[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja znałem przyczyny aż za dobrze.No, ale przeżyłem, odrywając od siebie aparatyniewierne przysiędze Hipokratesa, jedząc wapno ze ściany i pijąc zgniłą wodę z wazonu.Kto wie, czy desperacką obroną życia nie zaimponowałem nawet GLOKowi.Możezresztą stał się już tak potężny, że przestałem przedstawiać dla niego grozbę.W każdym raziepo ostatecznym wyzdrowieniu i wypoczynku w sanatorium rok minął od zagładystraceńców Molisza wysłano mnie na Księżyc, na zastępcę szefa bazy.Walnie przyczyniłsię do tego nasz Komputer Kongresowy, w którego gestii leżało przygotowanie nominacji.Chociaż do czego potrzebny był futurosocjolog właśnie na Księżycu, chyba nawet najstarszekomputery by nie wiedziały.Spędziłem tam dwadzieścia lat.Monotonnych, bezbarwnych.Między mną aGLOKiem panowała niepisana umowa, że będę pozostawiony w spokoju, jeśli nie puszczępary z ust.Nie puściłem, strach to jednak okropny ciężar.Z dala od Ziemi mogłem tylkobiernie kibicować temu, co się na niej dokonywało.A więc śledziłem budowę megabloków,które miały przykuć ludzi do ich miejsca zamieszkania i postępy numeryczności cyniczniepomyślanej nadbudowy systemu.Obserwowałem migrację społeczeństw do mrówczych pudełi zamieranie turystyki.Odwołanie z Księżyca przyszło w roku 2141 dwudziestym siódmym roku erynumerycznej, jak zaczynano wtedy liczyć.Marzyłem o powrocie do swego domu, doprzyjaciół.Wylądowałem na zupełnie już innej Ziemi.Prawie natychmiast poddano mnie testacji.Wynik pan zna.Numer Trzeci.Udzieliłem wywiadu dla stereowizji, obiecałem, że wchodząc w skład pierwszej setkidołożę starań i wysiłków, że będę współrządził Ziemią zgodnie z sumieniem inumerycznością.Nawet trochę wierzyłem w to, co mówię.Bo ja wiem, może powinienem byłpowiedziećwięcej, ale wtedy na pewno wyłączono by mnie.Nie miałem wyboru.Szybko toposzło.Zaraz potem dostarczono mnie tutaj, do tego raju dla ubogich.Czy to nie szatańskipomysł? pod pozorem stworzenia kontroli swej władzy wyeliminować ze społeczeństwanajgrozniejszych, bo inteligentnych.Tak, tak, luksusowe elity i standardowe sześciany dlatłumu gwarantowały, że nikt się nie sprzeciwiał nowemu systemowi.A nawet jeśliby sięsprzeciwiał? Co to mogło dać? Mówił pan o niedawnym spisku czterocyfrowców, myśli pan mało było takich szlachetnych prób? Może to właśnie dlatego nie mamy kontaktu z innymimegablokami.Te wszystkie lata upewniły mnie: nie ma szans na zmianę status quo, chyba żeGLOK sam zadławi się swoją wielkością, czego nie wykluczam. W takim razie co mam robić? wykrzyknął szczerze zrozpaczony Jan. Próbuj, próbuj.Tylko muszę ci powiedzieć, nigdy nie.Naraz stało się coś dziwnego.Trzeci, dotąd spokojny i rzeczowy zaczął naglepodrygiwać, dziwne tiki zniekształciły mu twarz.Jeszcze chwila, a wykonawszy koziołkapodbiegł do tańczących krasnali. Armandzie, co ci?! Kryjesz z lewa i z prawa, to wesoła zabawa." %7łartujesz, czy może sądzisz, że jesteśmy na podglądzie? Armandzie!!! Klocek tu, klocek tam, wszystkie klocki tutaj mam".Dziesiąty stał osłupiały nie mogąc pojąć, co się stało z jego rozmówcą, wtem ktośtrącił go w ramię.Była to tęga krasnalica, ta sama, która usługiwała im przy stole,najwyrazniej sztuczna flama Trzeciego. On jest naprawdę chory, niech pan lepiej już sobie idzie, znów ma atakinfantylii. Jaki atak, przecież to czysta symulacja?! Kiedyś może i symulował, ale teraz naprawdę jest chory.Niech pan idzie.Proszę! Błagam!Przenikając przez mur słyszał jeszcze głos Trzeciego przechodzący w falset: Taka nasza jest epoka, wszyscyśmy kukłami GLOKa".Rozpinając pas Jan wbiegł do domu, dziś wystylizowanego na dworek tyrolski z latdwudziestych XX wieku. ONA, Ona!!!Odpowiedzią była cisza.Tylko przy basenie dostrzegł ślady bosych stóp prowadzącew głąb zagajnika. A więc tam się schowała!Cisnął neurograwitator na materac i pobiegł piaszczystą ścieżką.Na jej końcuzamajaczyła podświetlona grota, Będziemy się bawić w jaskiniowców pomyślał z rozczuleniem.Wbiegł z impetem i naraz zakręciło mu się w głowie.Tylna ściana zablizniła sięniczym woda po przekrojeniu jej nożem, a rzekoma grota okazała się pancerna pneumią,która natychmiast nabrała szybkości. Koniec zabawy, Janie Milionie, koniec zabawy powiedział basowy, glosniewiadomego pochodzenia.Rozdział VIIIW świątyni panował nabożny półmrok.Fioletowe światło sączące się nie wiadomoskąd nadawało wnętrzu charakter surowy, a podłoga wysypana czyściutkim piaskiemskłaniała ku pokorze.W samym środku owalnego kręgu spoczywał wielki, kryształ kwarcu(Jeśliby ktoś miał wątpliwości, czy to kwarc, rozpraszały je litery Si poumieszczane naścianach i kolumnach).Po obu stronach kryształu stały dwie gruszkowe statuły. Pójdzże neurobiałku młodowaty, udziękujże naszej Zwiętej Anodzie iBłogosławionej Katodzie rzekł do Dina stwór, który zaprosił go do wnętrza.Najwyrazniej musiał piastować w sanktuarium funkcję kapłana czy kogoś w tym,rodzaju. Przestań się bać, nie ma powodu dorzuciła gruszka żeńska. Nie zamierzamy cię zdekompletować.%7łyczymy bywać twemi drużmi.Isojuszennikami skończył funkcyjny.Din z trudem rozumiał jego żargon, przedziwną karykaturę ludzkiej mowy.Ukłonił sięstatuom, przeżegnał przed kryształem.Skądś wypłynęła muzyka.Ciała obojga gospodarzywydłużyły się wężowo do kilkunastu metrów i przekształciły w dwa obwarzanki, któreunosząc się nad ziemią poczęły wirować wokół figur i kryształu. Dość oryginalna modlitwa.Nie mam żadnych szans, żeby się włączyć pomyślał Din.Na szczęście cały natrętny tłum robotów pozostał za drzwiami i nikt nawet niepróbował wściubiać nosa do sanktuarium.Jak już zdążył zaobserwować, większość gawiedzitworzyły zdezelowane roboty starego typu, natomiast w żaden sposób nie mógł zorientowaćsię, kim byli amebowaci gospodarze? I dlaczego stary kapłan mówił ledwie zrozumiałągwarą, a młoda całkiem po ludzku? Znaków zapytania piętrzyło się więcej na przykład jakizwiązek miały roboty z groteskowego miasteczka z androidami drapieżnymi, któreobserwował ubiegłej nocy?Tymczasem koliste modły najwyrazniej skończyły, bo obok młodzieńca znów stanęłyznajome gruszki. Wyczujam, iże masz zapytalność rzekł stary. Tak, chciałbym zapytać, kim wy właściwie jesteście? Umysłowce padła zwięzła odpowiedz ja jestem umysłowiec. A ja umysłówka powiedziała gruszka dziewczęcym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ja znałem przyczyny aż za dobrze.No, ale przeżyłem, odrywając od siebie aparatyniewierne przysiędze Hipokratesa, jedząc wapno ze ściany i pijąc zgniłą wodę z wazonu.Kto wie, czy desperacką obroną życia nie zaimponowałem nawet GLOKowi.Możezresztą stał się już tak potężny, że przestałem przedstawiać dla niego grozbę.W każdym raziepo ostatecznym wyzdrowieniu i wypoczynku w sanatorium rok minął od zagładystraceńców Molisza wysłano mnie na Księżyc, na zastępcę szefa bazy.Walnie przyczyniłsię do tego nasz Komputer Kongresowy, w którego gestii leżało przygotowanie nominacji.Chociaż do czego potrzebny był futurosocjolog właśnie na Księżycu, chyba nawet najstarszekomputery by nie wiedziały.Spędziłem tam dwadzieścia lat.Monotonnych, bezbarwnych.Między mną aGLOKiem panowała niepisana umowa, że będę pozostawiony w spokoju, jeśli nie puszczępary z ust.Nie puściłem, strach to jednak okropny ciężar.Z dala od Ziemi mogłem tylkobiernie kibicować temu, co się na niej dokonywało.A więc śledziłem budowę megabloków,które miały przykuć ludzi do ich miejsca zamieszkania i postępy numeryczności cyniczniepomyślanej nadbudowy systemu.Obserwowałem migrację społeczeństw do mrówczych pudełi zamieranie turystyki.Odwołanie z Księżyca przyszło w roku 2141 dwudziestym siódmym roku erynumerycznej, jak zaczynano wtedy liczyć.Marzyłem o powrocie do swego domu, doprzyjaciół.Wylądowałem na zupełnie już innej Ziemi.Prawie natychmiast poddano mnie testacji.Wynik pan zna.Numer Trzeci.Udzieliłem wywiadu dla stereowizji, obiecałem, że wchodząc w skład pierwszej setkidołożę starań i wysiłków, że będę współrządził Ziemią zgodnie z sumieniem inumerycznością.Nawet trochę wierzyłem w to, co mówię.Bo ja wiem, może powinienem byłpowiedziećwięcej, ale wtedy na pewno wyłączono by mnie.Nie miałem wyboru.Szybko toposzło.Zaraz potem dostarczono mnie tutaj, do tego raju dla ubogich.Czy to nie szatańskipomysł? pod pozorem stworzenia kontroli swej władzy wyeliminować ze społeczeństwanajgrozniejszych, bo inteligentnych.Tak, tak, luksusowe elity i standardowe sześciany dlatłumu gwarantowały, że nikt się nie sprzeciwiał nowemu systemowi.A nawet jeśliby sięsprzeciwiał? Co to mogło dać? Mówił pan o niedawnym spisku czterocyfrowców, myśli pan mało było takich szlachetnych prób? Może to właśnie dlatego nie mamy kontaktu z innymimegablokami.Te wszystkie lata upewniły mnie: nie ma szans na zmianę status quo, chyba żeGLOK sam zadławi się swoją wielkością, czego nie wykluczam. W takim razie co mam robić? wykrzyknął szczerze zrozpaczony Jan. Próbuj, próbuj.Tylko muszę ci powiedzieć, nigdy nie.Naraz stało się coś dziwnego.Trzeci, dotąd spokojny i rzeczowy zaczął naglepodrygiwać, dziwne tiki zniekształciły mu twarz.Jeszcze chwila, a wykonawszy koziołkapodbiegł do tańczących krasnali. Armandzie, co ci?! Kryjesz z lewa i z prawa, to wesoła zabawa." %7łartujesz, czy może sądzisz, że jesteśmy na podglądzie? Armandzie!!! Klocek tu, klocek tam, wszystkie klocki tutaj mam".Dziesiąty stał osłupiały nie mogąc pojąć, co się stało z jego rozmówcą, wtem ktośtrącił go w ramię.Była to tęga krasnalica, ta sama, która usługiwała im przy stole,najwyrazniej sztuczna flama Trzeciego. On jest naprawdę chory, niech pan lepiej już sobie idzie, znów ma atakinfantylii. Jaki atak, przecież to czysta symulacja?! Kiedyś może i symulował, ale teraz naprawdę jest chory.Niech pan idzie.Proszę! Błagam!Przenikając przez mur słyszał jeszcze głos Trzeciego przechodzący w falset: Taka nasza jest epoka, wszyscyśmy kukłami GLOKa".Rozpinając pas Jan wbiegł do domu, dziś wystylizowanego na dworek tyrolski z latdwudziestych XX wieku. ONA, Ona!!!Odpowiedzią była cisza.Tylko przy basenie dostrzegł ślady bosych stóp prowadzącew głąb zagajnika. A więc tam się schowała!Cisnął neurograwitator na materac i pobiegł piaszczystą ścieżką.Na jej końcuzamajaczyła podświetlona grota, Będziemy się bawić w jaskiniowców pomyślał z rozczuleniem.Wbiegł z impetem i naraz zakręciło mu się w głowie.Tylna ściana zablizniła sięniczym woda po przekrojeniu jej nożem, a rzekoma grota okazała się pancerna pneumią,która natychmiast nabrała szybkości. Koniec zabawy, Janie Milionie, koniec zabawy powiedział basowy, glosniewiadomego pochodzenia.Rozdział VIIIW świątyni panował nabożny półmrok.Fioletowe światło sączące się nie wiadomoskąd nadawało wnętrzu charakter surowy, a podłoga wysypana czyściutkim piaskiemskłaniała ku pokorze.W samym środku owalnego kręgu spoczywał wielki, kryształ kwarcu(Jeśliby ktoś miał wątpliwości, czy to kwarc, rozpraszały je litery Si poumieszczane naścianach i kolumnach).Po obu stronach kryształu stały dwie gruszkowe statuły. Pójdzże neurobiałku młodowaty, udziękujże naszej Zwiętej Anodzie iBłogosławionej Katodzie rzekł do Dina stwór, który zaprosił go do wnętrza.Najwyrazniej musiał piastować w sanktuarium funkcję kapłana czy kogoś w tym,rodzaju. Przestań się bać, nie ma powodu dorzuciła gruszka żeńska. Nie zamierzamy cię zdekompletować.%7łyczymy bywać twemi drużmi.Isojuszennikami skończył funkcyjny.Din z trudem rozumiał jego żargon, przedziwną karykaturę ludzkiej mowy.Ukłonił sięstatuom, przeżegnał przed kryształem.Skądś wypłynęła muzyka.Ciała obojga gospodarzywydłużyły się wężowo do kilkunastu metrów i przekształciły w dwa obwarzanki, któreunosząc się nad ziemią poczęły wirować wokół figur i kryształu. Dość oryginalna modlitwa.Nie mam żadnych szans, żeby się włączyć pomyślał Din.Na szczęście cały natrętny tłum robotów pozostał za drzwiami i nikt nawet niepróbował wściubiać nosa do sanktuarium.Jak już zdążył zaobserwować, większość gawiedzitworzyły zdezelowane roboty starego typu, natomiast w żaden sposób nie mógł zorientowaćsię, kim byli amebowaci gospodarze? I dlaczego stary kapłan mówił ledwie zrozumiałągwarą, a młoda całkiem po ludzku? Znaków zapytania piętrzyło się więcej na przykład jakizwiązek miały roboty z groteskowego miasteczka z androidami drapieżnymi, któreobserwował ubiegłej nocy?Tymczasem koliste modły najwyrazniej skończyły, bo obok młodzieńca znów stanęłyznajome gruszki. Wyczujam, iże masz zapytalność rzekł stary. Tak, chciałbym zapytać, kim wy właściwie jesteście? Umysłowce padła zwięzła odpowiedz ja jestem umysłowiec. A ja umysłówka powiedziała gruszka dziewczęcym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]