[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tom z rozmachemotwierał kolejne pokoje.Dwa pierwsze były puste.W trzecim na łóżkusiedziała zgarbiona młoda kobieta o apatycznych, załzawionych oczach,polgaraokręcona zwojem brudnego jedwabiu.- Gdzie Sing Lian? - wrzasnął.Kobieta nie poruszyła się.Gapiła się bezmyślnym, nieobecnymwzrokiem w jakiś punkt na ścianie, jak gdyby nikogo nie widziała aninie słyszała.Tom uznał, że szkoda czasu, i ruszył dalej.- Lian! Gdzie jesteś? To ja, Tom! Usłyszał za plecami szmer iuskoczył na bok.Bobby Chinn dotarł za nim na górę i zaatakował go znienacka,wymachując pięściami i kopiąc na oślep.Tom wykonał błyskawicznymanewr mylący przeciwnika, stosując się do nieocenionych wskazówekArchera.Chinn był sprawny, lecz Tom miał więcej do stracenia.Kiedywięc Chińczyk znów natarł na niego z impetem, zrobił zgrabny unik,przepuścił rozpędzonego napastnika, a potem jednym ruchemprzygwoździł go do ściany.Krawędzią rozłożonej na płask dłoniwymierzył mu mocny cios w szyję i Chinn osunął się bezwładnie nalouspodłogę.Tom znów ruszył korytarzem, wiedząc, że lada chwila zwali mu sięna kark reszta towarzystwa.- Lian!Biegł szybko, zaglądając do wszystkich pokoi.W ostatnim usłyszałlekki rumor, przekręcił gałkę, ale drzwi nie ustąpiły.anda- Lian! Willow! - Zawzięcie próbował dostać się do środka.- To ja,Tom! Otwórz!Z wnętrza dobiegł go stłumiony szloch.sc- Lian, to ty? - Zrozpaczony cofnął się, wziął rozbieg i z całych siłwalnął barkiem w nieustępliwą przeszkodę, która teraz wreszcie puściła.Pomieszczenie bez okna było mroczne, zakurzone i wilgotne.Przyćmione światło z korytarza rozproszyło nieco ciemności i w kąciepokoju Tom dostrzegł znajomą sylwetkę Lian.Wystraszona, zapłakanadziewczyna kuliła się na brudnym kocu.Jej potargane włosy zwisałyzlepionymi od potu kosmykami na czarną tunikę.- Willow.- Ujął delikatnie jej twarz w obie dłonie.- Już dobrze.Wszystko będzie dobrze.- Zostaw mnie.Umarłam.polgara- Nieprawda, żyjesz! Pomogę ci!- Bobby Chinn mnie zabił.- Zabiję tego łotra! Czy on cię skrzywdził? Rozpłakała się na dobre.- Jestem tu z tobą i nie pozwolę cię skrzywdzić - zapewniał jągorączkowo.- Musimy się stąd wydostać, jak najszybciej.Wprzeciwnym razie ten drań zabije nas oboje.- Nie warto.Zasłużyłam sobie na to.Jestem głupia.- Musisz mi pomóc.- Podniósł się i pociągnął opierającą siędziewczynę.- Wstań.Nie uciekniemy daleko, jeśli będę musiał cię nieść.- Zostaw mnie.- Nie zostawię cię, Willow.Musisz mi pomóc.Zachłysnęła się gwałtownie.W rozpaczy pomyślał, że nie zdoła jejprzekonać.Lecz wtedy nieznacznie skinęła głową.- Dobra dziewczynka.Ruszył ku wyjściu, ciągnąc ją za sobą.Z parteru dobiegały jazgotliwewrzaski.Miał już to, po co przyszedł, ale co dalej? Jak mają się stądlouswydostać? Z pewnością nie uda się uciec tą samą droga, którą przybyli.- Jest stąd inne wyjście?Lian wyglądała na kompletnie rozkojarzoną, uznał więc, że musiradzić sobie bez jej pomocy.Zaciągnął bezwolną dziewczynę do pokojunaprzeciwko.Przebiegł wzrokiem wnętrze, daremnie szukając okna.Pokój połączony był z następnym pomieszczeniem, więc wciąż wlokącandaza sobą bierną towarzyszkę, wpadł tam i ujrzał otwór okiennyprowadzący na krzywy, chwiejący się balkonik.Jednym rzutem okaocenił sytuację i uznał, że to jedyna droga na wolność.Okno nie dało sięscotworzyć, toteż nie namyślając się wiele, silnym wymachem nogi stłukłszybę, przesunął ciało przez najeżony odłamkami szkła otwór i ostrożniepomógł przejść Lian.- Posłuchaj.Tu nie jest wysoko.Skoczę pierwszy, a potem cięzłapię.Patrz, jak to robię, i zrób to samo.Dasz radę?Szlochała cichutko.Wcale nie był pewien, czy słyszała jego słowa.- Willow - potrząsnął nią delikatnie - bardzo wiele zależy od ciebie.Powiedz, dasz radę?Z trudem zdobyła się na potakujący gest.- Patrz i rób dokładnie to samo, co ja.Będę cię łapał na dole.polgaraHałas z korytarza wyraźnie się przybliżał.Nie było czasu do stracenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Tom z rozmachemotwierał kolejne pokoje.Dwa pierwsze były puste.W trzecim na łóżkusiedziała zgarbiona młoda kobieta o apatycznych, załzawionych oczach,polgaraokręcona zwojem brudnego jedwabiu.- Gdzie Sing Lian? - wrzasnął.Kobieta nie poruszyła się.Gapiła się bezmyślnym, nieobecnymwzrokiem w jakiś punkt na ścianie, jak gdyby nikogo nie widziała aninie słyszała.Tom uznał, że szkoda czasu, i ruszył dalej.- Lian! Gdzie jesteś? To ja, Tom! Usłyszał za plecami szmer iuskoczył na bok.Bobby Chinn dotarł za nim na górę i zaatakował go znienacka,wymachując pięściami i kopiąc na oślep.Tom wykonał błyskawicznymanewr mylący przeciwnika, stosując się do nieocenionych wskazówekArchera.Chinn był sprawny, lecz Tom miał więcej do stracenia.Kiedywięc Chińczyk znów natarł na niego z impetem, zrobił zgrabny unik,przepuścił rozpędzonego napastnika, a potem jednym ruchemprzygwoździł go do ściany.Krawędzią rozłożonej na płask dłoniwymierzył mu mocny cios w szyję i Chinn osunął się bezwładnie nalouspodłogę.Tom znów ruszył korytarzem, wiedząc, że lada chwila zwali mu sięna kark reszta towarzystwa.- Lian!Biegł szybko, zaglądając do wszystkich pokoi.W ostatnim usłyszałlekki rumor, przekręcił gałkę, ale drzwi nie ustąpiły.anda- Lian! Willow! - Zawzięcie próbował dostać się do środka.- To ja,Tom! Otwórz!Z wnętrza dobiegł go stłumiony szloch.sc- Lian, to ty? - Zrozpaczony cofnął się, wziął rozbieg i z całych siłwalnął barkiem w nieustępliwą przeszkodę, która teraz wreszcie puściła.Pomieszczenie bez okna było mroczne, zakurzone i wilgotne.Przyćmione światło z korytarza rozproszyło nieco ciemności i w kąciepokoju Tom dostrzegł znajomą sylwetkę Lian.Wystraszona, zapłakanadziewczyna kuliła się na brudnym kocu.Jej potargane włosy zwisałyzlepionymi od potu kosmykami na czarną tunikę.- Willow.- Ujął delikatnie jej twarz w obie dłonie.- Już dobrze.Wszystko będzie dobrze.- Zostaw mnie.Umarłam.polgara- Nieprawda, żyjesz! Pomogę ci!- Bobby Chinn mnie zabił.- Zabiję tego łotra! Czy on cię skrzywdził? Rozpłakała się na dobre.- Jestem tu z tobą i nie pozwolę cię skrzywdzić - zapewniał jągorączkowo.- Musimy się stąd wydostać, jak najszybciej.Wprzeciwnym razie ten drań zabije nas oboje.- Nie warto.Zasłużyłam sobie na to.Jestem głupia.- Musisz mi pomóc.- Podniósł się i pociągnął opierającą siędziewczynę.- Wstań.Nie uciekniemy daleko, jeśli będę musiał cię nieść.- Zostaw mnie.- Nie zostawię cię, Willow.Musisz mi pomóc.Zachłysnęła się gwałtownie.W rozpaczy pomyślał, że nie zdoła jejprzekonać.Lecz wtedy nieznacznie skinęła głową.- Dobra dziewczynka.Ruszył ku wyjściu, ciągnąc ją za sobą.Z parteru dobiegały jazgotliwewrzaski.Miał już to, po co przyszedł, ale co dalej? Jak mają się stądlouswydostać? Z pewnością nie uda się uciec tą samą droga, którą przybyli.- Jest stąd inne wyjście?Lian wyglądała na kompletnie rozkojarzoną, uznał więc, że musiradzić sobie bez jej pomocy.Zaciągnął bezwolną dziewczynę do pokojunaprzeciwko.Przebiegł wzrokiem wnętrze, daremnie szukając okna.Pokój połączony był z następnym pomieszczeniem, więc wciąż wlokącandaza sobą bierną towarzyszkę, wpadł tam i ujrzał otwór okiennyprowadzący na krzywy, chwiejący się balkonik.Jednym rzutem okaocenił sytuację i uznał, że to jedyna droga na wolność.Okno nie dało sięscotworzyć, toteż nie namyślając się wiele, silnym wymachem nogi stłukłszybę, przesunął ciało przez najeżony odłamkami szkła otwór i ostrożniepomógł przejść Lian.- Posłuchaj.Tu nie jest wysoko.Skoczę pierwszy, a potem cięzłapię.Patrz, jak to robię, i zrób to samo.Dasz radę?Szlochała cichutko.Wcale nie był pewien, czy słyszała jego słowa.- Willow - potrząsnął nią delikatnie - bardzo wiele zależy od ciebie.Powiedz, dasz radę?Z trudem zdobyła się na potakujący gest.- Patrz i rób dokładnie to samo, co ja.Będę cię łapał na dole.polgaraHałas z korytarza wyraźnie się przybliżał.Nie było czasu do stracenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]