[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niełatwo było pokonaćmentalną przepaść między strasznym i śmiesznym zarazem nauczycielem łaciny, zktórego można pożartować z chłopakami, a prawdziwie złowrogim BarringtonemWhelkiem, który ma pistolet i mierzy z niego do Ganseya. Cóż. Chłopak zamrugał. No dobrze.Wyglądało na to, że nie pozostaje nic więcej do powiedzenia.%7łycie wydawałosię Ganseyowi cenniejsze od prawie wszystkich rzeczy, które posiadał, no, może zwyjątkiem camaro, ale tego Whelk nie zażądał.Gansey podał nauczycielowi telefon. Dziennik jest w samochodzie  wyjaśnił. Wyjmij go. Aacinnik wycelował broń w twarz Ganseya.Chłopak otworzył drzwi.Ostatnim razem widział Whelka, kiedy oddawał mu test z czwartej deklinacjiłacińskich rzeczowników. Nie próbuj tym odjeżdżać  powiedział nauczyciel.Nawet gdyby camaro był na chodzie, Ganseyowi nie przyszłoby to do głowy. Poza tym chcę wiedzieć, gdzie się włóczyliście w tym tygodniu  dodałWhelk. Słucham?  zapytał Gansey uprzejmie.Szukał dziennika wśród papierów leżących na tylnym siedzeniu.Ich szelest za-głuszył głos Whelka. Nie prowokuj mnie  warknął nauczyciel. Dzwonili z policji.Nie mogęw to uwierzyć.Po siedmiu latach zadzwonili do szkoły.Będą zadawali miliony pytań.Bez problemu odpowiedzą sobie na nie moim nazwiskiem.Wszystko przez ciebie.Siedem lat, a już myślałem, że& Mam przesrane.Załatwiliście mnie.Kiedy Gansey wyłonił się z camaro z dziennikiem w ręce, dotarło do niego,o czym mówi Whelk.Noah.Człowiek, którego miał przed sobą, to jego morderca.W żołądku Ganseya działo się coś dziwnego, choć nadal nie przypominało tostrachu.Czuł się tak, jakby wędrował po naprężonym, wiszącym moście, który ledwoutrzymuje jego ciężar.Nagle zaświtało mu w głowie podejrzenie, że poza tą chwiląw jego życiu właściwie nic nie było prawdziwe. Panie Whelk& Mów, gdzie byłeś. W górach, niedaleko Nethers  powiedział Gansey głosem dobiegającym zoddali.Nie skłamał, bo tak czy owak, nie miało to znaczenia.Zanotował współrzędneGPS w dzienniku, który właśnie miał oddać Whelkowi. Co tam odkryłeś? Znalazłeś Glendowera?Ku swojemu zaskoczeniu Gansey się wzdrygnął.Do tej chwili zdołał jakośprzekonać samego siebie, że chodzi o coś innego, o coś bardziej logicznego.Nie spo-dziewał się, że usłyszy z ust Whelka imię Glendowera.  Nie  odparł. Znalezliśmy rysunek na ziemi.Nauczyciel wyciągnął rękę po dziennik.Gansey przełknął ślinę. Whelk& Proszę pana& Jest pan pewien, że to jedyny sposób?Usłyszał ciche kliknięcie, którego nie dało się z niczym pomylić.Choć Ganseynigdy nie słyszał go w rzeczywistości, doskonale wiedział, jaki dzwięk wydaje od-bezpieczany pistolet  jak każdy, kto ogląda filmy akcji i gra godzinami w gry kom-puterowe.Whelk przystawił Ganseyowi lufę do czoła. Niekoniecznie  powiedział. To na przykład jest inny sposób.Gansey miał podobne uczucie rozdwojenia jak wtedy, kiedy w Monmouth Ma-nufacturing patrzył na osę.W jednej chwili zobaczył jednocześnie rzeczywistość: pi-stolet przyciśnięty do skóry nad brwiami, tak zimny, że wydawał się ostry, i prawdo-podobną przyszłość  palec pociągający za spust, pocisk wbijający się w jego czasz-kę, śmierć zamiast szukania sposobu dotarcia do Henrietty.Dziennik ciążył mu w rękach.Nie potrzebował go.Nie było w nim nic, czegonie miałby w głowie.Tylko że ten brulion był mu bardzo bliski.Czuł, że oddaje wszystko, nad czympracował. Założę nowy. Wystarczyło zapytać  rzekł Gansey. Powiedziałbym panu wszystko, cowiem.Zrobiłbym to z przyjemnością.To nie jest tajemnica.Lufa na czole Ganseya zadrżała. Nie mogę uwierzyć, że się odzywasz z pistoletem przystawionym do głowy.Nie rozumiem, dlaczego to mówisz  wycedził Whelk. Dlatego, że to prawda  odparł Gansey.Pozwolił nauczycielowi zabraćdziennik. Brzydzę się tobą  powiedział Whelk, przyciskając brulion do piersi. My-ślisz, że jesteś niezwyciężony.I wiesz co? Ja też tak kiedyś myślałem.Wtedy Gansey zdał sobie sprawę, że Whelk go zabije.Bo przecież niemożli-we, żeby człowiek, który, trzymając pistolet, mówi z taką goryczą i nienawiścią, niepociągnął za spust.Twarz Whelka stężała.Na chwilę czas przestał istnieć.Była tylko przestrzeń między jednym uwolnio-nym oddechem a kolejnym.Siedem miesięcy wcześniej Ronan nauczył Ganseya, jak wyprowadzać sierpo-wy. Uderzaj całym ciałem, nie tylko pięścią.Patrz, gdzie celujesz.Aokieć zgięty pod kątem prostym.Nie myśl o tym, jak to będzie bolało.Gansey, mówiłem ci: nie myśl o tym, jak to będzie bolało.Zamachnął się.Zapomniał prawie wszystko, czego nauczył go Ronan, ale pamiętał o patrzeniuna cel i tylko to oraz szczęście sprawiło, że udało mu się wytrącić Whelkowi z rękipistolet.Broń upadła na wysypane żwirem pobocze. Nauczyciel wydał z siebie nieartykułowany ryk.Obaj rzucili się, żeby podnieść pistolet.Gansey upadł na jedno kolano i kopałna oślep drugą nogą.Poczuł, że jego stopa w coś trafiła.Najpierw w rękę Whelka,a potem w coś twardszego.Pistolet poleciał w stronę tylnych kół Zwini, Gansey po-biegł go szukać.Zwiatło reflektorów samochodu Whelka tu nie docierało.Ganseymyślał wyłącznie o tym, żeby się ukryć pod osłoną ciemności.Usiłując powstrzymać dyszenie, oparł zimny policzek o ciepły metal karoseriiZwini.Czuł pulsowanie w kciuku, którym uderzył o broń. Nie oddychaj.Whelk przeklinał bez końca.Przydrożny żwir głośno chrzęścił.Morderca niemógł znalezć pistoletu.Z oddali dobiegł dzwięk silnika  jakiś samochód, być może jadący w tym kie-runku.Ratunek.Albo przynajmniej świadek.Whelk na chwilę się zatrzymał, a potem nagle zerwał się i pobiegł do swojegowozu.Gansey ukucnął i zajrzał pod podwozie Zwini, która stygła z cichym tykaniem.Między tylnymi kołami dostrzegł smukły kontur pistoletu, oświetlonego od tyłu przezreflektory samochodu Whelka.Nie był pewien, czy morderca zrezygnował, czy tylko poszedł po latarkę.Gan-sey wycofał się głębiej w ciemność.Czekał.Serce łomotało mu w uszach, trawa kłułago w policzek.Samochód Whelka wypadł na autostradę i z rykiem oddalił się w kierunkuHenrietty.Drugie auto przemknęło zaraz za nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl