[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A było tak miło. Do jakiego kalectwa?  Witolia robi się od razu poważna. Co znowu wygadujesz? Jasne.Plotę bez sensu  zaczynam się śmiać. Ale ta piosenka jest genialna! Naprawdę,cudo! I wymyślili ją tylko dlatego, żeby ludzie kupowali kawę? To reklamowa piosenka sprzed pierwszej wojny światowej  obrzuca mnie badawczymspojrzeniem. Zpiewała ją jeszcze moja matka.Takich piosenek było wiele.Mizerna jesteś.Martwię się.Gdybyś. Tylko nie mówmy o mnie!  Trwam w pogodnym grymasie znakomitej aktorki, którąwłaśnie fotografują. Już i tak staję się zarozumiała.Nigdy nie sądziłam, że moja noga jesttaka strasznie ważna.Więc co powiedział profesor  pytam, wciąż  na uśmiechu. Ale tak.naprawdę.Nie załamię się.Przysięgam! O, Boże! Ty znowu  wzdycha Witolia. Bo nikt mi nie mówi prawdy.  Trzymając uśmiech (coraz więcej to mnie kosztuje),gram nieważne, drobne rozkapryszenie. Babcia też.lawiruje, kręci.Co to da? I tak siękiedyś dowiem.Przecież nawet nie potrafię tej nogi podnieść.Wygina mi się, drży.Jest nie61 moja, obca! Nawet przeciwna mnie  zaczynam chichotać (dobra jesteś, mówi książę). Amoże stanę się pierwszą na świecie jednonożną tancerką? To byłby ubaw, sensacja!Wyobraża sobie babcia? Nie mam zamiaru ukrywać tego dłużej przed twoimi rodzicami. rzuca z zaciętą,odmienioną twarzą. Czego? %7łe ich córka stała się kaleką?  przerywam. Nie jesteś kaleką.Nie wolno mi zatajać całego wypadku  mówi podniesionym głosem. Dawno już powinnam była im napisać.To jakieś szaleństwo! Skleroza czy co? Te twojelisty:  Czuję się doskonale.Wakacje spędzam jeżdżąc na wycieczki.Jestem szczęśliwa!Posłuchałam ciebie, lecz dalej nie mogę kłamać.Nie potrafię. Dałyśmy moim starym beztroskie wakacje.Zasłużyli na nie  mówiąc to, zbieram myśli. Babciu, porozmawiajmy poważnie.Jak kobieta z kobietą. Jesteś jeszcze dzieckiem. Nie patrzy w moją stronę. Już nie.Przysięgam, że nie.Jeśli dowiem się wszystkiego, całej prawdy, zdecyduję wsprawie rodziców. To nie sprawa rodziców, tylko twoja!  wybucha. Zdenerwowała się babcia  uśmiechnięta kiwam głową. Nareszcie normalna reakcja!  Poważnieję. Zapewniam, nie wyskoczę oknem, nieotruję się proszkami nasennymi ani gazem.Chcę wiedzieć. Dobrze  wzdycha wreszcie z rezygnacją (chyba to szczere). Dobrze.Może i takbędzie lepiej.Może masz rację.Sama ocenisz.Profesor Gize powiedział, że będziesz miałatrudności z chodzeniem.Skąd ten nagły galop serca? Niepokój sięgający niezmiernie głęboko, odbierający siły? Już zawsze, prawda?  Kiwam głową. Tak myślałam.Wszystko się zgadza.Rzuca na moją twarz krótkie spojrzenie.Jest zdziwiona spokojną reakcją  dopowiadaksiążę.Trzymaj się.Tylko tak dalej, to dowiesz się wreszcie wszystkiego. Widzę, że jesteś rozsądna i przyjmujesz to.Przyznaję, nie spodziewałam się z twojejstrony takiego. Witolia porusza się nerwowo.Za mnie, myślę.Trwam nieruchomo.Właściwie, to chyba odrętwiałam. Odrętwiałam nagle zupełnie.Odeszły ją siły. Kiedy wiedziałam.To znaczy, domyślałam się  decyduję się objawić babce, co czułamnaprawdę. Leżąc godzinami, człowiek myśli, jakby prześwietlał, ludzi, zdarzenia.Wszystko staje się jasne.Witolia trwa pochylona. Ostatecznie chodzenie z laską, to nic strasznego  mówi cicho. Można uczyć się,znalezć kiedyś ciekawą pracę.Taką, którą będzie można wykonywać na siedząco. Na siedząco.Jasne. Robię minę  zgadzam się z tym w zupełności. Ale w sprawietechnicznej  uważam, że o kulach będzie mi łatwiej chodzić.Są wygodne, poręczne.Właściwie to.Niech babcia spojrzy  całkiem ładne.Patrzy krótko tam, gdzie stoją i zaraz odwraca głowę.Nie przesadzaj, nie przerysowuj entuzjazmu, bo domyśli się twojej gry i niczego się niedowiesz  wtrąca książę. Może nie są ładne, ale.praktyczne  dopowiadam. Chyba profesor mówił to samo:chodząc całe życie o kulach, będę się czuła pewniej.Nie powiedział tak? Powiedział.Słowo jak strzał prosto w serce.Witolia sprawdza krótkim zerknięciem, jak to przyjęłam.Zciany kołyszą się w moich oczach.Zaczerpuję tchu.To zawsze pomaga.Oddychamgłęboko, miarowo.Już lepiej.Twarz oblekłam w  pogodny wyraz. No i widzi babcia  nadbiegają słowa wypowiadane przeze mnie samą.Nadlatują tesłowa z oddali jak czarne posępne ptaki.Więc będziesz kaleką  coś dudni.Ach, to mówi książę.Zatroskane oblicze. Nic to , jak62 mawiał mały rycerz.A słowa krążą. Nic się nie dzieje  mówię  pogodnie. Siedzę, patrzę.Wiem wszystko i wcale niehisteryzuję.A nawet. Przez Saharę nucąc, śpiew, szedł Arab z kawą.  śpiewam.(To juższczyt okrucieństwa.I po co? Ty idiotko!  złości się mój arystokrata.Robię to dla niej.Nie widzisz, jak pobladła?  odpowiadam.) Szedł Arab z kawą w dzień pogodnyWtem mu drogę zaszedł lewryczący, straszny, widać głodny.A propos, babcia, zdaje się, wychodziła na zakupy.Jaka jest ta końcówka?. O boskakawo Die Ideał. O której każdy śni  dopowiada martwo.  O, boska kawo Die Ideal  zaczynam z werwą. O której każdy śni  śpiewam jużpewniejszym głosem niż poprzednio. Zastępstwo na Galicji ma Enclave Company. Może chcesz soku?  Witolia obserwuje mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Straszniegorąco! Jasne.Lipiec się kończy.Wszyscy wyjechali  zmieniam pozycję. Pewnie dlatego niktmnie nie odwiedza.Janusz pisał, że jest nad morzem.z rodzicami. Ach, pisał? A dlaczego mi?. Witolia nie kończy Opuszcza głowę. List wyrzuciłam.Przestało mi na Januszu zależeć  dodaję po chwili wahania. Jasne.Rozumiem  Witolia poprawia papiery leżące na stole. Ja i Janusz jakoś nie mogliśmy. wypowiadam przez ściśnięte gardło.Jeszcze słowo, asię rozkleisz.Poza tym ona wcale nie jest aż tak naiwna  to książę.Dziękuję.Masz rację. Może babcia włączy wentylatorek?  odzywam się po króciutkiej przerwie. Lubię jakszumi.Przypomina prawdziwy wiatr.Od teraz będę sama budziła wiatr.I czym tu sięmartwić? Więc zawiadomimy rodziców? Napiszę im całą prawdę  odpowiadam bez zastanowienia. Albo zrobimy to wspólnie.Jeśli będę miała ochotę na sok, sama go sobie przyniosę z lodówki.Powinnam przecieżchodzenie o kulach uznać za całkiem normalne, rozumie babcia? To dobre na psychikę.Uznać, a nawet.polubić.Niech babcia już idzie i znowu kupi te słodkie bułeczki.Jużwszystkie zjadłam od wczoraj.Przytyję, prawda? Nie szkodzi. Jasne.Teraz już nic nie szkodzi  uśmiecham się szeroko. Wie babcia, i to jest fajne.Dotąd stale sobie czegoś musiałam odmawiać.Normalne dziewczyny zmiatały kremówki,jadły lody, a ja.tylko patrzyłam.Koniec  fini! %7łycie jest piękne! Każda zła rzecz ma swojedobre strony.Oszołomiłam ją swoim optymizmem  konstatuję. Więc.mogę już naprawdę iść?  pyta z wahaniem. Oczywiście.Dlaczego babcia tak patrzy? Jestem zrównoważona.Może babcia nawetspokojnie odwiedzić panią Wiśniewską i posiedzieć u niej dłużej.Będę czytała. Zaimponowałaś mi.Moje dziecko, nie ukrywam, że.Nigdy bym nie przypuszczała, żezdołasz.w taki sposób. opuszcza głowę, aby tylko uniknąć mego spojrzenia. Babcia mnie nie doceniała.Jestem całkiem rozsądna. (W błazeństwie znajduję chybazapomnienie.)  I po kim to? Po kim? Ja nigdy rozsądna nie byłam. Zapomniała babcia, że tato. unoszę głowę grając  dumę rodową.Witolię zatykazupełnie. O, tak.Po nim, na pewno po nim  mówi szybko.Po ojcu odziedziczyłaś odporność.Więc.dasz sobie radę.Na pewno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl