[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Charyniu mógłby mu opowiadać o tym każdy.Tu nic nigdy nie powinno było stać.Ci z wieśniaków, którzy mówią, że byłoby lepiej, gdyby Charyń w ogóle nie istniał, minymają przy tym zacięte jak siekiery wbite w bukowe pniaki i gotowi byliby walić pięściami wkażde wrota, przez które dałoby się odejść daleko stąd.Oczywiście, że są zadowoleni.Podpisaliby się pod tym co do jednego.Podpisali już przecież także inne papiery.Dajmy nato, że dotacji państwowych, co to przedtem były, już wprawdzie nie ma, ale tak zle jak zaJelcyna nie było na Syberii nigdy, i to nieprzypadkowo.Więc dlaczego nic by tutaj nie miałostać? Fiedia swoim pociągiem przejeżdża koło wszystkich tych miejsc i lubi je.To małopowiedziane.Nigdy by się stąd nigdzie nie wyprowadził i dlatego będzie milczeć także o tympetersburskim mieszkaniu.%7łeby nigdy nie musiał w nim zamieszkać, mimo że byłaby todecyzja najrozsądniejsza ze wszystkich.Gdyby Erske spotkał się kiedyś z Fiedią i powiedział mu, że szuka zaginionego Hablunda,Fiedia machnąłby tylko ręką.Zna mnóstwo historii o ludziach, co wsiedli do pociągu, a ichbliscy nigdy już się ich nie doczekali.Historii o ludziach, którzy nie dojechali.Wie o tymstąd, że nie ma komu zwrócić biletu przed stacją, na której powinni byli wysiąść.Na początkupodróży zbiera je od wszystkich pasażerów, a potem zwraca tym, którzy wysiadają.Nieważne, kto to jest.Kobieta z dzieckiem, starzec, student wracający do stolicy od babci.Przytrafić się to może każdemu.Jakby się pod człowiekiem ziemia zapadła.Pewnego razuFiedia widział wysiadającego mężczyznę z walizeczką.Jeszcze zanim wysiadł, człowiek tenwłożył nową koszulę, potem zszedł po schodkach, stanęli właśnie, żeby odczepić jakiśwagon, był grudzień, a ten miał na sobie tylko białą koszulę, spodnie i lekkie mokasyny.Gdypociąg ruszał, wyglądało to, jakby po zaśnieżonej równinie szły tylko głowa oraz brązowespodnie, a między nimi nic.Nie odwrócił się ani razu, a Fiedia mógłby przysiąc, że wpromieniu dwustu kilometrów nie było żadnej wsi.Już na długo przed końcową stacją ostatni pasażerowie Fiedi zaczynają się zbierać.Zdejmują powłoczki z poduszek, prześcieradła z materaców i razem z cienkim kocem orazwilgotnym ręcznikiem, w który przez całą podróż wycierali ręce, wracając z toalety, i usta pozupie, wszystko zwijają w jeden kłąb i zwracają mu, gdy przechodzi wolno przez wagon.Potem pięknie zwijają w rulon materace i wrzucają je na górną półkę.Oraz szare,wybrudzone poduszki.Koce od strony nóg śmierdzą, a znów te od strony głowy pełne sąwszy.Koc potrzebny jest jednak także latem, żeby było ciepło, gdy w nocy w wagonie hulająprzeciągi, chociaż w dzień było plus trzydzieści stopni, i kto nie wziął koca wieczorem, nadranem drepcze nad głowami śpiących podróżnych i z pewnością przydepnie przy tym komuśrękę.Umieszczone pod łóżkami bagaże pasażerowie w popłochu wyciągają już na pół godzinyprzed swoją stacją.Nie ma najmniejszego znaczenia, że ten pociąg nigdzie dalej niż doWładywostoku nie jedzie i będzie stał na dworcu co najmniej dwie godziny.Ten szalonypośpiech jest czymś, co wiąże się z podróżowaniem tak samo jak jajka na twardo,roztapiające się, kupione na peronie lody i ciepła, zwietrzała lemoniada.Dawniej ludziewozili tego więcej.Całe pieczone kurczęta, zawinięte w gazetę wędzone ryby, wielkie słojejogurtów, które pijano z kubków.Herbaty nie kupowali tak często u prowodnika, alewypakowywali z serwetek własne torebki i z blaszanymi kubkami ruszali do samowara.Wozili z sobą również obrusy i małe serwetki, które kładli na kolanach, żeby im coś tłustegonie upadło na spodnie, a zimą na dresy.W dresy przebierają się także dziś.A i te kapcie,pozwalające stopom odpocząć od zwykłego obuwia, zbytnio się nie zmieniły.Kapciuszki.Fiedi przypomniały się te jego dziecinne, w zielone kropki.Będąc chłopcem, zawsze wpychałjeden w drugi i nim wysiedli, podawał ojcu.Ostatni raz tak robili, kiedy ojciec odwoził go doIrkucka, do szkoły kolejarskiej.Czekał tam Fiedię jego pierwszy rok szkolny.Prowodnik tobyło coś jakby stewardesa w samolocie.Brzmiało dobrze, choć uważano, że nie jest to zawóddla prawdziwych mężczyzn.Ale niech się w sąsiednim wagonie coś zepsuje, kiedy dyżur wnim ma kobieta, to ona zaraz biegnie po Fiedię, choć z niego jest chucherko, a ona to cycatababa jak piec.Był chłopcem rozgarniętym, gdy przyjmowano go do szkoły, i rozgarniętym młodymczłowiekiem, gdy zdał egzaminy końcowe, uzyskując niemal maksimum punktów.Zprzedmiotu historia kolejnictwa wyciągnął pytanie, jak do lat pięćdziesiątych jezdziłymagistralą miejscowe plemiona, i opisał to z najdrobniejszymi szczegółami.Te typowe dlaokresu przejściowego ciężkie wagony towarowe, w których siedziało się na ogół wprost napodłodze.Nad głowami podróżnych często kołysała się tylko jedna mrugająca żarówka, a wwagonie nie można było regulować temperatury.Podróż tych plemion koleją znad Bajkału doWładywostoku trwała całe dwa tygodnie, ponieważ złożony z bydlęcych wagonów pociągstawał również tam, gdzie przy trasie było tylko kilka nędznych chałup i ognisko.Wmiejscach, gdzie mieszkali czyściciele torów oraz ludzie wygnani ze swych osad, polityczni ikryminalni.Na dodatek Fiedia dobrze przedstawił temat na tle ówczesnej sytuacji politycznej;komisja nie miała ani jednej poważniejszej uwagi.Egzamin praktyczny też wypadł wtedy lepiej, niż Fiedia w najśmielszych marzeniach sięspodziewał.Przy markowanej awarii grożącego wybuchem kotła zatrzymał pociągnajwcześniej z całej klasy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.W Charyniu mógłby mu opowiadać o tym każdy.Tu nic nigdy nie powinno było stać.Ci z wieśniaków, którzy mówią, że byłoby lepiej, gdyby Charyń w ogóle nie istniał, minymają przy tym zacięte jak siekiery wbite w bukowe pniaki i gotowi byliby walić pięściami wkażde wrota, przez które dałoby się odejść daleko stąd.Oczywiście, że są zadowoleni.Podpisaliby się pod tym co do jednego.Podpisali już przecież także inne papiery.Dajmy nato, że dotacji państwowych, co to przedtem były, już wprawdzie nie ma, ale tak zle jak zaJelcyna nie było na Syberii nigdy, i to nieprzypadkowo.Więc dlaczego nic by tutaj nie miałostać? Fiedia swoim pociągiem przejeżdża koło wszystkich tych miejsc i lubi je.To małopowiedziane.Nigdy by się stąd nigdzie nie wyprowadził i dlatego będzie milczeć także o tympetersburskim mieszkaniu.%7łeby nigdy nie musiał w nim zamieszkać, mimo że byłaby todecyzja najrozsądniejsza ze wszystkich.Gdyby Erske spotkał się kiedyś z Fiedią i powiedział mu, że szuka zaginionego Hablunda,Fiedia machnąłby tylko ręką.Zna mnóstwo historii o ludziach, co wsiedli do pociągu, a ichbliscy nigdy już się ich nie doczekali.Historii o ludziach, którzy nie dojechali.Wie o tymstąd, że nie ma komu zwrócić biletu przed stacją, na której powinni byli wysiąść.Na początkupodróży zbiera je od wszystkich pasażerów, a potem zwraca tym, którzy wysiadają.Nieważne, kto to jest.Kobieta z dzieckiem, starzec, student wracający do stolicy od babci.Przytrafić się to może każdemu.Jakby się pod człowiekiem ziemia zapadła.Pewnego razuFiedia widział wysiadającego mężczyznę z walizeczką.Jeszcze zanim wysiadł, człowiek tenwłożył nową koszulę, potem zszedł po schodkach, stanęli właśnie, żeby odczepić jakiśwagon, był grudzień, a ten miał na sobie tylko białą koszulę, spodnie i lekkie mokasyny.Gdypociąg ruszał, wyglądało to, jakby po zaśnieżonej równinie szły tylko głowa oraz brązowespodnie, a między nimi nic.Nie odwrócił się ani razu, a Fiedia mógłby przysiąc, że wpromieniu dwustu kilometrów nie było żadnej wsi.Już na długo przed końcową stacją ostatni pasażerowie Fiedi zaczynają się zbierać.Zdejmują powłoczki z poduszek, prześcieradła z materaców i razem z cienkim kocem orazwilgotnym ręcznikiem, w który przez całą podróż wycierali ręce, wracając z toalety, i usta pozupie, wszystko zwijają w jeden kłąb i zwracają mu, gdy przechodzi wolno przez wagon.Potem pięknie zwijają w rulon materace i wrzucają je na górną półkę.Oraz szare,wybrudzone poduszki.Koce od strony nóg śmierdzą, a znów te od strony głowy pełne sąwszy.Koc potrzebny jest jednak także latem, żeby było ciepło, gdy w nocy w wagonie hulająprzeciągi, chociaż w dzień było plus trzydzieści stopni, i kto nie wziął koca wieczorem, nadranem drepcze nad głowami śpiących podróżnych i z pewnością przydepnie przy tym komuśrękę.Umieszczone pod łóżkami bagaże pasażerowie w popłochu wyciągają już na pół godzinyprzed swoją stacją.Nie ma najmniejszego znaczenia, że ten pociąg nigdzie dalej niż doWładywostoku nie jedzie i będzie stał na dworcu co najmniej dwie godziny.Ten szalonypośpiech jest czymś, co wiąże się z podróżowaniem tak samo jak jajka na twardo,roztapiające się, kupione na peronie lody i ciepła, zwietrzała lemoniada.Dawniej ludziewozili tego więcej.Całe pieczone kurczęta, zawinięte w gazetę wędzone ryby, wielkie słojejogurtów, które pijano z kubków.Herbaty nie kupowali tak często u prowodnika, alewypakowywali z serwetek własne torebki i z blaszanymi kubkami ruszali do samowara.Wozili z sobą również obrusy i małe serwetki, które kładli na kolanach, żeby im coś tłustegonie upadło na spodnie, a zimą na dresy.W dresy przebierają się także dziś.A i te kapcie,pozwalające stopom odpocząć od zwykłego obuwia, zbytnio się nie zmieniły.Kapciuszki.Fiedi przypomniały się te jego dziecinne, w zielone kropki.Będąc chłopcem, zawsze wpychałjeden w drugi i nim wysiedli, podawał ojcu.Ostatni raz tak robili, kiedy ojciec odwoził go doIrkucka, do szkoły kolejarskiej.Czekał tam Fiedię jego pierwszy rok szkolny.Prowodnik tobyło coś jakby stewardesa w samolocie.Brzmiało dobrze, choć uważano, że nie jest to zawóddla prawdziwych mężczyzn.Ale niech się w sąsiednim wagonie coś zepsuje, kiedy dyżur wnim ma kobieta, to ona zaraz biegnie po Fiedię, choć z niego jest chucherko, a ona to cycatababa jak piec.Był chłopcem rozgarniętym, gdy przyjmowano go do szkoły, i rozgarniętym młodymczłowiekiem, gdy zdał egzaminy końcowe, uzyskując niemal maksimum punktów.Zprzedmiotu historia kolejnictwa wyciągnął pytanie, jak do lat pięćdziesiątych jezdziłymagistralą miejscowe plemiona, i opisał to z najdrobniejszymi szczegółami.Te typowe dlaokresu przejściowego ciężkie wagony towarowe, w których siedziało się na ogół wprost napodłodze.Nad głowami podróżnych często kołysała się tylko jedna mrugająca żarówka, a wwagonie nie można było regulować temperatury.Podróż tych plemion koleją znad Bajkału doWładywostoku trwała całe dwa tygodnie, ponieważ złożony z bydlęcych wagonów pociągstawał również tam, gdzie przy trasie było tylko kilka nędznych chałup i ognisko.Wmiejscach, gdzie mieszkali czyściciele torów oraz ludzie wygnani ze swych osad, polityczni ikryminalni.Na dodatek Fiedia dobrze przedstawił temat na tle ówczesnej sytuacji politycznej;komisja nie miała ani jednej poważniejszej uwagi.Egzamin praktyczny też wypadł wtedy lepiej, niż Fiedia w najśmielszych marzeniach sięspodziewał.Przy markowanej awarii grożącego wybuchem kotła zatrzymał pociągnajwcześniej z całej klasy [ Pobierz całość w formacie PDF ]