[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego wieczoru żandarm poprosił Minette o koniak. Tylko naparstek, kochana Minny  powiedział, rozstawiającSR palce na dwa cale.* * *Edgara Allana Puryeara fascynowała władza.Steven Butler, ojciecRhetta, miał władzę, ponieważ był bogaty i bezwzględny, a był bogaty,ponieważ był bezwzględny.Charlotte Fisher Ravanel miała władzę,ponieważ była bogata, Andrew Ravanel zaś miał władzę, bo wojnanagradza odwagę.Edgar Puryear nie rozumiał natomiast władzy Rhetta Butlera.Kiedy Rhett przyjechał po Taz pierwszy do szkoły Cathecarte'aPuryeara, Edgar poszedł na górę, żeby poznać nowego ucznia ojca.Rhett spojrzał na Edgara, a właściwie prześwidrował go wzrokiem nawylot, i natychmiast znielubił.Chwileczkę, chciał zaprotestować młodyEdgar.Nie sądz po pozorach! Stać mnie na więcej, niż myślisz.PotemEdgara spotykał już tylko rozbawiony uśmiech Rhetta.Kiedy pochlebiałRhettowi, ten szydził z jego pochlebstw.Kiedy kupił mu drogi fular,Rhett nigdy go nie włożył.Pewnego wieczoru Edgar zauważył go naszyi murzyńskiego odzwiernego panny Polly.A gdy Edgar zebrał się naodwagę, żeby raz na zawsze wyjaśnić sprawę, Rhett nie dał mudokończyć trzeciego zdania. Nie teraz, Edgarze  rzucił i wyszedł z pokoju.Nigdy nie okazał się okrutny wobec Edgara, w każdym razie namiarę okrucieństwa Henry'ego Kershaw czy Andrew Ravanela, leczjego obojętność była gorsza od okrucieństwa.Czy na tym polegał sekretRhetta? Czy obojętność Rhetta świadczyła o jego władzy?Kiedy Rhetta wyrzucono z West Point (a żaden mieszkaniecCharlestonu nie zdziwiłby się, gdyby młody Butler wpakował mu kulęSR w łeb), tylko Edgar Puryear wyszedł do portu, żeby go przywitać. Niech mnie licho, dobrze cię widzieć, druhu.Minęły całewieki! Chodz ze mną.Polly ma nową panienkę o niezwykłymtemperamencie.Rhett wyszczerzył zęby w półuśmiechu, jakże znienawidzonymprzez Edgara, i powiedział: Nie teraz, Edgarze.Po czym ruszył w stronę miasta.* * *Pokojówka z Chapeau Rouge niosąca wiadro z węglem zawahałasię w progu salonu. Wejdz, dziecko. Przepraszam, jaśnie panie.Nie wiedziałam, że ktoś. Nie szkodzi.Nie szkodzi.Rób swoje.Boisz się, że cię ugryzę? Nie, jaśnie panie. Nigdy nie ugryzłbym takiego ślicznego stworzenia.Dziewczyna się zarumieniła. Powiedz mi, dziecko, kiedy ma przyjść kapitan Butler? Nie wiem, jaśnie panie.Uklękła, żeby wsypać węgiel do pieca, i sukienka opięła jej się naplecach, uwydatniając długi kręgosłup.Kiedy wróciła Minette zkoniakiem dla kapitana, burknęła do pokojówki: Liso, wieczorem nie wolno ci przychodzić do salonu!Zdumiona pokojówka przewróciła wiadro i węgiel rozsypał się aż podfotel uszak Puryeara.Kapitan rozstawił nogi, żeby mogła spomiędzynich wygarnąć węgiel.SR  Ale z ciebie niezdara!  syknęła Minette. Zostaw.Pozbierasz, jak pan kapitan wyjdzie. Minny, sądzisz, że mógłbym się spodobać Lisie? Lisa to dziecko, panie kapitanie  odparła chłodno Minette. Nie zabawia gości.Kiedy wszedł MacBeth, trzymając za rękę nieznajomego chłopaka,Lisa skorzystała z okazji, żeby uciec. Ten chłopak twierdzi, że jest dzieckiem panny Belle oznajmił MacBeth.Chłopiec miał szatynowe włosy zaczesane na bok, a twarz zbytpoważną jak na swój wiek.Minette rozpoznała w nim kawalera z dagero typu stojącego na toaletce Madame. Ależ mon petit, przecież powinieneś być u ojców jezuitów wNowym Orleanie!Taz rozłożył ręce, jakby nie wiedział, jakim cudem znalazł się wAtlancie.Uśmiechnął się rozbrajająco. Twierdzi, że jest synem panny Belle  powtórzył MacBeth.Edgar Puryear utkwił spojrzenie w Tazie. Chłopcze, kim jesteś? Jak się nazywasz? Tazewell Watling, jaśnie panie. Watling, mój Boże! A urodziłeś się? W Nowym Orleanie, jaśnie panie. Nie pytam gdzie, tylko kiedy.Bo co mnie obchodzi, gdzie sięurodziłeś.Niech policzę.Dwanaście, nie, już będzie trzynaście lat temu! Tak, jaśnie panie, mam trzynaście lat. Mów do mnie  panie kapitanie", mój drogi.Czas na pytaniaSR przyjdzie pózniej.Chłopak przyjechał odwiedzić ukochaną mamę.Kapitan Puryear wstał i obejrzał Taza jak kupujący oglądazrebaka. Owszem, widzą podobieństwo, zdecydowane podobieństwo.Te uszy, ten nos!  Uniósł kieliszek w stronę chłopaka. TazewellWatling! Jak mi Bóg miły, jesteś bękartem Rhetta Butlera!Wychylił koniak, po czym odstawił kieliszek na kominek. Myli się pan, jaśnie panie.Kapitan Butler jest moimopiekunem. O, jak najbardziej.Bez dwóch zdań.Ten stary kocur zawszejest tym, za kogo się podaje.Zegar tykał na kominku, w piecu syczał ogień.Taz był zmęczonypo długiej podróży. Przekażę panu kapitanowi Butlerowi pańskie zainteresowaniemoim rodowodem.Oczy kapitana Puryeara przygasły. Omówimy to kiedy indziej, chłopcze.Minny, przynieś mijeszcze jeden koniak.Ale tym razem francuski, mon chere.* * *Minette zaprowadziła Taza korytarzem do dawnej jadalni,przerobionej na buduar Belle Watling, sanktuarium tejniewykształconej, acz zamożnej kobiety.W oknach wisiały ciemnezasłony z jedwabnej mory, które tłumiły hałasy uliczne.Kuliste lampybyły pomalowane w jaskrawe, okazałe kwiaty.Aóżko zasłane różowąbrokatową narzutą i stosem większych i mniejszych poduszek obszytychfrędzlami, spiętrzonych w głowach łóżka.Taz poczuł ciepłoSR przesączone wonią perfum.Stropił się wobec tak nachalnej kobiecości.Matka spojrzała znad okularów. Taz!  zawołała ze zdumieniem. A ja tu właśnie piszę dociebie list! Madame, le bon fils!  Z tymi słowy Minette pchnęła chłopcaku matce.Taz chciał uprzedzić sprzeciw Belle. Proszę cię, mamo, tak się cieszę, że tu jestem.Mogę z tobązostać? Ależ Taz. Przedarłem się przez linie wojsk Unii, przez ich straże.Jedenwartownik omal na mnie nie nastąpił! Gdyby nastąpił, nie wiem, cobym zrobił.Nie wziąłem ze sobą jedzenia, nic nie jadłem, maman,dlatego byłem głodny.Potem spotkałem poganiaczy, którzy pędzilibydło do Montgomery, i dali mi do jedzenia ciastka zbożowe.Kiedydotarłem na dworzec kolejowy, żandarmi nie chcieli mnie wpuścić dopociągu.Przemycili mnie żołnierze.Rzucił się w ramiona Belle. Ale się za tobą stęskniłam, kochanie.Minette otworzyła barek,mrucząc pod nosem: Też coś! On będzie do mnie mówił  Minny"! Jak mi na chrzciedali Minette, to kapitan Wściubinos też mnie tak może nazywać!Belle delikatnie odgarnęła synowi włosy z czoła. Minette, błagam, nie teraz. Eloise nie chce zejść na dół, jak ten człowiek jest u nas. Wiem, Minette.Ale błagam, nie teraz.SR  Panie kapitanie, ma pan swój francuski koniak! Minettesplunęła do kieliszka, nalała koniaku i wyszła.Matka z synem ściskali się, rozmawiali i znów ściskali.Lisaprzyniosła tacę z zupą i chleb.Taz jadł przy toaletce matki, wśród jejpomad i eliksirów. Piękna ta Lisa, prawda, mamo?  zagadnął między kolejnymikęsami. Mąż tej biednej dziewczyny zginął na wojnie.Tylko jedendzień spędzili razem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl