[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zalewały ich potoki deszczu, spływały po kapturach i kurtkach, kamizelkiratunkowe wcale nie koiły rozszalałych nerwów, w końcu wściekłe morze igrozne skały były tak blisko.Ocean wirował groznie.Ava wstała i usiłowałapomóc Jewel-Anne, ale kuzynka osuwała się bezwładnie, ciężka jak kamień,jakby nie chciała stanąć o własnych siłach na śliskim pokładzie.- No, chodz - mamrotała Ava przy akompaniamencie wycia wiatru.Strachdodawał jej sił i w końcu Jewel-Anne stała na własnych nogach, niedaleko steru.Chociaż dookoła szalało istne piekło, obrażona pocierała czerwony ślad napoliczku.- Suka! - powtórzyła gniewnie.- To wszystko twoja wina! Aódz chwiałasię niebezpiecznie, z trudem utrzymywała się na falach.Jewel-Anne kurczowozłapała się relingu i nagle skupiła się namorzu.- Uważaj!Ava podążyła wzrokiem za jej spojrzeniem.Serce stanęło jej w piersi nawidok skał.Czarne.Postrzępione.Grozne.- Dobry Boże - szepnęła, przerażona do głębi.Byli za blisko.Za bliskotych cholernych skał!Jewel-Anne rzuciła się na Kelvina.- Zawracaj! Kelvin! Zawracaj!- Zrób z nią coś, i to już! - ryknął.- Trzymajcie się! - Wyatt dodawał im otuchy, gdy przez pokład przetaczałasię kolejna gigantyczna fala.Rzucił się w przód, złapał Jewel-Anne, przyciągnąłdo siebie.- Koniec z tą histerią! Zakładaj kamizelkę!Za pózno.Fala runęła na pokład; ogłuszająca ściana wody.Ava straciła równowagę.Aup!Znalazła się pod wodą.W jej czaszce eksplodował ból.Zwiat spowijała czerń.Po omacku szukałaczegoś, czego mogłaby się przytrzymać.Lodowata woda dławiła ją, wciągałacoraz głębiej, zalewała usta i płuca.Aódz zaskrzypiała, zadrżała.Ava krztusiła się, mrugała, niezdolna się skoncentrować.A więc to koniec.Nie przetrzymają tego sztormu.Pomyślała o dziecku i błagała niebiosa o szansędla nienarodzonego maleństwa.Nie poddawaj się!Nie wolno ci!Skoncentrowała się na bracie.Kelvin, z zaciśniętymi wargami, z rozpaczą i desperacją w oczach, stał usteru.Walczył z burzą - i przegrywał.Wyatt!Dobry Boże, gdzie jest Wyatt? I Jewel-Anne?Krztusząc się i kaszląc, złapała linę, która rozwinęła się nie wiadomokiedy, i trzymała się jej kurczowo, gdy łódz chwiała się na falach.Gdzie jestWyatt, do cholery? Ogarnęła ją panika.- Wyatt!Nic nie widziała.Woda zalewała pokład.Nie mieściło jej się w głowie, żestraciła męża.Nie, na pewno tu jest!A gdzie Jewel-Anne? Przerażona jak jeszcze nigdy w życiu, zaczęła wołaćo pomoc, modliła się bez słów, by nadal byli na pokładzie.O Boże, Boże, Boże.Proszę, zachowaj ich w zdrowiu.W panice rozglądała się po pokładzie.Wołała męża po imieniu, ale wuszach miała jedynie ryk oceanu, równie ogłuszający, jak jej strach.Ochrypła, jejgłos przeszedł w szept.- Wyatt! - wołała.Aódz niebezpiecznie kołysała się na falach, a skały.techolerne skały, były tak blisko.- Wyatt!Trzask! Przerazliwy odgłos kamienia rozdzierającego włókno szklanewstrząsnął łodzią. Krwawa Mary" zadrżała.Ava wczepiła się w liny.Boże, miejnas w swojej opiece! Kolejna gigantyczna fala przewaliła się przez pokład.-Trzymaj się! - krzyknął Kelvin.Fale unosiły łódz jak łupinę orzecha, a Kelvin walczył ze sterem, chcącustawić się inaczej przed kolejnym atakiem sztormu.Kil uderzył o skały, rozległ się rozdzierający dzwięk, jakby łódz jęknęła zbólu, i fala zalała pokład, wdarła się do kabiny. Krwawa Mary" zaczęłapogrążać się w głębinach.Kolejna fala wezbrała pod tonącą łodzią uniosła ją wysoko, a potem zbrutalną siłą cisnęła na ostre skały.Aódz wywróciła się do góry dnem.Ava znalazła się w lodowatej wodzie.Morze chciało ją pochłonąć.Linamocno oplatała jej dłoń; ta sama lina, która wcześniej uratowała jej życie, terazwciągała ją coraz głębiej, na pewną śmierć.Nawet ta cholerna kamizelka jej nieuratuje.W panice usiłowała się uwolnić.Palce poruszały się niezdarnie.Szybciej,szybciej! Płuca płonęły żywym ogniem.Na linie nie było węzła, zaplątała siętylko, ale wciąż nie mogła się uwolnić.Dawaj, Avo! Dasz radę! Nie poddawaj się!Płuca płonęły coraz bardziej, traciła czucie w palcach, a morze porywało jącoraz dalej.Dokoła niej wirowały kawałki desek.Lina zaciskała się corazmocniej.Jeśli zaraz nie zaczerpnie tchu.Bum!Fale cisnęły ją o skały.Czuła, jak pękają jej żebra w zderzeniu zpostrzępionymi głazami.Z jej ust unosiły się bąbelki powietrza.Kręgosłup przeszył ból.Nie mogła logicznie myśleć.Otaczała ją ciemność, wciągała.Ava corazmniej czuła, kusiło ją, żeby ulec i.Nie!Ostatkiem sił wyłuskała linę ze zdrętwiałych palców, wyrwała ją drugąręką, zdzierając sobie przy okazji skórę i łamiąc paznokcie, a gdy nylon ustąpił,wybiła się nogami.Z całej siły.Umęczona, poobijana, płynęła w górę, walcząc z prądem.Z każdą chwilątraciła nadzieję, że da radę, i to mimo piankowej kamizelki.I nagle wypłynęła na powierzchnię.Chciwie zaczerpnęła powietrza, zanimporwała ją kolejna wielka fala.Nie opierała się, dała się ponieść wysoko nadskałami do zatoki.Bezwładna, umęczona, obolała, wśród wycia wiatru i ryku fal, dostrzegław oddali światła Neptune's Gate, złote plamki w ciemności.Coś ścisnęło ją za serce.Przerażało ją rozszalałe morze.Gdyby zdołała dotrzeć do brzegu.toniecałe dwa kilometry.Młóciła wodę nogami, rozglądała się po wzburzonej toni w poszukiwaniuWyatta, Jewel-Anne i Kelvina.Bo oni żyją.Na pewno.Przecież mieli na sobie kamizelki ratunkowe, prawda?- Ej! - zawołała, ale sztorm zagłuszał jej głos.Szukała wzrokiemnietypowych kształtów na falach, jakichś resztek Krwawej Mary".Niedostrzegła niczego.O Boże, myślała rozpaczliwie.O Boże, Wyatt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zalewały ich potoki deszczu, spływały po kapturach i kurtkach, kamizelkiratunkowe wcale nie koiły rozszalałych nerwów, w końcu wściekłe morze igrozne skały były tak blisko.Ocean wirował groznie.Ava wstała i usiłowałapomóc Jewel-Anne, ale kuzynka osuwała się bezwładnie, ciężka jak kamień,jakby nie chciała stanąć o własnych siłach na śliskim pokładzie.- No, chodz - mamrotała Ava przy akompaniamencie wycia wiatru.Strachdodawał jej sił i w końcu Jewel-Anne stała na własnych nogach, niedaleko steru.Chociaż dookoła szalało istne piekło, obrażona pocierała czerwony ślad napoliczku.- Suka! - powtórzyła gniewnie.- To wszystko twoja wina! Aódz chwiałasię niebezpiecznie, z trudem utrzymywała się na falach.Jewel-Anne kurczowozłapała się relingu i nagle skupiła się namorzu.- Uważaj!Ava podążyła wzrokiem za jej spojrzeniem.Serce stanęło jej w piersi nawidok skał.Czarne.Postrzępione.Grozne.- Dobry Boże - szepnęła, przerażona do głębi.Byli za blisko.Za bliskotych cholernych skał!Jewel-Anne rzuciła się na Kelvina.- Zawracaj! Kelvin! Zawracaj!- Zrób z nią coś, i to już! - ryknął.- Trzymajcie się! - Wyatt dodawał im otuchy, gdy przez pokład przetaczałasię kolejna gigantyczna fala.Rzucił się w przód, złapał Jewel-Anne, przyciągnąłdo siebie.- Koniec z tą histerią! Zakładaj kamizelkę!Za pózno.Fala runęła na pokład; ogłuszająca ściana wody.Ava straciła równowagę.Aup!Znalazła się pod wodą.W jej czaszce eksplodował ból.Zwiat spowijała czerń.Po omacku szukałaczegoś, czego mogłaby się przytrzymać.Lodowata woda dławiła ją, wciągałacoraz głębiej, zalewała usta i płuca.Aódz zaskrzypiała, zadrżała.Ava krztusiła się, mrugała, niezdolna się skoncentrować.A więc to koniec.Nie przetrzymają tego sztormu.Pomyślała o dziecku i błagała niebiosa o szansędla nienarodzonego maleństwa.Nie poddawaj się!Nie wolno ci!Skoncentrowała się na bracie.Kelvin, z zaciśniętymi wargami, z rozpaczą i desperacją w oczach, stał usteru.Walczył z burzą - i przegrywał.Wyatt!Dobry Boże, gdzie jest Wyatt? I Jewel-Anne?Krztusząc się i kaszląc, złapała linę, która rozwinęła się nie wiadomokiedy, i trzymała się jej kurczowo, gdy łódz chwiała się na falach.Gdzie jestWyatt, do cholery? Ogarnęła ją panika.- Wyatt!Nic nie widziała.Woda zalewała pokład.Nie mieściło jej się w głowie, żestraciła męża.Nie, na pewno tu jest!A gdzie Jewel-Anne? Przerażona jak jeszcze nigdy w życiu, zaczęła wołaćo pomoc, modliła się bez słów, by nadal byli na pokładzie.O Boże, Boże, Boże.Proszę, zachowaj ich w zdrowiu.W panice rozglądała się po pokładzie.Wołała męża po imieniu, ale wuszach miała jedynie ryk oceanu, równie ogłuszający, jak jej strach.Ochrypła, jejgłos przeszedł w szept.- Wyatt! - wołała.Aódz niebezpiecznie kołysała się na falach, a skały.techolerne skały, były tak blisko.- Wyatt!Trzask! Przerazliwy odgłos kamienia rozdzierającego włókno szklanewstrząsnął łodzią. Krwawa Mary" zadrżała.Ava wczepiła się w liny.Boże, miejnas w swojej opiece! Kolejna gigantyczna fala przewaliła się przez pokład.-Trzymaj się! - krzyknął Kelvin.Fale unosiły łódz jak łupinę orzecha, a Kelvin walczył ze sterem, chcącustawić się inaczej przed kolejnym atakiem sztormu.Kil uderzył o skały, rozległ się rozdzierający dzwięk, jakby łódz jęknęła zbólu, i fala zalała pokład, wdarła się do kabiny. Krwawa Mary" zaczęłapogrążać się w głębinach.Kolejna fala wezbrała pod tonącą łodzią uniosła ją wysoko, a potem zbrutalną siłą cisnęła na ostre skały.Aódz wywróciła się do góry dnem.Ava znalazła się w lodowatej wodzie.Morze chciało ją pochłonąć.Linamocno oplatała jej dłoń; ta sama lina, która wcześniej uratowała jej życie, terazwciągała ją coraz głębiej, na pewną śmierć.Nawet ta cholerna kamizelka jej nieuratuje.W panice usiłowała się uwolnić.Palce poruszały się niezdarnie.Szybciej,szybciej! Płuca płonęły żywym ogniem.Na linie nie było węzła, zaplątała siętylko, ale wciąż nie mogła się uwolnić.Dawaj, Avo! Dasz radę! Nie poddawaj się!Płuca płonęły coraz bardziej, traciła czucie w palcach, a morze porywało jącoraz dalej.Dokoła niej wirowały kawałki desek.Lina zaciskała się corazmocniej.Jeśli zaraz nie zaczerpnie tchu.Bum!Fale cisnęły ją o skały.Czuła, jak pękają jej żebra w zderzeniu zpostrzępionymi głazami.Z jej ust unosiły się bąbelki powietrza.Kręgosłup przeszył ból.Nie mogła logicznie myśleć.Otaczała ją ciemność, wciągała.Ava corazmniej czuła, kusiło ją, żeby ulec i.Nie!Ostatkiem sił wyłuskała linę ze zdrętwiałych palców, wyrwała ją drugąręką, zdzierając sobie przy okazji skórę i łamiąc paznokcie, a gdy nylon ustąpił,wybiła się nogami.Z całej siły.Umęczona, poobijana, płynęła w górę, walcząc z prądem.Z każdą chwilątraciła nadzieję, że da radę, i to mimo piankowej kamizelki.I nagle wypłynęła na powierzchnię.Chciwie zaczerpnęła powietrza, zanimporwała ją kolejna wielka fala.Nie opierała się, dała się ponieść wysoko nadskałami do zatoki.Bezwładna, umęczona, obolała, wśród wycia wiatru i ryku fal, dostrzegław oddali światła Neptune's Gate, złote plamki w ciemności.Coś ścisnęło ją za serce.Przerażało ją rozszalałe morze.Gdyby zdołała dotrzeć do brzegu.toniecałe dwa kilometry.Młóciła wodę nogami, rozglądała się po wzburzonej toni w poszukiwaniuWyatta, Jewel-Anne i Kelvina.Bo oni żyją.Na pewno.Przecież mieli na sobie kamizelki ratunkowe, prawda?- Ej! - zawołała, ale sztorm zagłuszał jej głos.Szukała wzrokiemnietypowych kształtów na falach, jakichś resztek Krwawej Mary".Niedostrzegła niczego.O Boże, myślała rozpaczliwie.O Boże, Wyatt [ Pobierz całość w formacie PDF ]