[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Junak II, straciwszy więcej niż dwa tygodnie wskutek przebytej awarii na MorzuKarskim, nie tylko nie mógł w tych warunkach zarobić ani jednego dnia na MorzuNordenskiolda, ale jeszcze musiał poddać się gruntownemu oczyszczeniu ze skorupy lodowejna redzie Wyspy Fadiejewa, co kosztowało załogę prawie trzy dni piekielnej pracy.Potem wyładowano węgiel i żywność dla stacji meteorologicznej, następnie zaś okazałosię, że prowizorycznie naprawiony forpik przecieka i że trzeba wzmocnić dodatkowo jegoposzycie.Ostatecznie Junak II wyruszył w dalszą podróż dopiero trzeciego września, czwartego zaśmijał sto pięćdziesiąty południk na szerokości 73 stopni.Następnym portem, do którego miał zawinąć, był Niżnij Kołymsk.Tu jednak nasunęły sięnowe trudności: długa zatoka utworzona przez ujście rzeki Kołymy już zamarzła, choć to byładopiero pierwsza połowa września.Dwa radzieckie lodołamacze nie mogły dać sobie rady zutorowaniem przejścia na wewnętrzną redę.Na redzie zewnętrznej, za osłoną Wyspy Sukara,stały trzy statki węglowe, dwie puste lichtugi 29 i kilka małych kutrów rybackich, woczekiwaniu na wolną drogę.Kapitan Pilewicz wprowadził swój statek między wysepkę a ląd za zrujnowany staryfalochron z drewnianych pali, przy pomocy jednego z miejscowych szyprów, gdyż pilota niebyło.Następnie zaczął się targ z właścicielami lichtug i kutrów o przeładunek węgla.Nie chcieli pieniędzy, tylko tytoniu, kawy, cukru i zapałek.Wiedzieli, że komendantJunaka śpieszy się i nie będzie mógł czekać na otwarcie wejścia do portu.Że musi skorzystaćz ich usług, jeśli chce wyładować węgiel i zdążyć przed zimą opłynąć Przylądek Deżniewa, iwyzyskali to w całej pełni.Pilewicz, mając do wyboru przezimowanie w Niżnini Kołymsku lub ryzyko przyzmniejszeniu własnych zapasów których nie mógłby już nigdzie uzupełnić przed przejściem28 Szpigat — ściek, odpływ wody dostającej się na pokład.29 Lichtug a — berlinka, mały statek bez żagli i motoru.Cieśniny Beringa, wybrał to drugie.Cały stos białych skrzyń świerkowych ułożono napokładzie i parowe dźwigi zaczęły przenosić je na jeden z kutrów, podczas gdy dwie pustelichtugi po obu stronach statku brały węgiel.Tymczasem Plichta latał ze Szczepanikiem do portu, aby uregulować rachunki i frachty,oraz dokonał kilku wywiadów wzdłuż brzegów na wschód.Morze było zmienne i stan lodów z dnia na dzień inny.Masy kry raz napływały z północyi parły na brzeg, raz cofały się daleko, pozostawiając wolny przestwór wód ciemnych ipustych, jak pusta była tundra na lądzie.Bariery lodowe tworzyły się na płyciznach i pękałypod naporem wichrów wiejących z bezgranicznych bagien, które pokrywał śnieg.Dzień stawał się coraz krótszy.Zimne, zaspane, ciężkie słońce świeciło coraz niżej nadhoryzontem, jakby nie miało siły wydźwignąć się ku zenitowi.Noce były ciemne i mroźne,dłużące się w nieskończoność.Ludzie wstawali po ciemku, pracowali przy lampach i reflektorach, by po kilkugodzinach dopiero ujrzeć szary świt.Południe za to mijało szybko, po nim zaś następowałznów długi zmierzch aż do nocy:Wyładunek węgla trwał dwie doby.Po jego ukończeniu Junak II wyglądał jakupudrowany czarnym pyłem.Nie sposób było go dokładnie oczyścić, bo woda w czasieszorowania marzła na pokładzie.Ruszyli więc dalej na wschód, czarni i brudni, czekając najakiś cieplejszy dzień, aby doprowadzić statek do porządku.Podróż stawała się coraz uciążliwsza.Raz po raz lody tamowały drogę.Parły z północyna południe, tężały u burt i piętrzyły się ponad nie, pękały z hukiem, waląc się na pokład inagle, porwane nowym prądem, sunęły na północ, unosząc z sobą Junaka od lądu.Kilkakrotnie trzeba było rozsadzać dynamitem atakujące statek wały lodowe, abyuratować go od niechybnego zmiażdżenia.Gdy oswobodzony przedzierał się przez kry i wracał na właściwy kurs, zrywała sięwichura i śnieżyca tak gęsta, że ludzie nie widzieli się wzajemnie przez szerokość pokładu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Junak II, straciwszy więcej niż dwa tygodnie wskutek przebytej awarii na MorzuKarskim, nie tylko nie mógł w tych warunkach zarobić ani jednego dnia na MorzuNordenskiolda, ale jeszcze musiał poddać się gruntownemu oczyszczeniu ze skorupy lodowejna redzie Wyspy Fadiejewa, co kosztowało załogę prawie trzy dni piekielnej pracy.Potem wyładowano węgiel i żywność dla stacji meteorologicznej, następnie zaś okazałosię, że prowizorycznie naprawiony forpik przecieka i że trzeba wzmocnić dodatkowo jegoposzycie.Ostatecznie Junak II wyruszył w dalszą podróż dopiero trzeciego września, czwartego zaśmijał sto pięćdziesiąty południk na szerokości 73 stopni.Następnym portem, do którego miał zawinąć, był Niżnij Kołymsk.Tu jednak nasunęły sięnowe trudności: długa zatoka utworzona przez ujście rzeki Kołymy już zamarzła, choć to byładopiero pierwsza połowa września.Dwa radzieckie lodołamacze nie mogły dać sobie rady zutorowaniem przejścia na wewnętrzną redę.Na redzie zewnętrznej, za osłoną Wyspy Sukara,stały trzy statki węglowe, dwie puste lichtugi 29 i kilka małych kutrów rybackich, woczekiwaniu na wolną drogę.Kapitan Pilewicz wprowadził swój statek między wysepkę a ląd za zrujnowany staryfalochron z drewnianych pali, przy pomocy jednego z miejscowych szyprów, gdyż pilota niebyło.Następnie zaczął się targ z właścicielami lichtug i kutrów o przeładunek węgla.Nie chcieli pieniędzy, tylko tytoniu, kawy, cukru i zapałek.Wiedzieli, że komendantJunaka śpieszy się i nie będzie mógł czekać na otwarcie wejścia do portu.Że musi skorzystaćz ich usług, jeśli chce wyładować węgiel i zdążyć przed zimą opłynąć Przylądek Deżniewa, iwyzyskali to w całej pełni.Pilewicz, mając do wyboru przezimowanie w Niżnini Kołymsku lub ryzyko przyzmniejszeniu własnych zapasów których nie mógłby już nigdzie uzupełnić przed przejściem28 Szpigat — ściek, odpływ wody dostającej się na pokład.29 Lichtug a — berlinka, mały statek bez żagli i motoru.Cieśniny Beringa, wybrał to drugie.Cały stos białych skrzyń świerkowych ułożono napokładzie i parowe dźwigi zaczęły przenosić je na jeden z kutrów, podczas gdy dwie pustelichtugi po obu stronach statku brały węgiel.Tymczasem Plichta latał ze Szczepanikiem do portu, aby uregulować rachunki i frachty,oraz dokonał kilku wywiadów wzdłuż brzegów na wschód.Morze było zmienne i stan lodów z dnia na dzień inny.Masy kry raz napływały z północyi parły na brzeg, raz cofały się daleko, pozostawiając wolny przestwór wód ciemnych ipustych, jak pusta była tundra na lądzie.Bariery lodowe tworzyły się na płyciznach i pękałypod naporem wichrów wiejących z bezgranicznych bagien, które pokrywał śnieg.Dzień stawał się coraz krótszy.Zimne, zaspane, ciężkie słońce świeciło coraz niżej nadhoryzontem, jakby nie miało siły wydźwignąć się ku zenitowi.Noce były ciemne i mroźne,dłużące się w nieskończoność.Ludzie wstawali po ciemku, pracowali przy lampach i reflektorach, by po kilkugodzinach dopiero ujrzeć szary świt.Południe za to mijało szybko, po nim zaś następowałznów długi zmierzch aż do nocy:Wyładunek węgla trwał dwie doby.Po jego ukończeniu Junak II wyglądał jakupudrowany czarnym pyłem.Nie sposób było go dokładnie oczyścić, bo woda w czasieszorowania marzła na pokładzie.Ruszyli więc dalej na wschód, czarni i brudni, czekając najakiś cieplejszy dzień, aby doprowadzić statek do porządku.Podróż stawała się coraz uciążliwsza.Raz po raz lody tamowały drogę.Parły z północyna południe, tężały u burt i piętrzyły się ponad nie, pękały z hukiem, waląc się na pokład inagle, porwane nowym prądem, sunęły na północ, unosząc z sobą Junaka od lądu.Kilkakrotnie trzeba było rozsadzać dynamitem atakujące statek wały lodowe, abyuratować go od niechybnego zmiażdżenia.Gdy oswobodzony przedzierał się przez kry i wracał na właściwy kurs, zrywała sięwichura i śnieżyca tak gęsta, że ludzie nie widzieli się wzajemnie przez szerokość pokładu [ Pobierz całość w formacie PDF ]