdy mimo znacznierozjaśnionego nieba fale i wiatr nie osłabły.Wały wodne, ani na jotę mniejsze niż poprzednio,z monotonną regularnością łamały się nad pokładem, który na szczęście był szczelny i miałdobry system drenażu kokpitu.Z tej strony nic nie groziło, natomiast Hardin był brutalnieschłostany i osmagany falami.Przemoczony do suchej nitki, zziębnięty, u kresu sił.Miałpoważne trudności z utrzymaniem steru.Początkowo myślał, że system zaciął się, dopiero popewnym czasie uświadomił sobie, iż to słabość w rękach.Tak długie wystawienie na zimnogroziło po prostu śmiercią.Czym prędzej powinien rozgrzać się, zmienić ubranie na suche,coś zjeść.Myśli zaczęły mu się błąkać i plątać.Nieświadomy wypuścił z rąk ster i niemalżedoszło do dramatu, gdy jacht stanął całkowicie bokiem do wiatru.Hardin zasnął i obudziło gouderzenie szprychą steru po twarzy.Uświadomił sobie, że musi zejść do kabiny, nim straciprzytomność w kokpicie.Wystawił najmniejszy, jaki miał, wimpel autopilota i wyznaczył kurs poddwudziestodwustopniowym kątem do fali.Puściwszy ster, czekał na efekt.Czy autopilotpotrafi w podobny sposób dać sobie radę z wysoką falą?Aabędz zgrabnie ześliznął się z kilku kolejnych stromizn i wyglądało na to, że systemzda egzamin pod warunkiem, że morze pozostanie takie, jakie jest, i że wały wodnenadchodzić będą z podobną regularnością.Istniało oczywiście ryzyko, iż sytuacja ulegniezmianie, ale nie miał wyboru ze względu na stan, w jakim się znajdował.Poczekał na spokojniejszą chwilę, otworzył pokrywę luku, zszedł szybko na dół izasunął za sobą klapę.Z ostatnich dwóch stopni właściwie spadł i rozłożył się na podłodze,momentalnie tonąc w rozkosznej pustce.Było mroczno i zimno, ale nie smagała bryza, niebyło wiatru.Kadłub tłumił huk morza.Zamknął oczy.Nie wolno mu jednak tracić szansy! Z wysiłkiem oderwał się od ogarniającego go snu.Nie wstając z podłogi, zaczął ściągać z siebie przesiąknięte ubranie.Sztormówkę, sweter,podkoszulek.Spodnie, kalesony, skarpetki.Wciąż leżąc oparty plecami o trapik, sięgnął poręcznik - znalazł jeszcze jeden suchy w szufladzie pod stołem nawigacyjnym - i mocno tarłzziębnięte ciało.Potem osuszył włosy i twarz i dopiero wówczas wstał.Włożył suche spodnie i sweter golf, skarpetki i domowe pantofle.Najmniej mokrąsztormówkę powiesił koło trapiku na wypadek, gdyby nagle musiał wyjść na pokład.Adżaratu jeszcze spała; pasy, którymi przywiązał ją do koi, wciąż trzymały, ręka w łubkuznajdowała się we właściwej pozycji.Poprawił tylko koce, którymi była przykryta, i przezrozchybotaną kabinę poszedł do kambuza, gdzie zagotował wodę i do dużego kubka wsypałzawartość trzech porcji suszu na zupę.Zalał susz gotującą wodą i zostawiwszy kuchenkęzapaloną, by ogrzać kabinę, usiadł na kanapce naprzeciwko Adżaratu [ Pobierz całość w formacie PDF ]