[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie znalazłszy uniewdzięcznych słuchaczy większego zainteresowania, machnąwszy z rezygnacjąręką, kończył swą tyradę stereotypowym ulubionym powiedzonkiem: SowiesoKrematorium.Z łatwością domyśliłem się, że jest pod wpływem alkoholu, na który też przyszłami ochota, toteż nie owijając w bawełnęzapytałem go, czy mógłbym i ja kiedy skorzystać E jego zródełka.Teoś mrugnąłporozumiewawczo i sprawa była załatwiona.Miałem mu pomóc następnego nia zawiezćnapełnioną rolwagę do krematorium.Już nieraz byłem w krematorium, ale nigdy nie przy-ło mi na myśl, że właśnie tambędę miał okazję po raz erwszy w życiu najzwyczajniej w świecie się upić.wejście do pracowni Zemanka mieli wyłącznie wtajemniczeni razem było n a sczterech, w t y m ja j e d e n b łem nowicjuszem Pomieszczenie, w którym Georgprzeprowadzał sekcje, znałem powierzchownie z poprzedniej wizy Zemanek przygotował miksturę, miałemmożność przypatrzeć się bliżej otoczeniu.Mała izba o betonowej podłodze z dużymstołem pokrytym blachą, robiła ),wrażenie jatki rzezniczej, z tą tylko różnicą,że zamiast wiszących na hakach połci mięsa widziało się różnej wielkości słojenapełnione formaliną z zanurzony90.nych naczyń znajdowała się właśnie wątroba ostatnio specjalniespreparowana na zamówienie lekarza SS, wyjęta z ciała olbrzymiego %7łyda,zamordowanego przed paru dniami.Wątroba była pokaznych rozmiarów i zupełnieczarna.%7łyd ów, jak utrzymywał Zemanek, był jednym z najbogatszych przemysłowcówczeskich.Zamordowano go na samym końcu, bowiem lekarz SS zastrzegł sobie jegociało do celów badawczych jeszcze za jego życia.Chciał zapewne widzieć, jakbędzie wyglądała wątroba olbrzyma po trzech dniach ustawicznego bicia.Niechodziło tu zresztą jedynie o wątrobę tego jednego człowieka.W innych słojachznajdowały się niemal wszystkie organy ludzkie, nie wyłączając całej głowyjakiegoś więznia o ciekawej ponoć budowie czaszki pod względem antropologicznym.Na stole leżało kilka częściowo już spreparowanych przez Zemanka skór ludzkich,o ciekawych", kolorowych, misternie robionych tatuażach.Była tego całakolekcja, przeznaczona dla kogoś z ważnych osobistości w SS.Georgdemonstrował nam teraz jeden mały tatuaż, który nie wyróżniał się niczymszczególnym wśród pozostałych, był nawet zrobiony niedbale, ale za to dowcipny.Więzień wytatuował go sobie na organie, którego przez skromność na ogół niepokazuje się codziennie.Był to hakenkreuz i obok trupia główka, taka jakąnosili esesmani na czapkach.Dowcip przypłacił życiem.Przypomniałem sobiewłaściciela tego złośliwego tatuażu.Przyszedł kiedyś do ambulatorium jakochory.Pech chciał, że przyjmował w tym czasie sam we własnej osobieuntersturmfuhrer SS, dr Entress.W czasie dokładnego badania chorego stojącegoprzed nim nago widocznie zauważył mały tatuaż, nie dając jednak poznać po sobie,że odczytał jego treść, kazał przyjąć go na oddział zakazny, gdzie podsamarytańską opieką sanitatsdiensta zmarł w jego gabinecie zabiegowym " na udarserca, w rezultacie czego mógł nam Zema-nek zademonstrować utrwaloną wformalinie cząstkę ciała tego dowcipnisia", która stała się powodem jegośmierci.Zniecierpliwiony Teoś oglądając się nerwowo na drzwi każdej chwilimógł wejść ktoś niepowołany dopominał się czegoś konkretnego.Georg,odrzuciwszy w kąt tatuaż, nalał mu pełny kubek.Teofil wychylił go do dna bezzmrużenia oka.Gienek łyknął też, ale niewiele, pozostawiając resztę dla mnie.Najpierw powąchałem i aż mnie odrzuciło.Zmierdziało to formaliną, benzyną i czymś jeszcze, w każ-91.dym razie najmniej spirytusem.Teofil radził mi nos, jeśli nie umiem wypić tegoinaczej.Aczkolw wstrętem, wypiłem wszystko, bo było mi wstyd.Pr sam prosiłem,żeby tu przyjść popić.To świństwo gardło i wnętrzności niczym ogień.DomyślnyZe dał mi na zagrychę prasowanej kawy z cukrem, co dziło nieco nieznośnepalenie, ale odbijało mi się za fta.Teofil, jako stary praktyk, radził czymprędzej w do obozu, nim jeszcze zacznie działać alkohol.Już o wałem dziwneomdlenie w nogach.Trzymając się rolwagi, zamiast ją pchać, zatrzymaliśmy sięprzed w wnią, by wmeldować nasz powrót do obozu.Teo kapo leichentragerów miałobowiązek meldować.Ja kle przekręcał niemieckie wyrazy, co już uchodziło sucho,jako że znali go wszyscy esesmani, a zwłaszcz profesję.Zmiejąc się przepuścilinas do lagru.Ledwi chaliśmy pod nasz blok, widziałem wszystko podw w końcuzłapały mnie nudności.Pijaństwo to odcho łem ciężko. Tolińszczak" ratował mnieróżnymi lek swej apteki.Z wdzięcznością zdradziłem mu zródł chusa".Za parędni wybraliśmy się tam razem.Dzięk rianowi dało się teraz pić miksturę Zemanka.Gdy w liśmy z krematorium, zatrzymano nas na wartowni liśmy zabrać świeżykontyngent trupów, jakich dosta ostatnio w wielkiej ilości kiesgrube.Tym razemw czano tam pośpiesznie grupę jeńców radzieckich, pr zionych do obozu wprost zterenów walki na Wsch Niemcy zwyciężali na wszystkich frontach, nawetoświęcimskim obozie.Z pokonanymi" wrogami R wróciliśmy do krematorium.Uczciliśmy to bohater na swój sposób u Georga.Bo cóż nam pozostało go.,,Sowieso Krema torium ".Rozdział XXIIIKtóregoś letniego dnia wyszło zarządzenie, by w ułomni znajdujący się w oboziestawili się pod bl bcklcidungskammer.To samo uczyniono na rewirze, że lekarz SSwybrał jeszcze ze szpitala pewną ilość rych według swego uznania, po czym kazałich dołącz wybranej z lagru grupy inwalidów.Niebawem rozesz wieść, że pojadąoni do szpitala czy sanatorium w Dr92.gdzie zostaną otoczeni specjalną opieką.Wśród tych szczęśliwców znalazło sięrównież kilku młodych jarosławia-ków, gruzlików, którymi opiekował się na swejsali Staszek Hedorowicz.Chłopcy byli nad wyraz uszczęśliwieni tymisprzyjającymi okolicznościami umożliwiającymi im wyrwanie się z ciężkichwarunków, jakie panowały w obozie.Niemal w ostatniej chwili dołączono do transportu dwóch funkcyjnych Niemców, ato bezrękiego oberkapo Siegruda oraz co było zastanawiające blokowegoKrankenmanna, wprawdzie chorobliwie wprost otyłego, ale cieszącego sięnajlepszym zdrowiem, czego dawał wyraz katując i mordując setki więzniów,najczęściej z własnej, nieprzymuszonej woli.Równocześnie okazało się, że Kran-kenmanna włączono do transportu karnie, ponieważ odkryto u niego w pokojuschowane w nodze od stołu wielkie ilości złota i kosztowności, nie wiadomo, jakzdobyte.Wyglądało na to, że los tego szczęśliwego" transportu zaczynał być niepewny.Staszek, domyśliwszy się słusznie niebezpieczeństwa, jakie grozi jegopodopiecznym, zabiegał teraz wszelkimi siłami, by wydostać kolegów z opresji,lecz bezskutecznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie znalazłszy uniewdzięcznych słuchaczy większego zainteresowania, machnąwszy z rezygnacjąręką, kończył swą tyradę stereotypowym ulubionym powiedzonkiem: SowiesoKrematorium.Z łatwością domyśliłem się, że jest pod wpływem alkoholu, na który też przyszłami ochota, toteż nie owijając w bawełnęzapytałem go, czy mógłbym i ja kiedy skorzystać E jego zródełka.Teoś mrugnąłporozumiewawczo i sprawa była załatwiona.Miałem mu pomóc następnego nia zawiezćnapełnioną rolwagę do krematorium.Już nieraz byłem w krematorium, ale nigdy nie przy-ło mi na myśl, że właśnie tambędę miał okazję po raz erwszy w życiu najzwyczajniej w świecie się upić.wejście do pracowni Zemanka mieli wyłącznie wtajemniczeni razem było n a sczterech, w t y m ja j e d e n b łem nowicjuszem Pomieszczenie, w którym Georgprzeprowadzał sekcje, znałem powierzchownie z poprzedniej wizy Zemanek przygotował miksturę, miałemmożność przypatrzeć się bliżej otoczeniu.Mała izba o betonowej podłodze z dużymstołem pokrytym blachą, robiła ),wrażenie jatki rzezniczej, z tą tylko różnicą,że zamiast wiszących na hakach połci mięsa widziało się różnej wielkości słojenapełnione formaliną z zanurzony90.nych naczyń znajdowała się właśnie wątroba ostatnio specjalniespreparowana na zamówienie lekarza SS, wyjęta z ciała olbrzymiego %7łyda,zamordowanego przed paru dniami.Wątroba była pokaznych rozmiarów i zupełnieczarna.%7łyd ów, jak utrzymywał Zemanek, był jednym z najbogatszych przemysłowcówczeskich.Zamordowano go na samym końcu, bowiem lekarz SS zastrzegł sobie jegociało do celów badawczych jeszcze za jego życia.Chciał zapewne widzieć, jakbędzie wyglądała wątroba olbrzyma po trzech dniach ustawicznego bicia.Niechodziło tu zresztą jedynie o wątrobę tego jednego człowieka.W innych słojachznajdowały się niemal wszystkie organy ludzkie, nie wyłączając całej głowyjakiegoś więznia o ciekawej ponoć budowie czaszki pod względem antropologicznym.Na stole leżało kilka częściowo już spreparowanych przez Zemanka skór ludzkich,o ciekawych", kolorowych, misternie robionych tatuażach.Była tego całakolekcja, przeznaczona dla kogoś z ważnych osobistości w SS.Georgdemonstrował nam teraz jeden mały tatuaż, który nie wyróżniał się niczymszczególnym wśród pozostałych, był nawet zrobiony niedbale, ale za to dowcipny.Więzień wytatuował go sobie na organie, którego przez skromność na ogół niepokazuje się codziennie.Był to hakenkreuz i obok trupia główka, taka jakąnosili esesmani na czapkach.Dowcip przypłacił życiem.Przypomniałem sobiewłaściciela tego złośliwego tatuażu.Przyszedł kiedyś do ambulatorium jakochory.Pech chciał, że przyjmował w tym czasie sam we własnej osobieuntersturmfuhrer SS, dr Entress.W czasie dokładnego badania chorego stojącegoprzed nim nago widocznie zauważył mały tatuaż, nie dając jednak poznać po sobie,że odczytał jego treść, kazał przyjąć go na oddział zakazny, gdzie podsamarytańską opieką sanitatsdiensta zmarł w jego gabinecie zabiegowym " na udarserca, w rezultacie czego mógł nam Zema-nek zademonstrować utrwaloną wformalinie cząstkę ciała tego dowcipnisia", która stała się powodem jegośmierci.Zniecierpliwiony Teoś oglądając się nerwowo na drzwi każdej chwilimógł wejść ktoś niepowołany dopominał się czegoś konkretnego.Georg,odrzuciwszy w kąt tatuaż, nalał mu pełny kubek.Teofil wychylił go do dna bezzmrużenia oka.Gienek łyknął też, ale niewiele, pozostawiając resztę dla mnie.Najpierw powąchałem i aż mnie odrzuciło.Zmierdziało to formaliną, benzyną i czymś jeszcze, w każ-91.dym razie najmniej spirytusem.Teofil radził mi nos, jeśli nie umiem wypić tegoinaczej.Aczkolw wstrętem, wypiłem wszystko, bo było mi wstyd.Pr sam prosiłem,żeby tu przyjść popić.To świństwo gardło i wnętrzności niczym ogień.DomyślnyZe dał mi na zagrychę prasowanej kawy z cukrem, co dziło nieco nieznośnepalenie, ale odbijało mi się za fta.Teofil, jako stary praktyk, radził czymprędzej w do obozu, nim jeszcze zacznie działać alkohol.Już o wałem dziwneomdlenie w nogach.Trzymając się rolwagi, zamiast ją pchać, zatrzymaliśmy sięprzed w wnią, by wmeldować nasz powrót do obozu.Teo kapo leichentragerów miałobowiązek meldować.Ja kle przekręcał niemieckie wyrazy, co już uchodziło sucho,jako że znali go wszyscy esesmani, a zwłaszcz profesję.Zmiejąc się przepuścilinas do lagru.Ledwi chaliśmy pod nasz blok, widziałem wszystko podw w końcuzłapały mnie nudności.Pijaństwo to odcho łem ciężko. Tolińszczak" ratował mnieróżnymi lek swej apteki.Z wdzięcznością zdradziłem mu zródł chusa".Za parędni wybraliśmy się tam razem.Dzięk rianowi dało się teraz pić miksturę Zemanka.Gdy w liśmy z krematorium, zatrzymano nas na wartowni liśmy zabrać świeżykontyngent trupów, jakich dosta ostatnio w wielkiej ilości kiesgrube.Tym razemw czano tam pośpiesznie grupę jeńców radzieckich, pr zionych do obozu wprost zterenów walki na Wsch Niemcy zwyciężali na wszystkich frontach, nawetoświęcimskim obozie.Z pokonanymi" wrogami R wróciliśmy do krematorium.Uczciliśmy to bohater na swój sposób u Georga.Bo cóż nam pozostało go.,,Sowieso Krema torium ".Rozdział XXIIIKtóregoś letniego dnia wyszło zarządzenie, by w ułomni znajdujący się w oboziestawili się pod bl bcklcidungskammer.To samo uczyniono na rewirze, że lekarz SSwybrał jeszcze ze szpitala pewną ilość rych według swego uznania, po czym kazałich dołącz wybranej z lagru grupy inwalidów.Niebawem rozesz wieść, że pojadąoni do szpitala czy sanatorium w Dr92.gdzie zostaną otoczeni specjalną opieką.Wśród tych szczęśliwców znalazło sięrównież kilku młodych jarosławia-ków, gruzlików, którymi opiekował się na swejsali Staszek Hedorowicz.Chłopcy byli nad wyraz uszczęśliwieni tymisprzyjającymi okolicznościami umożliwiającymi im wyrwanie się z ciężkichwarunków, jakie panowały w obozie.Niemal w ostatniej chwili dołączono do transportu dwóch funkcyjnych Niemców, ato bezrękiego oberkapo Siegruda oraz co było zastanawiające blokowegoKrankenmanna, wprawdzie chorobliwie wprost otyłego, ale cieszącego sięnajlepszym zdrowiem, czego dawał wyraz katując i mordując setki więzniów,najczęściej z własnej, nieprzymuszonej woli.Równocześnie okazało się, że Kran-kenmanna włączono do transportu karnie, ponieważ odkryto u niego w pokojuschowane w nodze od stołu wielkie ilości złota i kosztowności, nie wiadomo, jakzdobyte.Wyglądało na to, że los tego szczęśliwego" transportu zaczynał być niepewny.Staszek, domyśliwszy się słusznie niebezpieczeństwa, jakie grozi jegopodopiecznym, zabiegał teraz wszelkimi siłami, by wydostać kolegów z opresji,lecz bezskutecznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]