[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc tak to było: stanęła na szosie, a potem nagle ktoś do niej podjechał,żeby jej pomóc.Gdyby to był jakiś Joe Smith, zabrałaby ze sobą broń.Ale to nie był Joe Smith.To był ktoś, kogo nie musiała się obawiać. Ktoś, kogo znała. Nie, to by nawet mogło wzbudzić jej podejrzenia.gdyby ktoś, ko-go dobrze zna, ni stąd, ni zowąd pojawił się na drodze przy jej unieru-chomionym wozie.Decker miał rację, to oczywiste. Mów dalej  ponaglił go Oliver. A co myślisz o wozie patrolowym?Oliver klepnął się w czoło.426RLT  Oczywiście.Widzi, jak przystaje za nią glina.To nie jest dobrze wi-dziane, podejść do gliny z bronią w ręku. Więc bierze swój identyfikator.%7łeby się wylegitymować. Peter!  zawołała Marge. Ach, Boże!  Nogi ugięły się pod Deckerem.Oliver zdążył go zła-pać, zanim wpadł w dziurę.Nadbiegła Marge i powiedziała szybko: Niczego nie znalazłam.To znaczy, nie mogę jej znalezć. Zalałasię łzami. Nie mogę znalezć jej ciała! Czego ty szukałaś?  spytał Oliver.Syreny wyły już blisko. Było tam trochę pogniecionych krzaków.Wygląda na to, że odbyłasię tam walka. A krew?  spytał Decker. Nie widziałam krwi.Ale Decker podejrzewał, że to tylko część prawdy.Skierował na niąświatło latarki. Muszę usiąść.Marge pomogła mu wejść do wozu Cindy.Czuł, jak gorące łzy płynąmu z oczu.Otarł je i podniósł wzrok. Marge, przynieś mi moją komórkę!  poprosił Oliver. Albojeszcze lepiej, zadzwoń do Hollywood i sprawdz, czy Tropper albo Be-derman mają służbę.Jeśli nie, sprawdz, kto dziś patroluje albo czyjegowozu brak. Dlaczego mam to zrobić?Oliver przedstawił jej wersję Deckera. Zaraz to zrobię. Marge wzięła komórkę. I jeszcze. Decker odchrząknął. Zadzwoń jeszcze do kalifor-nijskiej drogówki. Dlaczego? Tylko. Decker znów odchrząknął i zaczerpnął duży łyk powie-trza.Czuł, jakby go coś dławiło, choć nocne powietrze było czyste i rześ-kie. Zapytaj, czy nie brakuje żadnego z wozów.RLT Marge popatrzyła na niego.Mówił dalej: Gdybym to ja był Cindy.i nie wiedział, kto jest ze mną, a ktoprzeciw mnie.zachowałbym podejrzliwość w stosunku do wozu patro-lowego.To mógł być Bederman.to mógł być też Tropper. Ponowniezaczerpnął powietrza. Ale wóz z kalifornijskiej drogówki.gdybymstanął unieruchomiony i zobaczył taki wóz.byłbym bardzo szczęśliwy.Wyszedłbym z wozu bez broni.ale wziąłbym swoją odznakę.i powie-działbym.powiedziałbym:  Hej, czy możecie mi pomóc?"428RLT Rozdział trzydziesty piątyHayley mówiła do telefonu z zacisza swego wozu: Ustaliłam, co z Lopezem.Od czterech godzin przebywa z rodzica-mi.Tropper wciąż ze znakiem zapytania.Połączyłam się z żoną Beder-mana.Lada chwila spodziewa się jego powrotu. Powrotu skąd?  przerwał jej Oliver. Z jazdy.Zdarza się, że sam wyjeżdża na ulicę. To dla mnie brzmijak jakaś kompletna bzdura.Hayley też myślała to samo. Ma ze sobą pager.Spróbuję go ściągnąć. Jeśli nie odpowie, Marx, to znaczy, że nie chce odpo- wiedzieć. Chcesz, żeby rozesłać za tym wozem list gończy? Tak byłoby najlepiej.Tylko że nie mamy na niego nic konkretnego.A poza tym, to glina. Oliver był wewnętrznie rozdarty. Podaj mijego numery. Ma dwa prywatne wozy: mini wan ford aerostar i cantaro kombi.%7łona powiedziała, że wziął camaro.to jego wóz. Hayley podała munumery rejestracyjne. Ale wiesz, Scott, myślę, że jeśli on zrobił cośpaskudnego, to wziął wana, a żona coś kręci. A może by podjechać pod jego dom i sprawdzić, czego brakuje? Tak, to dobra myśl.Stamtąd jest tylko pięć minut do domu Beaud-ry'ego.To ten ostatni partner Cindy. Czy to nie on był również poprzednim partnerem Bedermana? Tak.Ale pozostali przyjaciółmi.Wciąż mogą na sobie polegać.RLT  Prawda.Cindy wspominała mi o tym.To dosyć dziwne. Znasz chyba Grahama.Oni są trochę podobni.Myślę, że Grahammoże wiedzieć, gdzie jest teraz Bederman.A przynajmniej wie, gdziemożna by go szukać.Ponieważ nadal są przyjaciółmi. Sprawdzałaś u Belliniego? Tak, dzwoniłam tam.Nie ma go.Graham to fajny chłopak.Daj mitylko. Uważasz, że Graham jest w porządku.Czy nigdy nie pomyślałaś, żemoże być przestępcą? Nie patrzyłam na niego w ten sposób, ale gdyby miał być w towmieszany, chciałabym się z nim zobaczyć.To co robimy najpierw? Je-dziemy do Grahama cży sprawdzamy Bedermana?Przez chwilę było milczenie.Hayley zmieniła temat, dając mu czas nazastanowienie się. Jak tam jest? Znalezliśmy kawałek oddartego ubrania. Jej? Nie wiem, Hayley.Miał taki płaski głos. A.no wiesz.jej samej nie znalezliście?  zapytała. Nie gadalibyśmy tak, gdybyśmy ją znalezli. Przepraszam, głupie pytanie. Nie, w porządku. Głos Olivera złagodniał. To całkiem nor-malne.Niepotrzebnie się uniosłem. To zrozumiałe.A co z porucznikiem? Przeszedł piekło.Cała ta rozmowa nie wpłynęła najlepiej na poziom lęku i tak już bli-skiej załamania Hayley.Czuła, jak w gardle coś ją drapie. A co ja powinnam zrobić? Daleko masz do domu Beaudry'ego? Pięć minut. Sprawdz go.Zadzwoń, jeśli coś znajdziesz.RLT  Dobra. Rozłączyła się i zaczęła zapalać silnik swego wozu.Dziesięcioletni mustang sprawiał jej ostatnio trochę kłopotów.Chyba cośz przekładnią.Nie mogła się jednak zdobyć na jego naprawę.Nawet gonazwała  wierzgający Bronco".Jak zwykle, gdy próbowała ruszyć, wahałsię trochę, nim skoczył naprzód.Chwilę pózniej była już w drodze doBeaudry'ego.Graham mieszkał w prostym parterowym domku w dzielni- cy podob-nych domków.Teren był pagórkowaty, ulice opadały w dół i wznosiły sięjak dziecięca huśtawka.W pobliżu był ocean, domy na górce miały pięk-ny widok.Ale Beaudry mieszkał w białym, wykładanym drewnem dom-ku na dole, na podjezdzie były kwietne gazony.Nie było stąd widać żad-nej rozległej panoramy ani oceanu, ale i tak otoczenie było nie najgorsze.Stanęła po drugiej stronie ulicy i już miała wyjść z wozu, gdy zobaczyła,że jakiś samochód na podjezdzie zapala z tyłu czerwone światła.Akuratstarczyło, by mogła odczytać numer.Bederman.Dała mu odjechać pół przecznicy i ruszyła za nim bez zapalania reflek-torów.Znalezli się na Venice Boulevard.Włączyła teraz światła i trzyma-ła się z tyłu o parę długości wozu, jadąc za nim kilka mil na wschód.Zgasiła je znowu, gdy skręcił w dzielnicę mieszkaniową Culver City.Je-go przecznica to była płaska ulica z bramami mieszkań własnościowychpo jednej stronie i pozbawionymi wyrazu, parterowymi domkami po dru-giej.Bederman wjechał na podjazd własnościówki, włożył kartę magne-tyczną w otwór bramy, a mechaniczny szlaban uniósł się zaraz w górę,pozwalając mu przejechać.Hayley pojechała jeszcze pół ulicy i postawiła tam wóz, myśląc, co bę-dzie dalej.Jeśli Bederman był przez ostatnie dwie godziny u Be-audry'ego, nie mógł być z Cindy, chyba że Bederman i Beaudry byli ra-zem.Nic już nie mogło jej zdziwić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl