[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Wyprowadzimy te świnie z drugiej strony izaraz wracam., Słowa policjanta przerwałgwałtowny, rozdzierający krzyk protestu.Evanodruchowo odwrócił głowę i zaraz tego po\ałował,obawiając się, \e tego widoku nie wyma\e z pamięcido końca \ycia.Le\ący po lewej stronie terrorystachwycił długi nó\ policjanta i szarpnął nim w dół,podcinając sobie gardło.Kendricka ścisnęło w\ołądku; chciało mu się wymiotować.- Dureń! - ryknął drugi policjant, nie tyle zwściekłością, co z przera\eniem.- Gówniarz! Zwinia!Dlaczego to sobie zrobiłeś? Dlaczego mi to zrobiłeś? -Lament nanic się niezdał, terrorysta ju\ nie \ył; pomłodej, brodatej twarzy spływała krew.Kendrickowi przyszło na myśl, \e właśnie ujrzałjakby mikrokosmos gwałty bólu i daremności,miniaturę świata Bliskiego Wschodu.- Wszystko się zmieniło - powiedział pierwszypolicjant trzymając nó\ nad otwartymi ze zdumieniaustami więznia i trącając w ramię swego kolegę.Tenpotrząsnął głową, jakby chciał stracić z oczu ipamięci młode, zalane krwią zwłoki, po czym dał znak, \e zrozumiał.Pierwszy policjant podszedł doKendricka.- Robi się pózno.Wieść o tym incydencienie mo\e roznieść się na inne ulice, musimy więcszybko załatwić sprawę.Człowiek, którego panszuka, i który pana oczekuje znany jest jako ElBaz.Znajdzie go pan na bazarze za starą południowąfortecą w porcie.Jest tam sklepik z pomarańczowąbaklawą.Proszę się pytać w środku.- Południowa forteca.w porcie?- Są dwie kamienne fortece wzniesione przedwiekami przez Portugalczyków.Mirani i D\alili.- Tak, pamiętam - przerwał Evan, dukającnieskładnie, usiłując pozbierać myśli, odwróciwszywzrok od śmiertelnej rany okaleczonego ciała wciemnym tunelu.- Dwa forty zbudowane po to, abybronić portu przed atakami piratów.Teraz to ju\ruiny.sklepik z pomarańczową baklawą.- Nie ma czasu! Szybko! Niech pan biegnie dodrugiego wyjścia.Nie mo\e pan zostać tu ani chwilidłu\ej.Szybko!- Najpierw proszę odpowiedzieć mi na pytanie -odparł Kendrick zdenerwowanemu policjantowi, nieruszając się z miejsca.- Bo zostanę tutaj, a panodpowie za to przed sułtanem.- Jakie znów pytanie? Proszę ju\ iść!- Powiedział pan, \e ci dwaj mogą dołączyć do"innych, rozwydrzonych.świń", to pańskie słowa.Jakich innych świń? Gdzie? - Nie ma czasu!- Czekam na odpowiedz! Policjant wciągnął głębokopowietrze przez nos, trzęsąc się ze zniecierpliwienia. - No dobrze.Takie incydenty zdarzały się ju\wcześniej.Zatrzymaliśmy licznych więzniów,których się przesłuchuje.Nie wolno namrozmawiać.- Ilu?- Trzydziestu, czterdziestu, mo\e pięćdziesięciudotychczas.Znikają z ambasady, a inni zajmują ichmiejsca!- Gdzie? Oficer spojrzał na Evana i potrząsnąłgłową.- Nie, ja szajch, tego panu nie powiem.Niechpan idzie!- Rozumiem.Dziękuję.- Kongresman z Koloradouniósł aboję i obiegł pasa\em do wyjścia, odwracającgłowę, gdy mijał zwłoki terrorysty, którego krewwypełniała teraz szczeliny pomiędzy kamieniamitrotuaru.Wybiegł na ulicę, spojrzał w niebo i obrałkierunek.Do morza, do ruin prastarej fortecy napołudniowym brzeguportu.Miał odnalezć człowiekazwanego ElBaz i załatwić sobie miejscowe papiery,ale jego myśli zajęte były bynajmniej nie tą sprawą,lecz informacją, którą usłyszał przed chwilą:trzydziestu, czterdziestu, mo\e pięćdziesięciudotychczas.Od trzydziestu do pięćdziesięciuterrorystów przetrzymywano w odosobnionymmiejscu w mieście lub poza jego granicami, gdziebyli przesłuchiwani przy u\yciu bardziej lub mniejbrutalnych metod przez połączone jednostkiwywiadu, Ale jeśli prawdziwa była jego teoria, \e teagresywne dzieciaki to opętane szumowiny islamu,sterowane przez barona finansowej mafii z Bahrajnu, wszelkie techniki śledcze od faraonówpoprzez świętą inkwizycję do obozów w Hoa Binhnie warte były funta kłaków.Chyba \e jednemu zwięzniów przeka\e się imię, które poruszy w nimnajczulsze struny fanatycznego uwielbienia i skłonigo do wyjawienia tego, czego normalnie niezdradziłby nawet za cenę \ycia.W tym celu nale\ałowybrać nie byle jakiego fanatyka, rzecz jasna, aleprzecie\ taka mo\liwość istniała.Evan sampowiedział Swannowi, \e bodaj jeden na dwudziestuterrorystów jest na tyle inteligentny, \e nada się dotego - jeden na dwudziestu, w sumie dziesięciu czydwudziestu zabójców w całym kontyngencie.wambasadzie jeśli miał rację.Czy jeden z nich mógłznajdować się pomiędzy kilkudziesięciomaWięzniami w tym odosobnionym, tajemnymareszcie? Szansę były znikome, ale kilka godzinwśród nich, co najwy\ej jedna noc, rozwiałobywątpliwości.Warto było poświęcić na to czas, jeślitylko zdą\y.Aby zacząć pogoń, potrzebował kilkusłów: nazwisko, miejsce punkt na wybrze\u, hasło,które zaprowadziłoby go do Bahrajnu.Coś! Musiałdostać się do tegoaresztu jeszcze tej nocy.Wznowienie egzekucji miało nastąpić za trzy dni odjutra o dziesiątej rano.Najpierw papiery od ElBaza.Ruiny starej portugalskiej fortecy wznosiły sięgroznie ku zasnutemu niebu.Ostre kontury dawałyświadectwo siły i zuchwałości morskichawanturników sprzed stuleci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl