[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludek, Wiszów syn, wysłał też z innymi i Niemca swego, Hengona, któregozabrał był z sobą.Ten, że się tu już dawniej włóczył po zagrodach, znał jedobrze, u Piastuna też bywał; wyprosił u czeladzi, co go prowadziła, żeby muprzed knezia pozwoliła iść wprzódy i do niego przemówić.Strasznie mu się nawieżycę z motłochem iść nie chciało.Zręczny Niemiec ufał w to, iż językiem i układną postawą wyprosi się u niego.Gdy go skrępowanego przyprowadzono, padł naprzód przed starym na kolanażaląc się, iż mu się tu od wszystkich straszna krzywda działa, że go Pomorcynaprzód spokojnie powracającego zabrali gwałtem z sobą, podejrzewając, żePolanom sprzyja, że potem w ich obozie ujęty został w niewolę i posądzonyniewinnie o prowadzenie Pomorców.- Ja nie wojuję z nikim, niczyim nieprzyjacielem nie jestem - mówił Hengowielką udając pokorę - żonę miałem z waszego rodu i mowy.Moja sprawazamiana i zarobek, ludziom służę, wojny się lękam, mienia całego pozbyłem, nażebraka wyszedłem.Litujcie się, panie, nade mną!Wysłuchawszy żalów Piastun odpowiedział spokojnie, iż wojna ma prawaswoje, kraj się bronić musi i bezpieczeństwo swe opatrywać.- Gdyby ciępuszczono wolno - dodał - a uchodząc trafilibyście na Niemców, pytaliby was,co się u nas dzieje, musielibyście swoim wyznać, wszystko, a nas zdradzić.Lepiej więc dla ciebie i dla nas, abyś tu został, dopóki się wojna nie skończy.Hengo począł błagać i zaklinać, żeby go przynajmniej na stołb nie sadzono,gdzie sroga nędza panować musiała, wolał w dybach czy w łykach, choćbyzwiązany, mleć gdzie w żarnach na zagrodzie.A że Niemiec płakać umiał i czynić się niewinnym, serce starego skruszył.Pozwolił mu u siebie w chacie pozostać, wymagając tylko przysięgi na Boga,którego Hengo wyznawał, iż uciekać nie będzie.Hengo, palce na krzyżzłożywszy, klęknął i przysiągł, że się z zagrody nie ruszy.Drugiego dnia nędzny ów jeniec wojenny już coś poczynał mieniać, bo choć goze wszystkiego niemal odarto, w łachmanach odzieży znalazły się jakieścudownie ocalone resztki, i już niewiastom kolce ofiarował, a mężczyznommałe nożyki, które nie wiedzieć skąd dobywał.Niewiele na to zważano.Uciekać nie myślał w istocie, owszem, wciskał się,gdzie było najludniej, do wszelkich posług ofiarowywał, a ciągle się tymprzechwalał, że miał żonę z tej krwi i mowy, co Polanie, i syna z niej.Głosił sięprzeto przyjacielem.Na Pomorców i Kaszubów strasznie wygadywał, dzikość236im i łupiestwo zadając.Czynił się też użytecznym tym, że miecze i noże lepiejniż inni ostrzyć, złamane na nowo oprawiać umiał i w czystości trzymać.Zgłaszali się do niego ludzie różni, służył ochotnie każdemu, a brał, co mu dano,choćby mało wartą skóreczkę jagnięcia.Raz, gdy pod szopką zajęty był swym rzemiosłem, nadszedł doń przybyły tegodnia po rozkazy knezia Dobek, poznał, a zobaczywszy około majsterstwa,bardzo bolał, że takiego sługi pod ręką nie miał, bo w domu wiele byłoniezdarnego łomu, z którym ludzie nie wiedzieli, co poczynać.- A czemuście mnie wziąwszy nie zatrzymali sobie? - odezwał się Niemiec.-Teraz chybabyście poprosili miłościwego pana, żeby mnie do was na czas puściłpod przysięgą, ja bym porobił, co potrzeba.Stało się tedy, że Hengo, przysięgę powtórzywszy, gdy i Dobek zaręczył, iż gosam pilnować każe, dostał pozwolenie jechania z nim.Wsadzono go z tyłu nakonia za jednym z czeladzi i tak się na nowy dwór dostał.Tu dziwne znalazł życie, inne niż u pospolitych kmieciów po zagrodach.Dobekz dzieciństwa wojakiem był z upodobania, a choć znaczne ziemie miał pod sobą,sam się nimi ani rolą, ani stadniną, ani barciami swymi nie zajmował.Miał do tego włodarzów, bartników, stadników, posługaczów, a sam tylko życiazażywał.Nie był też żonatym, chociaż kobiet dwór był pełen, które mu śpiewaći skakać musiały, gdy rozkazał.W polu i na łowach szalony i niespracowany, gdy do domu przybył, zwykł byłprzy ogniu legiwać albo pod drzewem na murawie.Kubek pełny przy nimmusiał stać, a wesołki mu prawili baśnie albo kobiety gadkami i pieśniamibawiły.Całe godziny i dnie schodziły tak na wylegiwaniu się i na śmiechu, potem naglena koń się zrywał, w las prowadził swych ludzi z sobą i dni kilka o chłodzie igłodzie polując, do dworu ani zajrzał.Z kałuży gotów był się napić i lada czympokarmić.Tak samo, gdy na wyprawę ciągnął, dobry był do napaści gwałtownej, alenigdzie nie strzymał długo.Przyjacielem też umiał niekiedy być takim, że życie stawił dla druha, a gdynajmniejsza waśń poróżniła go z bratem, ubić był gotów na razie.i potemżałować.Choć tak gwałtowny i dziwaczny, Dobek razem przebiegłym byłbardzo; zataić się umiał do czasu, z człowieka wyciągnąć, a samemu sięprzyczaić cicho.Z tej strony mało go kto znał oprócz własnych ludzi.Hengo, poznawszy się z nim, począł bardzo mu się przypatrywać bacznie, podrodze nie spuścił go z oka ni z ucha, postrzegał pilno, a gdy do dworu przybyli,zdało się Niemcowi, iż go już całego miał.Poczęło się to od tego, iż gorąco się zabrał do czyszczenia, naprawiania iostrzenia.Wszystek łom leżący w komorze przyprowadził do dobrego stanu.Wkilka dni, choć łamaną mową, umiał Dobka tak zabawić, iż się o niego upominałi z kąta go sobie wyciągnąć kazał.Prawił mu, jak to po świecie cale inaczej niżu Polan było, jak tam ludzie żyli, jak się niewiasty nosiły, jak się wojacy237uzbrajali, jak panom było wygodnie.Umiał to wszystko w takim świetleprzedstawić, iż Dobka ochota brała niezmierna widzieć te ciekawości.Urabiał go tak powoli Niemiec powolnym znajdując, zachodził z różnych stron,szczególnie gdy ani bab, ani czeladzi nie było, co by podsłuchiwała rozmowę.Dobkowi pod lipami kładziono skóry, na których się wyciągał; miód mając podręką i tak na brzuchu leżąc, gadek lub pieśni słuchał.Gdy inni się, zabawiając pana, zmęczyli, podkradał się Niemiec [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ludek, Wiszów syn, wysłał też z innymi i Niemca swego, Hengona, któregozabrał był z sobą.Ten, że się tu już dawniej włóczył po zagrodach, znał jedobrze, u Piastuna też bywał; wyprosił u czeladzi, co go prowadziła, żeby muprzed knezia pozwoliła iść wprzódy i do niego przemówić.Strasznie mu się nawieżycę z motłochem iść nie chciało.Zręczny Niemiec ufał w to, iż językiem i układną postawą wyprosi się u niego.Gdy go skrępowanego przyprowadzono, padł naprzód przed starym na kolanażaląc się, iż mu się tu od wszystkich straszna krzywda działa, że go Pomorcynaprzód spokojnie powracającego zabrali gwałtem z sobą, podejrzewając, żePolanom sprzyja, że potem w ich obozie ujęty został w niewolę i posądzonyniewinnie o prowadzenie Pomorców.- Ja nie wojuję z nikim, niczyim nieprzyjacielem nie jestem - mówił Hengowielką udając pokorę - żonę miałem z waszego rodu i mowy.Moja sprawazamiana i zarobek, ludziom służę, wojny się lękam, mienia całego pozbyłem, nażebraka wyszedłem.Litujcie się, panie, nade mną!Wysłuchawszy żalów Piastun odpowiedział spokojnie, iż wojna ma prawaswoje, kraj się bronić musi i bezpieczeństwo swe opatrywać.- Gdyby ciępuszczono wolno - dodał - a uchodząc trafilibyście na Niemców, pytaliby was,co się u nas dzieje, musielibyście swoim wyznać, wszystko, a nas zdradzić.Lepiej więc dla ciebie i dla nas, abyś tu został, dopóki się wojna nie skończy.Hengo począł błagać i zaklinać, żeby go przynajmniej na stołb nie sadzono,gdzie sroga nędza panować musiała, wolał w dybach czy w łykach, choćbyzwiązany, mleć gdzie w żarnach na zagrodzie.A że Niemiec płakać umiał i czynić się niewinnym, serce starego skruszył.Pozwolił mu u siebie w chacie pozostać, wymagając tylko przysięgi na Boga,którego Hengo wyznawał, iż uciekać nie będzie.Hengo, palce na krzyżzłożywszy, klęknął i przysiągł, że się z zagrody nie ruszy.Drugiego dnia nędzny ów jeniec wojenny już coś poczynał mieniać, bo choć goze wszystkiego niemal odarto, w łachmanach odzieży znalazły się jakieścudownie ocalone resztki, i już niewiastom kolce ofiarował, a mężczyznommałe nożyki, które nie wiedzieć skąd dobywał.Niewiele na to zważano.Uciekać nie myślał w istocie, owszem, wciskał się,gdzie było najludniej, do wszelkich posług ofiarowywał, a ciągle się tymprzechwalał, że miał żonę z tej krwi i mowy, co Polanie, i syna z niej.Głosił sięprzeto przyjacielem.Na Pomorców i Kaszubów strasznie wygadywał, dzikość236im i łupiestwo zadając.Czynił się też użytecznym tym, że miecze i noże lepiejniż inni ostrzyć, złamane na nowo oprawiać umiał i w czystości trzymać.Zgłaszali się do niego ludzie różni, służył ochotnie każdemu, a brał, co mu dano,choćby mało wartą skóreczkę jagnięcia.Raz, gdy pod szopką zajęty był swym rzemiosłem, nadszedł doń przybyły tegodnia po rozkazy knezia Dobek, poznał, a zobaczywszy około majsterstwa,bardzo bolał, że takiego sługi pod ręką nie miał, bo w domu wiele byłoniezdarnego łomu, z którym ludzie nie wiedzieli, co poczynać.- A czemuście mnie wziąwszy nie zatrzymali sobie? - odezwał się Niemiec.-Teraz chybabyście poprosili miłościwego pana, żeby mnie do was na czas puściłpod przysięgą, ja bym porobił, co potrzeba.Stało się tedy, że Hengo, przysięgę powtórzywszy, gdy i Dobek zaręczył, iż gosam pilnować każe, dostał pozwolenie jechania z nim.Wsadzono go z tyłu nakonia za jednym z czeladzi i tak się na nowy dwór dostał.Tu dziwne znalazł życie, inne niż u pospolitych kmieciów po zagrodach.Dobekz dzieciństwa wojakiem był z upodobania, a choć znaczne ziemie miał pod sobą,sam się nimi ani rolą, ani stadniną, ani barciami swymi nie zajmował.Miał do tego włodarzów, bartników, stadników, posługaczów, a sam tylko życiazażywał.Nie był też żonatym, chociaż kobiet dwór był pełen, które mu śpiewaći skakać musiały, gdy rozkazał.W polu i na łowach szalony i niespracowany, gdy do domu przybył, zwykł byłprzy ogniu legiwać albo pod drzewem na murawie.Kubek pełny przy nimmusiał stać, a wesołki mu prawili baśnie albo kobiety gadkami i pieśniamibawiły.Całe godziny i dnie schodziły tak na wylegiwaniu się i na śmiechu, potem naglena koń się zrywał, w las prowadził swych ludzi z sobą i dni kilka o chłodzie igłodzie polując, do dworu ani zajrzał.Z kałuży gotów był się napić i lada czympokarmić.Tak samo, gdy na wyprawę ciągnął, dobry był do napaści gwałtownej, alenigdzie nie strzymał długo.Przyjacielem też umiał niekiedy być takim, że życie stawił dla druha, a gdynajmniejsza waśń poróżniła go z bratem, ubić był gotów na razie.i potemżałować.Choć tak gwałtowny i dziwaczny, Dobek razem przebiegłym byłbardzo; zataić się umiał do czasu, z człowieka wyciągnąć, a samemu sięprzyczaić cicho.Z tej strony mało go kto znał oprócz własnych ludzi.Hengo, poznawszy się z nim, począł bardzo mu się przypatrywać bacznie, podrodze nie spuścił go z oka ni z ucha, postrzegał pilno, a gdy do dworu przybyli,zdało się Niemcowi, iż go już całego miał.Poczęło się to od tego, iż gorąco się zabrał do czyszczenia, naprawiania iostrzenia.Wszystek łom leżący w komorze przyprowadził do dobrego stanu.Wkilka dni, choć łamaną mową, umiał Dobka tak zabawić, iż się o niego upominałi z kąta go sobie wyciągnąć kazał.Prawił mu, jak to po świecie cale inaczej niżu Polan było, jak tam ludzie żyli, jak się niewiasty nosiły, jak się wojacy237uzbrajali, jak panom było wygodnie.Umiał to wszystko w takim świetleprzedstawić, iż Dobka ochota brała niezmierna widzieć te ciekawości.Urabiał go tak powoli Niemiec powolnym znajdując, zachodził z różnych stron,szczególnie gdy ani bab, ani czeladzi nie było, co by podsłuchiwała rozmowę.Dobkowi pod lipami kładziono skóry, na których się wyciągał; miód mając podręką i tak na brzuchu leżąc, gadek lub pieśni słuchał.Gdy inni się, zabawiając pana, zmęczyli, podkradał się Niemiec [ Pobierz całość w formacie PDF ]