[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Rozumiem, że tego również nie nauczyłeś się w seminarium.Doszli do dróżki i już mieli ruszyć w stronę wsi, kiedy usłyszeli kroki na żwirze.Ledwieudało im się skryć w winorośli, gdy pojawiło się dwóch facetów z dubeltówkami na plecach,trajkocących w miejscowym narzeczu.Paweł znał łacinę, ale dialekt lombardzki przypominałmu ją w niewielkim stopniu. Mówili, że trzeba się mieć na baczności powiedział jeden znich.O co tu chodzi? Potem od strony zabudowań gospodarczych odezwało się szczekaniepsów.Pomysł szybkiej, łatwej ucieczki musieli na jakiś czas odłożyć. Poczekamy rzekł do Dominiki. Za jakieś dwie godziny zrobi się tu zdecydowaniespokojniej& A psy? Obejdziemy dom szerszym łukiem. Miejmy nadzieję, że nikt nie zechce szukać Rudiego. Sama słyszałaś, jak mówił, że mają go zluzować koło czwartej.Czekali ukryci w gąszczu pachnącym dojrzałymi gronami.On czujnie reagował na każdyszmer, ona z głową ufnie opartą na jego ramieniu zasnęła.Ksiądz, którego sen też okrutniemorzył, zdołał nastawić swój biologiczny zegar na drugą i ani się zorientował, gdy też usnął.Przebudzenie przyszło nagle.Szarpnęła nim potężna fala adrenaliny.Poderwał głowę.Napodświetlanej tarczy zegarka dochodziła trzecia.Wewnętrzny budzik znowu zawiódł!Potrząsnął lekko Dominiką. Najwyższy czas ruszać, mała! I tak straciliśmy godzinę.Szli ostrożnie ścieżyną wśród podnoszących się mgieł.Psy milczały.I naraz Paweł potknął się, a jego stopa poślizgnęła się na czymś lepkim.Krew? Wzdłuż ścieżki leżało ciało włoskiego rozbójnika.Przysłaniając dłonią usta dziewczyny, aby nie krzyknęła, palcem nakazał milczenie, a samklęknął obok trupa.Ktoś niezwykle fachowo poderżnął mu gardło.Ciało następnegowartownika znalezli sto metrów dalej, opodal starej studni.Nieznany napastnik posłużył sięidentyczną metodą& Kim do diabła był? Co zamierzał? Dominika zaczęła dygotać i Sulewskiczuł, że za chwilę nie zapanuje nad histerią.I wtedy od strony domu padł krótki strzał.Potemseria.Nagły, bolesny okrzyk.I znowu strzały.Tym razem od strony zabudowań.Zaskoczenie udało się nie do końca.Któż u licha zaatakował domostwo? Policja? Nie,policja nie podrzyna gardeł nawet gangsterom.*Henryk i jego ludzie mieli nadzieję, że akcja przebiegnie szybko i sprawnie.Mimoprzewagi liczebnej przeciwnikami byli zwykli bandyci, nie mogący równać się zprofesjonalistami.Nie spodziewał się oporu.Psy połakomiły się na rzuconą im trutkę.Strażzlikwidowali szybko i bezszmerowo.To takie proste.Wystarczyło, że Lidka w pełnej krasiewynurzyła się z zarośli i gdy jeden z Włochów zagapił się na blond zjawisko, nóż Leszkazałatwił sprawę.W tym czasie Siwy wyeliminował drugiego z wartowników.Nie wiedząc,gdzie trzymani są więzniowie, postanowił zaatakować dom.Wszyscy spali.Zewsząddobiegało chrapanie.Zamek w drzwiach ustąpił bez hałasu.Leszek, zaopatrzony wnoktowizyjne gogle, wśliznął się do środka.Pierwszy zginął mężczyzna śpiący na kanapie,potem miejscowa kobieta na wyrku w kuchni.Nie przewidzieli jednak, że Borys na wszelkiwypadek zastawił pułapkę na pierwszym piętrze samopał, który wystrzelił, gdy tylkozerwana została nitka, przeciągnięta w poprzek schodów.Siekańce wprawdzie nie uczyniływiększej krzywdy Leszkowi, jednak postawiły na nogi cały dom. Cholera, tak świetnieszło! Ostrzeliwując przeciwnika, Henryk zastanawiał się gorączkowo, gdzie też jest ksiądz ita siksa? Może cwany Boria umieścił ich w piwnicy? Albo w którymś z pomieszczeńgospodarczych? Sprawdzi się pózniej!Tymczasem ogień obrońców wzmógł się.Siwy dziękował swej przezorności, że zaopatrzyłsię u znajomka w Mestre, hurtownika jeszcze z dawnych dobrych socjalistycznych czasów, wwiększą ilość broni.W tym trzy doskonałe uzi.Kto mógł przypuszczać, że przydałby sięgranatnik?Tymczasem Leszek prowadził wymianę ognia na schodach, a Lidce celnym strzałem udałosię zlikwidować ponurego typka o mordzie fedaina, który próbował dostać się do jednego zsamochodów przed domem.Musiała przy tym przebić bak, bo w powietrzu rozszedł siędrażniący zapach benzyny.Według oceny egzekutora w domu pozostało jeszcze trzech, może czterech żywychzbirów, toteż ostrzeliwanie mogło potrwać długo, a on nie miał ochoty czekać, aż zjawią siękarabinierzy. Kończymy! powiedział do małego mikrofonu umieszczonego blisko ust.Grzechotki.Na trzy rzucamy.Raz, dwa&Odbezpieczył jeden z przygotowanych granatów i wrzucił przez okno na pierwszympiętrze.Potem przypadł do ziemi za kamiennym murkiem.Eksplozja zatrzęsła budynkiem, ktoś zawył.Teraz obrońcy skoncentrowali ogień nakryjówce Henryka.Kolej na Leszka.Korzystając, że ogień z góry ustał, cisnął swój granat w kierunku drzwina piętrze.Detonacja, a potem cisza.Jeśli nie liczyć echa, które tłukąc się o ciche wzgórza,powielało efekty kanonady.Nagle ciszę rozdarł ryk motoru gdzieś w przybudówce na tyłach domu. Lidka, z twojej strony! zawołał szef. Uważaj na drogę!Policjantka ledwo zdołała uskoczyć.Przestrzelone serią z kałasza wrota przybudówkirozpadły się z trzaskiem, aż posypały się drzazgi, i Borys niczym jezdziec biorący przeszkodęwypadł z domu, poszybował ponad klombem, pędząc ku drodze.Wiatr rozwiewał jego jasnewłosy.Przeleciał między drzewami i dopadł żwirówki.Leszek w głębi domu w ogóle go niewidział, a rzucony przez Lidkę granat wybuchł daleko w tyle za motorem i jakby dodał mujeszcze skrzydeł. Wszystko muszę zrobić sam! pomyślał Henryk i poprawiając noktowizor uniósłlekki, snajperski karabinek.Borys był już przy zakręcie, gdy zabójca błyskawiczniewycelował, instynktownie dodał poprawkę na ruch i nacisnął spust.Trafiony w plecy Rosjanin wyrzucił w górę ręce i spadł jak zdmuchnięty.Gnany siłąrozpędu motor znikł w ciemności. Dobra robota, szefie usłyszał głos Lidii. Dziękuję za uznanie.*Uciekający ksiądz i jego towarzyszka byli oddaleni zaledwie o kilkanaście metrów odmiejsca, w którym został trafiony Borys [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Rozumiem, że tego również nie nauczyłeś się w seminarium.Doszli do dróżki i już mieli ruszyć w stronę wsi, kiedy usłyszeli kroki na żwirze.Ledwieudało im się skryć w winorośli, gdy pojawiło się dwóch facetów z dubeltówkami na plecach,trajkocących w miejscowym narzeczu.Paweł znał łacinę, ale dialekt lombardzki przypominałmu ją w niewielkim stopniu. Mówili, że trzeba się mieć na baczności powiedział jeden znich.O co tu chodzi? Potem od strony zabudowań gospodarczych odezwało się szczekaniepsów.Pomysł szybkiej, łatwej ucieczki musieli na jakiś czas odłożyć. Poczekamy rzekł do Dominiki. Za jakieś dwie godziny zrobi się tu zdecydowaniespokojniej& A psy? Obejdziemy dom szerszym łukiem. Miejmy nadzieję, że nikt nie zechce szukać Rudiego. Sama słyszałaś, jak mówił, że mają go zluzować koło czwartej.Czekali ukryci w gąszczu pachnącym dojrzałymi gronami.On czujnie reagował na każdyszmer, ona z głową ufnie opartą na jego ramieniu zasnęła.Ksiądz, którego sen też okrutniemorzył, zdołał nastawić swój biologiczny zegar na drugą i ani się zorientował, gdy też usnął.Przebudzenie przyszło nagle.Szarpnęła nim potężna fala adrenaliny.Poderwał głowę.Napodświetlanej tarczy zegarka dochodziła trzecia.Wewnętrzny budzik znowu zawiódł!Potrząsnął lekko Dominiką. Najwyższy czas ruszać, mała! I tak straciliśmy godzinę.Szli ostrożnie ścieżyną wśród podnoszących się mgieł.Psy milczały.I naraz Paweł potknął się, a jego stopa poślizgnęła się na czymś lepkim.Krew? Wzdłuż ścieżki leżało ciało włoskiego rozbójnika.Przysłaniając dłonią usta dziewczyny, aby nie krzyknęła, palcem nakazał milczenie, a samklęknął obok trupa.Ktoś niezwykle fachowo poderżnął mu gardło.Ciało następnegowartownika znalezli sto metrów dalej, opodal starej studni.Nieznany napastnik posłużył sięidentyczną metodą& Kim do diabła był? Co zamierzał? Dominika zaczęła dygotać i Sulewskiczuł, że za chwilę nie zapanuje nad histerią.I wtedy od strony domu padł krótki strzał.Potemseria.Nagły, bolesny okrzyk.I znowu strzały.Tym razem od strony zabudowań.Zaskoczenie udało się nie do końca.Któż u licha zaatakował domostwo? Policja? Nie,policja nie podrzyna gardeł nawet gangsterom.*Henryk i jego ludzie mieli nadzieję, że akcja przebiegnie szybko i sprawnie.Mimoprzewagi liczebnej przeciwnikami byli zwykli bandyci, nie mogący równać się zprofesjonalistami.Nie spodziewał się oporu.Psy połakomiły się na rzuconą im trutkę.Strażzlikwidowali szybko i bezszmerowo.To takie proste.Wystarczyło, że Lidka w pełnej krasiewynurzyła się z zarośli i gdy jeden z Włochów zagapił się na blond zjawisko, nóż Leszkazałatwił sprawę.W tym czasie Siwy wyeliminował drugiego z wartowników.Nie wiedząc,gdzie trzymani są więzniowie, postanowił zaatakować dom.Wszyscy spali.Zewsząddobiegało chrapanie.Zamek w drzwiach ustąpił bez hałasu.Leszek, zaopatrzony wnoktowizyjne gogle, wśliznął się do środka.Pierwszy zginął mężczyzna śpiący na kanapie,potem miejscowa kobieta na wyrku w kuchni.Nie przewidzieli jednak, że Borys na wszelkiwypadek zastawił pułapkę na pierwszym piętrze samopał, który wystrzelił, gdy tylkozerwana została nitka, przeciągnięta w poprzek schodów.Siekańce wprawdzie nie uczyniływiększej krzywdy Leszkowi, jednak postawiły na nogi cały dom. Cholera, tak świetnieszło! Ostrzeliwując przeciwnika, Henryk zastanawiał się gorączkowo, gdzie też jest ksiądz ita siksa? Może cwany Boria umieścił ich w piwnicy? Albo w którymś z pomieszczeńgospodarczych? Sprawdzi się pózniej!Tymczasem ogień obrońców wzmógł się.Siwy dziękował swej przezorności, że zaopatrzyłsię u znajomka w Mestre, hurtownika jeszcze z dawnych dobrych socjalistycznych czasów, wwiększą ilość broni.W tym trzy doskonałe uzi.Kto mógł przypuszczać, że przydałby sięgranatnik?Tymczasem Leszek prowadził wymianę ognia na schodach, a Lidce celnym strzałem udałosię zlikwidować ponurego typka o mordzie fedaina, który próbował dostać się do jednego zsamochodów przed domem.Musiała przy tym przebić bak, bo w powietrzu rozszedł siędrażniący zapach benzyny.Według oceny egzekutora w domu pozostało jeszcze trzech, może czterech żywychzbirów, toteż ostrzeliwanie mogło potrwać długo, a on nie miał ochoty czekać, aż zjawią siękarabinierzy. Kończymy! powiedział do małego mikrofonu umieszczonego blisko ust.Grzechotki.Na trzy rzucamy.Raz, dwa&Odbezpieczył jeden z przygotowanych granatów i wrzucił przez okno na pierwszympiętrze.Potem przypadł do ziemi za kamiennym murkiem.Eksplozja zatrzęsła budynkiem, ktoś zawył.Teraz obrońcy skoncentrowali ogień nakryjówce Henryka.Kolej na Leszka.Korzystając, że ogień z góry ustał, cisnął swój granat w kierunku drzwina piętrze.Detonacja, a potem cisza.Jeśli nie liczyć echa, które tłukąc się o ciche wzgórza,powielało efekty kanonady.Nagle ciszę rozdarł ryk motoru gdzieś w przybudówce na tyłach domu. Lidka, z twojej strony! zawołał szef. Uważaj na drogę!Policjantka ledwo zdołała uskoczyć.Przestrzelone serią z kałasza wrota przybudówkirozpadły się z trzaskiem, aż posypały się drzazgi, i Borys niczym jezdziec biorący przeszkodęwypadł z domu, poszybował ponad klombem, pędząc ku drodze.Wiatr rozwiewał jego jasnewłosy.Przeleciał między drzewami i dopadł żwirówki.Leszek w głębi domu w ogóle go niewidział, a rzucony przez Lidkę granat wybuchł daleko w tyle za motorem i jakby dodał mujeszcze skrzydeł. Wszystko muszę zrobić sam! pomyślał Henryk i poprawiając noktowizor uniósłlekki, snajperski karabinek.Borys był już przy zakręcie, gdy zabójca błyskawiczniewycelował, instynktownie dodał poprawkę na ruch i nacisnął spust.Trafiony w plecy Rosjanin wyrzucił w górę ręce i spadł jak zdmuchnięty.Gnany siłąrozpędu motor znikł w ciemności. Dobra robota, szefie usłyszał głos Lidii. Dziękuję za uznanie.*Uciekający ksiądz i jego towarzyszka byli oddaleni zaledwie o kilkanaście metrów odmiejsca, w którym został trafiony Borys [ Pobierz całość w formacie PDF ]