[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A czego może potrzebować hrabina zapteki?- Musi zapewnić sobie zapas lekarstwa na całe lato.- Jakiego lekarstwa?- Nie wiem, proszę pani.- Długo już je przyjmuje?- Zaczęła dopiero ostatnio.Proszę, jeszcze jedna piętka.Moje wnuki zawsze proszą o miękką ośródkę.Nie wiedzą, co dobre.Anna sięgnęła po chleb.Spostrzegła, że szare oczy Lutiszy pełne są łez.Nim wyszła z kuchni, ucałowała wielce tym zaskoczoną Lutiszę najpierw wjeden policzek, a potem w drugi.RS353Rozdział pięćdziesiąty trzeci.Anna udała się do sypialni, by zapakować swoje skarby.Do wykładanegoaksamitem pudełka, w którym spoczywała kryształowa gołębica, włożyłamieniący się barwami pierścień - dziś opal wydawał się rubinowo czerwony - iszmaragdową szpilkę, zawijając oba przedmioty w miękkie szmatki.- Pani Zofia prosi, by zeszła pani do jadalni - powiedziała Marcelina, stającw otwartych drzwiach.- Zofia? Chcesz powiedzieć, że o tej porze jest już na nogach?- Tak, proszę pani.%7łyczy sobie pani, bym zniosła to pudło do powozu? -spytała dziewczyna, w widoczny sposób podekscytowana podróżą.- Nie, Marcelino, sama je zaniosę.Powiedz hrabinie, że zaraz zejdę.Wyszła najpierw z domu, aby bezpiecznie umieścić puzdro w powozie.Nadworze dopiero zaczynało się rozwidniać.Katarzyna pomachała do niej zpowozu wynajętego dla służby.Wszyscy zdawali się być gotowi do podróży.Wróciła do domu.W jadalni ciotka, ubrana w ciemny podróżny strój,siedziała sztywno za stołem, z którego uprzątnięto już po śniadaniu.Siostrzenica usiadła po jej lewej stronie.Naprzeciw, oddzielona od nich szerokością stołu, stała Zofia.Miała nasobie poranny szlafrok, włosy w nieładzie, a pod oczami ciemne kręgi.Annazastanawiała się, czy kuzynka kładła się tej nocy choć na chwilę.- Przepraszam, że trwało to tak długo - powiedziała.- O co chodzi, Zofio? - spytała hrabina.- Chciałybyśmy dojechać jaknajdalej, nim zrobi się gorąco.- I dojedziecie, nie martw się, mamo - wymuszony uśmiech na twarzy Zofii,podkreślający jej mroczną urodę, sprawił, że wydawała się niezwykle podobnado matki Anny.- Modlę się, byście obie, a także maleństwo, miały bezpiecznąpodróż i spędziły w Haliczu wspaniałe lato.Jeśli tylko będziecie czegośpotrzebowały, dajcie mi znać, a natychmiast wszystkim się zajmę.Zamierzamopiekować się wami do czasu, aż znajdzie się jakiś dobry mężczyzna, który bymnie zastąpił i zajął się nami wszystkimi.Anna przyglądała się kuzynce z zainteresowaniem.Zofia zaciskała dłoniena oparciu krzesła, aż pobielały jej knykcie.Była zdenerwowana.Ta małaprzemowa z pewnością miała do czegoś prowadzić, ale do czego? Anna niewidziała dotąd, by kuzynka zachowywała się tak formalnie.- Wierzę - mówiła dalej Zofia - że zrobię, co tylko się da w najlepiejpojętym interesie osób, które tak kocham, to znaczy: was obu.RS354Umilkła.Anna i hrabina czekały.- I właśnie dlatego, że was kocham, umieściłam wasze podpisy obokpodpisów innych przedstawicieli szlachty, popierających konfederację zTargowicy.Hrabina zaczerpnęła gwałtownie powietrza.- Co takiego zrobiłaś? Jak śmiałaś przypuszczać, że.- Nalegam, byś pozwoliła mi skończyć, matko - mówiła z naciskiem Zofia.- Gdybyśmy nie podpisały, jak uczynili to wszyscy co bardziej rozsądniprzedstawiciele szlachty z Warszawy i całej Polski, caryca niezagwarantowałaby nam nietykalności ani osobistej, ani majątkowej.- W imię Jezusa Chrystusa, nie zgadzam się! - zawołała ciotka Stella,wyprostowawszy się na krześle.Jej twarz płonęła oburzeniem.- Jeśli zależy ci na życiu, własnym i członków twojej rodziny, a także natym, by zachować nazwisko oraz tytuł, musisz pogodzić się z tym, couczyniłam.Jeśli nasze nazwiska nie znajdą się obok innych, caryca uzna nas zawywrotowców.Możemy zostać wygnane lub stracić życie.Chyba że uciek-niemy do innego państwa.A tego raczej byś nie chciała, prawda, matko?- Nie ulegnę kaprysom rosyjskiej carycy.Jestem bogobojną poddanąpolskiego króla!- Tyle że ten król to obawiający się Katarzyny poddany Rosji! - zawołałaZofia z pełną gniewu pogardą.- Jest jak dojrzała jagoda pod zdobionymklejnotami pantoflem carycy.Hrabina także wpadła w gniew i zaczęła krzyczeć:- Rosjanie to zwierzęta, na wpół ludzie, na wpół wilki! Nawet Litwini czcilidrzewa i węże, nim przynieśliśmy im Boga i cywilizację.Rosjanie niemieszkają już, być może, w jaskiniach czy wilczych jamach - och, mogą sobienawet mieszkać w pałacach i chodzić odziani w jedwabie - lecz nie wyzbyli sięwrodzonych skłonności! Teraz toczą wojny, Zofio.Nauczyli się, że kordy ipistolety są skuteczniejsze od dzid.A także tego, jak maszerować, toczą więcwojny.- Tak - odparła szybko Zofia - teraz toczą wojny.I jest bardziej niżprawdopodobne, że u ich boku pomaszerują armie Prus i Austrii! Jeśli onitoczą wojnę, a my nie, musimy zdać się na ich opiekę.Kiedy konstytucjazostanie obalona, a chłopi i pospólstwo przywołani do porządku, wojna sięskończy.Jesteśmy szlachtą i przetrwamy.Tylko zbuntowane bydło będzieginąć, matko.Tylko ci, którzy stawią opór, zostaną ukarani.Szlachta musizapanować nad chłopstwem i tymi, którzy uzurpują sobie prawo do naszychRS355ziem i majątku.Gdy konstytucja upadnie, zostaniemy pozostawieni w spokoju,byśmy mogli cieszyć się naszym dziedzictwem.- Wcale sobie tego nie życzę! - wysyczała hrabina.- Nie stanę przeciwkonstytucji.Leo też by tak nie postąpił.I nie pozwolę, by ci, którzy dzielnie jejbronią, umierali zamiast mnie! - Hrabina wstała.- Zaczekam na ciebie wpowozie, Anno Mario - powiedziała, wychodząc pośpiesznie z pokoju.- Więc umrzesz! - krzyknęła za nią Zofia, a potem dodała ciszej, by matkajej nie usłyszała.- Chyba że okażę się wystarczająco sprytna, by cię przed tymuchronić.- Milczałam dotąd, Zofio - powiedziała Anna - lecz teraz mówię do ciebietak, jak przedtem matka.Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, bez względu na stani urodzenie.Nasi obywatele nie powinni umierać w obronie praw,ustanowionych przez Konstytucję 3 maja.Nikt też nie powinien umierać zanas.- Anno, nasze nazwiska zostały już umieszczone pośród nazwisk ludzipopierających targowicę.- Uczyniłaś zle, Zofio.Wiem, że wielu ludzi nie zgadza się zpostanowieniami konfederacji, wielu też nie podpisze się pod nią, a wśród nichLubiccy.- I, jak przypuszczam, Stelnicki, w tym swoim ślicznym mundurze!Wszyscy oni to głupcy, prowokujący własną zgubę.Zofia okrążyła stół i podeszła do kuzynki, przemawiając tonemjednocześnie błagalnym i władczym.- Jeśli uważasz, że nie mam racji, powiedz mi, Anno Mario Berezowska-Grawlińska, co należało uczynić!- Mogę ci tylko powiedzieć, że nie powinniśmy brać w tym udziału.Muszęcię prosić, by nazwisko twojej matki, moje i Jana Michała zostało usunięte zdokumentów popierających konfederację.- Czy dla ciebie wszystko musi być tak proste i czarno-białe, Anno? Niepotrafisz zachować się rozsądnie?- Twoja matka i ja musimy kierować się tym, co nakazuje nam sumienie.Nie będziemy szukały opieki Katarzyny:- Lecz Polacy nie będą w stanie się jej przeciwstawić! -Zofia pochyliła sięnad Anną i ujęła jej dłoń.- Być może ty i matka macie rację.Być może Polacysą zbyt blisko Boga, by walczyć i wojować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- A czego może potrzebować hrabina zapteki?- Musi zapewnić sobie zapas lekarstwa na całe lato.- Jakiego lekarstwa?- Nie wiem, proszę pani.- Długo już je przyjmuje?- Zaczęła dopiero ostatnio.Proszę, jeszcze jedna piętka.Moje wnuki zawsze proszą o miękką ośródkę.Nie wiedzą, co dobre.Anna sięgnęła po chleb.Spostrzegła, że szare oczy Lutiszy pełne są łez.Nim wyszła z kuchni, ucałowała wielce tym zaskoczoną Lutiszę najpierw wjeden policzek, a potem w drugi.RS353Rozdział pięćdziesiąty trzeci.Anna udała się do sypialni, by zapakować swoje skarby.Do wykładanegoaksamitem pudełka, w którym spoczywała kryształowa gołębica, włożyłamieniący się barwami pierścień - dziś opal wydawał się rubinowo czerwony - iszmaragdową szpilkę, zawijając oba przedmioty w miękkie szmatki.- Pani Zofia prosi, by zeszła pani do jadalni - powiedziała Marcelina, stającw otwartych drzwiach.- Zofia? Chcesz powiedzieć, że o tej porze jest już na nogach?- Tak, proszę pani.%7łyczy sobie pani, bym zniosła to pudło do powozu? -spytała dziewczyna, w widoczny sposób podekscytowana podróżą.- Nie, Marcelino, sama je zaniosę.Powiedz hrabinie, że zaraz zejdę.Wyszła najpierw z domu, aby bezpiecznie umieścić puzdro w powozie.Nadworze dopiero zaczynało się rozwidniać.Katarzyna pomachała do niej zpowozu wynajętego dla służby.Wszyscy zdawali się być gotowi do podróży.Wróciła do domu.W jadalni ciotka, ubrana w ciemny podróżny strój,siedziała sztywno za stołem, z którego uprzątnięto już po śniadaniu.Siostrzenica usiadła po jej lewej stronie.Naprzeciw, oddzielona od nich szerokością stołu, stała Zofia.Miała nasobie poranny szlafrok, włosy w nieładzie, a pod oczami ciemne kręgi.Annazastanawiała się, czy kuzynka kładła się tej nocy choć na chwilę.- Przepraszam, że trwało to tak długo - powiedziała.- O co chodzi, Zofio? - spytała hrabina.- Chciałybyśmy dojechać jaknajdalej, nim zrobi się gorąco.- I dojedziecie, nie martw się, mamo - wymuszony uśmiech na twarzy Zofii,podkreślający jej mroczną urodę, sprawił, że wydawała się niezwykle podobnado matki Anny.- Modlę się, byście obie, a także maleństwo, miały bezpiecznąpodróż i spędziły w Haliczu wspaniałe lato.Jeśli tylko będziecie czegośpotrzebowały, dajcie mi znać, a natychmiast wszystkim się zajmę.Zamierzamopiekować się wami do czasu, aż znajdzie się jakiś dobry mężczyzna, który bymnie zastąpił i zajął się nami wszystkimi.Anna przyglądała się kuzynce z zainteresowaniem.Zofia zaciskała dłoniena oparciu krzesła, aż pobielały jej knykcie.Była zdenerwowana.Ta małaprzemowa z pewnością miała do czegoś prowadzić, ale do czego? Anna niewidziała dotąd, by kuzynka zachowywała się tak formalnie.- Wierzę - mówiła dalej Zofia - że zrobię, co tylko się da w najlepiejpojętym interesie osób, które tak kocham, to znaczy: was obu.RS354Umilkła.Anna i hrabina czekały.- I właśnie dlatego, że was kocham, umieściłam wasze podpisy obokpodpisów innych przedstawicieli szlachty, popierających konfederację zTargowicy.Hrabina zaczerpnęła gwałtownie powietrza.- Co takiego zrobiłaś? Jak śmiałaś przypuszczać, że.- Nalegam, byś pozwoliła mi skończyć, matko - mówiła z naciskiem Zofia.- Gdybyśmy nie podpisały, jak uczynili to wszyscy co bardziej rozsądniprzedstawiciele szlachty z Warszawy i całej Polski, caryca niezagwarantowałaby nam nietykalności ani osobistej, ani majątkowej.- W imię Jezusa Chrystusa, nie zgadzam się! - zawołała ciotka Stella,wyprostowawszy się na krześle.Jej twarz płonęła oburzeniem.- Jeśli zależy ci na życiu, własnym i członków twojej rodziny, a także natym, by zachować nazwisko oraz tytuł, musisz pogodzić się z tym, couczyniłam.Jeśli nasze nazwiska nie znajdą się obok innych, caryca uzna nas zawywrotowców.Możemy zostać wygnane lub stracić życie.Chyba że uciek-niemy do innego państwa.A tego raczej byś nie chciała, prawda, matko?- Nie ulegnę kaprysom rosyjskiej carycy.Jestem bogobojną poddanąpolskiego króla!- Tyle że ten król to obawiający się Katarzyny poddany Rosji! - zawołałaZofia z pełną gniewu pogardą.- Jest jak dojrzała jagoda pod zdobionymklejnotami pantoflem carycy.Hrabina także wpadła w gniew i zaczęła krzyczeć:- Rosjanie to zwierzęta, na wpół ludzie, na wpół wilki! Nawet Litwini czcilidrzewa i węże, nim przynieśliśmy im Boga i cywilizację.Rosjanie niemieszkają już, być może, w jaskiniach czy wilczych jamach - och, mogą sobienawet mieszkać w pałacach i chodzić odziani w jedwabie - lecz nie wyzbyli sięwrodzonych skłonności! Teraz toczą wojny, Zofio.Nauczyli się, że kordy ipistolety są skuteczniejsze od dzid.A także tego, jak maszerować, toczą więcwojny.- Tak - odparła szybko Zofia - teraz toczą wojny.I jest bardziej niżprawdopodobne, że u ich boku pomaszerują armie Prus i Austrii! Jeśli onitoczą wojnę, a my nie, musimy zdać się na ich opiekę.Kiedy konstytucjazostanie obalona, a chłopi i pospólstwo przywołani do porządku, wojna sięskończy.Jesteśmy szlachtą i przetrwamy.Tylko zbuntowane bydło będzieginąć, matko.Tylko ci, którzy stawią opór, zostaną ukarani.Szlachta musizapanować nad chłopstwem i tymi, którzy uzurpują sobie prawo do naszychRS355ziem i majątku.Gdy konstytucja upadnie, zostaniemy pozostawieni w spokoju,byśmy mogli cieszyć się naszym dziedzictwem.- Wcale sobie tego nie życzę! - wysyczała hrabina.- Nie stanę przeciwkonstytucji.Leo też by tak nie postąpił.I nie pozwolę, by ci, którzy dzielnie jejbronią, umierali zamiast mnie! - Hrabina wstała.- Zaczekam na ciebie wpowozie, Anno Mario - powiedziała, wychodząc pośpiesznie z pokoju.- Więc umrzesz! - krzyknęła za nią Zofia, a potem dodała ciszej, by matkajej nie usłyszała.- Chyba że okażę się wystarczająco sprytna, by cię przed tymuchronić.- Milczałam dotąd, Zofio - powiedziała Anna - lecz teraz mówię do ciebietak, jak przedtem matka.Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, bez względu na stani urodzenie.Nasi obywatele nie powinni umierać w obronie praw,ustanowionych przez Konstytucję 3 maja.Nikt też nie powinien umierać zanas.- Anno, nasze nazwiska zostały już umieszczone pośród nazwisk ludzipopierających targowicę.- Uczyniłaś zle, Zofio.Wiem, że wielu ludzi nie zgadza się zpostanowieniami konfederacji, wielu też nie podpisze się pod nią, a wśród nichLubiccy.- I, jak przypuszczam, Stelnicki, w tym swoim ślicznym mundurze!Wszyscy oni to głupcy, prowokujący własną zgubę.Zofia okrążyła stół i podeszła do kuzynki, przemawiając tonemjednocześnie błagalnym i władczym.- Jeśli uważasz, że nie mam racji, powiedz mi, Anno Mario Berezowska-Grawlińska, co należało uczynić!- Mogę ci tylko powiedzieć, że nie powinniśmy brać w tym udziału.Muszęcię prosić, by nazwisko twojej matki, moje i Jana Michała zostało usunięte zdokumentów popierających konfederację.- Czy dla ciebie wszystko musi być tak proste i czarno-białe, Anno? Niepotrafisz zachować się rozsądnie?- Twoja matka i ja musimy kierować się tym, co nakazuje nam sumienie.Nie będziemy szukały opieki Katarzyny:- Lecz Polacy nie będą w stanie się jej przeciwstawić! -Zofia pochyliła sięnad Anną i ujęła jej dłoń.- Być może ty i matka macie rację.Być może Polacysą zbyt blisko Boga, by walczyć i wojować [ Pobierz całość w formacie PDF ]