[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wybacz! - powiedział.- Mę\czyzni nie mdleją.Czasemnam się zdarza, \e tracimy przytomność, ale nigdy nie mdle-jemy.Odetchnęła z ulgą.Przecie\ mógł sobie rozbić głowę; naszczęście nic powa\niejszego mu się nie stało: oprzytomniałi wraca do siebie.103- Przepraszam cię, ale straciłeś przytomność.Na amen!Uderzyłeś głową o podłogę tak mocno, \e się odbiła jak pił-ka.- Pochyliła się nad nim i wargami dotknęła małego skale-czenia na czole.- Będziesz miał bliznę, dziecinko.Nie zdo-łałam cię uchwycić, kiedy padałeś, ale myślę, \e gdyby mi sięudało, ściągnąłbyś na ziemię nas oboje.Przysunęła się bli\ej i głaskała palcami jego blade policzki.- Często ci się coś takiego zdarza?- Przewa\nie wtedy, gdy się przedtem zaleję w trupa, co misię od czasów college'u raczej nie przytrafia.Teraz, Leno, mu-szę się jak najszybciej stąd oddalić, by uniknąć następnej kom-promitacji.- Dobrze.W porządku! Dasz radę stanąć? Nie sądzę, bymmogła cię ciągnąć, cher! Jesteś dla mnie za cię\ki.- No tak, rozumiem.- Podniósł się na kolana, spróbowałwziąć oddech, ale mu się to nie udało.Miał uczucie, jakby cośpotwornie cię\kiego usadowiło mu się na piersi, a serce cochwila przestawało bić, próbując złapać rytm.Zatoczył sięi usiadł.Lena otoczyła go ramieniem w pasie i starała się podzwig-nąć.- Spróbuj zrobić jeden krok, teraz dwa.śebyś tylko mógłdotrzeć na dół i poło\yć się.- W porządku! Nic mi nie będzie.- W uszach mu dzwoniłoi gdy tylko wydostał się z pokoju, od razu skierował się kuschodom.Opadł na stopień i wło\ył głowę między kolana.-O Jezu! - szepnął.- Jeszcze trochę, kochanie - zachęcała, głaszcząc go powłosach.- Przede wszystkim zamknij drzwi do tego przeklętego po-koju! Proszę cię! Po prostu je zatrzaśnij!Pospiesznie wykonała polecenie.- Niech ci tylko wróci oddech, wtedy pomogę ci zejść nadół i.do łó\ka!- To właśnie pragnąłem usłyszeć od pierwszej chwili, gdycię ujrzałem.Skurcz, jaki przedtem poczuła w brzuchu, zel\ał.- Widzę, \e ju\ ci lepiej, prawda?- Tak, o wiele lepiej.- Wrócił mu oddech i mdłości ustą-104piły.- Teraz koniecznie muszę kogoś pobić, albo mo\e upolo-wać jakiegoś małego ssaka, by znów poczuć się mę\czyzną.- Pozwól, niech zobaczę twoją twarz.- Odchyliła jegogłowę do tyłu i przez chwilę obserwowała.- Wcią\ jesteś bla-dy, ale wracają ci kolory.Muszę przyznać babci rację: ty się poprostu nie od\ywiasz jak nale\y.Co na przykład jadłeś dzisiajrano?- Wyobraz sobie, \e jadłem kółka Cheerios, które rekla-mują jako śniadanie czempionów.- Udało mu się uśmiech-nąć.-I co? Widać nie zadziałały.- Zaraz zrobię ci kanapkę.- Naprawdę? - Swoją troską sprawiła mu ogromną ra-dość.- Naprawdę chcesz coś dla mnie ugotować?- Kanapka nie jest gotowaniem.- W świecie pojęć, w którym ja się obracam - jest! Alewiesz, Leno, tamten pokój.- Porozmawiamy o nim pózniej.Najpierw musisz coś zjeść.Niewiele produktów u niego znalazła.Jedno zerknięcie dolodówki, najwyrazniej kupionej z drugiej ręki, wystarczyło, byocenić sytuację.Lena obrzuciła Declana długim i współczu-jącym spojrzeniem:- Ile ty masz lat, Dec? Dwanaście?- Nie, ale widzisz - odpowiedział, wzruszając ramionami -jestem facetem, a zwyczaje \ywieniowe facetów nie zmieniająsię z wiekiem.Moje te\ się nie zmieniły.Mam masło fistaszko-we, które doskonale pasuje do galarety.- rozejrzał się po po-koju.- Tylko gdzie ja je mam?Lena znalazła plasterek szynki, dwa jaja, anemicznie wy-glądający serek i pół torebki gotowej sałatki.- Wygląda na to, \e mimo wszystko będę ci musiała cośugotować.Gdzie kuchenka?- Tu obok - odparł i poklepał kuchenkę mikrofalową powierzchu.- No, dobrze! Jakoś sobie poradzę.A gdzie miski, no\e, wi-delce?- Ach! - sięgnął do pudła z ostatnimi zakupami i wyjął pla-stykowe naczynia.- Kochanie! To jest naprawdę \ałosne.Usiądz, proszę,Lena się tobą zajmie.Tylko ten jeden raz-dodała.105Dec usiadł na kozle do piłowania drewna i obserwowałkrzątanie się Leny.Ona wbiła jaja do miski, wkroiła szynkęi ser, a na koniec doło\yła trochę sałatki z torebki.- Czy masz jakieś zioła, cher? Jakieś przyprawy?- Mam sól i pieprz, tylko dwie, ale bardzo wa\ne przypra-wy.- A gdy westchnęła z \alem, wyjaśnił: - Trzeba ci wie-dzieć, \e w poszukiwaniu soli odkrywano całe kontynenty.- Coś mi się zdaje, \e ty od dziecka miałeś w domu ku-charkę.- Tak, miałem.I co z tego?- Ciekawe więc, jak sobie radziłeś, kiedy się wyprowadzi-łeś z domu i zacząłeś samodzielne \ycie.- Kupowałem dania na wynos, zamawiałem potrawy z do-stawą do domu i u\ywałem mikrofalowej kuchni.Mając dodyspozycji te trzy mo\liwości, \aden mę\czyzna nie musi gło-dować.Wstawiła miskę do kuchenki mikrofalowej, zaprogramowa-ła ją i wróciła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Wybacz! - powiedział.- Mę\czyzni nie mdleją.Czasemnam się zdarza, \e tracimy przytomność, ale nigdy nie mdle-jemy.Odetchnęła z ulgą.Przecie\ mógł sobie rozbić głowę; naszczęście nic powa\niejszego mu się nie stało: oprzytomniałi wraca do siebie.103- Przepraszam cię, ale straciłeś przytomność.Na amen!Uderzyłeś głową o podłogę tak mocno, \e się odbiła jak pił-ka.- Pochyliła się nad nim i wargami dotknęła małego skale-czenia na czole.- Będziesz miał bliznę, dziecinko.Nie zdo-łałam cię uchwycić, kiedy padałeś, ale myślę, \e gdyby mi sięudało, ściągnąłbyś na ziemię nas oboje.Przysunęła się bli\ej i głaskała palcami jego blade policzki.- Często ci się coś takiego zdarza?- Przewa\nie wtedy, gdy się przedtem zaleję w trupa, co misię od czasów college'u raczej nie przytrafia.Teraz, Leno, mu-szę się jak najszybciej stąd oddalić, by uniknąć następnej kom-promitacji.- Dobrze.W porządku! Dasz radę stanąć? Nie sądzę, bymmogła cię ciągnąć, cher! Jesteś dla mnie za cię\ki.- No tak, rozumiem.- Podniósł się na kolana, spróbowałwziąć oddech, ale mu się to nie udało.Miał uczucie, jakby cośpotwornie cię\kiego usadowiło mu się na piersi, a serce cochwila przestawało bić, próbując złapać rytm.Zatoczył sięi usiadł.Lena otoczyła go ramieniem w pasie i starała się podzwig-nąć.- Spróbuj zrobić jeden krok, teraz dwa.śebyś tylko mógłdotrzeć na dół i poło\yć się.- W porządku! Nic mi nie będzie.- W uszach mu dzwoniłoi gdy tylko wydostał się z pokoju, od razu skierował się kuschodom.Opadł na stopień i wło\ył głowę między kolana.-O Jezu! - szepnął.- Jeszcze trochę, kochanie - zachęcała, głaszcząc go powłosach.- Przede wszystkim zamknij drzwi do tego przeklętego po-koju! Proszę cię! Po prostu je zatrzaśnij!Pospiesznie wykonała polecenie.- Niech ci tylko wróci oddech, wtedy pomogę ci zejść nadół i.do łó\ka!- To właśnie pragnąłem usłyszeć od pierwszej chwili, gdycię ujrzałem.Skurcz, jaki przedtem poczuła w brzuchu, zel\ał.- Widzę, \e ju\ ci lepiej, prawda?- Tak, o wiele lepiej.- Wrócił mu oddech i mdłości ustą-104piły.- Teraz koniecznie muszę kogoś pobić, albo mo\e upolo-wać jakiegoś małego ssaka, by znów poczuć się mę\czyzną.- Pozwól, niech zobaczę twoją twarz.- Odchyliła jegogłowę do tyłu i przez chwilę obserwowała.- Wcią\ jesteś bla-dy, ale wracają ci kolory.Muszę przyznać babci rację: ty się poprostu nie od\ywiasz jak nale\y.Co na przykład jadłeś dzisiajrano?- Wyobraz sobie, \e jadłem kółka Cheerios, które rekla-mują jako śniadanie czempionów.- Udało mu się uśmiech-nąć.-I co? Widać nie zadziałały.- Zaraz zrobię ci kanapkę.- Naprawdę? - Swoją troską sprawiła mu ogromną ra-dość.- Naprawdę chcesz coś dla mnie ugotować?- Kanapka nie jest gotowaniem.- W świecie pojęć, w którym ja się obracam - jest! Alewiesz, Leno, tamten pokój.- Porozmawiamy o nim pózniej.Najpierw musisz coś zjeść.Niewiele produktów u niego znalazła.Jedno zerknięcie dolodówki, najwyrazniej kupionej z drugiej ręki, wystarczyło, byocenić sytuację.Lena obrzuciła Declana długim i współczu-jącym spojrzeniem:- Ile ty masz lat, Dec? Dwanaście?- Nie, ale widzisz - odpowiedział, wzruszając ramionami -jestem facetem, a zwyczaje \ywieniowe facetów nie zmieniająsię z wiekiem.Moje te\ się nie zmieniły.Mam masło fistaszko-we, które doskonale pasuje do galarety.- rozejrzał się po po-koju.- Tylko gdzie ja je mam?Lena znalazła plasterek szynki, dwa jaja, anemicznie wy-glądający serek i pół torebki gotowej sałatki.- Wygląda na to, \e mimo wszystko będę ci musiała cośugotować.Gdzie kuchenka?- Tu obok - odparł i poklepał kuchenkę mikrofalową powierzchu.- No, dobrze! Jakoś sobie poradzę.A gdzie miski, no\e, wi-delce?- Ach! - sięgnął do pudła z ostatnimi zakupami i wyjął pla-stykowe naczynia.- Kochanie! To jest naprawdę \ałosne.Usiądz, proszę,Lena się tobą zajmie.Tylko ten jeden raz-dodała.105Dec usiadł na kozle do piłowania drewna i obserwowałkrzątanie się Leny.Ona wbiła jaja do miski, wkroiła szynkęi ser, a na koniec doło\yła trochę sałatki z torebki.- Czy masz jakieś zioła, cher? Jakieś przyprawy?- Mam sól i pieprz, tylko dwie, ale bardzo wa\ne przypra-wy.- A gdy westchnęła z \alem, wyjaśnił: - Trzeba ci wie-dzieć, \e w poszukiwaniu soli odkrywano całe kontynenty.- Coś mi się zdaje, \e ty od dziecka miałeś w domu ku-charkę.- Tak, miałem.I co z tego?- Ciekawe więc, jak sobie radziłeś, kiedy się wyprowadzi-łeś z domu i zacząłeś samodzielne \ycie.- Kupowałem dania na wynos, zamawiałem potrawy z do-stawą do domu i u\ywałem mikrofalowej kuchni.Mając dodyspozycji te trzy mo\liwości, \aden mę\czyzna nie musi gło-dować.Wstawiła miskę do kuchenki mikrofalowej, zaprogramowa-ła ją i wróciła [ Pobierz całość w formacie PDF ]