[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówią mi, kto wchodzido doliny.Cisza. Proszę, zaufaj mi poprosił. Ten człowiek, które,go zabiłem, Anton Marcus, był skorumpowany i pozbawionyskrupułów.Nigdy nie robię takich rzeczy impulsywnie.Proszęuwierz mojemu słowu.nie stanowię dla ciebie zagrożeniaRowan Mayfair.Musimy porozmawiać.Jeżeli nie pozwolisz miprzyjechać.234 Znajdziesz róg Brook Street i Spelling? Wiem, gdzie to jest odrzekł. Jesteś tam w tej chwili? Tak, mniej więcej.Idz do księgarni.Tu jest tylko jednaksięgarnia.Zobaczę cię, gdy przyjedziesz, i podejdę do ciebie.Ale pospiesz się.Stuart Gordon będzie tu lada moment.Rozłączyła się.Zbiegał pospiesznie po schodach a Leslie podążała za nim,zadając wszystkie właściwe pytania: Czy potrzebuje ochroniarzy? Czy ona ma jechać z nim? Nie, kochana, zostań tu odparł. Róg Brook i Spelling, w górę ulicy od Claridge's powiedział kierowcy. A tynie jedz za mną, Leslie. Już wskakiwał do samochodu.Nie był pewien, czy powinien jechać samochodem na samomiejsce spotkania.Z pewnością Rowan Mayfair by go zauważyłai zapamiętała numery tablic rejestracyjnych, jeżeli coś podobnegojest konieczne w przypadku długiej limuzyny rolls-royce'a.Aleczy powinien się tym martwić? Czego może się obawiać ze stronyRowan Mayfair? Co mogłaby zyskać, robiąc mu krzywdę?Zdawało się, że coś przegapił, coś wyjątkowo ważnego, jakąśmożliwość, która ujawni mu się dopiero z czasem, po długichprzemyśleniach.Te rozmyślania przyprawiły go o ból głowy.Stanowczo za bardzo zależało mu na spotkaniu z tą czarownicą.Zrobi, co mu każe, jak dziecko.Limuzyna podskakiwała i kołysała się między samochodami; na miejsce róg dwóch handlowych uliczek dojechaliw dwanaście minut. Proszę, zostań tu, żebym mógł cię zawsze zawołać powiedział do kierowcy. Obserwuj mnie uważnie i podjedznatychmiast, gdybym cię wolał.Rozumiesz? Oczywiście, panie Ash.Na rogu Brook i Spelling dominowały eleganckie sklepiki.Ash wysiadł z samochodu, przez chwilę rozprostowywał nogi,a potem wolno doszedł do samego rogu.Przyjrzał się tłumowi,nie zawracając sobie głowy zwyczajnymi gapiami i kilkomaosobami, które wypowiedziały głośno przyjacielskie uwagi odnośnie do jego wzrostu.235Naprzeciwko znajdowała się księgarnia.Bardzo ekskluzyw-nie wyposażona, z framugami z wypolerowanego drewna i mo-siężnymi okuciami.Była otwarta, lecz nikt przed nią nie stał.Przeszedł odważnie przez ulicę, lekceważąc samochody i doprowadzając do furii paru kierowców.Wewnątrz księgarni stała grupka osób.Nie było pomiędzynimi czarownicy.Ale powiedziała, że go zobaczy i podejdzie doniego.Obrócił się.Kierowca czekał na niego tam, gdzie się zatrzymał,nie zwracał uwagi na omijające go z trudem samochody z arogancją szofera za kierownicą monstrualnej limuzyny.I dobrze.Pospiesznie spojrzał na sklepiki na Brook po jego lewej ręce,a potem po przeciwnej stronie ulicy, na całą długość Spelling;przyglądał się sklepom i przechodniom.W tłumie przed wystawą butiku stali mężczyzna i kobieta.Michael Curry i Rowan Mayfair.Bez wątpienia.Serce dosłownie mu zamarło.Czarownicy.Oboje.Oboje też patrzyli na niego; mieli czarodziejskie oczy i promieniowali tym charakterystycznym blaskiem, który zawsze u nichdostrzegał.Nie mógł się nadziwić.Co sprawiało, że tak lśnili? Kiedy ichdotykał, jeżeli w ogóle mu się to udawało, byli cieplejsi niżzwyczajni ludzie.A jeżeli przykładał ucho do ich głów, słyszałcicho szemrzący dzwięk, którego nie sposób usłyszeć u innychssaków bądz ludzi nie będących czarownikami.Choć czasami, bardzo rzadko, słyszał cichutki, podobnie szepczący dzwiękw ciałach psów.Dobry Boże w niebiosach, cóż za czarownicy! Minęło już takwiele czasu, odkąd ostatni raz spotkał tak potężne istoty; cowięcej, nigdy nie widział potężniejszych.Nie poruszył się.Poprostu patrzył na nich i usiłował wyswobodzić się spod ichmagnetycznego wzroku.Nie było to łatwe.Zastanawiał się, czyto dostrzegają.Zachował spokój.Mężczyzna, Michael Curry, był Celtem do szpiku kości.Równie dobrze mógł urodzić się w Irlandii, nie w Ameryce.Wszystko236w nim było typowo irlandzkie, od czarnych kręconych włosów,po błyszczące niebieskie oczy i wełnianą myśliwską marynarkę,którą najwyrazniej nosi dla kaprysu do miękkich flanelowychspodni.Był nadzwyczaj potężnym mężczyzną.Ojciec Taltosa.i jego morderca.Przypomniał to sobie z tępym bólem.Ojciec.zabójca.A kobieta?Była bardzo chuda i wyjątkowo piękna, choć w zupełnienowoczesny sposób.Miała proste włosy, a jednak lśniące i piękne, twarz wąską.Ubranie miała bardzo kobiece, celowo obcisłei nieco prowokująco erotyczne.Ale jej oczy były znacznie bardziej przerażające, niż oczy mężczyzny.W zasadzie było to bardzo twarde, męskie spojrzenie.Okolicaoczu kontrastowała nieustępliwością wyrazu z miękkimi, piękniewykrojonymi ustami.Ale często widywał tę powagę, tę agresywność w twarzach współczesnych kobiet.A do tego była czarownicą.Oboje byli zachwyceni.Nie odezwali się do siebie ani nie poruszyli.Ale byli razem,jedna postać nieco zachodziła na drugą.Wiatr nie przygonił kuniemu ich zapachów.Wiał w przeciwną stronę, co oznaczało, żeto oni powinni czuć jego zapach.Kobieta nagle przerwała ten spokojny bezruch, choć jedynieporuszeniem warg.Szepnęła coś do swego towarzysza.Ale onpozostał nieruchomy i dalej tylko obserwował Asha.Ash odprężył się.Pozwolił, by ręce w naturalny sposób zwisały mu u boków, co rzadko mu się zdarzało, ze względu na ichniespotykaną długość.Muszą wiedzieć, że nie ma przed nimi nicdo ukrycia.Powoli wrócił na Brook Street, dając im czas naucieczkę, gdyby tak postanowili, choć modlił się do Boga, żebyzostali.Szedł wolno w ich stronę po Spelling Street.Nie poruszyli się.Nagle, przypadkiem zderzyła się z nim jakaś kobieta i upuściłana chodnik papierową torbę z mnóstwem małych przedmiotów.Torba pękła, a jej zawartość rozsypała się na wszystkie strony. I to teraz mruknął, ale szybko uśmiechnął się i opadłszy237na kolano, zaczął zbierać wszystko, żeby pomóc biedaczce.Bardzo przepraszam powiedział.Była to starsza kobieta, która roześmiała się wesoło i powiedziała mu, że jest zbyt wysoki, żeby się schylać po takie drobiazgi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Mówią mi, kto wchodzido doliny.Cisza. Proszę, zaufaj mi poprosił. Ten człowiek, które,go zabiłem, Anton Marcus, był skorumpowany i pozbawionyskrupułów.Nigdy nie robię takich rzeczy impulsywnie.Proszęuwierz mojemu słowu.nie stanowię dla ciebie zagrożeniaRowan Mayfair.Musimy porozmawiać.Jeżeli nie pozwolisz miprzyjechać.234 Znajdziesz róg Brook Street i Spelling? Wiem, gdzie to jest odrzekł. Jesteś tam w tej chwili? Tak, mniej więcej.Idz do księgarni.Tu jest tylko jednaksięgarnia.Zobaczę cię, gdy przyjedziesz, i podejdę do ciebie.Ale pospiesz się.Stuart Gordon będzie tu lada moment.Rozłączyła się.Zbiegał pospiesznie po schodach a Leslie podążała za nim,zadając wszystkie właściwe pytania: Czy potrzebuje ochroniarzy? Czy ona ma jechać z nim? Nie, kochana, zostań tu odparł. Róg Brook i Spelling, w górę ulicy od Claridge's powiedział kierowcy. A tynie jedz za mną, Leslie. Już wskakiwał do samochodu.Nie był pewien, czy powinien jechać samochodem na samomiejsce spotkania.Z pewnością Rowan Mayfair by go zauważyłai zapamiętała numery tablic rejestracyjnych, jeżeli coś podobnegojest konieczne w przypadku długiej limuzyny rolls-royce'a.Aleczy powinien się tym martwić? Czego może się obawiać ze stronyRowan Mayfair? Co mogłaby zyskać, robiąc mu krzywdę?Zdawało się, że coś przegapił, coś wyjątkowo ważnego, jakąśmożliwość, która ujawni mu się dopiero z czasem, po długichprzemyśleniach.Te rozmyślania przyprawiły go o ból głowy.Stanowczo za bardzo zależało mu na spotkaniu z tą czarownicą.Zrobi, co mu każe, jak dziecko.Limuzyna podskakiwała i kołysała się między samochodami; na miejsce róg dwóch handlowych uliczek dojechaliw dwanaście minut. Proszę, zostań tu, żebym mógł cię zawsze zawołać powiedział do kierowcy. Obserwuj mnie uważnie i podjedznatychmiast, gdybym cię wolał.Rozumiesz? Oczywiście, panie Ash.Na rogu Brook i Spelling dominowały eleganckie sklepiki.Ash wysiadł z samochodu, przez chwilę rozprostowywał nogi,a potem wolno doszedł do samego rogu.Przyjrzał się tłumowi,nie zawracając sobie głowy zwyczajnymi gapiami i kilkomaosobami, które wypowiedziały głośno przyjacielskie uwagi odnośnie do jego wzrostu.235Naprzeciwko znajdowała się księgarnia.Bardzo ekskluzyw-nie wyposażona, z framugami z wypolerowanego drewna i mo-siężnymi okuciami.Była otwarta, lecz nikt przed nią nie stał.Przeszedł odważnie przez ulicę, lekceważąc samochody i doprowadzając do furii paru kierowców.Wewnątrz księgarni stała grupka osób.Nie było pomiędzynimi czarownicy.Ale powiedziała, że go zobaczy i podejdzie doniego.Obrócił się.Kierowca czekał na niego tam, gdzie się zatrzymał,nie zwracał uwagi na omijające go z trudem samochody z arogancją szofera za kierownicą monstrualnej limuzyny.I dobrze.Pospiesznie spojrzał na sklepiki na Brook po jego lewej ręce,a potem po przeciwnej stronie ulicy, na całą długość Spelling;przyglądał się sklepom i przechodniom.W tłumie przed wystawą butiku stali mężczyzna i kobieta.Michael Curry i Rowan Mayfair.Bez wątpienia.Serce dosłownie mu zamarło.Czarownicy.Oboje.Oboje też patrzyli na niego; mieli czarodziejskie oczy i promieniowali tym charakterystycznym blaskiem, który zawsze u nichdostrzegał.Nie mógł się nadziwić.Co sprawiało, że tak lśnili? Kiedy ichdotykał, jeżeli w ogóle mu się to udawało, byli cieplejsi niżzwyczajni ludzie.A jeżeli przykładał ucho do ich głów, słyszałcicho szemrzący dzwięk, którego nie sposób usłyszeć u innychssaków bądz ludzi nie będących czarownikami.Choć czasami, bardzo rzadko, słyszał cichutki, podobnie szepczący dzwiękw ciałach psów.Dobry Boże w niebiosach, cóż za czarownicy! Minęło już takwiele czasu, odkąd ostatni raz spotkał tak potężne istoty; cowięcej, nigdy nie widział potężniejszych.Nie poruszył się.Poprostu patrzył na nich i usiłował wyswobodzić się spod ichmagnetycznego wzroku.Nie było to łatwe.Zastanawiał się, czyto dostrzegają.Zachował spokój.Mężczyzna, Michael Curry, był Celtem do szpiku kości.Równie dobrze mógł urodzić się w Irlandii, nie w Ameryce.Wszystko236w nim było typowo irlandzkie, od czarnych kręconych włosów,po błyszczące niebieskie oczy i wełnianą myśliwską marynarkę,którą najwyrazniej nosi dla kaprysu do miękkich flanelowychspodni.Był nadzwyczaj potężnym mężczyzną.Ojciec Taltosa.i jego morderca.Przypomniał to sobie z tępym bólem.Ojciec.zabójca.A kobieta?Była bardzo chuda i wyjątkowo piękna, choć w zupełnienowoczesny sposób.Miała proste włosy, a jednak lśniące i piękne, twarz wąską.Ubranie miała bardzo kobiece, celowo obcisłei nieco prowokująco erotyczne.Ale jej oczy były znacznie bardziej przerażające, niż oczy mężczyzny.W zasadzie było to bardzo twarde, męskie spojrzenie.Okolicaoczu kontrastowała nieustępliwością wyrazu z miękkimi, piękniewykrojonymi ustami.Ale często widywał tę powagę, tę agresywność w twarzach współczesnych kobiet.A do tego była czarownicą.Oboje byli zachwyceni.Nie odezwali się do siebie ani nie poruszyli.Ale byli razem,jedna postać nieco zachodziła na drugą.Wiatr nie przygonił kuniemu ich zapachów.Wiał w przeciwną stronę, co oznaczało, żeto oni powinni czuć jego zapach.Kobieta nagle przerwała ten spokojny bezruch, choć jedynieporuszeniem warg.Szepnęła coś do swego towarzysza.Ale onpozostał nieruchomy i dalej tylko obserwował Asha.Ash odprężył się.Pozwolił, by ręce w naturalny sposób zwisały mu u boków, co rzadko mu się zdarzało, ze względu na ichniespotykaną długość.Muszą wiedzieć, że nie ma przed nimi nicdo ukrycia.Powoli wrócił na Brook Street, dając im czas naucieczkę, gdyby tak postanowili, choć modlił się do Boga, żebyzostali.Szedł wolno w ich stronę po Spelling Street.Nie poruszyli się.Nagle, przypadkiem zderzyła się z nim jakaś kobieta i upuściłana chodnik papierową torbę z mnóstwem małych przedmiotów.Torba pękła, a jej zawartość rozsypała się na wszystkie strony. I to teraz mruknął, ale szybko uśmiechnął się i opadłszy237na kolano, zaczął zbierać wszystko, żeby pomóc biedaczce.Bardzo przepraszam powiedział.Była to starsza kobieta, która roześmiała się wesoło i powiedziała mu, że jest zbyt wysoki, żeby się schylać po takie drobiazgi [ Pobierz całość w formacie PDF ]