[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Emilyspostrzegła, że szarżę z rufy prowadzą Mullins i Bister.Większość napastników zignorowała nowo przybyłych.Skupieni naGarecie, desperacko usiłowali go dosięgnąć.i ją także.Ujrzała, jak jedna zjawa odrywa się od rozedrganego kłębowiska cieni ichyłkiem okrąża walczących.Wpatrzony w plecy Garetha członek kultupodkradał się coraz bliżej.Zerknęła szybko na Garetha i przekonała się, że całkowicie absorbuje gowalka z mężczyznami nacierającymi z przodu.Napastnik wślizgnął się w cieńpod krawędzią dachu nadbudówki.Nawet nie spojrzał na Emily, w pełniskoncentrowany na groźniejszym przeciwniku.Lada moment wejdzie na górę.Z sercem w gardle Emily rozejrzała się – i zobaczyła zawieszoną nawysięgniku metalową kanę.Chwyciła ją wolną ręką.Po ciężarze poznała, żejest do połowy wypełniona piaskiem.W tejże chwili spod krawędzi dachu nadbudówki wyłoniło się ciemneTL Rramię.Niewiele myśląc, zamachnęła się kaną i uderzyła z całej siły, akuratkiedy ukazała się głowa napastnika.Kana trafiła w cel z głuchym odgłosem, człowiek Czarnej Kobry runąłdo tyłu.Skoczyli na niego dwaj marynarze.Emily zachwiała się.Przez moment groziło jej, że straci równowagę idołączy do krwawej jatki poniżej.Uratowało ją to, że nadal przytrzymywałasię ubrania Garetha.67Obejrzał się, kiedy szarpnęła go po raz pierwszy, spostrzegł, w czymrzecz, i pociągnął za swoją szatę.Spojrzeli sobie w oczy.Później odwrócił się,żeby dalej siec zdesperowanych członków kultu.A zaiste byli zdesperowani.Nie zamierzali się wycofać.Ani poddać.I zostali wyrżnięci co do jednego, a ich ciała wyrzucono za burtę.Gareth pozostał na stanowisku, dopóki ostatni trup z pluskiem nie wpadłdo wody.Nawet wtedy poczekał jeszcze, aż Mullins skończy ostatecznyobchód pokładu, a Bister zamelduje, że wszystko w porządku.Wyprostował się, odrobinę rozluźniając zaciśnięte na rękojeści szablipalce.Nowe szaty jego i Mooktu były sowicie zbryzgane krwią, szybkojednak obaj upewnili się, że nie są ranni.Dopiero wówczas, kiedy opadło zeń bitewne napięcie, spojrzał naEmily.Nadal stała obok niego na dachu, przyglądając się zabiegom napokładzie.Mocno oplotła się ramionami, trzymając za łokcie, jakby było jejzimno.Szok, owszem, lecz nie histeria, za którą to drobną łaskę Gareth byłwdzięczny losowi.TL RZa znacznie większą łaskę – za to, że nadal żyła – zanosił w duchumodły dziękczynne.Zorientował się, kiedy wyszła na spacer po pokładzie.Słyszał jej kroki.Także zaczął iść, wzdłuż przeciwległej burty, żeby uniknąć spotkania z nią,jak zresztą postępował od paru dni.Jej krzyk go za to ukarał.Rozdarł noc – i rozdarł mu duszę.Serce w nim zamarło,a potem zaczęłowalić tak mocno, że był pewien, iż członkowie kultu usłyszą go i zobaczą, gdywspinał się na dach nadbudówki.Jednak przeżyła, wyszła z tej przygody bez szwanku.68Co więcej, skutecznie osłaniała mu tyły, czego z pewnością się niespodziewał.Także i za to był szczerze wdzięczny.Pokład stopniowo pustoszał.Mooktu chrząknął, zeskoczył znadbudówki i ruszył uspokoić Arnię, która pokazała się na rufie.Wolną ręką Gareth dotknął smukłych pleców Emily.– Pomogę pani zejść.Zeskoczył na pokład ze strony, gdzie było mniej krwi, odłożył na bokszablę, odwrócił się do Emily i oburącz chwycił ją w talii.I ściągnął z dachu na pokład.Serce szybciej mu zabiło, kiedy stawiał ją przed sobą na deskach.Kiedyzaglądał w tę twarz, nawiedzającą go w snach.Nabrał tchu, zmuszając się, byją puścić.Przypadkiem pomógł mu w tym Bister, który podszedł, żeby wziąć jegoszablę do wytarcia.Gareth właśnie mu ją przekazał, kiedy zbliżył się kapitan Ayabad,skończywszy wydawać rozkazy, żeby spłukano i wyszorowano pokład.TL R– Czterej moi ludzie pomogą jutro doczyścić pokład – odezwał sięGareth, uprzedzając wypowiedź kapitana.Ayabad skłonił się lekko.– Kiedy zaś oni będą się tym zajmować, my dwaj, majorze, powinniśmyodbyć małą pogawędkę.Zdaje się, że nie wiem o kilku sprawach.– Rano porozmawiamy.– Gareth krótko skinął głową.– Bon.– Ayabad, wysoki, ciemnowłosy, zbliżony wiekiem do Garetha,wykonał kolejny płytki ukłon, a potem odwrócił się do Emily, błyskajączębami w uśmiechu.– Muszę podziękować pani, mam'zelle, za rozrywkowy wieczór.Emily spojrzała na niego raczej chłodno.69– Cieszę się, że dobrze się pan bawił, kapitanie.Ayabad, Arab, lecz z matki Francuzki, z którego to powodu po częściGareth wybrał jego statek, znów błysnął w uśmiechu zębami, zgiął się wpółukłonie i odszedł.Tymczasem Bister, Mooktu i inni mężczyźni z ich grupy zeszli już podpokład, podobnie jak większość członków załogi, niektórzy po to, by opatrzyćrany, większość jednak, żeby wymieniać się opowieściami o bohaterskichczynach.Na górze oprócz Garetha i Emily zostali tylko sternik i rozstawieni nadziobie i rufie obserwatorzy.Odwrócił się do niej akurat w chwili, kiedy podnosiła nań wzrok.W półmroku lustrował jej rysy, zaglądał w oczy.Wtedy, całkiemniespodziewanie, zamknęła jego twarz w drobnych dłoniach, wspięła się napalce i, przyciągając go nieco w dół, ku sobie, przywarła wargami do jego ust.Jego popędy wezbrały, zamruczały.Usadził je brutalnie.To był pocałunek wdzięczności.Wiedział o tym, a jednak.TL RKażda cząstka jego świadomości skupiła się na cieple jej ciała, nieomalstykającego się z jego własnym, na delikatnym dotyku miękkich jak płatkiróży warg, sprężystych, lecz zarazem poddających się naciskowi, gdy takniewinnie napierały na jego usta.Jego złaknione usta.Walczył ze wzbierającym w nim pożądaniem, wewnętrznymprzymusem, by porwać ją w ramiona, przygarnąć do siebie mocno i oddaćpocałunek.Posmakować, zawłaszczyć, pożreć.70Ze wszystkich sił starał się ustać nieruchomo, nie przesunąć się ani ocentymetr, by mogła całować go tak długo, jak tylko zechce.I całowała go.A potem, z westchnieniem, cofnęła się.Kiedy jej obcasy dotknęłypokładu, Gareth się wyprostował.Z niechęcią i zawodem.Te cudowne usta wygięły się w uśmiechu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl