[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział, że jeśli nie zemdleje przy kierownicy, to zdąży.Czerwone, tętnice tą czerwienią plamy pojawiły się na przedniej szybie buicka.A potem zniknęły.Było gorzej, coraz gorzej.Zacisnął zęby i wdusił pedał gazu.„.Każdy z was akceptujący zło, staje się współuczestnikiem zbrodni!.”z przemówienia Friderico Tarvolli,przewodniczącego AsLiveTo nie jest zwykły świat.Te drzewa zmieniające się w bure plamy, szosa rozlewająca się w taflę czerni, a potem domy, rozdęte, poprzechylane.Bez kolorów, bez ostrych granic.Tylko szara pleść pokrywająca oczy, układająca się na przedmiotach w gęstniejące kształty.Bolało, tak bardzo bolało i tak bardzo było źle.Jego organizm wciąż funkcjonował, dłonie zaciskały się na kierownicy, stopy dusiły pedały, oczy patrzyły prosto przed siebie.Ale nie wiedział, jak udaje mu się prowadzić samochód, nie potrafił odszukać w pamięci chwili, gdy wjechał do miasta, gdy zatrzymał się na pierwszych światłach, gdy skręcił z Alei Konglerra i wjechał w wąską uliczkę, przy której stał Oddział Eutanazyjny.Podjechał pod samą bramę.Zatrzymał wóz, spojrzał na zegarek.Zostało mu dziesięć minut.Znów zapalił silnik, przetoczył buicka jeszcze parę metrów, ustawił samochód tak, by żaden pojazd nie mógł wyjechać z dziedzińca.Jego koszula przesiąknięta była krwią.Gdyby wyszedł tak z samochodu, wzbudziłby zainteresowanie każdego napotkanego człowieka.Sięgnął po leżącą obok na fotelu kurtkę i narzucił ją sobie na plecy.Zaklął z bólu.Pierwszy krok.Kolana uginają się, ciało sunie ku ziemi.Zdążył wesprzeć się o samochód.Czarny worek opada na głowę, zaczyna drgać, falować.Znika.Drugi krok.Chwila jasności, chwila, w której mięśnie znów władają ciałem, oczy widzą, stopy czują ziemię.Trzeci.I czwarty.Chwila trwa.Drzwi.Plecy znów wilgotnieją.Pot albo krew.Osiem.Drzwi.Odchylają się ciężko.Odbijają.Portiernia.Nikogo nie ma.Poszedł lać.Albo z kimś gada.Nie ma czasu.Pociągnął haczyk, pchnął barierkę z drewnianych prętów.Był w środku.Długi korytarz, białe ściany, białe tynki i lamperie, biały sufit, biała podłoga.Drzwi.Szafy zapchane kolorowymi pudełkami.Antocylina.Śmierć.Drzwi.Z sufitu zwisa bezcieniówka, pod nią stół, długi stół przykryty prześcieradłem.Białym.Na stole sprężyste taśmy.Wąskie, może trzycentymetrowe, zakończone zgrubieniami z umocowanymi w nich zatrzaskach.Taśmy do przypinania nóg, rąk i głowy.Taśmy leżą zwinięte, skłębione, gdy przyjdzie czas, jakieś ręce rozplączą je i poukładają.Taśmy są białe.W kącie nosze na kółkach.Podsuwa się je pod stół i zrzuca ciało.Potem przykrywa się ciało prześcieradłem i wywozi.Prześcieradło jest białe.Tylko gumowe kółka wózka są czarne.Znów drzwi.Chłód.Zasłonięte okna.Półmrok i chłód.I znów stół, stół przykryty folią, ale tę folię zdejmuje się, gdy przywożą ciało, a potem specjalista, bo do tego trzeba być specjalistą, rozcina je według przepisu, który dostaje od innych specjalistów, tych ważnych specjalistów, którzy już zdążyli zdobyć sławę i biurko i sekretarkę z dużym biustem, a zdobyli to dzięki temu, że kiedyś też tak stali za stołem i cięli, ręka, noga, nerka, tysiąc, dwa tysiące, zależy od jakości, wielkości, dnia, ilości zgłoszeń, stanu zapasów, to w tym pokoju i na tym łóżku człowiek przestaje być jednym ciałem, po to by stać się ciałami dziesiątków innych ludzi, choć oczywiście nie zawsze, bo większość z tych, których zabijają, to dzieci, a ich narządy nie są jeszcze dostatecznie uformowane, albo starcy, a ich narządy nie są już zdrowe, najlepiej by było i pewnie kiedyś tak się stanie, żeby przywożono tu ciała ludzi w sile wieku, bo ich narządy są w sam raz i na ich narządy najwięcej jest chętnych, a chętni płacą pieniądze, więc ten stół i ten fachowiec, i tamci fachowcy, i senatorzy w Parlamencie myślą o tych pieniądzach.Drzwi.Dwa łóżka.Jedno zasłane, koce złożone w kostkę leżą obok, ręcznik wisi na haczyku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wiedział, że jeśli nie zemdleje przy kierownicy, to zdąży.Czerwone, tętnice tą czerwienią plamy pojawiły się na przedniej szybie buicka.A potem zniknęły.Było gorzej, coraz gorzej.Zacisnął zęby i wdusił pedał gazu.„.Każdy z was akceptujący zło, staje się współuczestnikiem zbrodni!.”z przemówienia Friderico Tarvolli,przewodniczącego AsLiveTo nie jest zwykły świat.Te drzewa zmieniające się w bure plamy, szosa rozlewająca się w taflę czerni, a potem domy, rozdęte, poprzechylane.Bez kolorów, bez ostrych granic.Tylko szara pleść pokrywająca oczy, układająca się na przedmiotach w gęstniejące kształty.Bolało, tak bardzo bolało i tak bardzo było źle.Jego organizm wciąż funkcjonował, dłonie zaciskały się na kierownicy, stopy dusiły pedały, oczy patrzyły prosto przed siebie.Ale nie wiedział, jak udaje mu się prowadzić samochód, nie potrafił odszukać w pamięci chwili, gdy wjechał do miasta, gdy zatrzymał się na pierwszych światłach, gdy skręcił z Alei Konglerra i wjechał w wąską uliczkę, przy której stał Oddział Eutanazyjny.Podjechał pod samą bramę.Zatrzymał wóz, spojrzał na zegarek.Zostało mu dziesięć minut.Znów zapalił silnik, przetoczył buicka jeszcze parę metrów, ustawił samochód tak, by żaden pojazd nie mógł wyjechać z dziedzińca.Jego koszula przesiąknięta była krwią.Gdyby wyszedł tak z samochodu, wzbudziłby zainteresowanie każdego napotkanego człowieka.Sięgnął po leżącą obok na fotelu kurtkę i narzucił ją sobie na plecy.Zaklął z bólu.Pierwszy krok.Kolana uginają się, ciało sunie ku ziemi.Zdążył wesprzeć się o samochód.Czarny worek opada na głowę, zaczyna drgać, falować.Znika.Drugi krok.Chwila jasności, chwila, w której mięśnie znów władają ciałem, oczy widzą, stopy czują ziemię.Trzeci.I czwarty.Chwila trwa.Drzwi.Plecy znów wilgotnieją.Pot albo krew.Osiem.Drzwi.Odchylają się ciężko.Odbijają.Portiernia.Nikogo nie ma.Poszedł lać.Albo z kimś gada.Nie ma czasu.Pociągnął haczyk, pchnął barierkę z drewnianych prętów.Był w środku.Długi korytarz, białe ściany, białe tynki i lamperie, biały sufit, biała podłoga.Drzwi.Szafy zapchane kolorowymi pudełkami.Antocylina.Śmierć.Drzwi.Z sufitu zwisa bezcieniówka, pod nią stół, długi stół przykryty prześcieradłem.Białym.Na stole sprężyste taśmy.Wąskie, może trzycentymetrowe, zakończone zgrubieniami z umocowanymi w nich zatrzaskach.Taśmy do przypinania nóg, rąk i głowy.Taśmy leżą zwinięte, skłębione, gdy przyjdzie czas, jakieś ręce rozplączą je i poukładają.Taśmy są białe.W kącie nosze na kółkach.Podsuwa się je pod stół i zrzuca ciało.Potem przykrywa się ciało prześcieradłem i wywozi.Prześcieradło jest białe.Tylko gumowe kółka wózka są czarne.Znów drzwi.Chłód.Zasłonięte okna.Półmrok i chłód.I znów stół, stół przykryty folią, ale tę folię zdejmuje się, gdy przywożą ciało, a potem specjalista, bo do tego trzeba być specjalistą, rozcina je według przepisu, który dostaje od innych specjalistów, tych ważnych specjalistów, którzy już zdążyli zdobyć sławę i biurko i sekretarkę z dużym biustem, a zdobyli to dzięki temu, że kiedyś też tak stali za stołem i cięli, ręka, noga, nerka, tysiąc, dwa tysiące, zależy od jakości, wielkości, dnia, ilości zgłoszeń, stanu zapasów, to w tym pokoju i na tym łóżku człowiek przestaje być jednym ciałem, po to by stać się ciałami dziesiątków innych ludzi, choć oczywiście nie zawsze, bo większość z tych, których zabijają, to dzieci, a ich narządy nie są jeszcze dostatecznie uformowane, albo starcy, a ich narządy nie są już zdrowe, najlepiej by było i pewnie kiedyś tak się stanie, żeby przywożono tu ciała ludzi w sile wieku, bo ich narządy są w sam raz i na ich narządy najwięcej jest chętnych, a chętni płacą pieniądze, więc ten stół i ten fachowiec, i tamci fachowcy, i senatorzy w Parlamencie myślą o tych pieniądzach.Drzwi.Dwa łóżka.Jedno zasłane, koce złożone w kostkę leżą obok, ręcznik wisi na haczyku [ Pobierz całość w formacie PDF ]