[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za chwilę rozległ się krzykArmanda.Klaudyna wzdrygnęła się i czekała, aż ucichnie jego echo.Potemspojrzała znów na Schmidta.Już miała zamiar powiedzieć, że mu niedowierza, ale powstrzymała się.Gdyby pozwoliła im się zorientować, żezdaje sobie sprawę, kim naprawdę jest Armand, niewątpliwie przerwaliby tęfarsę i poddali ją bardziej wyszukanym torturom.- Wiemy, madame, że jest pani w ciągłym kontakcie z Lampartem -oznajmił Schmidt.- Proszę więc pomyśleć o zarządcy winnic i powiedziećnam, gdzie możemy znalezć tego człowieka.Milczenie przerwał kolejny krzyk bólu dochodzący z sąsiedniej celi.Gestapowiec patrzył na nią wyczekująco, a kiedy nadal milczała, wytarł nosi powiedział:- Może powinienem panią poinformować szczegółowo, co moi koledzyrobią teraz zarządcy winnic? - Uniósł pytająco brwi.Klaudyna zrobiła tosamo.- Wyrywają mu zęby - dokończył.Klaudyna opanowała dreszcz.Po raz kolejny musiała powtórzyć sobie,że jest to oszustwo.RS462- No dobrze - Schmidt poprawił się na krześle.- Porozmawiajmy wobectego o Anglikach zrzuconych na spadochronach w pobliżu Brossay.Dokądmieliście ich przetransportować?- Do domu - odparła Klaudyna.- Cóż za dowcip.Jakie to zabawne.Ciekawe, czy pani kochanek teżbyłby ubawiony pani poczuciem humoru.Krzyk Armanda znów dobiegł do celi.Klaudyna wyraznie zbladła.Słyszała teraz jego kaszel, jak gdyby zakrztusił się własną krwią.- Dokąd mieliście ich przewiezć? - warknął Schmidt.- Nigdzie! - odburknęła.- Dokąd mieliście ich przewiezć?- Nigdzie!Armand znów krzyknął.- Dokąd?- Nie wiem!- Dokąd?- Nie wiem!Krzyk Armanda zdawał się rozsadzać ściany.Było to nie do zniesienia.Klaudyna zasłoniła dłońmi uszy.- Nazwiska i adresy!- Nie znam!Zdawało się, że trwa to bez końca, narastający zgiełk pytań,odpowiedzi, krzyków.Jęki powtarzały się raz za razem.Stały się wprostnieludzkie.W końcu Schmidt wstał.- Do piątej po południu ma pani czas do namysłu - powiedział patrzącna Klaudynę siedzącą z opuszczoną głową.- Jeśli nic nam pani nie powie,zarządca winnic zostanie rozstrzelany.Gestapowiec wyszedł, ale w celi pozostał strażnik niewątpliwieczekając na jej zeznania.Pomimo wszystko zdecydowana była milczeć, taksamo jak na początku przesłuchania.Nawet na moment nie dawała sięnabrać.To wszystko jest farsą, myślała.Dlaczego torturowano go wsąsiedniej celi? Nic nie mogło osłabić jej przekonania, że Armand jest tymokrutnym Halunke.Musiałaby chyba zobaczyć, jak pada od kul plutonuegzekucyjnego.Hlelber stał w drzwiach hotelowego pokoju Franciszka.Hrabia siedziałRS463z pochyloną głową na fotelu przy oknie.Helber przyglądał się uważnie jegotwarzy, ale nie mógł z niej nic wyczytać.Zdawał sobie jednak sprawę, żeznalazł się w sytuacji raczej niebezpiecznej: przed chwilą poinformowałFranciszka o uwięzieniu jego żony.Gdyby mógł czytać w jego myślach, wiedziałby, że do skompletowaniaukładanki w szatański wzór utkany przez Halunke, brakowało Franciszkowitylko jednego elementu, mianowicie motywu działania tego człowieka.Tylko tego mu brakowało, by zyskać pewność, że jego podejrzenia sąsłuszne.Podejrzenia te zrodziły się w jego głowie jakiś czas temu.Byłyjednak tak absurdalne, a przy tym tak porażające, że po prostu nie miałodwagi o nich myśleć.Spojrzał wreszcie na Helbera niemal paraliżując go wzrokiem.Pochwili zapytał:- Mówi pan, że mój brat został również zaaresztowany?- I zarządca winnic.Franciszek rzucił okiem na łóżko, na którym leżały jego bagaże.Był jużgotów do wyjazdu.- Czy to jeden z nich? - zapytał spokojnym, głębokim głosem.Helberskinął głową.Zapadła długa pełna napięcia cisza.- Skąd mam wiedzieć, że mówi pan prawdę? - zapytał wreszcieFranciszek.- Nie ma pan wyboru, ale mogę dać panu słowo honoru.Franciszekrzucił mu spojrzenie tak pełne nienawiści, że podniecenie Helberanatychmiast osłabło.- Oczywiście gdybym teraz stwierdził, że nie zamierzam spełnićpańskich życzeń, natychmiast przypomni mi pan, że moja żona jest wwaszych rękach.Helber popatrzył tylko na niego.Franciszek podniósł się.Stojąc obok małego, pulchnego Helberawydawał się monstrualnie potężny.- Wobec tego nie zwlekajmy dłużej - powiedział.Potem podszedł dookna i zaciągnął zasłony.W dwadzieścia minut pózniej Franciszek kompletnie ubrany wyszedł złazienki.Twarz miał ściągniętą, wargi skrzywione w wyrazie nienawiści.Niemiec, ciągle jeszcze nagi, siedział na brzegu łóżka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Za chwilę rozległ się krzykArmanda.Klaudyna wzdrygnęła się i czekała, aż ucichnie jego echo.Potemspojrzała znów na Schmidta.Już miała zamiar powiedzieć, że mu niedowierza, ale powstrzymała się.Gdyby pozwoliła im się zorientować, żezdaje sobie sprawę, kim naprawdę jest Armand, niewątpliwie przerwaliby tęfarsę i poddali ją bardziej wyszukanym torturom.- Wiemy, madame, że jest pani w ciągłym kontakcie z Lampartem -oznajmił Schmidt.- Proszę więc pomyśleć o zarządcy winnic i powiedziećnam, gdzie możemy znalezć tego człowieka.Milczenie przerwał kolejny krzyk bólu dochodzący z sąsiedniej celi.Gestapowiec patrzył na nią wyczekująco, a kiedy nadal milczała, wytarł nosi powiedział:- Może powinienem panią poinformować szczegółowo, co moi koledzyrobią teraz zarządcy winnic? - Uniósł pytająco brwi.Klaudyna zrobiła tosamo.- Wyrywają mu zęby - dokończył.Klaudyna opanowała dreszcz.Po raz kolejny musiała powtórzyć sobie,że jest to oszustwo.RS462- No dobrze - Schmidt poprawił się na krześle.- Porozmawiajmy wobectego o Anglikach zrzuconych na spadochronach w pobliżu Brossay.Dokądmieliście ich przetransportować?- Do domu - odparła Klaudyna.- Cóż za dowcip.Jakie to zabawne.Ciekawe, czy pani kochanek teżbyłby ubawiony pani poczuciem humoru.Krzyk Armanda znów dobiegł do celi.Klaudyna wyraznie zbladła.Słyszała teraz jego kaszel, jak gdyby zakrztusił się własną krwią.- Dokąd mieliście ich przewiezć? - warknął Schmidt.- Nigdzie! - odburknęła.- Dokąd mieliście ich przewiezć?- Nigdzie!Armand znów krzyknął.- Dokąd?- Nie wiem!- Dokąd?- Nie wiem!Krzyk Armanda zdawał się rozsadzać ściany.Było to nie do zniesienia.Klaudyna zasłoniła dłońmi uszy.- Nazwiska i adresy!- Nie znam!Zdawało się, że trwa to bez końca, narastający zgiełk pytań,odpowiedzi, krzyków.Jęki powtarzały się raz za razem.Stały się wprostnieludzkie.W końcu Schmidt wstał.- Do piątej po południu ma pani czas do namysłu - powiedział patrzącna Klaudynę siedzącą z opuszczoną głową.- Jeśli nic nam pani nie powie,zarządca winnic zostanie rozstrzelany.Gestapowiec wyszedł, ale w celi pozostał strażnik niewątpliwieczekając na jej zeznania.Pomimo wszystko zdecydowana była milczeć, taksamo jak na początku przesłuchania.Nawet na moment nie dawała sięnabrać.To wszystko jest farsą, myślała.Dlaczego torturowano go wsąsiedniej celi? Nic nie mogło osłabić jej przekonania, że Armand jest tymokrutnym Halunke.Musiałaby chyba zobaczyć, jak pada od kul plutonuegzekucyjnego.Hlelber stał w drzwiach hotelowego pokoju Franciszka.Hrabia siedziałRS463z pochyloną głową na fotelu przy oknie.Helber przyglądał się uważnie jegotwarzy, ale nie mógł z niej nic wyczytać.Zdawał sobie jednak sprawę, żeznalazł się w sytuacji raczej niebezpiecznej: przed chwilą poinformowałFranciszka o uwięzieniu jego żony.Gdyby mógł czytać w jego myślach, wiedziałby, że do skompletowaniaukładanki w szatański wzór utkany przez Halunke, brakowało Franciszkowitylko jednego elementu, mianowicie motywu działania tego człowieka.Tylko tego mu brakowało, by zyskać pewność, że jego podejrzenia sąsłuszne.Podejrzenia te zrodziły się w jego głowie jakiś czas temu.Byłyjednak tak absurdalne, a przy tym tak porażające, że po prostu nie miałodwagi o nich myśleć.Spojrzał wreszcie na Helbera niemal paraliżując go wzrokiem.Pochwili zapytał:- Mówi pan, że mój brat został również zaaresztowany?- I zarządca winnic.Franciszek rzucił okiem na łóżko, na którym leżały jego bagaże.Był jużgotów do wyjazdu.- Czy to jeden z nich? - zapytał spokojnym, głębokim głosem.Helberskinął głową.Zapadła długa pełna napięcia cisza.- Skąd mam wiedzieć, że mówi pan prawdę? - zapytał wreszcieFranciszek.- Nie ma pan wyboru, ale mogę dać panu słowo honoru.Franciszekrzucił mu spojrzenie tak pełne nienawiści, że podniecenie Helberanatychmiast osłabło.- Oczywiście gdybym teraz stwierdził, że nie zamierzam spełnićpańskich życzeń, natychmiast przypomni mi pan, że moja żona jest wwaszych rękach.Helber popatrzył tylko na niego.Franciszek podniósł się.Stojąc obok małego, pulchnego Helberawydawał się monstrualnie potężny.- Wobec tego nie zwlekajmy dłużej - powiedział.Potem podszedł dookna i zaciągnął zasłony.W dwadzieścia minut pózniej Franciszek kompletnie ubrany wyszedł złazienki.Twarz miał ściągniętą, wargi skrzywione w wyrazie nienawiści.Niemiec, ciągle jeszcze nagi, siedział na brzegu łóżka [ Pobierz całość w formacie PDF ]