[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bałasię utraty reputacji, konsekwencji, jakie mógł ponieść Tadeusz i jego kancelaria.Obawiała się, że będzie przedmiotem plotek i drwin, iż dała się oszukać w taki sposób.Nigdy się nie dowiedziała, czy Julian otrzymał jej list wysłany w sierpniu, tuż przedwybuchem wojny, z informacjami o mężczyznie, który poddał się serii operacji, aby stać siękobietą.Nie otrzymała odpowiedzi& A przecież doktor Schwartz, jej mentor z zakresupsychologii, miał rację.Kilka lat po wojnie z sukcesem przeprowadzono całą terapię i zabiegizmiany płci.Czytała o tych transformacjach w fachowej prasie zagranicznej, którą gromadzonow instytucie.Przypadki transgresji płciowej stały się faktem, ale czy Julian miał szansę sięo tym dowiedzieć? Może nie było tak, jak uważała przez wszystkie te lata, pielęgnującw sobie przekonanie, iż cała ta mistyfikacja prawdziwej płci była tylko sposobem na zbliżeniesię do niej.Może on naprawdę w swej psychice czuł się mężczyzną?Po raz pierwszy od lat sięgnęła pamięcią do tamtych czasów.Pozwoliła sobie nawspominanie siebie sprzed wojny.Tamta młoda kobieta miała z nią niewiele wspólnego.Postać z fotografii była znikającym widmem, pięknym odbiciem przeszłości.Pozostała już nazawsze w tamtej Warszawie, z jej eleganckimi lokalami, ze sklepami, których witrynyosłaniały kolorowe markizy, elegancją, z majestatem budowli i kamienic, które potem wojnabezpowrotnie obróciła w niebyt.Tak jak plac Napoleona  obecnie przemianowany na placPowstańców Warszawy - który utracił dawny splendor.Ocalały budynek Prudentialu kojarzyłsię jej z bolesnymi wydarzeniami z czasów okupacji.Wciąż pamiętała widok płonącego już napoczątku wojny niebotyku.Pamiętała popołudnie pierwszego sierpnia 1944 roku, kiedypowstańcy zajmowali ten najwyższy z budynków miasta.A jednak przetrwał to całe piekło.Podziurawiony przez bomby szkielet, przez którego wyrwy widać było niebo, jednak ocalał.Często, idąc gdzieś ulicą Zwiętokrzyską, przystawała na moment, aby spojrzeć w górę nasześćdziesięciosześciometrowy, kiedyś strzelisty budynek, myśląc o tym, że to niebywałe, iżten podziurawiony, przeszyty pociskami gmach trwał nadal, mimo iż otaczające go kamienice,budynek poczty, pomnik Napoleona, wszystko to przeminęło.Spoglądając na tegomodernistycznego kolosa, myślała z nadzieją o Julianie.Może on też zdołał przetrwać? Marzyłkiedyś o zamieszkaniu z nią w jednym z pięknie urządzonych apartamentów, tam wysoko,wśród chmur, gdzie mogliby prawie dotykać nieba i żyć, delektując się sobą.Teraz ruinyniebotyku były jak wyrzut sumienia i nie pozwalały jej zapomnieć o Julianie.Wspominała siebie sprzed wojny z pobłażliwością, z jaką traktuje się dzieci, które niemają świadomości, co czeka je w przyszłości i jak naprawdę wygląda prawdziwe życie.Tamta Lilianna, przerażona rzeczywistością małżeńskiej nudy, złakniona doznań, poezji,miłości i piękna, miotała się, marząc o innym życiu.Kim byłaby dzisiaj, gdyby nie on? Gdyby nie ta znajomość, która w pewnym momencie nie spełniała jej oczekiwań, Lilianna nigdy nie zainteresowałaby się psychologizmem (jak siękiedyś mówiło) i nie odnalazłaby swojego miejsca w świecie.Nie mając żadnychzainteresowań ani zawodu, nie byłaby w stanie odbudować swojego życia.Zanim wybuchła wojna, Lilianna była już zainteresowana dużo bardziej meandrami ludzkiejpsychiki niż polityką i nadciągającym widmem katastrofy, w którą do końca nie wierzyła.Przekonywała siebie, że ludzie, pamiętając bezsens i okropieństwa niedawno zakończonejwielkiej wojny, nie mogą być tak bezrozumni, aby rozpętać kolejną.Była tak naiwna, skupionana sobie, zachłanna na dobra, jakie przynosi życie, jakby nie wiedziała, że każdemu z nasw trakcie istnienia na ziemi przydzielona zostaje tylko określona, reglamentowana ilość tego,co najlepsze.Ona, goniąc za złudzeniami, przegapiła moment, gdy szczęście się do niejszeroko uśmiechało.W tamtych przedwojennych latach nieustannie miała wrażenie, żeprawdziwe życie jest jeszcze przed nią.Wciąż kiełkowały w niej nowe pragnienia, któremiała zrealizować w przyszłości.Aż nadszedł pierwszy września trzydziestego dziewiątegoroku i niemal w ciągu jednego dnia jej świat runął w gruzach.Wojna była niczym przysłowiowa kropka nad i.Wojna nieodwracalnie zmieniła wszystko.Z nieco zepsutej, znudzonej życiem kobiety, która żyła w dostatku, stała się kimś, kto samotniemusi walczyć o przetrwanie, o życie swoich dzieci.A kiedy los zabrał jej Julka, ukochanegochłopczyka o błękitnych oczach i nieustannie roześmianej buzi, wówczas fatalizmrzeczywistości ostatecznie zatriumfował.Nie było w niej już marzeń o miłości i namiętności,nie było żadnych pragnień.Gdyby tylko mogła targować się z Bogiem czy z diabłem,wyrzekłaby się wszelkich przyjemności, tej gorączki namiętności, o której tak kiedyś marzyła,sławiłaby nudne małżeństwo albo wdowi stan, byle tylko żył jej ukochany chłopczyk.Cóż za ironia losu, że w trakcie wojny częściowo spadły na nią podobne nieszczęścia jakna Irenę Krzywicką, której tak zazdrościła szczęśliwego życia, rozgłosu i splendoru.Chciałasię na niej wzorować, przeżyć to, co ona.W końcu w przewrotny i okrutny sposób jejpragnienie się spełniło&We wrześniu trzydziestego dziewiątego chciała uciekać razem z kuzynem, który jeszczeprzed klęską kampanii wrześniowej wyjechał do Paryża.Ale Tadeusz nie zgodził się nawyjazd.Uważał, że jego obowiązkiem jest walka za kraj.Tymczasem Jerzy przeżył wojnę,chociaż oskarżony o kolaborację z nazistami był teraz wrakiem człowieka, prowadzącymsklep w jakiejś małej mieścinie na południu Francji.Tadeusz zginął w pierwszych tygodniach wojny, nie doczekawszy wkroczenia hitlerowcówdo stolicy, a ona w pazdzierniku, już jako wdowa, przedwcześnie urodziła ich drugie dziecko.Zrozpaczona po śmierci męża, samotna i przerażona, przytulała do siebie małą, całkiem bezbronną istotę, ostatni podarunek od losu, ostatnią nić wiążącą ją z dawną Lili.Dałasynkowi na imię Julian, chcąc zatrzymać w nim cząstkę tego, co bezpowrotnie utraciła.Naiwność, marzenia, miłość, które los tak bezpardonowo chciał jej wydrzeć.Mały Julian byłjej ostatnim promykiem radości, napędzał ją do życia i motywował do działania.Po razpierwszy nie myślała w ogóle o sobie.Jej wszystkie myśli koncentrowały się na tym, by nicsię nie stało dzieciom.Imała się każdej pracy, odejmowała sobie jedzenie od ust, jeżeli byłotrzeba, aby one nie głodowały.A wieczorami, gdy wtulała się w ich ciepłe od snu ciałka,z trudem łapała oddech z rozpaczy.Bała się, że coś im się stanie.Nie przeżyłaby kolejnejstraty.Bała się, że jej coś się stanie.Wtedy dzieci zostałyby sierotami.Okazało się, że miała więcej sił, niż kiedykolwiek przypuszczała.Synek zmarłw czterdziestym pierwszym roku na zapalenie płuc.Patrzyła, jak odchodzi, i nie mogła niczrobić.Zastanawiała się, czy tak samo czuł się Julian, gdy zostawiła go w więzieniu, a on niemógł jej zatrzymać.Część jej duszy i serca odeszła wraz z małym Juliankiem.Ostateczniepożegnała z jego śmiercią Tadeusza, którego powinna była bardziej kochać i doceniać.Pożegnała również Juliana, którego niegdyś potraktowała jak zabawkę, a powinna byłaofiarować mu swoją przyjazń i pomoc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl